Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2012, 22:06   #297
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Verion wiedział, jak dobrze wykorzystać swoją nieśmiertelność. Obserwował.

Eversmiling by *pupukachoo on deviantART

Co prawda był tylko Kiharą, lecz w przeciwieństwie do jemu podobnych, trzymał się bardzo blisko u boku Mistress. Ciężko orzec, czy zaczął to czynić przed, czy po tym, jak został jej ulubionym posłańcem. Krążyły plotki, iż był „zakochany” w swojej Mistress, tak samo, jak w Almanakh. W końcu obie pochodziły z tej samej siły wyższej i były siostrami.

- Ujrzał Światło – szepnął Rion. – Jeśli je tu przyniosą, nie powstrzymamy ich.
Wściekły syk Shabranido zatrząsł mgłami. Światło było najpotężniejszą z istniejących mocy i żaden demon nie śmiał w to wątpić. We wprawnych rękach Światło stanowiło siłę absolutnie nie do powstrzymania. Dlatego jedynym ratunkiem dla chaosu od nieskończonych czasów była – nie walka ze Światłem, a walka z wiarą w Światło. Światło miało jedyny słaby punkt – swoich wyznawców. Odpowiednio podkopane fundamenty wiary padały jak gliniane nogi kolosa.

Verion był jedynie Kiharą, lecz zdołał rozkochać w sobie Wojowniczkę Światła, a zatem, można rzec, posiąść aprobatę części Bieli i pozyskać samą Biel, śmiertelnego wroga Chaosu, jako sojusznika. Zdołał też zabić legendarnego Wojownika Bieli, białego smoka, Lavendera. Tego Lavendera, który pokonał w walce Lorda Demonów Shabranido. Wreszcie, zdołał zabić jego następcę, Wojownika Bieli Barbaka i złamać ducha w tysiącach istot, które przysięgały na wieki wierność Bieli. Verion wiedział. Miał oczy, które spoglądając poprzez Mgły Chaosu widziały często to, co widziała sama Mistress. To nic, że był tylko Kiharą.
- Tylko jeden pojedynek... – szepnął do siebie z rozbawieniem.

*

Człowieku. Umarłeś, wiesz?
Twoje ciało zostało zniszczone, a mimo to wciąż pragniesz życia
Masz silną wolę. Nie musisz ginąć, wiesz?
Wrócę cię do życia. Będziesz moim sługą, moją marionetką
Moim opętańcem
Rozkazuję ci: Żyj
Zjednocz się z duchami tego miejsca. I służ mi
Nadaję ci nowe imię
Legion

***

Panie?
Długo się nie widzieliśmy
Tak... zdecydowanie długo
Jak oceniasz swoje nowe ciało? Czy dało ci to do myślenia?
Nie mogłeś mi odebrać mojego przeznaczenia. Straciłeś wszystko
Jednak twój los nie jest przypieczętowany. Dam ci szansę
Otrzymasz nowe życie. Nową szansę
W zamian to ty będziesz pracował dla mnie
W przeciwnym wypadku unicestwię cię. Tym razem na stałe
Zgadzasz się? Tym razem ja rozkazuję tobie
Żyj

*** ~by Astaroth [Blacker]

Verion pamiętał.
Stworzenie Legiona. Stworzenie Azmaera. Verion wiedział. Tamtego dnia...

- Almeno... Wyzywam Cię.

Te słowa Astarotha uderzyły w Veriona jak grom z jasnego nieba. Chociaż wiedział, że pewnego dnia je usłyszy. Wpadł w panikę. W autentyczną panikę, ale nie okazał tego. Nadchodziły zmiany. Nadchodził Nowy Shabranido.

Shabranido skamlał jak pies płaczący za właścicielem, który go porzucił.
Bóg popełnił jeden błąd. Dał swoim tworom wolną wolę.
Chaos z wolną wolą. Siła napędzająca istnienie. Śmierć. I życie. Chaos jest tym co niszczy i tworzy. Nie da się tworzyć w nieskończoność bez niszczenia tego co było.
Czarna Zorza miała od zawsze wolną wolę. Jej niezrozumiałe, chaotyczne działania wynikały właśnie z owej wolnej woli. Kochała tych, korzy mieli wolną wolę. Takich Jak Ona.

Yes, that`s why I`ve chosen him – uśmiechnęła się z zadowoleniem Mistress. – Free will. Free mind. He`s not afraid. He KNOWS he won`t be. Taktowny, czarujący, sprytny, ślepy jak sprawiedliwość, oślepiający wszystkich wokół. Tacy Jak Oni nigdy się nie dowiedzą co robiłeś za ich plecami. W ich oczach zawsze będziesz Taki, gdyż urodzili się ślepi na twój umysł, a ty na dodatek wydłubałeś im oczy. Szable... Bez wahania odrąbałby nimi rękę, która go stworzyła.

