Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-08-2012, 23:34   #11
andramil
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Wieczór, jak to każdy kolejny jego życia, przyniósł nowe doświadczenia golemowi. Nigdy wcześniej nie brał udziału w tak licznej debacie, pierwszy raz zobaczył brodatego krasnoluda i to ba! nie jednego! Dowiedział się czym są orkowie, oraz napił się piwa. Choć to ostatnie nie spotkało się z aprobatą zarówno ojca jak i kubków smakowych humanoida.

Krasnolud będący gospodarzem dzisiejszego wieczoru pokrótce przedstawił im jak to się sprawy mają i czego od poszukiwaczy przygód wymaga. Co prawda nie był w stanie wyjaśnić z kim lub czym przyjdzie im się zmierzyć, jednak Ignacius widząc spokój ojca nie przejmował się tym zbytnio. Pod koniec, po tym jak Neron ostał już z nimi odprowadzając wcześniej swego podstarzałego rodzica wzrokiem, rozpoczęła się uczta przepełniona elfim śpiewem, litrami piwa i ciepłą kolacją. Jako, że Molder nie jadł za dużo, a wręcz minimalne ilości, poczęstował się tylko odrobiną gulaszu i zagryzł pajdą chleba. Piwa, jak obiecał swemu wychowawcy nie tknął już ni kropli, jednakże pieśni śpiewane podczas nocnej popijawy wielce do gustu mu przypadły. Szczególe potężne, gardłowe śpiewy krasnoludów po kilku głębszych, choć delikatny wokal bardki także zasłużył na jego uwagę. By nie utracić ani słowa, ani akordu, ni nuty pojedynczej siedział nieruchomo i wpatrywał się w nią uważnie, niczym posąg strażniczy. Jego oczy, płonące jak dwa małe płomienie nieustannie obserwowały każdy jej ruch. Trubadurka mogła by poczuć się nieswojo, i to nawet bardzo, ale nikt nie raczył o tym uświadomić wojownika.

Po całej imprezie w końcu rozeszli się do swoich pokoi, niektórzy czołgając się inni wciąż nucąc pod nosem. Gdy w końcu dotarli do swojego pokoju, półgolem odłożył swój plecak na stół i zdjął rynsztunek. Nicolas jak zwykle usnął pierwszy zostawiając swego syna sam na sam z myślami.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=HyyHqgRyATY&feature=related[/MEDIA]

Poranek jak i cały dzień nie był zbytnio ciekawy. Ot proste śniadanie w towarzystwie milczących względem Ignaciusa nowych współtowarzyszy. Mimo iż przyjdzie im zapewne wspólnie przelewać krew nikt nie pokwapił się by chociaż rzec dwa ciepłe słowa do żyjącego konstruktu. Mimo, iż nie było to miłe, przyzwyczaił się. Ojciec przestrzegał go, żeby większości ludzi i istot nie dopuszczać siebie bliżej niż na odległość miecza, gdyż z natury zdradliwe cywilizacje były by w stanie wbić mu nóż w plecy z czystej złośliwości czy zazdrości idealnego ciała. Dlatego i sam golem nie przejawiał zapędów na dyplomatę czy uwodziciela. Tak więc dzień cierpliwie mu zleciał na prostych treningach w pokoju karczmy oraz studiowaniu jednej z ksiąg ojca. Ot tak, dla zabicia wiecznej nudy.

Dzień w który mieli wyruszyć był dniem przepełnionym emocjami. Radość w sercu ujawniła się na twarzy młodzieńca zapewne napełniając tatka nie małą radością. Ignacius Molder, jak brzmiało jego pełne imię, nie mógł usiedzieć na miejscu. Już gdy słońce ledwo ruszyło na codzienną wyprawę, ukazując światu jeno skrawek świetlistego majestatu, mechaniczny człowiek gotów był do drogi. Tarcza trzymana przy lewym ramieniu osłaniała bok, zaś miecz w pochwie miał być przedłużeniem ramienia. Czy dobrze go wykorzysta się okaże.

W magazynie czuł się wniebowzięty. Wszystko było tak... proste. Poukładane paczki nie raziły chaosem, zaś logiczne ścieżki wśród towaru zachęcały do zwiedzenia całego magazynowego królestwa. Przygotowane dla nich plecaki czekały wiernie na odbiór, a zakorkowane mikstury szybko zostały rozdane pomiędzy śmiałków. Golem zabrał jeden z plecaków przy których przytroczony był kilof, i dokładnie przejrzał zawartość. Poprzenosił brakujące elementy do własnego, po czym resztę odłożył na stół. Czas im było w drogę.

Podróż nie była ani męcząca ani nie znośna. Miarowe kroki niosły go do przodu. Choć większość drużyny poruszała się znacznie szybciej, to i tak musieli czekać na ciężkozbrojnego palladyna czy krótkonogiego karła.
Jednak sielanka nie trwała długo. W chwilę jak tylko stracili swego przewodnika z oczu ich uszy dobiegł krzyk karła.
- Dzik! - dało się usłyszeć. Molder słyszał o tych stworzeniach od swego ojca. Dorosłe samce mają około metra dwadzieścia, choć widziano przypadki do dwóch metrów, i niecałego metra w kłębie. Ostre szable wieńczyły masywny ryj, zaś niewielkie oczy, tak zwane świece, wysoko położone, z czystą nienawiścią patrzą na świat. To tyle w teorii. Dziś pierwszy raz miał obaczyć owe stworzenie.
Przerażenie na twarzy wybiegającego krasnoluda było trudne do odczytania dla kogoś tak oznajmionego z ludzką naturą jak Ignacius. Toteż, nie przejmując się strachem brodacza, wojownik dobył swej broni i ruszył niespiesznym krokiem naprzód.
- Ty w połowie orku, w połowie człowieku idź z mej lewej. Ma tarcza choć trochę cię osłoni. Ty rycerzu z mej prawej i niech twa lewica chroni i mnie. - Spokojne, bez emocji słowa wydane metalicznym głosem dobiegły od golema. Czy była to dobra taktyka nie wiadomo, jednak nie dało mu się odmówić pewności siebie.

Dzik w swym szale bojowym nie zważał na stojącego nieopodal wojownika. Pędził niczym bełt z potężnej kuszy goniąc przerażonego krasnoluda. W swej zaciekłości nie zauważył jak mechaniczne ramię zmierzało ku jego głowie. Co prawda trudno było mówić tu o precyzji. Miecz ledwo zdołał przebić się przez szorstką skórę zwierzęcia, jednak ostrze zasmakowało krwi. Coś niby zadowolenie ukazało się na obliczu Ignaciusa.
 
__________________
Why so serious, Son?

Ostatnio edytowane przez andramil : 29-08-2012 o 23:14.
andramil jest offline