Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2012, 17:39   #3
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Przy opuszczaniu Krauzhofen Franc wydawał się odmieniony. Nie śmierdział jak zwykle, ba nawet był umyty i ogolony! Przy dobrym świetle i z odpowiedniej perspektyw wyglądał nawet jak człowiek. Podobały mu się te kilka ostatnich dni w miasteczku. Pił, jadał i ogrywał kogo popadnie a na dodatek, ogrywani rzadko kiedy chcieli dać mu w mordę. Ba, nawet chędożyć zaczął regularnie, co zdarzało mu się nie często. Przez to wszystko poczuł się tak dobrze, że pod koniec nawet nie ogrywał już miejscowych. Ze wszystkiego co mieli. Jednak jak to w życiu bywa, wszystko co dobre, szybko się kończy i trzeba było ruszać w drogę. Na szlaku pozbawiony rzeczonych rozrywek, za to zmuszony co jakiś czas odrąbać Scyzorykiem jakiś czerep, Murer szybko wrócił do swego standardowego zapachu i wyglądu.



Przynajmniej był teraz poważniej opancerzony, bo nie licząc osłoniętych tylko kolczugą ramion i nóg, mógł się pochwalić pełna płytą na torsie i krasnoludzkim hełmem na głowie. Wielki Scyzoryk, zazwyczaj oparty przez ramie, zatknięty za pas młot i zarzucona na plecy tarcza, uzupełniły obraz całości. No i był jeszcze zdobyczny garłacz, który zdążył już bardzo polubić. W tak pogodę szczelnie zawinięty w natłuszczona skórę, aby nie zamókł, w razi czego był gotów odpowiednio przedstawić się w imieniu Franca, który gadani sam za bardzo nie lubił…
*****
Spędzanie nocy w przybytkach Morra zazwyczaj nie należało do przyjemnych. Franc zawsze miał wrażanie, ze umarli są tu witani lepiej, niż żywi. To już jednak była lekka przesada.

Ze Scyzorykiem gotowym do akcji podszedł pierwszych zwłok. przyczyna zejścia tego nieszczęśnika była dość jasna. ~~ Jeszcze ciepły, zaraza. ~~ pomyślał wojownik, szykując się już w myślach na starcie z przeciwnikiem obdarzonym tak potężna siłą. Przyglądając się zwłoką zauważył list. Zabrał go i obejrzał pieczęć. Co prawda sam potrafił składać litery w całe wyrazy, a czasami nawet w zdania, ale raz ze zajmowało to czasami całe godziny a dwa, że bolała go od tego głowa. Dlatego rzucił list Detlefowi.

- Przeczytaj. Może co ważnego a On już go nie dostarczy. -

Sam ruszył za Boćkiem. Polubił nowego kompana, choć czasami miał ochotę ugotować tego cholernego pchlarza., który się z nim szwendał. Szydził z niego co prawda, ze pije jakeś siuśki, zamiast porządnej gorzały jak na mężczyznę przystało, ale po odejściu Knuta, był sporym wsparciem w walce. Podobnie jak Keriann. Poza tym zawsze to para cycków na horyzoncie.

Zwłoki w cerkwi wyglądały na jeszcze ciepłe, stad istniała możliwość, ze napastnik, lub napastnicy wciąż byli środku. Franc nie miał ochoty na ich szukanie w budynku, wolałby raczej walkę na otwartym terenie. Postanowił więc o to zadbać.

- Długo mam na was czekać kurwy, czy w końcu sami wyjdzieta?! Mam tu coś dla was na powitanie! -

Wydarł się do środka budynku, po czym odstąpił kilka kroków, czekając na ewentualną reakcje. Liczył się z tym, że mogli strzelać ze środka, więc profilaktycznie ustawił się tak, aby tego nie ułatwiać. Gdy jednak nikt się nie fatygował, to miał zamiar wejść i ustalić czy, któryś z braciszków jakimś cudem jeszcze żyje i jak zginęli.
 
malahaj jest offline