Obładowany górniczym sprzętem Sigfrid, Carolus, który pobieżnie sprawdził skrzynie w poszukiwaniu jakichś zapisków, Jans, Sepp i na końcu Olgierd zjechali windą na dół. Gondola nie pozwalała na poruszanie się więcej niż dwóch osób na raz, więc zjechali parami. Jako, że przy Olgierdzie i Seppie nie było już komu obsługiwać mechanizmu, zawołano Wittbacha, który posłusznie wykonał wszelkie polecenia. Chłopak przestał płakać, najwidoczniej przemowa Jansa poskutkowała. Tylko ciekawe, czy zastaną młodego Buldoga w magazynie, gdy wrócą z podziemnej wycieczki?
Chodnik był dobrze utrzymany. W równych, metrowych odstępach podtrzymywały go stemple. Sklepienie wyłożone było deskami, tak aby luźna skała nie leciała na głowy. Co kilkanaście metrów podwieszona była latarnia. Tunel obniżał się i jak zauważył Olgierd, zmierzał w całkiem właściwym kierunku.
Dotarcie do miejsca, w którym byli wcześniej zajęło im około kwadrans. Przez dłuższą chwilę stali na rozwidleniu nasłuchując, czy aby nikogo w pobliżu nie ma. W podziemiach panowała cisza, mącona jedynie odgłosami padających z sufitu kropel i szuraniem obsuwającej się skały. Poza ich pochodniami, nie było tu żadnych płonących źródeł światła. Tunele pogrążone były w ciemności.
Weszli do groty – tej, w której po raz pierwszy dostrzegli zwierzoczłeka rozmawiającego z rycerzem. Grota była nizbyt okazała, miała około dziesięć na sześć kroków. Poprzednim razem cała wypełniona była skrzynkami, teraz drewnianych pudeł było znacznie mniej. Stały w pojedynczym rzędzie pod ścianą. Jedna ze skrzyń była otwarta, wieko było odsunięte odsłaniając zawartość. Wewnątrz znajdowały się zalakowane butle, wykonane z ciemnego szkła, owinięte szmatami i sianem. Pełna skrzynia powinna zawierać cztery takie butle, w tej były tylko trzy.
Korytarz prowadził dalej w mrok. Po jakimś czasie tunele zaczęły się zmieniać. Skała stała się twardsza i ciemniejsza. Na ścianach widać było ślady po uderzeniach narzędzi. Przejście stało się węższe i niższe, nie biegło też tak równo jak wcześniej, wiło się i zakręcało. Tunel cały czas opadał. - To jakieś stare chodniki – odezwał się Olgierd, przerywając ciszę. Od dłuższego czasu nikt nie powiedział ani słowa. – Jesteśmy chyba poniżej kanałów. Może to krasnoludzkie...
Na rozwidleniu, przy którym znaleźli się po kilku minutach skręcili w prawo. W tym momencie nie robiło to żadnej różnicy, żadna z odnóg nie wyróżniała się niczym szczególnym. Przeszli nią nie więcej niż dwieście kroków, gdy natrafili na ciekawe znalezisko. Po prawej stronie korytarza, zarówno w suficie, jak i w posadzce widniała szeroka na mniej więcej metr dziura. Gruby łańcuch zwisał z sufitu i niknął gdzieś w głębi, poniżej. Przy otworze leżały dwie butelki, identyczne jak te, które widzieli w grocie. Były odkorkowane, puste. |