Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-08-2012, 23:34   #11
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Wieczór, jak to każdy kolejny jego życia, przyniósł nowe doświadczenia golemowi. Nigdy wcześniej nie brał udziału w tak licznej debacie, pierwszy raz zobaczył brodatego krasnoluda i to ba! nie jednego! Dowiedział się czym są orkowie, oraz napił się piwa. Choć to ostatnie nie spotkało się z aprobatą zarówno ojca jak i kubków smakowych humanoida.

Krasnolud będący gospodarzem dzisiejszego wieczoru pokrótce przedstawił im jak to się sprawy mają i czego od poszukiwaczy przygód wymaga. Co prawda nie był w stanie wyjaśnić z kim lub czym przyjdzie im się zmierzyć, jednak Ignacius widząc spokój ojca nie przejmował się tym zbytnio. Pod koniec, po tym jak Neron ostał już z nimi odprowadzając wcześniej swego podstarzałego rodzica wzrokiem, rozpoczęła się uczta przepełniona elfim śpiewem, litrami piwa i ciepłą kolacją. Jako, że Molder nie jadł za dużo, a wręcz minimalne ilości, poczęstował się tylko odrobiną gulaszu i zagryzł pajdą chleba. Piwa, jak obiecał swemu wychowawcy nie tknął już ni kropli, jednakże pieśni śpiewane podczas nocnej popijawy wielce do gustu mu przypadły. Szczególe potężne, gardłowe śpiewy krasnoludów po kilku głębszych, choć delikatny wokal bardki także zasłużył na jego uwagę. By nie utracić ani słowa, ani akordu, ni nuty pojedynczej siedział nieruchomo i wpatrywał się w nią uważnie, niczym posąg strażniczy. Jego oczy, płonące jak dwa małe płomienie nieustannie obserwowały każdy jej ruch. Trubadurka mogła by poczuć się nieswojo, i to nawet bardzo, ale nikt nie raczył o tym uświadomić wojownika.

Po całej imprezie w końcu rozeszli się do swoich pokoi, niektórzy czołgając się inni wciąż nucąc pod nosem. Gdy w końcu dotarli do swojego pokoju, półgolem odłożył swój plecak na stół i zdjął rynsztunek. Nicolas jak zwykle usnął pierwszy zostawiając swego syna sam na sam z myślami.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=HyyHqgRyATY&feature=related[/MEDIA]

Poranek jak i cały dzień nie był zbytnio ciekawy. Ot proste śniadanie w towarzystwie milczących względem Ignaciusa nowych współtowarzyszy. Mimo iż przyjdzie im zapewne wspólnie przelewać krew nikt nie pokwapił się by chociaż rzec dwa ciepłe słowa do żyjącego konstruktu. Mimo, iż nie było to miłe, przyzwyczaił się. Ojciec przestrzegał go, żeby większości ludzi i istot nie dopuszczać siebie bliżej niż na odległość miecza, gdyż z natury zdradliwe cywilizacje były by w stanie wbić mu nóż w plecy z czystej złośliwości czy zazdrości idealnego ciała. Dlatego i sam golem nie przejawiał zapędów na dyplomatę czy uwodziciela. Tak więc dzień cierpliwie mu zleciał na prostych treningach w pokoju karczmy oraz studiowaniu jednej z ksiąg ojca. Ot tak, dla zabicia wiecznej nudy.

Dzień w który mieli wyruszyć był dniem przepełnionym emocjami. Radość w sercu ujawniła się na twarzy młodzieńca zapewne napełniając tatka nie małą radością. Ignacius Molder, jak brzmiało jego pełne imię, nie mógł usiedzieć na miejscu. Już gdy słońce ledwo ruszyło na codzienną wyprawę, ukazując światu jeno skrawek świetlistego majestatu, mechaniczny człowiek gotów był do drogi. Tarcza trzymana przy lewym ramieniu osłaniała bok, zaś miecz w pochwie miał być przedłużeniem ramienia. Czy dobrze go wykorzysta się okaże.

W magazynie czuł się wniebowzięty. Wszystko było tak... proste. Poukładane paczki nie raziły chaosem, zaś logiczne ścieżki wśród towaru zachęcały do zwiedzenia całego magazynowego królestwa. Przygotowane dla nich plecaki czekały wiernie na odbiór, a zakorkowane mikstury szybko zostały rozdane pomiędzy śmiałków. Golem zabrał jeden z plecaków przy których przytroczony był kilof, i dokładnie przejrzał zawartość. Poprzenosił brakujące elementy do własnego, po czym resztę odłożył na stół. Czas im było w drogę.

Podróż nie była ani męcząca ani nie znośna. Miarowe kroki niosły go do przodu. Choć większość drużyny poruszała się znacznie szybciej, to i tak musieli czekać na ciężkozbrojnego palladyna czy krótkonogiego karła.
Jednak sielanka nie trwała długo. W chwilę jak tylko stracili swego przewodnika z oczu ich uszy dobiegł krzyk karła.
- Dzik! - dało się usłyszeć. Molder słyszał o tych stworzeniach od swego ojca. Dorosłe samce mają około metra dwadzieścia, choć widziano przypadki do dwóch metrów, i niecałego metra w kłębie. Ostre szable wieńczyły masywny ryj, zaś niewielkie oczy, tak zwane świece, wysoko położone, z czystą nienawiścią patrzą na świat. To tyle w teorii. Dziś pierwszy raz miał obaczyć owe stworzenie.
Przerażenie na twarzy wybiegającego krasnoluda było trudne do odczytania dla kogoś tak oznajmionego z ludzką naturą jak Ignacius. Toteż, nie przejmując się strachem brodacza, wojownik dobył swej broni i ruszył niespiesznym krokiem naprzód.
- Ty w połowie orku, w połowie człowieku idź z mej lewej. Ma tarcza choć trochę cię osłoni. Ty rycerzu z mej prawej i niech twa lewica chroni i mnie. - Spokojne, bez emocji słowa wydane metalicznym głosem dobiegły od golema. Czy była to dobra taktyka nie wiadomo, jednak nie dało mu się odmówić pewności siebie.

Dzik w swym szale bojowym nie zważał na stojącego nieopodal wojownika. Pędził niczym bełt z potężnej kuszy goniąc przerażonego krasnoluda. W swej zaciekłości nie zauważył jak mechaniczne ramię zmierzało ku jego głowie. Co prawda trudno było mówić tu o precyzji. Miecz ledwo zdołał przebić się przez szorstką skórę zwierzęcia, jednak ostrze zasmakowało krwi. Coś niby zadowolenie ukazało się na obliczu Ignaciusa.
 
__________________
Why so serious, Son?

Ostatnio edytowane przez andramil : 29-08-2012 o 23:14.
andramil jest offline  
Stary 29-08-2012, 01:26   #12
 
Kavi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kavi nie jest za bardzo znany
Szła wyprostowana przez izbę, by ukazywać swą smukła sylwetkę. Rozejrzała się po zebranych i rzekła :
- Etrya, jak można było zauważyć bardka - powiedziała elfka zarzucając ognisto czerwone włosy na plecy. Usiadła na najbliższym krześle i-zaczęła obserwować zebranych - chętnie posłucham co tam proponujecie, bo siedzieć dłużej w tym miejscu nie usiedzę.
Elfka zmęczona występem, próbowała ukazywać siebie w jak najlepszym świetle. Siedziała wyprostowana, mimo iż ból pleców już powoli dawaj jej się we znaki.
Ileż czasu on zamierza tak ględzić? Nie przyszłam tu słuchać życiorysu... wole bardziej rzeczowe informacje, czego szukać, gdzie i za ile... - dusiła w myślach Shiren przyglądajac się ukradkowo przyszłym kompanom. - Połowa z nich wydaje się nie nadawać choć ten paladyn... tak, to jego uwagę muszę zdobyć. - zamyślona wpatrywała się dalej, ledwo słuchając opowieści krasnoluda

Dopiero słysząc ile może zarobić bardka szybko odgoniła wszelkie myśli.
Lutnia niby jest, ale styrana występami... Nowa by się zdała, a sumka taka pozwoli na zakupy. Teraz tylko przekonać tego brodacza, że się przyda w wyprawie. - pomyślała i zaczęła uważniej wsłuchiwać się w monolog krasnoluda.
Po chwili dostała swój kufel z piwem i znów zamyśliła się. Popijając piwo próbowała przypomnieć sobie zasłyszaną kiedyś piosnkę o tym trunku. Niestety, nie było to proste gdyż siedząc zresztą zmuszona była wysłuchań pytań na temat rasy półorczej. W pewnym momencie zrobiło jej się nawet żal mnicha i próbowała mu dodać jakoś otuchy podziwiając jego opanowanie.
Kończące się piwo, sprawiło że marzyła o ostatniej nocy w tym przybytku. Gdy tylko w ostatnim kuflu ostała się tylko piana na dnie udała się do swej izby. Była ona raczej skromna, ale przynajmniej miała dach. Łóżko nie sprawiało wrażenia najlepszej jakości, ale i tak zasnęła szybko niczym zmęczone po całym dni zabawy dziecko.

