Tari nawet nie przestraszyła się wrogiego tonu Xantiego.
-Nie obawiaj się o mnie, gdyż moją zaletą są nad wymiar wyostrzone zmysły... Wszystkie... I nie radziłabym mi grozić... Wychowywana byłam na bezlitosnego, cichego zabójcę. I nauka mego ojca i krew takich zabójców toczy się w mych żyłach. A fakt, że jestem miłosierna i litościwa to moje przekleństwo po matce... Była człowiekiem... Tak jak i ty, magu. Nie rób sobie we mnie wroga. Przez to że jestem kobietą, możecie uważać mnie za słabą. Tak nie jest. Wiem teraz, komu ufać, a komu nie. I zrobię ci na złość i zaprzyjaźnię się z Razjelem. A teraz jeszcze raz powtarzam: nie rób sobie we mnie wroga, bo źle na tym wyjdziesz. - powiedziała Tari, a w jej lodowatych oczach pojawił się złowrogi błysk, a na twarzy zarysował się obrzydliwy, szyderczy grymas. Obudziły się w niej tak długo śpiące chęci rywalizacji, zapach tak dawno nie spływającej krwi... Obudził się w niej zabójca i choć próbowała nad sobą panować, nie potrafiła. - Nie chcę nikomu robić krzywdy... Dla własnego bezpieczeństwa nie zbliżajcie się do mnie... - powiedziała i oddaliła się od stolików. Musiała się uspokoić.
__________________ Sore wa... Himitsu desu ^_~ |