Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2012, 00:10   #76
Fenriz
 
Fenriz's Avatar
 
Reputacja: 1 Fenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodzeFenriz jest na bardzo dobrej drodze
WSZYSCY
To była ich ostatnie wspólne chwile. Kto mógł przypuszczać, że zaledwie kilka dni po wyruszeniu z wioski i pierwszej prawdziwej przygodzie, przyjaciele się rozdzielą. Wydarzenie w opuszczonej wiosce mocno podzieliły przyjaciół.
Wszyscy jednak zgodzili się, że rozsądnie będzie tę noc spędzić jednak jeszcze razem.
Opuścili, więc wioskę i szli przez jeszcze przez jakiś czas. Chcieli oddalić się od wioski na wypadek, gdyby słudzy Abadiela wrócili w większej liczbie.
Księżyc stał już wysoko, gdy dotarli do kamienistej plaży nad rzeką, ukrytej pośród gęstego sitowia. Rozpalili niewielkie ognisko i po szybkim posiłku udali się na spoczynek. Dzięki talentom Beldara nie musieli wystawiać wart. Chłopak poprosił wilki, by te czuwały i w razie niebezpieczeństwa podniosły alarm.
Wszyscy mogli, więc udać się na zasłużony odpoczynek po tym jakże ciężkim i bogatym w doświadczenia dniu.


Nazajutrz przywitała ich jakże piękna i zachęcająca do dalszej wędrówki pogoda. Słońce od samego wschodu grzało bardzo mocno, co zapowiadało kolejny upalny dzień. Drużyna zjadła ostatni wspólny posiłek i zapadły ostateczne decyzje. Marlowe pożegnał się ze wszystkimi twierdząc, że on chyba jako jedyny z nich wszystkich nie nadaje się na bohatera, czy nawet awanturnika. Najlepiej zrobi, więc jak wróci do domu dopóki nie jest daleko. Przy okazji ostrzeże wszystkich przed tajemniczym Abadielem, który jest ponoć spragniony władzy i być może zacznie zapuszczać się w dalsze tereny.
Karl, Beldar, Ronniel, Bolesław i Kesa postanowili ruszyć na jakże niebezpieczną wyprawę do obozu Abadiela. Nie chodziło wcale o to, że chcą jednak pomóc Nutpthys. O wiele bardziej interesował ich los zmutowanych wilków i ich braci. Czekała ich niewątpliwie niezwykle trudna misja, ale byli gotowi się jej podjąć i spróbować swoich sił.
Orik, Begus, Aaron i Taelryn nie zamierzali ryzykować utraty życia i postanowili ruszyć dalej wzdłuż rzeki.
Przyjaciel pożegnali się serdecznie życząc sobie nawzajem szczęścia i powodzenia. I każda z grup poszła w swoją stronę.

Karl, Beldar, Ronniel, Bolesław, Kesa
Zaraz po tym, jak pożegnali się z przyjaciółmi i oddalili się od swego nocnego obozu Beldar ponownie przemówił do wilków. Przyjaciele nie raz widzieli, jak przemawiał on do zwierząt i za każdym razem było to równie niezwykłe. Wilki nastawiły uszu i słuchały go uważnie. Nadal jednak wystarczyło na nie spojrzeć, by człowiek obleciał strach. W ich wyglądzie było coś co sprawiało, że po plecach przechodziły ciarki.
Na prośbę Beldara wilki mruknęły potwierdzającą i ruszyły przed siebie. Po kilku krokach ruszyły biegiem przed siebie. Zatrzymały się po około stu metrach i odwróciły się w kierunku grupy ludzi, czekając na nich. Przyjaciele ruszyli za nimi. Sytuacja powtarzała się wielokrotnie, aż cała drużyna dotarła do rozległego lasu. Zbliżało się południe i było naprawdę gorąco.
Przyjaciele postanowili odpocząć na skraju lasu w cieniu rozłożystych sosen. Beldar i Karl od razu spostrzegli, że las do którego mieli wejść jest bardzo starym lasem. Zarówno wielkość drzew, jak i szerokość pni o tym mówiła. Myśliwi czuli jednak coś jeszcze, co mniej obeznanym ludziom umykało. Chodziło o zapach. Ten mistyczny zapach, którym charakteryzują się prastare bory i puszcze. Jeżeli ten zapach czuć było już na skraju lasu, aż strach pomyśleć jak wygląda jego serce.
Przyjaciele odpoczywali i posilali się, gdy usłyszeli nagle wołanie:
- Ulryku! Ulryku mój kochany! Gdzie jesteś? Zostawić cię na chwilę, a ty już się gubisz? Urlyku odezwij się!
Głos dochodził z głębi lasu i należał najwyraźniej do jakieś kobiety.


Orik, Begus, Aaron, Taelryn

Po pożegnaniu z przyjaciółmi czwórka, która za nic nie chciała angażować się w śmiertelnie niebezpieczną przygodę ruszyła dalej wzdłuż rzeki.
Pogoda była do marszu idealna. Cudownie grzejące słońce, bezchmurne niebo i lekki, chłodny wietrzyk płynący od rzeki.
Większość podróży minęła na dyspucie pomiędzy Orikiem i Aaronem. Kwestia zabranego wróżce medalionu ciągle powracała. Słysząc przekomarzania się towarzyszy Taelryn cieszył się w duchu, że nikt nie wie o złotych talerzach i sztućcach, jakie wyniósł on z domu wójt. Gdyby Orik wiedział, co ma w plecaku zapewne także i jemu suszyłby o to głowę. A tak cała jego uwaga skupiła się na Aaronie.

Około południa grupa dotarła do miejsca, gdzie rzeka się rozwidlała. Jedna odnoga dalej biegła prosto niczym strzała, a druga skręcała w prawo i zaczynała się wić niczym wąż po piasku.
To właśnie z tej odnogi płynęła ku nim dużej wielkości tratwa. Na jej pokładzie znalazło się miejsce na ustawienie sporych rozmiarów budki z krytym dachem.
Wszyscy dostrzegli, że na pokładzie poza dwoma flisakami, który sterowali tratwą znajdują się także inne osoby. Było ich czterech i wszyscy siedzieli w kuckach z rękami założonymi za plecy. Wyglądało na to, że są oni skrępowani i uwięzieni. Tratwa wyraźnie zmierzała ku niewielkiej kamienistej plaży, która znajdowała się około stu metrów przed grupę wędrujących przyjaciół.
Gęste sitowie rosnące wzdłuż brzegu pozwalało na skrycie się i w razie konieczności obserwowanie tratwy z ukrycia. Mądrzejsi o doświadczenia z wróżką Nutpthys, przyjaciele musieli postanowić co dalej.
 
Fenriz jest offline