Noc zleciała tak szybko, że pomyśleć by można, że wcale jej nie było. Elfka obudziła się, i pierwsze co odczuła to lekkie zakręcenie w głowie. Alkohol co prawda zdążył wyparować, lecz jakieś znikome resztki pozostały w jej organizmie. Po śniadaniu porozmawiała chwile z właścicielem tej karczmy. Podziękowała za gościnę i postanowiła zaśpiewać jeszcze jedną pieśń na odchodne, a nuż coś grosza więcej jej wpadnie. Wybrała krótki utwór, który kiedyś zasłyszała i który to wczoraj próbowała sobie przypomnieć. Przeszła w kąt sali w którym najmniej było ław, rozejrzała się i zauważyła tylko półorka i paru mieszkańców, którzy chyba co dzień zaczynali wschód słońca wraz z kuflem piwa.
Tak ta pieśń na pewno będzie tu pasować – pomyślała . Naszykowała lunie, wyprostowała się i wraz z pierwszymy brzdąknięciami zaczęła śpiewać tak :

„Wędrowałam na północ i północny zachód
Nie znalazłam miłości, żadnej miłości
Poszłam na południe i południowy zachód
Nie znalazłam miłości, żadnej miłości
Z południa na północ wędrowałam
I żadnej miłości tam nie zaznałam
Wróciłam więc do źródła i Cię zobaczyłam
Złocisty trunku, jakże ślepa byłam
Rzekłam więc szybko, nie kryjąc łez
Jasne czy ciemne- jeden to pies
Piwo, tyś przecież miłością mą jest!”


Utwór nie był długi, więc mogła od razu podziękować ukłonem i podejść do jedynej twarzy jaką była w stanie rozpoznać.
- I jak podoba Ci się mój śpiew? - zapytała
- Ładnie. - skomplementował Samin, ponieważ występ elfki naprawdę mu się spodobał. Potem poczuł, że to ciut za mało, ale jakoś nie mógł nic wymyślić poza... - Bardzo ładnie. - i by wzmocnić efekt pokiwał energicznie głową z zakłopotanym uśmiechem. Po czym szybko zmienił temat - Ten instrument ma historię? Podobno elfie instrumenty mają... No, historię. Zawsze. Tak mi mówił jeden ze starszych braci. Brat Tolen. - po czym umilkł, spoglądając na nią z ciekawością w oczach.
- W domu mym mawiano, że ta stara lutnia to jeszcze po pradziadku mego ojca ze strony matki, i że to po nim, w mych żyłach rozbrzmiewa muzyka. Kupił ją podobno, choć prawdy znać nie mogę, od jakiejś kobiety na targu.- odpowiedziała jednym tchem, wzięła głęboki oddech i kontynuowała - Podobno chciała się jej pozbyć, miała to przynosić podobno pecha, tym dla których muzyka jest tylko sposobem zarobku a nie rozrywką. W domu nikt poza tym przodkiem na niej grywać, nie grywał, bo były to dla elfów czasy bardzo przesądne. Bo wiedzieć Ci trzeba, że elfy z natury boją się klątw. Ja tą lutnie znalazłam jak byłam jeszcze mała. Wtedy nikt nie mówił o tej lutni, bo leżała zakurzona na poddaszu. Grywałam na niej odkąd skończyłam ten czas gdy nie pamięta się swojego życia. Pamiętam, że rodzice surowo zabraniali mi na niej grać, bali się zapewne o mnie. Jednak wymykałam się często na poddasze i z zamkniętymi oczami widziałam tylko muzykę. Możesz mi nie wierzyć, ale słyszałam jakby szepty nut, tańczącą melodię. Ale historii nigdy nie poznałam, więc tyle o niej mogę jedynie powiedzieć. Czy znasz może jakąś opowieść o innym instrumencie, chętnie bym ją poznała - zapytała.
- Brat Tolen ma piękny flet, ale od kiedy wstąpił do zakonu podobno nigdy na nim nie zagrał. Nikt chyba nie wie czemu. Niektórzy bracia mówili, że uciekł do klasztoru przez jakiś zakład i że tak naprawdę brak mu wiary, ale... - nagle urwał i odchrząknąwszy znów poruszył temat, tylko że inny - Jesteś elfką, prawda? Wyglądasz inaczej niż większość ludzi z domieszką elfiej krwi... Chyba żeby jednak... - znów zamilkł po czym dodał jakby pewniej, ale też ze skruchą w głosie, wyprostowawszy się przy tym - Przepraszam za moje niestosowne zachowanie, mam nadzieję że nie czuje się pani urażona. Jak pani się podobają warunki naszej misji? - zapytał grzecznie.
- Jestem elfką. Nie ma we mnie ludzkiej krwi, nie żebym miała coś do łączonych ras. Dla mnie każdy jest równy, dopóty dopóki nie podważa mojej pasji do muzyki, dopóki mogę sobie spokojnie grać. Misja jak misja, chce móc wam umilać czas i przy tym trochę zarobić - odpowiedziała.- Najważniejsze bym spisała nową historię, której częścią stać się mogę, i słowa w pieśń jakąś piękną ubrać. -dodała - Chciałabym tylko przeżyć jakoś.
- Nagroda jest duża. Ryzyko też zapewne jest duże. Czy nie lepiej byłoby znaleźć coś bezpieczniejszego? - Zabrzmiałoby to protekcjonalnie, ale czuć autentyczną troskę w tych słowach.
- Bez ryzyka nie ma i zysku, a lutnia ta długo już nie wytrzyma, chce zachować ją kiedyś na pamiątkę, ale reperowana już była, nadaje się tylko na strych, a mnie potrzebna taka, która się nie rozleci szybko. Dlatego nie mam innego wyboru jak zgodzić się, choć powiem Ci tak między nami - i tu ściszyła trochę głos - strasznie się boje. Nie mam się jak bronić, ani jak atakować, posługuje się bronią tak słabo, ze walnięcie lutnią dałoby chyba lepszy efekt. To głupie, wiem, ale muszę spróbować, bo wracać i tak nie mam gdzie. - zakończyła Shi. - A Ty? Czemu wyruszasz? Nie boisz się? - zapytała trochę głupio patrząc na muskularne ciało półorka.
- Rozumiem, co czujesz. Ja... Tu jest ciekawiej. I mogę się przydać. Nauczono mnie jak sobie radzić. Jeśli będzie groźnie, pomogę Ci, nie musisz się martwić - jakby urósł o kilka centymetrów - Tak być powinno, siła w służbie potrzebujących - z twarzy na chwilę zniknął mu uśmiech a zastąpiła go powaga, skłonił się lekko, z szacunkiem; nie wiadomo czy bardziej bardce, czy zasadzie, a może tylko z przyzwyczajenia.
- Naprawdę? Mogę liczyć na Twą pomoc w razie problemów? - zapytała jednym tchem, jakby z nie dowierzaniem - To bardzo by mi pomogło - zarumieniła się - w zamian chciałabym Ci jakoś pomóc, jeśli będziesz potrzebował kogoś , kto w spacerze mógłby umilić Ci czas rozmowa czy też w smutny dzień posłuchać jakieś pieśni, wiesz gdzie mnie znaleźć. Teraz proponuje napić się trochę wina by zacieśnić naszą znajomość. Może jeszcze opowiesz mi trochę o sobie?
Nagrodą za słuszne czyny jest sama świadomość prawości postepowania.
- po czym dodał nieco mniej pewnie - Nie chciałbym przeszkadzać. Nie powinienem pić wina. Muszę jeszcze kupić buty - nie wiesz może, ile mogą kosztować tutaj? - prawdopodobnie zje go pierwsza straganiarka, a uliczni sprzedawcy pobiją się o resztki z jego chudej sakiewki.
-Niestety nie mam pojęcia co można w mieście tym znaleźć, bo z dalekich krain pochodzę, w takim razie nie mogę Ci towarzyszyć, wybacz. Przed wyprawą wolałabym się jeszcze odświeżyć.

Bardka powędrowała do łaźni tego przybytku. Kąpiel była jedynym o czym marzyła. Nie miała ochoty nigdzie spacerować, jeszcze się nachodzi w czasie wyprawy.

**********

Wszędzie gdzie szła razem z drużyną trzymała się raczej z tyłu. Shiren nie śpieszno było do niczego, także podziwiała sobie spokojnie polane oraz otaczającą przestrzeń. Po trwającym godzinie spacerze znalazła się tuż przed lasem, i nagle zobaczyła jak krasnolud robiący za przewodnika nagle wybiegł z lasu krzycząc coś niezrozumiałego lecz zwiastującego na pewno niebezpieczeństwo. Odruchowo elfka zrobiła kilka kroków w tył, po czym próbowała się bezpiecznie oddalić od nadbiegających stworzeń.
 
