Jans wysoko ocenił wprawę swych podkomendnych w usuwaniu ludzkiej przeszkody. "Czysto, skutecznie, fachowo. Dobrych mi ludzi przydzielił Burtheizen. Czyli mu zależy...".
Głośno zaś powiedział: - Sigfridzie, to są Wyciskacze. Są skuteczni, ale niestety... po swojemu. Nie traćmy jednak czasu. Uprzątniemy te ciała czarnych strażników.
Rozejrzał się po ich małej drużynie. - Jest mały kłopot. Sęk w tym, że Sepp i Goran już nam nie pomogą. Czas, więc na Twojego pomocnika. Co tak oczy wybałuszasz, Wuju? Ludzie nam się kończą. Wittbach mi będzie potrzebny. Nuże, wyjmijmy go z kryjówki.
Gdy wyciągnęli ze skrzyni małego Buldoga, Jans wziął młodzieńca w obroty. - Posłuchaj mnie uważnie, Panie strażniku miejski, co chce paść świnie. Wierzę Ci. Wierzę, żeś nie jest kultystą. Kultyści nie szczają na widok broni i trupów. Nie płaczą, że chcą do mamy. Przynajmniej nie Ci znaczniejsi.
Wskazał na ciała zabitych strażników. Powiódł dłonią po magazynie, windzie i całym majdanie. - To jest wejście do podziemi. Tam są Ci źli. Bo my, wiem, że trudno Ci w to uwierzyć, są Ci dobrzy. Rozumiesz? Jeśli chcesz nam pomóc, to chodź z nami. Jeśli jednak nie chcesz, to uciekaj. Za późno żebyś nam przeszkodził, ale jeśli masz zamiar uciekać, bo strach Cię obleciał, to zamelduj wszystko swojemu przełożonemu Buldogowi, bo my możemy z tej dziury nie wrócić... a ktoś tę sprawę powinien dokończyć.
Gdy skończyli rozprawę z Wittbachem, Zingger starannie obszukał ciała strażników w poszukiwaniu łupu.
- Powodzenia Goran. Żegnaj Sepp. Bywajcie zdrowi. Na nas czekają tunele i zwierzoludzie, chociaż w sumie co my tam wiemy, nie?
To mówiąc zwrócił się do Olgierda. - Jak to ustrojstwo się wprawia w ruch, kanalarzu? |