Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-08-2012, 20:35   #125
kymil
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Ivein

Jechał szybko, nie zważając na chaszcze i rosnące nisko gałęzie. Raz po raz poganiał cierpliwą kobyłkę, zmuszał do większego wysiłku.
Wbrew temu co bajdurzył mu Normalverbraucher Alsburgczyk wiedział aż za dobrze, że człowiek bez jadła i napitku zemrze po dwóch dniach. A minęło ich, jeśli dobrze wyliczył, pięć. Na myśl co się mogło stać, Iveinowi na czole perliły krople zimnego potu.
"Chyba, że wilkołek wytrzyma nieco dłużej" łudził się najmita zaciskając pięści na prowizorycznej uździe.

Gdy słońce zbliżało się do zenitu Ivein zrozumiał, że znajduje się już niedaleko polany. Wstrzymał, więc wierną kobyłkę i nieco wolniej począł sprawdzać otoczenie. Wiedział, że mimo że osłabiony, chłopak mógł się przecie nieco odczołgać i zalegnąć w jakimś wykrocie czy niecce, gdzie mógłby znaleźć nieco wilgoci.

Dotarł wreszcie do polany, gdzie ukryli Gottlieba. Krzaki jednak udatnie skrywały swoją zawartość. Dojrzał też zaciągnięty nieco na ubocze wóz, tak jak go zostawili.

- No dobra, mały - mruknął do siebie Ivein. - Zobaczymy z jakiej gliny zostałeś ulepiony.

- Stój, gnoju! - najmita wstrzymał się w pół kroku. W rozkazie Alsburgczyk usłyszał głos gajowego Liszki. - Bandyta zawsze wraca na miejsce zbrodni. Waruj! Ani kroku! Wiemy jak zamęczyliście chłopaka! Jeszcze Wam mało?! Gdzie reszta banitów?

Ivein zerknął za siebie. Leśniczy mierzył do niego z tęgiego cisowego łuku. Przy jego nodze warowały dwa wilczury. Skamlały cicho.
"Kurwa, kurwa, kurwa" - przemknęło przez głowę awanturnika.

Alsburgczyk rozpoznał jeszcze ojca Gottlieba z toporem w garści oraz dwóch wieśniaków.

- Zamordowaliście mi synka, skurwysynu! - wrzasnął stary Stopa. - A my Was przyjęliśmy w dom, łajdacy! - z głosu starego brodatego mężczyzny biła skrajna rozpacz.

- Poszliśmy za Wami drugiego dnia, jak przykazał sołtys, szybszym szlakiem - chrapliwym głosem wyjawiał Liszka. - Chciałem wcześniej, w końcu to moją córką wzięliście jako brankę. Ale Crystian ze Stockiem byli nieugięci. I co? - wrzasnął. - Łajno a nie umowa dotrzymana. Boście są kanalie i wiarołomcy. Ani widu ani słychu. Tośmy zawrócili z obranej trasy i znaleźli wóz. A później psy wywęszyły... martwego chłopaka.

- Bydlaki! - rozdarł się przejmująco Stopa.

- Cichaj, Vermund - zganił go Liszka. - Życia nie wrócimy małemu Gottliebowi, ale może... - błysnął białkami oczu i syknął.

- Gdzie Karmelia, moja córka? Jeśli włos z głowy jej spadł, to Ci jajca przewlekę przez młyńskie koło, łachmyto!


Otto

Zalegli w wieży strażniczej, na pierwszy piętrze. Posępny Otto, lekko pociągający nosem Vooks i osowiała Karmelia.

Na mowę Normalverbrauchera Rudzielec wzruszyła ramionami.

- Mi tam już zajedno, najemniku - zaczęła mówić szeptem. - Wszyscy moi nie żyją. Padli z dłoni zielonoskórych nie boginka. Bo ich nie obroniliście. Również możesz mnie powiesić. Ale zanim to zrobisz pamiętaj, że Cię przeklęłam - spojrzała na najemnika z nienawiścią.

- Przeklęty niechaj będziesz tak, iż zdrowego członka w Tobie nie pozostanie, od wierzchu głowy aż do stopy nożnej. Niechaj wypłyną wnętrzności Twoje, a ciało Twoje niech robactwo toczy. Niechaj będziesz przeklęty z Abironem i z Dathanem, których ziemia żywo pożarła. Niechaj będziesz przeklęty z Baarvikiem mężobójcą, niechaj mieszkanie Twoje będzie spustoszone, niechaj będziesz wymazany z ksiąg żyjących i pamiątka Twoja na wieki niechaj zginie. Niechaj na ostatnim sądzie przeklęty będziesz z demonami!
- ostatnie słowa dziewczyna wykrzyczała, a następnie rzuciła na swoje nędzne posłanie i zaszlochała głośno.


***

Czuwali na zmianę z niziołkiem. Pierwszy wartował Otto do północy. Mgły podniosły się prędko i wkrótce posłyszeli też jazgot i wrzaski ghuli z Topieliska.

- Biało na dole, ciemno na górze. Strach wychodzić na zewnątrz. Zarygluj mocniej te odrzwia - mruknął niby do siebie "śpiący" Vooks.

- Są mocno zaparte - odparł mu najmita.

Kiedy Normalverbraucher ułożył się do snu i ledwo co zasnął, zaraz wyrwało go szarpanie niziołka.

- Zbudź się Kapral. Robota jest. Widzę parunastu ludzi z pochodniami. Właśnie weszli do wioski. Jeden z nich jest stary i siwy. Brodę ma jak mleko, jak ten powieszony Crystian. Drugi to jakiś rycerz. Czyżby to ten błędny, co o nim prawił Edgar? Ten Matt z Kurzu? Oni są z Białego Dębu! Chyba jesteśmy uratowani!
- głos niziołka zadrżał z ukrywanej radości.

Otto dopadł do okiennicy i sam wyjrzał.

- Jasne, kurwa jego chędożona mać, Vooku. Ślepy jesteś, czy jak? Raczej kopmy sobie grób. Nie widzisz kto z nimi jest?

Vooks zobaczył i zaraz zbladł. Razem z ludźmi zobaczył też czwórkę krasnoludów z Miedzianej Żyły. Krzaty były zakrwawione, ale całe. Jednego z nich Otto rozpoznał z całą pewnością. Był to sękaty Gvvidon.
 
kymil jest offline