__________________
"Zagrałam samą sobą, bo dotknęłam spaw, które zawsze były mi obce i od których świadomie odchodziłam. Być może przegrałam, bo będąc orędowniczką Dziewczyny, pokochałam Mistrza"
Kavi jest offline  
Stary 29-08-2012, 20:32   #13
 
Someirhle's Avatar
 
Reputacja: 1 Someirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputację
Samin wysłuchał wszystkiego, co mieli do powiedzenia obaj krasnoludowie, a gdy spotkanie z wolna przemieniło się w popijawę odczekał chwilę z wyuczonej grzeczności po czym umknął do swojego pokoju. Zamknąwszy za sobą drzwi, westchnął z ulgą - tu już nie czuł się tak bardzo obserwowany, ani też nie musiał się wciąż pilnować... Ułożył więc na środku pokoju swój bagaż i rozsiadł się przy nim wygodnie na podłodze, po czym zaczął przeglądać, oczyszczać i układać wszystkie rzeczy po kolei, od czasu do czasu przysłuchując się odgłosom dochodzącym z głównej sali. Szczególną uwagę jak zwykle poświęcił toporowi. Polerując go, pozwolił myślom płynąć swobodnie. Dlaczego wogóle wziął go ze sobą? Nie był mu on w sumie potrzebny. Krótki zamach przeciął powietrze i pozwolił żelazu zabłysnąć w świetle świecy. Broń wydawała się ciężka i nieporęczna, choć wykonanie z pewnością było staranne. Przez te kilka tygodni od kiedy go otrzymał stał się on siedliskiem nieskończonej liczby marzeń i domysłów.
Czy była to broń jego rodziny? Ojca? Czy kogoś zabiła, uratowała? Odkupiciel a może Bratobójca, czy ten topór mógł mieć imię? Czy tylko krwawą i smutną przeszłość? Spotykając wielu innych ludzi i słuchając ich własnych historii, zaczął doceniać ten zdawałoby się bezużyteczny kawał metalu. Dawał mu własną przeszłość, nawet jeśli tak niepewną i złudną jak senne marzenie. Nawet jeśli było to mniej niż mieli inni. Ostaczecznie, jaka by to nie była historia, jest moja.
Spakowawszy się w końcu, przeszedł do wieczornych, dziękczynnych modłów, po czym zmęczony dniem, usnął.

***

Następny dzień przywitał wcześnie, jako pierwszy zjawił się pod magazynem. Potem zaś miał już cały dzień wolny - gratka która nieczęsto mu się zdarzała w życiu... W pierwszej kolejności zdecydował się na kąpiel. Czystość ciała, umysłu i duszy. W nich tkwi prawdziwa siła.
W drodze powrotnej usłyszał z jednej z karczm znajomy, elfi głos. Przystanął, wstąpił, zasłuchał się i już nie mógł wyjść. Elfia bardka miała w sobie coś urzekającego... Nie powinien był chyba potem z nią rozmawiać. Ostatecznie narastające, niesprecyzowane poczucie winy wzięło w nim górę i uciekł od niej pod pozorem zakupów. Na dowód że nie kłamał (komu dowodził?), wyruszył by kupić te buty, co zajęło mu trochę czasu... Resztę dnia zaś, w akcie samodyscypliny, postanowił spędzić na medytacjach.
Noc wlokła się powoli, a gryząca ciekawość jakoś nie pozwalała zasnąć.
Jeszcze wśród porannych mgieł przebiegł truchtem pod pręgierz.

***

Neron, wypadłszy z zarośli wrzeszczał coś opętańczo i biegł ile sił w nogach. Nim ktokolwiek zdążył spytać, kolejna sylwetka wyskoczyła z krzaków i ruszyła w pogoń za krasnoludem. Dzik. To musiało być to słowo.
W następnej sekundzie miejsce w którym stał przed chwilą Samin nagle opustoszało, a w stronę dzika, stąpając głośno, pędziła niepowstrzymanie i z niespodziewaną gracją szarozielona góra mięśni.
Rozłożywszy ramiona by łatwiej znaleźć chwyt półork z pełnym impetem wpadł na dzika, w próbie przyduszenia go do podłoża i uniemożliwienia dalszej pogoni.
 
__________________
Cogito ergo argh...!

Ostatnio edytowane przez Someirhle : 02-09-2012 o 20:19.
Someirhle jest offline  
Stary 30-08-2012, 13:09   #14
 
Sketch's Avatar
 
Reputacja: 1 Sketch nie jest za bardzo znanySketch nie jest za bardzo znany
Spontaniczna decyzja okazała się być dobrą decyzją. Zrazu wydawało się, iż całe te poszukiwanie śmiałków jest jednym wielkim żartem. Jeśli miało się to jednak okazać prawdą zapewne marny kuglarz nie stanowiłby żadnej konkurencji dla żądnych przygodny mężów, doświadczonych wojów i potężnych magów. Jednakże rzeczywistość przeszła najśmielsze oczekiwania.

Luki w pamięci pojawiły się dopiero nad ranem. Po takiej ilości wchłoniętego trunku nie powinno nikogo to dziwić. Również to, iż samego Assego należało odprowadzić do pokoju na piętrze, gdyż sam nie był w stanie. Pomimo zwariowanego wieczoru wspomnienia można było umieścić na półce zwanej warte zapamiętania. Z pewną ostrożnością należało również pamiętać niektóre zastanawiające szczegóły. Jednym z nich było nazwanie kuglarza niepozornym magiem przez krasnoluda. Dla zwykłych ludzi niewielka to różnica, lecz w rzeczywistości był zaklinaczem. Nasuwało się jedynie pytanie ile wie Tharun Dearian z klanu Żelaznego Młota?

Gruby karczmarz zauważalnie okazywał niechęć. Nie dość, że zmuszony był nieść brodacza w stanie widocznego upojenia, to i następnego ranka z wielką niechęcią musiał spełnić prośbę przyniesienia dokładki. Takiej strawy Asse od dawien dawna nie miał w pysku. Korzystał więc z niej jak tylko mógł. Nadjadłszy się tak, iż ból sprawiało samo spojrzenie na jakikolwiek pokarm, zadowolony opuścił przybytek.

W następnej kolejności udał się na własny, albo raczej już były stryszek. Uniknięcie spotkaniu z siostrzenicą nie należało do trudnych, aczkolwiek z jej potomstwem tak. Nim kuglarz zabrał swoje jedyne rzeczy, czyli spakowaną już zawczasu torbę podróżną z przeróżnymi drobiazgami jak i niezbędnymi przedmiotami, przedstawił chłopcom wymyślną na poczekaniu bajędę o ratowaniu bliżej nieznanej wioski przed przeokropną klęską, a konkretnie brakiem rozrywki. Kuglarz jakoby miał znaleźć tam stałe zatrudnienie zabawiając wieśniaków do bólu.

Dzień kolejny rozpoczął się od marnego śniadania oraz spóźnienia pod pręgierzem, monotonnego lawirowania w magazynie wśród paczek, podziwiania ubogiego sprzętu, który jakiś biedak będzie musiał taszczyć na plecach. Na pewno owym nie byłby podstarzały łysol z drągiem miast miecza.

Ociężała przeprawa przez pole nie należała do szczególnie ciężkich, jak zakładał zaklinacz. Gdy zmęczenie przywitało go niczym dobry znajomy w porę krasnolud zarządził krótki postój. Wtedy też przewodnik okazał się być lękliwym brodaczem, niegodnym rodu z jakiego się wywodził.
- Mknie jak marynarz na pochędużkę. - Zachichotał, po czym odsunął się nieco by czekać na dalszy przebieg zdarzeń.
 