Walczyli. Verion obserwował.

Z każdą chwilą coraz silniej w jej mglistej duszy ścierały się dwa sprzeczne impulsy. Radość tej chwili, radość z jego odwagi, siły i honoru. Rozpacz, rozpacz z możliwości utraty kogoś Takiego. Takiego Jak Ona. Nie chciała go zabijać. Nie chciała przerywać tej boskiej walki.
Kiedy usłyszała jego myśl, Jak walczyć, to do końca, zatrzymała się.
Invidiahapsemhapsensjovna, ivji thia hapsh enth enth ovna ifi thia hatsh enth hatshien ovhna…
“ifi thia hatsh enth hatshien ovhna…” – “zawsze walcz do końca”.

Niespodziewanie, ujrzał dwie jasne łzy toczące się po jej policzkach. Verionem wstrząsnął dreszcz. Wiedział.

Verion był cząstką Jej Chaosu. Istniał po to, by za wszelką cenę bronić swojej egzystencji. Jej egzystencji. Był cząstką Jej Mgieł, cząstką Niej samej. I tak jak Azmaer otrzymał rozkaz „żyj”, a mimo to zapewne oddałby życie za swego stwórcę Astarotha, tak Verion wiedział, że bez Mistress nie ma Mgieł, a bez Mgieł nie istnieje żaden demon czy Kihara. Przybycie Astarotha, Last Soulbreakera, było nieuniknione. Verion był tylko Kiharą. Nie mógłby mierzyć się z Last Soulbreakerem, zresztą same Mgły Chaosu nie pozwoliłyby mu zapewne podnieść ręki na kogoś na szczycie hierarchii – była to walka z wiatrakami, walka Mgieł z Mgłami, paradoks, do jakiego dojśc nie mogło, Mgły nie mogły kaleczyć same siebie. Verion nie miał na tyle Wolnej Woli. Nie miał Wolnej Woli, by sprzeciwić się woli swojej Mistress, swoim Mgłom, które płakały nad ranami Astarotha.

Oczy Veriona potrafiły jednak dostrzec niedostrzegalne. Potrafiły w tłumie dostrzec godnego przeciwnika dla Last Soulbreakera. Co więcej, Chaos został wezwany, wskazano mu idealny cel! A tym, który go wezwał był... kleryk Bieli! To był znak.

- Darkness beyond blackest pitch, deeper than the deepest night! Violet that shines upon the sea of Chaos!!! Mysts of Chaos, I call you!!! Mistress!!! Wymawiam teraz twe imię, by złożyć ci obiecaną ofiarę!!! Zabierz w odmęty Mgieł składanego Ci w ofierze drowa!!!

Mgły dosłyszały, oczywiście. Jedno spojrzenie na „ofiarę” wystarczyło.
Verion uśmiechnął się krzywo. Mógł zobaczyć to samo co Mistress, zatem wiedział, kogo upodobały sobie Mgły. Widział przeciwnika, któremu Mgły nie krępują Wolnej Woli, kogoś, kto nie został stworzony przez Mgły. Kogoś, kto jest zawsze o krok do przodu, lub nie cofa się ani kroku w tył na widok przeciwnika. I tak jak nieliczni kiedyś lękali się niepozornego szlachcica w czerwonym żupanie, tak i teraz nieliczni obawiali się mrocznego elfa będącego chimerą. Ale Verion wiedział. Wiedział, że to się zmieni. Pewnego dnia losy świata będą zależeć od zwykłego pojedynku tych dwóch istot, a Chaos wiedział już, kto wygra niebawem w próbnej wersji tego pojedynku. Kto wygra drugi, decydujący pojedynek, było dla Chaosu fascynującą zagadką, a Verion, będąc cząstką Chaosu, podzielając upodobania Mgieł i swojej Mistress, miał teraz jeden cel – przekonać się kto wygra w tym starciu, do jakiego dojdzie zapewne za setki czy tysiące lat... Verion wiedział już teraz, że nadchodzą zmiany. Był bardzo cierpliwy. Przez cały ten czas będzie robił swoje i obserwował.
Slayers by pupukachoo on deviantART

* * *

Kiti, Dirith;

