Podczas starcia Taelryn nie przydał się na wiele drużynie. Ot, jedynie otworzył kłódkę w klatce wróżki, a ta zniknęła. W czasie gdy inni walczyli, strzelali z łuków i rzucali kulami ognia on się po prostu... przyglądał.
Nie był wojownikiem i nie zamierzał nim nigdy zostać. Poza tym, na co zdałyby się jego malutkie noże na takie wielkie bestie? Tylko by je rozwścieczył...
Na szczęście wygrali i to bez strat własnych. Lecz wróżce nie wystarczało, że ją uwolnili i obronili. Chciała by uwolnili jej lud z lochów wielkiego złego czarnoksiężnika... Istne szaleństwo. Choć z drugiej strony, z pewnością udałoby mu się zakraść do tej twierdzy... To byłoby wyzwanie, choć niebezpieczne. Śmiertelnie niebezpieczne. No i to byłby dobry uczynek, prawda?
Postanowił się odezwać dopiero pod koniec rozmowy z wróżką. - Ej, wiecie co? - Zwrócił się do przyjaciół. - Ja rozumiem, że jej nie ufamy. Ale powinniśmy pomóc w jakiś sposób... Jesteśmy bohaterami, tak? Prawdziwi bohaterowie by tego tak nie zostawili. - Rozejrzał się po swoich towarzyszach. Miny mieli raczej nieprzychylne. Większość chciała jak najszybciej opuścić wioskę, nim zaatakuje ich coś jeszcze. Zachowanie tchórzliwe, lecz całkiem rozsądne. - Jeżeli nie chcecie ruszyć do siedziby tego maga, to chociaż powinniśmy sprowadzić jakąś pomoc. Jeżeli to tak zostawimy to nie wiadomo co z tego wyniknie. A co jeśli czarnoksiężnik będzie potrzebował nowych niewolników? Nasz dom może być w niebezpieczeństwie. Jeśli nie teraz to za parę lat. - Westchnął. - Nie możemy tego tak zostawić - powtórzył.
Jego spojrzenie powędrowało w stronę Nutpthys. - Wróżko, gdzie moglibyśmy uzyskać pomoc? Może jest w okolicy jakiś gród albo nawet miasto? |