Sketch jest offline  
Stary 30-08-2012, 22:14   #15
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Jego mały Ignacius, choć gdy spojrzeć na rozmiar to w określenie ,,mały” było ostatnim jakie mogło przyjść na myśl spoglądając na potężną stalową sylwetkę, wciąż dopiero poznawał świat w którym przyszło mu żyć. Chociaż starszy mag starał się ze wszystkich sił przekazać mu jak najwięcej swojej wiedzy trudno było pamiętać o wyjaśnieniu mu wszystkiego przed opuszczeniem wieży, zwłaszcza że umysł Nicolasa wciąż był zaćmiony i niezdyscyplinowany. Choć czarodziej usilnie próbował ponownie zaprzęgnąć swoje myśli do pracy na powrót kierując je na właściwe normalnym ludziom tory nie był w stanie odzyskać swojej dawnej mentalnej sprawności. Zmienił się przez te lata i co gorsza miał tego świadomość, bo chociaż w swoich eksperymentach przekroczył nieosiągalne zdawałoby się dla zwykłego człowieka progi przez chwile stając w jednym rzędzie z bytami uważanymi powszechnie za bogów przyszło mu za to zapłacić wysoką cenę. Moc, bogactwo a nawet zdrowe zmysły, to wszystko odeszło poświęcone w imię wyższego dobra by nie tylko oszukać śmierć ale przejść o krok dalej spełniając marzenie umarłej i w połowie żywego stworzyć nowe życie. Gdy jednak udało się osiągnąć ten zaskakujący nawet dla niego samego sukces przekonał się że pomimo jego wcześniejszych oczekiwań nie stanowił on zwieńczenia życia Nicolasa tylko otwierał w nim nowy etap. Danie życia to jedno, ale wzięcie za nie odpowiedzialności to już całkiem inna historia. Czarodziej starał się być dobrym ojcem, jednak oddalił się w zbyt wielkim stopniu od innych ludzi jak i od własnego człowieczeństwa by teraz móc stworzyć normalną rodzinę. Zamiast tego dał swojemu dziecku to, co miał najcenniejszego - swoją wiedzę. Dniami i nocami uczył go, znajdując w Ignaciusie pojętnego ucznia i chociaż skąpił mu pochwał bojąc się że spocznie na laurach to trudno było nie uznać jego sukcesów. Nauczenie się w ciągu tego roku podstaw historii, geografii oraz literatury klasycznej zakrawało na niemożliwość, a jakby tego było mało to na poły mechaniczne dziecko zdołało w tym samym czasie przyswoić kilka obcych języków zarówno w mowie jak i piśmie. Nic jednak nie sprawiło Nicolasowi takiej przyjemności jak odkrycie że jego syn po nocach ,,zakrada” się do biblioteki próbując go nie obudzić tylko po to by czytać. Wybitnie zdolne, ambitne dziecko było spełnieniem marzeń każdego rodzica, jednak mimo wszystko stary czarodziej nie był w stanie nauczyć go wszystkiego, a zwłaszcza rzeczy tak elementarnej jak umiejętność adoptowania się do społeczeństwa. Trudno było go jednak o to obwiniać, zważywszy na fakt że on sam zawsze miał z tym problemy o czym mogła świadczyć rozmowa w karczmie z Ignaciusem, gdy ten po raz pierwszy zetknął się z nową dla siebie rasą orków

- Orkami? - Ignacius szepnął nie z cicha w stronę swego ojca - Co to jest?

- Jedna z humanoidalnych ras występujących w naszym świecie synu. Dość pierwotna można rzec, charakteryzująca się brakiem ogłady, zdolności twórczych i próbująca nadrabiać niedostatki cywilizacyjne skłonnością do brutalności. Co ciekawe, może krzyżować się z ludźmi tworząc nieco już bliższe pojęciu istoty cywilizowanej mieszanki

- Czyli... są źli? - prostota umysłu i pojomowania świata naturalnie zachęcała Ignaciusa do szufladkowania wszystkiego na białe i czarne.

Nicolas westchnął ciężko

- Trudno określić ich jednoznacznie jako złych. Pamiętasz, co mówiłem ci o ocenianiu ludzi jako złych tylko z tego powodu, że są mniej inteligentni? Tak samo jest z orkami

- Pamiętam - rzekł z pokorą w głosie i spuścił głowę. Wyglądało to trochę sztucznie, jakby jeszcze nie umiał ukazywać naturalnie swych uczuć. Po chwili spojrzał swym niczego nie wyrażającym wzrokiem wpierw na krasnoludy, potem na półorka swą posturą przewyższającą większość ludzi, a na końcu na elfią bardkę o rudych włosach. - Czy one wyglądają podobnie? - wskazał palcem na owego półorka, gdyż jego aparycja oraz twarz jako jedyna pasowała do opisu ojca.

- Prosiłem, nie pokazuj palcem, to niegrzeczne - odpowiedział mag dla którego najwyraźniej pojęcie grzeczności wyglądało trochę inaczej niż dla normalnego człowieka - to zapewne półork, bo chociaż można dostrzec pewne dziedzictwo orkowej krwi ten osobnik nie rzucił się jeszcze na nas próbując udowodnić dzięki sile swoją dominującą pozycję w stadzie

- Rozumiem - potwierdził skinieniem głowy Wiedziałem, że jest coś z nim nie tak. - przeszło mu przez myśl.

Na szczęście pół-ork, cały czas obecny w trakcie rozmowy okazał się na tyle spokojny że nie odebrał rozmowy tej dwójki za zniewagę niejako przecząc stereotypowemu wizerunkowi jaki Nicolas przekazał swojemu synowi. Zrobił to jednak dla jego własnego bezpieczeństwa, wiedząc że dzięki temu jego dziecko będzie ostrożniejsze w kontaktach z przedstawicielami tej rasy którzy w większości jednak skłonni byli do brutalności zwłaszcza w odniesieniu do rzeczy których nie rozumieli.

Gdy wszyscy rozeszli się do swoich pokoi czarodziej wydobył z podróżnego plecaka trochę narzędzi, oraz pozostałe mu wyraźnie z jakiegoś innego dzieła skrawki metal po czym zabrał się do pracy. Wciąż miał świeżo w pamięci smutek jaki widział na twarzy Ignaciusa gdy ten nieświadomy własnej siły oraz kruchości żywych stworzeń przez przypadek zabił ćmę więc postanowił coś z tym zrobić. Jakby na to nie spojrzeć jego syn mimo widocznej potęgi wciąż pozostawał dzieckiem, dlatego starszy mężczyzna był pewien że ucieszy się z zabawki jaką dla niego przygotowywał. Wena wyjątkowo mu dopisywała, a umiejętności których nabył w trakcie dotychczasowej pracy nad różnymi mechanizmami teraz znalazły nowe zastosowanie dzięki czemu figurka udała mu się wręcz znakomicie.



Starszy mężczyzna, do tej pory nieodmiennie poważny i zamyślony uśmiechnął się po raz pierwszy od jakiegoś czasu wyobrażając sobie jak będzie wyglądała reakcja Ignaciusa

***

Nicolas nie skorzystał zbytnio z przygotowanego dla nich ekwipunku, nie widział sensu w zabieraniu zbyt dużego obciążenia które nie tylko nie wyglądało na zbyt przydatne ale opóźniałoby ich marsz. Opróżnił więc przygotowany dla siebie plecak przekazując linę swojemu dziecku o którym wiedział że tyle dodatkowego obciążenia i tak nie sprawi mu różnicy odbierając za to niepotrzebne mu racje żywnościowe. Sama torba mogła być przydatna gdyby jego własny plecak uszkodził się w trakcie drogi, zabrał więc ją ze sobą na wszelki wypadek

W trakcie podróży można było zaobserwować że czarodziej trzymał się naprawdę dobrze jak na swój wiek znosząc trudny pieszej wędrówki. W dużej mierze zawdzięczał to wygodnym ubraniom których ciężar nijak nie miał się do ciężaru zbroi takiego na przykład kapłana, oraz faktowi że mimo swojej pracy w której większość czasu siedział nad starymi zwojami lub przedmiotami do zbadania starał się zachowywać chociaż minimum wysiłku fizycznego. Po drodze rozmawiał ze swoim dzieckiem podając nazwy nowo spotkanych roślin bądź też zwierząt, każde z nich nazywając zawsze przynajmniej w kilku językach. Wiedział że Ignacius bez problemu zapamięta zdecydowaną większość z nich podobnie jak słowo w słowo potrafił zapamiętywać treść książek. Cała wyprawa wyglądała wręcz sielankowo do momentu gdy nie zostali zaatakowani przez dzika. Trudno jednak było zauważyć u maga jakiekolwiek większe emocje niż uprzejme zdziwienie nijak nie pasujące do aktualnej sytuacji. Zamiast w panice dobywać broni lub przygotowywać się do rzucenia zaklęcia czarodziej cofnął się dwa kroki w tył by nie przeszkodzić swojemu synowi gdy ten wydawał polecenia przygotowując się do walki

- Uważaj tylko synu, raz zraniony dzik raczej nie odpuści i będzie atakował dopóki nie uśmierci ofiary lub sam nie zginie. Bądź ostrożny, nie daj mu się zbytnio pocharatać
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 02-09-2012, 10:28   #16
 
