Zafir z bezczelną ciekawością przyglądał się pozostałym. Nie wiedząc czemu jego wzrok ciągle wędrował w kierunku mężczyzny zajmującego się paleniem fajki. Po głowie zaczęła mu krążyć pewna melodia, której za nic w świecie nie mógł się pozbyć. Aby odnaleźć spokój musiał pozwolić jej ulecieć. Zdjął z pleców skórzaną torbę, pogrzebał w niej przez chwilę i wydobył drewniany flet. Nie był on najwyższej jakości, mimo, że ta została okupiona wieloma próbami, przekleństwami i kawałkami zmarnowanego drewna. Brzmienie miał całkiem przyjemne, o czym zgromadzeni zdołali się przekonać, gdy chłopiec usiadł, przymknął powieki i pozwolił
dźwiękom nieść się po sali. Gdy skończył, odjął ustnik od warg i wymierzył czubkiem instrumentu w stojącego nieopodal Marka.
-
Ona do ciebie pasować. Ja zagrać na pogrzebie. – Chciał przerwać, ale zrozumiał, że pozostawił po sobie niejasność. –
Jeśli nie źli ludzie, zabije cię palenie. – Chłopak uśmiechnął się słodko i poklepał wilka po grzbiecie, ten zareagował parsknięciem, zawarczał gardłowo. –
Sahir nienawidzi smrodu. – Zakończył złowieszczo.