Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2012, 17:11   #297
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Kilka sekund dłużących się w nieskończoność. Snajper też musi mieć chwilę na przymierzenie, nie? Stał więc i mimochodem żegnał się z życiem. Nie mógł narzekać. Przez całe jego trwanie był nieudacznikiem, pijakiem, który zepsuł po kolei wszystko co można było zepsuć. No, prawie wszystko. Myśli popłynęły ku takiej jednej i Triskett uśmiechnął się lekko. On serio demonicznej Ninjy powiedział że żonaty jest? No, no... się porobiło.
Po chwili postąpił krok naprzód, przyglądnął się posterunkowi broniącemu przeprawy. MR i wojsko chyba, a może BORBLe. Kolejne kroki z duszą na ramieniu. Wreszcie głos. Ja pierdolę, Brewer. Tubalny bas kumpla rozpoznałby wszędzie. Cisnął w diabły drzwi od chłodziarek i poprawił obrzyna skrytego za paskiem na plecach.
Splunął na ziemię. Zaklął pod nosem. Jeszcze raz się udało.

- John, wiesz gdzie jest Lola? Macie tu jakiś szpital polowy czy coś takiego? – Triskett uścisnął dłoń przyjaciela, ale na baczność nie stanął, za to przyglądnął się ciekawie podchodzącemu mężczyźnie.
Brewer pokręcił głową przecząco.
- Nic nie wiem, rzucili mnie od razu na barykady.
Triskett skrzywił się, zapyta w MRze.
- Dobrze się składa. – mruknął na słowa BORBLa. – Angela zginęła, razem z wszystkimi GSRami. Nie mamy za wiele czasu. Deidre Hood została zobaczyć co to za koncentracja – próbował wskazać ręką kierunek, ale kłąb kruków przesłaniały budynki. Wolał od razu poinformować Espena o losie koleżanek z Agencji.

Ruszyli do przygotowanego pojazdu i zaczęli pruć do MRu. Londyn wyglądał jak wymarły. Parę osób na ulicach i w większości w mundurach i uzbrojeni po zęby. Na większych skrzyżowaniach zobaczył zaparkowane Challengery z zagarowanymi silnikami, wyrzucającymi kłęby spalin. Bradleye z ruchliwymi wieżyczkami reagującymi na każdą zmianę otoczenia, jak na przykład jadący samochód. Ciekawe uczucie patrzeć w wylot śledzącej każdy twój ruch lufy kalibru 120 mm.
Triskett nie odzywał się już więcej podczas jazdy, nasłuchując odległych pojedynczych wystrzałów i terkotu serii karabinowych. Samochód zaparkował przed wejściem, a Espen bez słowa wyszedł z wozu, Gary podążył za nim. Trudno było nie zauważyć wzmocnionego posterunku na dwóch widocznych rogach budynku, strzegących perymetru i obłożonego workami z piaskiem stanowiska kaemów przed wejściem. Espen chyba prawdę mówił bo pokazał tylko coś dowódcy w kevlarowym pancerzu i ruszyli szybko po schodkach już nie niepokojeni przez nikogo. Ostro.

Korytarze gmachu Ministerstwa Regulacji też straszyły pustkami. Większość regulatorów najwyraźniej była w terenie. Nici dziwnego przy takim pierdolniku, jaki panował na zewnątrz.
Jak szybko się przekonał tylko trzech koordynatorów było dostępnych dla łowców. On trafił do niejakiego Adama Scuppe, wychudzonego gostka o wyglądzie truposza i takiej energii do życia, jak ledwie co wygrzebany truposz.