Buzon's Avatar
 
Reputacja: 1 Buzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie coś
No no, elfy rzeczywiście mają ładny głos, a raczej elfki.- prosto skomentował występ gwiazdy wieczoru.- Ale nie mówcie, że ona tutaj na poważnie...- z "uśmiechem" myślał o elfce która wraz z nim i pozostałymi zgłosiła się do zadania, gdzie słowo zgłosić się nie było trafnym jeśli chodzi o młodego człowieka.
Wielka chodząca zbroja przykuła jego wzrok najdłużej. Widział golemy, ale z tego co mu wiadomo to nie maja swojej własnej woli. Nie maja uczuć i jedynie co potrafią robić to wypełniać rozkazy swojego pana. Na rysunkach zakonnych ksiąg, z którymi musiał się zapoznać także nie było opcji aby powiązał go z tym "okazem" jeśli tak można o nim powiedzieć. W przeciwieństwie do tych co widział ten był w stanie idealnym, zadbany, czysty nie brakowało mu części. Jakby dopiero co wyszedł spod rąk swojego twórcy. Twórcy, jego twórca wyglądał na zmęczonego życiem czarodzieja.
Będę musiał z nim porozmawiać, może dowiem się czegoś więcej o golemach...
-Orkami? Co to jest? - Już miał wtrącić się w rozmowę golema i jego twórcy, aby podkreślić czym są owi orkowie, ale nie chciał robić kłopotów sobie ani Zakonowi przed oczyma krasnoluda, bowiem jego oczy spoczęły na Brudasie. Nen wziął kolejny łyk piwa, słuchając z ciekawością czy z podręcznikową dokładnością czarodziej przedstawi orków. Zapomniał kilku szczegółów. Pewnie dlatego, że był bezstronny podchodził do nich neutralnie i ostrożnie.
Nen wychowany został w niechęci do tych stworzeń. Od lat wpajano mu iż orkowie są przesiąknięci chaosem i złem. Sieją spustoszenie wszędzie tam gdzie postanie ich barbarzyńska noga. Ale większą niechęcią od orków darzył Brudasów tejże rasy. Nie wiedział czemu. Gdzie orkowie budzili w nim niechęć to widok mieszańca napawał go obrzydzeniem. Powodem może było to iż w większości półorkowie to "owoce" gwałtów wykonanych przez plądrujące plemiona orków. Jakiejś niewiaście udało się jakimś cudem ujść z życiem, aby dać życie kolejnej istocie, która posiadała w sobie krew ludzką jak i zarazem orczą. Według opisów półorkowie nie są lubiani nawet w śród orków, którzy gardzą ich ludzką połową identycznie jak ludzie ich orczą. Niestety nie ma się co dziwić. Odwieczni wrogowie lubiący się swoim pochodzeniem nie przywykną do bratania się z czymś takim...
Nen podczas przemowy przewodnika, który pokieruje wyprawą dopił swoje drugie piwo. Kiedy przewodnik zawołał po kolejną kolejkę, paladyn wstał przepraszając wszystkich i udał się do pokoju. Nie chciał się bratać, albowiem nauczono go, że zbędne więzi tylko przeszkadzają w wykonywaniu zadań, dlatego paladyni żyją i umierają jako kawalerowie albowiem miłość do drugiej istoty mogła by zasiać strach w jego sercu, strach przed śmiercią w obronie wiary, a na to nie można sobie pozwolić. To jest cena jaką płacą za moc otrzymywaną od boga. Ludzie myślą o paladynach jak o bezmyślnie oddanych wojownikach, ale nie wiedzą jak to jest nie móc poczuć czegoś do drugiej osoby z wyjątkiem obowiązku. Obowiązku ochrony.
Resztę rozważań zakończył w pokoju leżąc na łóżku.


***
W magazynie czekał na niego plecak. Odebrał go i oczywiście przejrzał zawartość.
-Może się przydać- rzekł trzymając fiolkę w dłoni. Wiedział co to jest nie raz widział to w zakonie.
Lina, łopata, krasnolud... Witamy w podziemiach...-z uśmiechem na twarzy zarzucił plecak na prawe ramię. Trochę niewygodnie ale za to ie będzie miał problemu z zrzuceniem go i dobyciem broni albowiem Nen był manikutem. W Zakonie było jeszcze dwóch takich jak on, ale on nie miał szczęścia i treningi miał z praworęcznymi. Trenując tak wydawało mu się jakby walczył ze swoim odbiciem. Początki był trudne ale w końcu dostosował się do już do tego. Swoją słabość zamienił w atut...

Do pieszej wędrówki rycerz zdążył się już przyzwyczaić. Nawet dodatkowe obciążenie mu nie wadziło. Całą drogę miał ochotę zaczepić maga i zapytać się o jego dzieło, ale musiałby przerwać im w rozmowie, a idąc za nimi jedynie się przysłuchiwał. Wydawało mu się jakby faktycznie patrzał na ojca i jego syna. Jak ojciec daje lekcje dotyczącej znajomości przyrody.
Krasnoluda stracił z oczu już dawno. Rybka wypuściła się przed nich. Było to typowe zachowanie każdego zwiadowcy. Idą oni przodem sprawdzając czy droga jest bezpieczna, a w razie niebezpieczeństwa wracają czym prędzej do drużyny z ostrzeżeniem. I właśnie dlatego nie mógł sobie wyobrazić, że mały otyły krasnolud biegnie teraz sprintem w ich stronę drąc się:
-Wildschwein!!
-Co to jest do jasnej Wildszwejn?!- z nutka zakłopotania zapytał Nen.
Odpowiedź przyszła, a raczej przyszarżowała sama pomijając oczywiście krasnoluda. Za małym sprinterem biegł dzik. Więc albo owe Wildszejn oznaczało: "pomocy","dzik" albo "uciekać". Jedno z tych na pewno.
Wielka świnia, mniejsza od krasnoluda, była trochę bardziej niż wściekła. Z oczu a raczej ze ślepi wyczytać można było szaleństwo. Widok dwóch wielkich szabel jako dodatek do tego czegoś nie napawał optymizmem.
-Ty w połowie orku, w połowie człowieku idź z mej lewej. Ma tarcza choć trochę cię osłoni. Ty rycerzu z mej prawej i niech twa lewica chroni i mnie. - metaliczny głos jakim obdarzony był golem przeszył umysł Neonena.
-Wybacz przyjacielu, ale to nie zadziała.- Nen zrzucił plecak z prawego ramienia jednocześnie dobywając miecza z pochwy. Odskoczył trochę w prawo, tak aby przeciąć drogę dzikowi wyprowadzając przy tym cięcie.
 
__________________
" Przyjaciel, który wie za dużo staje się bardziej niebezpieczny niż wróg, który nie wie nic."
GG 3797824

Ostatnio edytowane przez Buzon : 02-09-2012 o 10:34.
Buzon jest offline  
Stary 03-09-2012, 13:20   #17
 
Hermit's Avatar
 
Reputacja: 1 Hermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodze
Ku waszemu zdziwieniu krótkie nogi krasnoluda przebierały tak szybko, i tak wysoko, że mało znana wam istota mogła sprostać takiemu czynu. Dzik gnał co sił w nim by dopaść łowcę, zaś ten swymi susami starał się zmylić go z drogi. Wtem od strony pozostałych wyrwali sie śmiałkowie gotowi pomóc towarzyszowi w opresji. Ignacius, jaki pierwszy postanowił zareagować dobywając miecza oraz pewnie czyniąc ranę na plecach lochy. Z akompaniamentem ryku bólu, atakowane zwierze stało sie teraz ofiarom, nie jak wcześniej łowcom. Zgrabnym ruchem odstąpiło od pogoni za łowca oraz skierowało swe szable w stronę ludzkiego golema. Lewa szabla oparła się na zbroi, lecz nie pozostawiła na niej ani śladu. Dzik najwidoczniej wraz z wytraceniem impetu, stracił również na sile.
Nie trzeba było czekać długo, kiedy to do zamieszania dobiegł mnich. Z pełnego rozbiegu celując łokciem w grzbiet zwierzęcia starał sie pochwycić dzika, lecz w ostatniej chwili będąc już na cale zwierze wykonało zwód, a sam pół ork popisał się niskim lotem koszącym w zaroślach nieopodal, gdzie wylądował wyuczonym wręcz fikołkiem.
Ostatni dobiegł paladyn, dzierżący już w dłoni broń swego patrona. Jego cios był pewny, zimny niczym stal którą zanurzył w zastraszonym zwierzu. Trafienie padło w szyje, na nie wiele mijając czaszkę. Cios spowodował obfite krwawienie, lecz nie wystarczające by zwierze mogło by paść. Przynajmniej nie tak zawzięte jak to.
Ostatni cios padł z ręki Ignaciusa. Zwierze traciło obficie krew, tak więc ostatnie trafienie zakończyło całe zajście. Zwierze z ostatnim tchem padło na trawę zamykając swe oczy na zawsze. Po chwili zjawił się i Neron, przezornie trzymając w dłoni krótki toporek. Jego wzrok nie budził wątpliwości, był wściekły. Szturchnął dwa razy truchło czubkiem buta i odparł:
- Chwała wam za powstrzymanie tego zwierzęcia, psia jego mać. Kutfa spała sobie w zaroślach, ni z nikąd tego zauważyć nie szło. Odwdzięczyć się należy, tak więc na pierwszym postoju zjemy sobie pieczone mięsko - wyszczerzył się obficie - tylko który pomoże mu go dźwigać. Pan Samin pomoże ?
Tutaj krasnolud skierował się słowem oraz wzrokiem w stronę stojącego już od jakiegoś czasu mnicha.
Lina okazała się przydatna nie tylko do wspinaczki, czy też do związania jeńca. Sprawnie owinięta wokół pokiereszowanego truchła pomagała wam w transporcie go aż do pierwszego postoju.

