Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2012, 15:50   #6
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Decyzję o wyruszeniu do Nuln podyktowały jej wspomnienia. Valanduil opisał wszak dość dokładnie jak trafić do osady, z której wyruszył. Co prawda droga, którą zamierzała podążyć była dość okrężną, jednak poznanie nowych terenów było bardziej zaletą niż przeszkodą. Szczególnie gdy za towarzyszy miało się drużynę, o której mówił niemal każdy w Krauzhofen. Keriann z początku trzymała się w pewnej odległości od pozostałych, zazwyczaj jadąc na przodzie i przepatrując szlak. Larkin rwał się do drogi wywołując na jej ustach uśmiech. Wierzchowiec dość miał stania w stajni. Podobnie jak ona przyzwyczaił się do ciągłego ruchu, do wiatru przynoszącego ze sobą zapachy lasu i słońca rozjaśniającego drogę. Również sporadyczne potyczki były czymś czego im brakowało, aczkolwiek Keriann nie czerpała z nich żadnej radości. Zabijanie nigdy nie rozgrzewało jej serca, a ostatnimi czasy wręcz je mroziło. Nie wahała się jednak wypuszczając strzałę czy dobywając bicza. Również jej miecz zakosztował krwi przeciwników. Być może raz czy dwa zastanowiła się nad ową obojętnością, z którą odbierała życie. Możliwe, że zaniepokoiła ją nieco, jednak uparcie odrzucała od siebie te myśli.
Zamiast tego poświęcała je swym nowym towarzyszom. Nie byli w niczym podobni do drużyny Brana. Przede wszystkim w ich gronie znajdował się krasnolud co zdecydowanie było głównym powodem dla którego wolała podróżować w pewnym oddaleniu od wozu, którym jechali. Z nieco innych powodów unikała młodzieńca w bogatych szatach. Na szczęście w tym wypadku zdawało się, że ostrożność, czy też niechęć, są obopólne. Pewnym zainteresowaniem z jej strony cieszył się natomiast Marko, podobnie jak ona nowy w tym gronie. Szczególnie do gustu przypadła jej jego troska o zwierzęta i wesołość, która nieco przypominała jej dawne czasy. Z całej drużyny to przy nim czuła się swobodnie, przynajmniej na tyle na ile sobie pozwalała.

Szlak, którym przyszło im podróżować tego mokrego popołudnia nie należał do przyjemnych. Keriann swoim zwyczajem podróżowała nieco z przodu dzięki czemu nikt z towarzyszy nie mógł dojrzeć na jej twarzy niepokoju. Co prawda nigdy nie zdarzyło się jej zabłądzić, zawsze bez problemu odnajdywała właściwe ścieżki. Czyżby teraz miał nastąpić ów pierwszy raz? Myśl ta była doprawdy nieprzyjemna.

Ujrzawszy zarys budowli wstrzymała Larkina i poczekała na pozostałych. Bogowie wiedzieli, że przydałby im się odpoczynek w suchym i ciepłym miejscu. Gdy jednak podjechali bliżej jasnym się stało, że nie mają co na takowy liczyć.
Ignorując krzyczącego Franca, przekroczyła próg świątyni w chwilę po Zebedeuszu. Trupy i krew pokrywająca ściany świątyni kazały jej przypuszczać, że nie mają do czynienia z dziełem człowieka. Zdjęła łuk i wyjęła strzałę z kołczana by w razie czego być gotową do ataku, po czym zabrała się za przeszukiwanie miejsca zbrodni. To co zobaczyła potwierdziło jej podejrzenia. Rany nie przypominały tych zadanych mieczem. Nigdzie też nie znalazła oręża co nakazało przypuszczać, że braciszkowie byli bezbronni w trakcie ataku. Oderwane kończyny, poszarpane fragmenty ciała, ślady nadgryzień. Wszystko to budziło coraz większy niepokój elfki.
Nieco dłużej zatrzymała się przy ołtarzu. Mały, wyszczerbiony otwór, który w nim zauważyła nie pasował do niczego, co mogło by być potrzebne kapłanowi zatem był dodatkiem nowym, powstałym w trakcie tej masakry. Delikatnie dotknęła jego brzegów. Ewentualnie coś tkwiło w tym miejscu i zostało z dużą siłą wyrwane i zabrane. Ta możliwość wydała się jej bardziej prawdopodobna.
Jej uwaga przeniosła się na krwawe ślady prowadzące do bocznych drzwi będących zapewne przejściem na tyły świątyni. Było ich kilka, wyglądem zaś przypominały smugi, jakby ktoś lub coś ciągnęło za sobą... Nie była pewna co, własne kończyny, części ciał braciszków... Jedynym sposobem na rozwiązanie tej zagadki wydawało się podążenie w kierunku, w którym prowadziły. Pójście tam samemu zakrawało jednak na szaleństwo, szczególnie gdy brało się pod uwagę możliwość zastania za drzwiami tego lub tych, którzy w ów makabryczny sposób udekorowali ściany przybytku. Na szczęście chętnych do walki nie brakowało, co można było usłyszeć ze znacznej odległości. Ruszyła więc do pozostałych po drodze rzucając do Zebedeusza i wskazując na drzwi.
- Uważaj na nie. To coś może wciąż tu przebywać.
Dołączywszy do reszty oznajmiła.
- Cokolwiek zaatakowało tych braci udało się na tyły świątyni. Ślady prowadzą do bocznych drzwi i na nich się urywają - Nałożyła strzałę na cięciwę, po czym dodała. - Chcę sprawdzić to wyjście by mieć pewność, że nie zaatakują lub nie zaatakuje nas z zaskoczenia. Ktoś chętny by mi towarzyszyć? - zapytała kierując swe spojrzenie na dwójkę, która wcześniej paliła się do walki.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline