Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-08-2012, 22:52   #42
Radomir
 
Reputacja: 1 Radomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skałRadomir jest jak klejnot wśród skał
Ruiny Wolfenburga. Zmrok.


Ulli ciężko dyszał, kiedy tylko dostrzegł Rupperta wyłaniającego się z ciemnej ściany lasu mocniej ścisnął kastety myśląc, że znów czeka go walka. Mimo, że lubił ścierać się z przeciwnikiem, aby pokazać mu swoją wyższość, wyraźnie odetchnął. Nie miał siły na kolejną bijatykę. Ignorując rozmowę Mawr i Wilhelma z dziwacznym przybyszem odszukał noże i związał ranną nogę.

Staruch wyraźnie denerwował Mawr, mógł nic nie mówić o dzieciach i tym podobnych sprawach. Gdyby nie jego wiek skopałaby mu zadek i kazała odszczekać co powiedział, a tak skończyło się tylko na wymianie nic nie znaczących słów. Mocno zdenerwowana podeszła do zwalonego na trakcie Forestera. Dychał!!! Ale był nieprzytomny, a jego ręce i nogi leżały rozrzucone pod dziwnym kątem.

Wilhelm, o dziwo polubił dziwacznego człowieka, który jak gdyby nigdy nic wyszedł z ciemnego lasu po dość głośnym starciu. Zachowywał się jak po długiej drzemce.

Rupperta irytowała kobieta. Kobieta z bronią w ręku!!! I jeszcze nie szanująca jego wieloletniego doświadczenia. Gdyby nie jego stare kości przełożyłby ją przez kolano i… I lepiej żeby nikt nie widział co by się wtedy stało. Tylko Wilhelm darzył go szacunkiem, pozostałych trzech mężczyzn zachowywało się tak jakby go tu w ogóle nie było. W końcu nie wytrzymał i zanim ktokolwiek zdążył zareagować już pochrapywał pod drzewem. Gdyby ktoś miał lepszy słuch usłyszałby jeszcze odkorkowywaną flaszkę.

Kupiec dopiero teraz ochłonął. Rozglądał się szybko wystraszony. Podszedł do Freuda, który rzucił kuszę i podbiegł do Mawr. Wilhelm przyprowadził do nich konia Forestera. Zwierzę wyraźnie podenerwowane prychało raz po raz. Dopiero kiedy na jego grzbiecie znalazł się nieprzytomny i ranny najemnik trochę się uspokoił.

- Ruszajmy –podniesionym, ale roztrzęsionym głosem rzekł Thomas. – Zaraz powinniśmy dotrzeć.

Wszyscy ruszyli. Wilhelm nie siadał jednak tym razem na wozie. Miejsce na koźle odstąpił rannemu Ulliemu. Szedł obok Mawr prowadząc konia z rannym najemnikiem. Kiedy minęli zakręt ich oczom ukazał się przewrócony na bok wóz. Obok porozrzucane łachmany. Dopiero bliżej dało się dostrzec cztery rozszarpane ciała. Dobrze, że było ciemno i nie widać było szczegółów. Thomas pozwolił tylko na szybkie oględziny terenu, które pozwoliły stwierdzić, że nikt nie przeżył starcia z mutantami, a jedno z ciał należało do pokracznego napastnika. Wilhelm znalazł jakiś pergamin, ale brak światła spowodował, że machinalnie schował go do kieszeni.

Wędrowali jeszcze jakiś czas, aż w końcu zauważyli pojedyncze poświaty ognisk. Dotarli na miejsce. Szybka orientacja wśród najgorszej zbieraniny jaką kiedykolwiek widzieli pozwoliła ustalić, że cyrulika znajdą w największym namiocie. Gdy tylko tam weszli niosąc rannego zauważyli trzech mężczyzn siedzących przy długiej ławie, a obok nich leżącego psiaka. Brzydkiego jak dupa Nurgla. Na drugiej leżał pokrwawiony mężczyzna, nad którym uwijał się ktoś w niegdyś biały, a obecnie mocno poplamionym na czerwono fartuchu. Cyrulik.

Ruiny Wolfenburga. Zmrok.


Ragen i Gereke z plątającym się pod nogami psiakiem rozglądali się za czymś z czego można było zrobić choćby prowizoryczne nosze. Z pomocą przyszli Jurgen i Mars, którzy w końcu przynieśli potrzebne materiały – mocno przegniły koc i dwa długie na prawie dwa metry drągi. Mundrim tępo się wszystkiemu przyglądał, dopiero zagoniony do pomocy przez Ragena zaczął coś robić mrucząc pod nosem jakieś przekleństwa. Oleg tymczasem pobiegł do osady zawiadomić cyrulika.

Shimko zerkał cały czas na sakiewkę i myślał o obietnicy strażnika. Sakiewka wyglądała na pękatą, a wysiłek w pomocy może być niewielki. „Się pomyśli”.

Transport rannego nie był łatwy. Raz po raz półprzytomny szczęśliwiec jęczał głośno. Kiedy grupka weszła do karczmy gdzie zazwyczaj przesiadywał cyrulik wszystko było przygotowane. Na jednej z ław stało sześc kufli i dzban ociekający pianą oraz parujący gulasz. Na drugiej ławie cyrulik rozłożył narzędzia. Mundrim poszedł po Hansa – drugiego strażnika, a Jurgen i Mars odłączyli się od grupy tuż przed karczmą.

Kiedy tylko Ragen i Gereke położyli rannego na ławie cyrulik wziął się do roboty. Teraz odnaleziony w ruinach szczęśliwiec zupełnie milczał. Pewnie stracił przytomność na dobre, albo już zmarł. Shimko widząc strawę na stole zorientował się jaki jest głody. Karczmarz gestem ręki zaprosił przybyszów do ławy, sam znikając za rozwieszonym przepierzeniem.

Spożywanie jadła przerwała grupka trzech osób targająca ze sobą kolejnego rannego. Była wśród nich uzbrojona kobieta, jakiś łysy najemnik i potwornie oszpecony mężczyzna.
 
Radomir jest offline