Ustaliliście [samiec Alfa ustalił ] że wrócicie do wraku łodzi podwodnej by ją przeszukać.
- Wolałabym zostać i odszukać Lady Makbet – powiedział Zaklinacz. – Poza tym jeśli się rozdzielimy jest większa szansa na to, że dopadną nas wszystkich... Chcą złożyć cię w ofierze dla Chaosu – powiedział, jakby to nie było oczywiste już od dawna. – Silversting nie żyje... Jego golemy zaczną niszczyć miasto, nie mam pojęcia jak to wszystko opanować!... – załamał się. – Król nie żyje, krąg magów i straż mają nie za przestępcę i chcą mojej głowy!... Co ja mam robić?! – zaczął rozpaczać. – Jak ja mam ratować to miasto?! Ta klątwa pochłonie nas wszystkich! – spojrzał na unosząca się w powietrzu meduzę.
- Zaklinacz... Miałbym do ciebie jedno pytanko odnośnie tego amuletu który dałeś mi w lesie
- Amuletu...? A, tak...!
- Z tego co mówiłeś Silversting pozbawił cie pamięci i zostawił w lesie.
- Na to wygląda. Sądzę że stworzył mojego klona, który mu służył i próbował się mnie pozbyć!
- Teraz skoro już ponoć odzyskałeś pamięć pamiętasz może jak do tego doszło?
- Nie pamiętam jak i kiedy udało się mu stworzyć mojego klona, ani w jaki sposób pozbawił mnie pamięci, ale ten amulet... Pamiętam, jak Lady Makbet powiedziała mi, że Silversting zaczął się dziwnie zachowywać i że ona się go autentycznie boi. Akurat tamtego dnia byłem w pobliżu jego komnaty i zobaczyłem uchylone drzwi. Nie mogłem się powstrzymać i zajrzałem do środka... Nie spodziewałem się, że Silversting tam był. Kiedy mnie zobaczył, nawet się do mnie nie odezwał. Byłem tak speszony tym że wszedłem do jego komnaty... pomyślałem, że zrobiłem z siebie kretyna i nie odezwałem się, a on, jak sądziłem, obrażony, wyszedł bez słowa, zostawiając otwarte drzwi. Teraz już wiem, że wtedy prawdopodobnie jakimś cudem pomylił mnie z klonem jakiego stworzył, dlatego nie odezwał się do mnie i zostawił mnie na moment samego w swojej komnacie! Zobaczyłem, że na podłodze leżał ten amulet. Tak po prostu leżał. Nie wiem, jak Silversting mógł go nie zauważyć, ale pewnie wypadł mu z kieszeni kiedy tamtędy przechodził. Zdumiony podniosłem go, a wtedy w drzwiach stanął sługa Silverstinga. Powiedział że Silversting kazał mu zamknąć drzwi. Było mi strasznie głupio, że nawet on przyłapał mnie w tej komnacie pod nieobecność jej właściciela, a tym bardziej bałem się że zostanę okrzyknięty złodziejem, więc szybko ukryłem amulet i wyszedłem. Chciałem oddać ten amulet Silverstingowi później, zmyślając bajkę że zgubił go na korytarzu. Pomyślałem że to nic złego bo przecież i tak każdy z nas nosił zawsze klucz zapasowy na wszelki wypadek a drzwi zamykano bez użycia klucza. Ale nie zrobiłem tego, gdyż to właśnie tamtego dnia Silversting postanowił się mnie pozbyć... I amulet został ze mną.

Mówił całkiem przekonująco i nie wydawało ci się aby kłamał. Zastanawiało cię tylko jak amulet znalazł się wtedy na podłodze.

- Podejrzewam że Silversting zlecił komuś moje zabójstwo, gdyby sam się tym zajął na pewno bym nie żył...

Starczyło czasu na krótką rozmowę, musieliście ruszać do magazynu, póki pożar nie zwabił znów straży. Zaklinacz ruszył w swoją stronę.

Czujnie próbowaliście omijać straż. Nie było to zbyt trudne w ogóle panującego chaosu, mało kto zwracał na was uwagę spośród zwykłych ludzi, a straż miała ręce pełne roboty, serca pełne lęku i portki pełne również... Dotarliście do magazynu. Zeszliście do kanałów. Zapach krwi szczurów nadal był wyraźny. Zapach elfickich ziółek nadal się tu unosił. Nagle dosłyszeliście czyjeś przerażone wrzaski i odgłosy walki. Niebawem zobaczyliście kto wrzeszczał – jeden ze znanych wam przemytników z łodzi podwodnej miał właśnie spore kłopoty...

A little help please... by ~dypsomaniart on deviantART

Szczurowato-wilczy stwór szarpał go, ujrzeliście też dwóch jego kolegów ze stada czyhających nieopodal w tunelu prowadzącym do łodzi podwodnej.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline