Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2012, 13:03   #24
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
W scenerii szalejących płomieni rozpoczęła się walka o życie, o przetrwanie z jak najmniejszymi obrażeniami, o ocalenie swojego ciężko zapracowanego dobytku. Już po raz drugi w przeciągu stosunkowo krótkiego czasu, budynek w którym się znajdowali stanął w ogniu. Los? Przypadek? Takie przypadki zdarzają się niezwykle rzadko. By jednak nad tym się zastanowić trzeba by było na chwilę przysiąść, wymienić myśli. A teraz? Teraz była najwyższa pora, by… Uciekaaać!, jak wrzasnął Ignatz. Uciekać do cholery!

Nauczony przykrym doświadczeniem Alex zareagował niezwykle szybko. Tym razem nie było oliwy, która tak ostatnio dotkliwie poraniła jego ciało. Tym razem liczyła się tylko i wyłącznie zwinność, szybkość i refleks przy działaniu w stresie. Dobrze, że wydarzenia w drodze do Vogelsang nie wywarły wielkich szkód na psychice strzelca i był on teraz w stanie działać sprawnie. Pozbierał dobytek, który w większości miał w plecaku, chwycił kuszę i skoczył przez okno. Odwrócił się i spoglądał, czy aby na pewno reszta też z budynku ucieka.

Tuż przy nim Aaron. Cyrulik nie ryzykował zbierania swego dobytku i choć tam były rzeczy na które dopiero co zapracował bez długiej chwili zastanowienia postanowił je zostawić. Zwlókł swój pokaźnych rozmiarów brzuch z łoża, chwycił sakwę i czym prędzej ruszył przed siebie. Gdy wybiegł z pokoju poczuł gorąc, jednak nie mając zbędnego obciążenia był w stanie przed nim uciec. Pod koniec minął go jeszcze kozak, tak że zaraz za nim wypadł na podwórze. Był nieco osmolony, ale nie czuł najmniejszego bólu, chłód nocy szybko zwalczył nadmierny gorąc jego ciała. Mógł odetchnąć z ulgą. Był cały, wszystko co stracił to część dobytku. Dobytek, który mógłna powrót nabyć, wszak w ręku dzierżył sakwę pełną złotych koron.

Wołodia również był lekko przysmalony. Również i on nie czuł wielkiego bólu, jedynie niewielkie oparzenia. Rzucił zbroję i tarczę na ziemię. Zerknął szybko jak wygląda sytuacja. Gdzie pozostali?!

Dopiero po chwili pojawił się ten najmniejszy, Aliquam. Nim dokładnie zebrał co jego, minęło trochę czasu. Ale w końcu i on wybiegł trzymając w rękach całe swe oręże. Choć nie chciał poczuć tego zapachu, chwilę później poczuł kolejny raz swąd swojej brody. Na szczęście nie chwyciły jej płomienie, ale chwilę poskwierczała i nieznacznie się skróciła. Dzielny khazad opuścił dopiero budynek, gdy upewnił się, że zarówno Ignatz, jak i Anzelm podążą zaraz za nim.

Aliquam wybiegł, gdy ujrzał wypadającego przez drzwi swego pokoju Anzelma. Ten pędził pchając swój wózeczek co sił. A na wózeczku dzielnie spoczywał smok Filipek, który szybko stał się jednym z podejrzanych całego tego zajścia. Anzelm pędził w płomieniach, lawirując między przeszkodami. Choć robił to sprawnie, to wózeczek mimo wszystko utrudniał mu przeprawę. W dodatku zaczynał on parzyć coraz bardziej, a i ubranko zaczynało coś być zbyt gorącawe. Nowe, ciężko zapracowane ubranko, nowa piękna fryzura, domek podarowany przez hrabiego, wszystko płonęło, wszystko się niszczyło. Rozpacz, ale też chęć przeżycie ogarniała Wujaszka. Ostatkami sił wypadł z budynku, zaraz za swym wózeczkiem. Gdy tylko był bezpieczny upadł, a towarzysze szybko dogasili płonące na nim fragmenty ubrania.

W epicentrum wybuchu był Ignatz. I on też ucierpiał najbardziej. Choć po opuszczeniu budynku nie leżał na ziemi jak Anzelm, to widać było po nim, że ucierpiał najbardziej. Chyba był teraz w szoku, nie czuł do końca bólu. Odpowiedział na pytania, samemu się zastanawiając, co właśnie zaszło. Ból pewnie dopiero nadejdzie…

***

Teraz na zewnątrz znajdowali się już wszyscy. Zaczęli zbierać się także ludzie zbudzeni pożarem. Wszyscy jednak obserwowali tylko, wiedzieli, że na ratunek budynku jest już za późno. Patrzyli na dogaszający się pożar z przerażeniem. Kto mógł się dopuścić tej zbrodni i dlaczego? Czy aż tak zdążyli komuś zaleźć za skórę. Wedle panującego prawa, podpaleniem domostwa ryzykowali gorszą karę niż za morderstwo? Szczególnie, że to dom hrabiego. Tylko komu podpadli? Kolejnemu towarzyszowi mściciela? A może altdorfski szlachcic kogoś na nich nasłał… Czy wiedział o nich?

Noc była jeszcze młoda, a oni musieli się teraz gdzieś podziać. Znowu byli bez domu…
 
AJT jest offline