***



Dalsza droga wyglądała na większą przeprawę z każdą następną godziną. Im dłużej i dalej zmierzaliście w las, tym on stawał się coraz bardziej ciemniejszy oraz bardziej gęsty. Na samym początku był on wam obojętny, kiedy to nie musieliście wkładać w każdy krok zbędnej siły, ale teraz to już przesada. Co jakiś czas zarządzaliście postój, bo tego plecy boją, albo temu coś do buta wpadło. Nikt wtedy nie protestował, bo tak na prawdę wszyscy na tym korzystali jak i tracili.
Drzewa stawały się z coraz mniejszym dostępem światła bardziej makabryczne. Kilkakrotnie zdawało się wam iż widzicie postać przemykającą się nieopodal, lecz wątpliwości rozwiewały wam ptaki bądź lisy przekradające się przed wami.
W końcu dotarliście na niewielkie miejsce pośrodku paru kamieni, pasujące idealnie na rozbicie pierwszego nocnego postoju.

***

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=2_kKFjwpwqc&feature=related[/MEDIA]
Zarządziliście postój późnym popołudniem, kiedy to słońce coraz częściej umykało waszym oczom pośród konarom drzew. Neron zalecił zebranie drewna na opał, w ilości wystarczającej do utrzymania go do świtu. Wtedy to mieliście ruszyć ponownie.
Miejsce w jakim się zatrzymaliście było kamieniste, w sporej liczbie osłonięte głazami oraz pomniejszymi kamieniami czyniąc obóz osłonięty pomniejszym murem. Krasnolud zabrał się za oprawianie zwierzyny, gdyż czas naglił.
Skóra nie nadawała się już do niczego. Rany jakie odniósł dzik oraz krew walająca się po niej skazywały ją na nie przydatność.
Przed nastaniem nocy płomień już płonął, wesoło smagając swymi językami rumieniące się truchło dzika. Nie wiedzieć skąd, Neron posiadał przy sobie małe zawiniątko z przyprawami, ziołami oraz paroma medykamentami jak potem zdradził. W chwile, kiedy tłuszcz lał się gęstymi strumieniami z dziczyzny, w wasze nozdrza uderzył zapach różnorodnych ziół. Poczuliście się lekko, lżej niż przed chwilą, i coraz bardziej z każdą następną. Czy to na pewno były przyprawy?
Reszta wieczoru zeszła wam ospale, skubiąc co jakiś czas ciągle pieczącego się dzika. Tego mięsa było aż za nadto byście zjedli go na raz, ale dokładając śniadanie niewiele mogło z niego zostać. Po ustaleniu wart, złożyliście się do snu. Pierwszy miał czuwać Neron, potem zaś Samin.

Samin:
Obudziłeś się w środku nocy, jak gdyby coś ci nie pasowało. Miałeś zostać obudzony po paru godzinach, lecz ten którego zmieniałeś nie przyszedł cię obudzić. Zaciekawiony podniosłeś głowę oraz zobaczyłeś obraz taki, jaki zostawiłeś przed zamknięciem powiek. Pozostali leżeli jeden obok drugiego grzejąc się szczelnie wokół pierścienia wolno palącego się ognia, zaś Nerona widać nie było. Zaintrygowany spojrzałeś dookoła, a pomiędzy konarami drzew, nieopodal was coś zaszeleściło, i jak by szybko czmychnęło dalej.
Półork wstał cicho i rozejrzał się z wolna, dorzucając do przygasającego ognia naręcze chrustu. Mimo bliskości płomieni zimny dreszcz po raz kolejny przebiegł mu przez plecy. Wziąwszy głębszy oddech wsłuchał się w nocną, jakże niedoskonałą, leśną ciszę i zmusił się do myślenia.

Część zebranych przy ognisku smacznie spała, lecz ta mniejsza część dostrzegła że coś się święci. Albo przynajmniej może się święcić. Zniknięcie krasnoluda wraz z nadnaturalną ciszą panującą nocą napawała was trwogą. Zimny, skromny wiatr muskał wasze twarze, bacznie zapatrzone w ciemność, dopatrując się nieznanego. W końcu kilku z już nie śpiących postanowiło zbadać, o co tutaj chodzi. Mnich wraz z paladynem sposobili się już od jakiegoś czasu do walki, lecz nic nie nadchodziło, ni nie było widać. Było to dobrze, a zarazem źle, gdyż w głębi duszy liczyliście iż łowca poszedł się tylko i zwyczajnie wylać.
Mnich miał lepiej przystosowane oczy do ciemności niż boży wojownik. Przemierzając pobliskie krzaki oraz gąszcz nie natrafił na nic co mogło by w szczególny sposób przykuć jego uwagę. Po chwili jednak znalazł coś, co przypominało okrągły, ładnie oszlifowany kamień. Kiedy zbliżył się do niego omijając ciernisty krzew, spostrzegł iż jest to głowa, wyrzeźbiona w bardzo starym już kawałku kamienia dosyć dobrej jakości. Leżała bez tułowia, bezkresnie wpatrując się w korony drzew swoimi rybimi oczyma. To właśnie w tej chwili, kiedy mnich przyglądał się uważnie usłyszał hałas łamanych gałęzi. Był on tak niespodziewany i tak intensywny że zareagował instynktownie. Człowiek by tego nie zauważył, lecz pół ork był w stanie dostrzec sylwetkę krasnoluda idącego właśnie w stronę obozu. Był to Neron.
Krasnolud wracał wolnym, niespieszącym się krokiem w stronę obozowiska. Jego nogi, jak by nie zbyt władnie podążały jedna za drugą wywołując zniecierpliwienie w pół orka. W końcu kiedy zbliżył się na parę kroków, mnich mógł dostrzec że oczy krasnoluda są... zamknięte. A mimo tego zdawał się, jak gdyby patrzał przed siebie i wiedział że ktoś przed nim stoi.
-Kearin'ea alve alveruien, kearin'ea alve alveruien... - rzekł nienaturalnym głosem, wręcz jak gdyby martwym. Po czym otworzył oczy w grymasie łapanego powietrze po to tylko, by zaryć bezwładnie twarzą w ziemię.
W obozowisku panowało lekkie zamieszanie. Kilku z wcześniej śpiących powoli przecierało oczy oglądając się dookoła, a ci bardziej z twardym snem spali jak zabici. Przez gąszcz krzaków przemieszczało się coś miarowym krokiem, lecz napięcie znikło kiedy to reszta ujrzała wielkiego mnicha wraz z niesionym przewodnikiem. Jego twarz straciła wszelkie normalne kolory, a teraz była blada. Ułożyliście go koło ogniska, kiedy to jego oczy otworzyły się i powędrowały po każdym z osobna. Jego wzrok był zdezorientowany, lecz coraz pewniejszy. W końcu podparł się na rękach i palnął
- Co się stało ?
 
__________________
"Ten, któremu starczy odwagi i wytrwałości, by przez całe życie wpatrywać się w mrok, pierwszy dojrzy w nim przebłysk światła"
Chan

Ostatnio edytowane przez Hermit : 16-09-2012 o 09:56.
Hermit jest offline  
Stary 08-09-2012, 01:54   #18
 
Kavi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kavi nie jest za bardzo znany
Odruchowo elfka zrobiła kilka kroków w tył, po czym próbowała się bezpiecznie oddalić od nadbiegających stworzeń. To co ujrzała później było nie do opisania. Stała jak wryta. Ona ledwo zdążyła zrobić krok w tył jak reszta towarzyszy ruszyła w stronę dzika.
-O ja... - powiedziała do siebie zdumiona .
Jej wzrok nie zarejestrował połowy ataków. Zszokowana robiąc małe kroki w tył prawie się nie przewróciła. Chyba nikt tego nie zauważył.

Dzik został pokonany szybko.
Na szczęście. - pomyślała
To co ujrzała imponowało jej. Czuła się bezpiecznie. Półork dotrzymał obietnicy, ochronił ją. Nie tylko on, reszta też dobrze się spisała. Poczuła się jakoś lżej, wszystkie zmartwienia jakby w momencie ręką odjął.