- Tak. - wyszeptał rachityczny egzorcysta, bo chyba właśnie nim był Truposz i rozkaszlał się paskudnie. - Co tym razem?
- Nemein z bunkra wygrzebał mały oddział profesjonalistów. Pozamiataliśmy wszystkich prócz jednego. Ten dostał jakieś dość potężne wsparcie od swojej nowej pani i pozamiatał nas. Wszyscy GSRzy z 13tki zginęli. Tak jak i funkcjonariuszka Biura Ochrony RBL. - precyzyjnie i bez wygłupów Gary. - jeden z nich odstrzelony... - spojrzał na zegarek. - półtorej godziny temu.
Wyciągnął spod kamizelki kosmyk włosów, i drobiazgi osobiste Xarafa.
- To nasz były MRowiec. Firebridge, egzekutor. Musi wiedzieć kto i po co ją uwolnił. Obejrzałem sobie dokładnie sigil, który ją zamykał. Potrzebuję egzorcysty, zdolnego. A potem paru ludzi wsparcia. Przyciśnięciem Nemein powinni się zając nasi najlepsi ludzie. Wiedźmy, duchołapy. Na Rewirze są już tylko gruzy i płomienie. Łaki się jeszcze bronią i wampiry. Coś się szykuje, te krucze pokraki grupowały się w jednym miejscu. Jest ich dość sporo. Dobrze by było dobrać im się do dupy zanim rozlezą się po mieście. Tamiza ich nie zatrzyma.
Triskett nagadał całą czapkę, więc zwolnił nieco i wysupłał fajka z kieszeni.
- Irol w terenie? - zapytał na wdechu wciągając dym do płuc

- Tak. Wszyscy w terenie. Co do jednej osoby. Poza takim jak ja, co to do niczego się nie nadają. Będzie ciężko z tym egzorcystą teraz. Ale wystawię ci blankiet i idź na poziom czwarty. Zapytaj o dyżurnego egzorcystę.

Triskett skrzywił się.
- A kto jest na dyżurze? Pomógłbyś jak już siedzisz tu na dupie. Nie wiem, nie znam się, ale to chyba nie spacerek po parku. - Gary znał większość pracowników pionu operacyjnego, miał wrażenie że Truposz potraktował sprawę na zasadzie “Państwa telefon jest dla nas istotny, niestety aktualnie wszyscy nasi konsultanci są zajęci. Jest pan 124 na liście”. - Ja wiem co się dzieje na ulicach, ale to być może przed tobą leży lekarstwo choćby na jedną przypadłość.

- Kurde - westchnął Truposz - Na dyżurze jest chyba Arletta. Albo ten łysy jak kolano Shymkrim. A pomóc ci nie mogę bardziej, regulatorze - ton Scuppe stał się nieco formalny i oschły. - Muszę tutaj czekać, aż ... no muszę tutaj czekać, po porostu.

Triskett pokręcił głową. Arletta i Shymkrim to były dobre wiadomości. Starzy, doświadczeni łowcy każde z nich. Odwrócił się już nie chcąc marnować czasu, ale rzucił jeszcze przez ramię:
- Aż co? Ostatnio wypadłem z obiegu. Jaki w ogóle mamy plan gry? Globalny że tak powiem. Chyba nie sądzicie że strzeżenie przepraw wystarczy? Na co tu czekasz?

- Nie mam pojęcia, jaki jest plan gry. Mam jedynie szczątkowe informacje - Truposz wzruszył ramionami. - A czekam na to, aż ktoś w końcu mnie zmieni. Jestem na dyżurze osiemnastą godzinę.

Gary spojrzał uważnie, chyba nie wciskał mu kitu... No to pięknie. Serio nikt nie panuje nad tym burdelem? Zabrał ostrożnie klamoty Xarafa i ruszył wgłąb budynku. Zahaczył o kanciapę, którą przypisali ich zespołowi ale nie znalazł nic co pozostawiła by po sobie Lola. Żadnej informacji. Zaczynał się niepokoić. Z biurka wyciągnął zapasową broń, po utracie Colta czuł się jak bez ręki. W końcu zszedł kilka pięter w dół i poszukał egzorcysty. Arletta może i wyglądała na pierwszy rzut oka jak rąbnięta hipiska, ale fach swój znała. Wyłuszczył jej wszystko co i jak i patrzył ciekawie jak bierze się do roboty.
 
Harard jest offline