Później nie czekało jej nic prócz dalszego spaceru. Przy najbliższym obozowisku mogła zjeść trochę dziczyzny i przygrać do ogniska na lutni. Noc zapadła szybko a z nią i wymarzony sen.
 
__________________
"Zagrałam samą sobą, bo dotknęłam spaw, które zawsze były mi obce i od których świadomie odchodziłam. Być może przegrałam, bo będąc orędowniczką Dziewczyny, pokochałam Mistrza"
Kavi jest offline  
Stary 16-09-2012, 11:19   #19
 
Buzon's Avatar
 
Reputacja: 1 Buzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie cośBuzon ma w sobie coś
Wszystko nie mogło trwać więcej niż minutę. Tyle czasu zajęło trzem maszynom do zabijania odebrać życie zwierzynie. Dzik próbujący odstraszyć najeźdźców poniósł klęskę, tereny, których jednak bronił nie zostały przejęte przez jego katów. Zostały one teraz bez pana. Śmierć poniesiona w próbie ich ochrony okazała się bezsensowna, nie były one celem grupy...

***
Oprawieniem zwierzyny zajął się krasnolud. Więc przygotowanie obozowiska padło na pozostałą część drużyny. Wiele do roboty nie było. Trzeba było upewnić się czy już tutaj ktoś nie jest albo nie był w ostatnim czasie. Miejsce wydawało się pod tym względem bezpieczne. Postój na nocleg bez ogniska podtrzymywanego przez całą noc nie byłby rozsądną decyzją, więc paladyn także pomógł uzbierać drewno. Kiedy dziczyzna była przygotowywana przez ich kucharza w obozie panowała cisza. Nikt nie próbował żartować, a tym bardziej rozmawiać. Ciszę przerywały trzaski wydobywające się z ogniska. Drewno pękało. Ze szczelin wylatywały iskry. Kawał drewna wydawał się dla nich więzieniem. Lecz teraz kiedy przybyli wybawcy, niszcząc mury tego więzienia. ogniki unosił się do góry i znikały jak duszki. Skojarzenia dotyczące tego co działo się w ognisku nie pasowały do typowego rozumienia rzeczywistości jakim kierował się wojownik. Może to lekkie szarpnięcia w lutnię jakimi bardka wydobywała dźwięki ze swojego instrumentu podsuwały w jego umysł takie spokojne myśli. Jedzenie nie było jeszcze gotowe ale zapach pieczonego mięsa już się rozchodził po okolicy. Nen spojrzał na starszego maga. Siedział on jak zwykle ze swoim kompanem, o którego to już dawno chciał się zapytać. Teraz nadarzyła się idealna okazja. Wstał z pniaka, odpiął pas z mieczem i podszedł do starca.
-Przepraszam czy mogę?
- Ależ proszę- bez żadnych problemów czarodziej zgodził się, co wróżyło, że rozmowa jednak będzie w jakiś sposób owocna.
-Pójdę pozbierać drewno ojcze. Sądzę, że przyda się na noc by utrzymać ogień żywym. - konstrukt opuścił swojego pana. Czyżby sługa nie może towarzyszyć panu podczas rozmowy?Może to i lepiej.
Nen zasiadł obok maga kładąc broń po swojej prawej stronie. Nie chciał jej używać ale w razie konieczności...
-Pewnie nie będę pierwszym. Ale chciałem cię o coś zapytać.-spojrzał na maga
- Zapewne byłbym w stanie odgadnąć naturę tego pytania... ale nie uprzedzajmy może wydarzeń. Pytaj, choć nie mogę obiecać że odpowiem
-W Zakonie miałem dostęp oraz obowiązek do zapoznania się z zawartością wielu ksiąg. W jednej z nich był spory dział poświęcony golemom. Czarodziej, który był autorem księgi pisał, że golemy są wytworem magii i dla twórcy są niewolnikami. Widziałem sporo rycin, ilustracji ale żadna z nich nie pokazywała takiego golema jak ten. Co to za odmiana. Jeśli to nie jest tajemnicą oczywiście. Taka informacja mogła by wzbogacić informacje Zakonu.
- Mój syn nie jest żadnym golemem i prosiłbym byś nigdy więcej nie porównywał go do tych niewolniczych sług. Chociaż Ignacius nie jest do końca człowiekiem to jest dużo bardziej ludzki niż wszyscy inni ludzie jakich przyszło mi poznać. I chociaż jego wygląd odbiega nieco od standardów, to jest moim dzieckiem w takim samym stopniu jak i zapewne ty jesteś synem swojego ojca.

-Dobrze zauważyłeś. To właśnie wygląd jak i jego zachowanie zdradzały, że nie jest człowiekiem jak jego ojciec. Golemy są bezmyślne natomiast Ignacius wykazuję się inteligęcją i wiedzą, dlatego mnie intryguje jego osoba. Mówisz, że jest twym synem tak? To co mu się przydarzyło iż jest zmuszony do życia w tej zbroi, która stała się jego ciałem?
- Nic mu się, jak to określiłeś nie ,,przydarzyło”, po prostu taka już jest jego natura...Najprościej będzie określić że Ignacius jest doskonalszą wersją człowieka a ta zbroja ma chronić go przed wszystkim co tylko może mu zagrozić.
-A więc sądzisz, że twój syn jest doskonalszy niż my. To trochę mocne słowo nie sądzisz. Te czasy na razie należą do nas do ludzi takich jakich znamy. Nie do żadnych odmieńców czy też mieszańców. Nasz czas jeszcze nie przeminął, chociaż rzeczy jakie się teraz dzieją zbliżają nas do niego...
- Ależ owszem, masz rację... Osobiście zadbałem, by mój syn w swojej doskonałości był jedyny. Nie musisz się obawiać, nie planuję zmieniać natury ludzkiej na jego podobieństwo, jednak moje słowa wcale nie są aż tak mocne. A w każdym razie nie mocniejsze, niż rzeczywistość którą odzwierciedlają
-Heh... mówisz, że to jedyny egzemplarz. Wątpię byś posiadał na tyle mocy by zmienić naturę ludzką. Twój syn zachowuje się niczym dziecko, nie... jak chłopiec. Ile on ma?
- Nie ma w tym nic dziwnego.Ignacius ma w tej chwili rok... I muszę przyznać że już teraz jest inteligentniejszy i dysponuje większą wiedzą niż większość zwyczajnych ludzi będzie w stanie zgromadzić przez całe życie. Co do zmieniania natury ludzkiej nie tylko brak mocy jest tu problemem. Dużo ważniejszą sprawą jest to, że ludzie na zmianę swojej natury zwyczajnie nie zasługują.- ton wypowiedzi maga był zauważalny. Czyżby paladyn trafił w jego emocje. Czyżby ten mag rzeczywiście kochał te stworzenie jak swojego syna? Czy po prostu chwali się jak zdolną stworzył rzecz.
-Nie zasługują mówisz...- Neonen spojrzał w górę na niebo doszukując się gwiazdy jakiejkolwiek, jedyną którą ujrzał była Gwiazda Wieczorna.- Każdy człowiek, każda istota ma prawo do zmiany, niektórym jest ciężej to normalne, ale każdy ma szansę. W twoich ustach można dostrzec niechęć do ludzi, brzmi jakbyś chciał się od nich odizowlować. Niestety my ludzie jesteśmy zwierzętami, by przetrwać łączymy się w stada zwane społecznościami. Zwykle pojedyńczy człowiek umiera..szybko.... Taka jest ludzka natura. Co z niej zmieniać?
- No właśnie... nic. Ludzie boją się zmian, na wszystko co obce i niezrozumiałe reagują agresją bojąc się że w ich śliczne, uporządkowane życia wkradnie się chaos. Dlatego jedynym, na co zasługują jest pogarda, tak długo jak sami nie dorosną do zmian będą pełzać po ziemi wypinając plecy pod bicz każdego kto tylko będzie miał ochotę narzucić im swoją wolę. Zwykli ludzie mają naturę niewolników, z tego właśnie powodu bezkrytycznie oddają się pod władzę przebiegłych bytów zwanych przez nich ,,Bogami” nie rozumiejąc że stagnacja oznacza tylko i wyłącznie rozłożoną na dłuższy okres czasu, wyjątkowo powolną śmierć.
-Zdajesz sobie, że twoje słowa podchodzą pod bluźnierstwo. Ale ja nie jestem od tego by karać za takie rzeczy. Mówisz, że my ludzie poddajemy się silniejszym. Ulegamy im i stajemy się ich niewolnikami. Nie myśl o mnie jak rębajle w imię boga. Każdy musi w coś wierzyć. Mylisz niewolę z wiarą. A tu jest wielka różnica. Byty o których mówisz, są niezrozumiałe dla nas, silniejsze. Lepiej jest wierzyć niż żyć w bezmyślnej imaginacji swojej własnej siły. Nie jestem religijnym znawcą ale wiem, że każda rasa posiada swój własny panteon bóstw. Nie tylko ludzie. Co oznacza według ciebie, że każdy jest niewolnikiem Bogów jeśli w nich wierzy. A pozbycie się wiary to jest wręcz przeciwieństwem twych słów . Może to właśnie słabi uciekają do chaosu bo boją się porządku. W chaosie nie będą do rozpoznania, nie będą brali odpowiedzialności za swoje czyny. Sądzę iż jesteś naprawdę inteligenty i zrozumiesz jak powiem, że nadmiar wolności przestaje nią być.
- Są silniejsi i sprytniejsi od nas, w wystarczającym stopniu by omamić rzesze posłusznych im głupców. Jedyne czego oczekuję to umiejętność samodzielnego myślenia, którą większość ludzi zdaje się że zatraciła... jednak nie to było obiektem naszej rozmowy. Chciałeś zdobyć wiedzę dla swojego zakonu więc powiem ci coś co powinno cię usatysfakcjonować: mój syn jest jedyny w swoim rodzaju i nie sądzę by w najbliższej przyszłości pojawił się ktoś mu podobny... w końcu nie ma wystarczająco wielu ludzi równie szalonych by plunąć w twarz Bogom.
-Więcej na temat twojego syna nie wydobędę, mam nadzieję jedynie, że nie będę musiał stawać z nim w szranki, że nie będzie on zagrożeniem dla neutralnych i dobrych, których mam w obowiązku chronić. Nie chciałbym być tym, który zniszczy jedyny okaz, albo żeby ten okaz nie zniszczył mnie.- wplatając do końca swojego zdania śmiech wojownik chciał rozluźnić napiętą atmosferę. Niestety starzec zachował się jak każdy mag. Pycha i jego mniemanie bycia lepszym od wszystkich pozostałych emanowała z jego słów na odległość.
- Bezpieczniej dla wszystkich, żeby do tego nie doszło.- Jeżeli te słowa miały być groźbą, to niestety owy czarodziej nie posiadał w sobie ani krzty przekonania. Były one rzucone po prostu na wiatr.
-Nie wątpię że masz rację...ponury staruch- ostatnie dwa słowa padły w myślach wojownika, nie chcąc zabierać mu więcej czasu wstał i poszedł w las. Chciał pomyśleć...

***
Sen przyszedł z łatwością. Męcząca podróż podczas, w której nie obyło się bez niespodzianek dała o sobie znać po uczcie. Dzik przyrządzony przez krasnoluda był niespodziewanie dobry.
Krasnoludy to nieźli kucharze. Smak dzika pozostawał nadal na kubkach smakowych człowieka. Cisza ukoiła rycerza do snu. Ze snu wybudziło go szturchanie, otworzył oczy, zmrużył je ponownie aby dostosować się choć trochę do mroku.
Co się.... Nie zdążył powiedzieć ani słowa, półork był szybszy i to co miał zamiar rzec zostało w jego myślach.
-Rozumiem. -Nen zrzucił z siebie okrycie. Spod poduszki wyciągnął miecz. Pochwa została w tym samym miejscu, w którym chował ją przed snem. Przetarł oczy. Reszta drużyny spała. Zdążył jeszcze odprowadzić mieszańca wzrokiem. Kiedy jego plecy zakryła ciemność, w której mógł zobaczyć tylko cienistą sylwetkę muskularnego półorka, rozejrzał się raz jeszcze, tym razem gubiąc towarzysza między drzewami. Zastanawiał się co zmusiło krasnoluda do opuszczenia posterunku i czy półork nie zniknie jak on.
Nen dalej starał się dostrzec, czy jego kompani nie wracają z nocnej schadzki w lesie. Niestety pośród drzew nie był w stanie dostrzec masywnej sylwetki półorka a tym bardziej niewiele wyższego od krzaków krasnoluda. Księżyc swym blaskiem przeszywał korony drzew, rzucając gdzie niegdzie słup srebnego zimnego światła. Jednak najmniejszy wiatr był w stanie zmusić światło srebnej tarczy do gry w cienie. Powiew “spraszał” swoich kompanów na spacer wśród drzew. Paladynowi nie raz zdarzyło się, że widzi kątem oka jakiś poruszający się między drzewami cień. Ale to było tylko kątem oka. Z zamyślenia wybił go dźwięk, który przeszył mu kręgosłup słabym impulsem. Nie mógł się pomylić, taki dźwięk wydaje tylko jedno. Miecz opuszczający pochwę oczywiście to mógł być też sztylet osoby, która zatopiła by ostrze w plecach wojownika, ale dźwięk był za długi, albowiem nie był on gwałtowny, wręcz przeciwnie. Pełny spokoju dźwięk wydany przez tarcie się metali, cicho ale skutecznie rozszedł się po obozowisku. Nie tracąc zimnej krwi młody obrońca odwrócił się i rozejrzał się po obozowiczach. Wyeliminował magów oraz bardkę. Zostało dwóch: kapłan oraz Ignacius. Kapłan spał w najlepsze. ostał się tylko Ign. Jego spokojna postawa nie zdradzała by miał zamiar wstać. Ale w ręku dzierżył już ostrze.
-Wybacz nie wiem co masz w planach ale jak już nie śpisz to możesz dołączyć do warty przyjacielu.
Konstrukt tylko skinieniem głowy odpowiedział na jego zawołanie. Zamiast wstać zaczepił, a raczej obudził on elfkę.
-Śpiewaczko- usłyszał paladyn, natomiast konstrukt jakby ignorując obecność wojownika dokończył pytanie -Czemu ten wojownik chodzi po lesie, z mieczem w dłoni, w czasie nocy?
Bardka nie była zadowolona pobudką, skarciła trochę Ignaciusa.
-Po to żebym nie musiał szarpać się w wręcz, jeśli przyjdzie coś zamiast naszych towarzyszy... To się nazywa gotowość bojowa. U wojowników to z czasem przeradza się w instynkt- wypowiedział te słowa kierując wzrok na wyciągnięte ostrze towarzysza- Jeszcze tego nie pojmujesz ale to już się w tobie rodzi.
To trochę zabawne ale przez jedną osobę nie śpi już prawie cała wyprawa, jestem ciekaw co będzie nam opowiadał Neron.
Nareszcie para, która udała się na nocną przechadzkę po lesie wróciła. Jednak widok krasnoluda niesionego przez półorka nie napawał zbytnio optymizmem. Samin ułożył ciało małego grubaska przy ognisku. Twarz jego była blada. Kiedy otworzył oczy paladyn był pewien już co mu się stało. Strach. Krasnoluda musiało coś wystraszyć. Tylko co? Czy to był Samin. Możliwe..Widok półorka w nocy w lesie idącego w twoją stronę nie należy do najbardziej pożądanych widoków. Krasnolud doszedł do siebie, podparł się na rękach.
-Co się stało?- zapytał zaskoczony...
 
__________________
" Przyjaciel, który wie za dużo staje się bardziej niebezpieczny niż wróg, który nie wie nic."
GG 3797824
Buzon jest offline  
Stary 29-11-2012, 18:24   #20
 
Hermit's Avatar
 
Reputacja: 1 Hermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodzeHermit jest na bardzo dobrej drodze
Krasnodul, najwyraźniej zdezorientowany, przewracał swoimi ślepiami na prawo i lewo. Jego twarz, trupio blada, prezentowała się w świetle ogniska jak gdyby właśnie wrócił zza światów. Jego oddech był nie równy, bardzo głęboki oraz częsty. Zbyt częsty. Chwile później bezwładnie zwiesił głowę na swym tułowiu tracąc przytomność. Las dookoła, ciemny, nieprzenikniony wzrokiem dla większości z was stał się teraz złowrogi. Konary, wiatr, szelest jak i wszystko co wcześniej było przez was bagatelizowane, teraz wywoływało w was panikę, dreszcze oraz niepewność.

Coś się święci...

Szelest lasu chwile później ustał do swego naturalnego tępa. Do samego rana nie mogliście usnąć, pomimo wyznaczonych podwójnych wart. Tej nocy czuwała całą kompania.

***

Ranek przyniósł szczątkowe promienie przebijające się przez szczelną koronę drzew jak i orzeźwiającą rosę wiszącą na pobliskich kłosach traw. Było wam zimno, nie czuliście się wyspani i ani trochę wypoczęci, a jedyną rzeczą jaka wam teraz przeszkadzała był nad podziw twardo śpiący przewodnik któremu ani w myśl było się budzić na śniadanie.

 
__________________
"Ten, któremu starczy odwagi i wytrwałości, by przez całe życie wpatrywać się w mrok, pierwszy dojrzy w nim przebłysk światła"
Chan
Hermit jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172