Troje mężczyzn ruszyło ciemnym korytarzem w stronę, która jak im się zdawało, zaprowadzi ich do wyjścia. Poruszanie się w całkowitych ciemnościach nie było łatwe, ale pomagało nieco obmacywanie ścian. Z drugiej jednak strony nie mieli pewności, czy przypadkiem za chwilę z jednej z tych ścian nie wystrzeli prosto w nich jakaś sprytnie zamontowana pułapka, lub pod nogami nie otworzy się kolejna zapadnia. Wszystko przez przeklęte ciemności, a do tego zamiast powiewu powietrza czuli teraz coraz bardziej obrzydliwy i dławiący zapach krwi. Czyżby zamiast podążać do wyjścia mieli dojść do źródła tego, co tak osobliwie pachniało?
W pewnym momencie ostrożnego marszu Calistan, który szedł niestrudzenie jako pierwszy, poczuł, że wszedł w coś śliskiego, a przy drugim kroku zaplątał się w coś, co mogło być kawałkiem materiału. Zaklął pod nosem i schylił się sprawdzić, co to takiego. Na ziemi rzeczywiście wyczuł spory kawałek sztywnego materiału. Trudno było dokładnie określić co to jest, ale kształtem przypominało kapelusz z bardzo szerokim rondem. Był wilgotny i lepki, podobnie jak podłoga. Po krótkiej chwili do uszu trzech mężczyzn doleciał odgłos świszczącego i dziwnie bulgoczącego jęku. Szczególnie bardzo odczuł to schylony Calistan - dokładnie kilka centymetrów od lepkiego kapelusza ktoś leżał. Czarny Baron nie tyle widział to, co czuł - obrzydliwy, przyprawiający o mdłości zapach krwi, który nasilał się z każdym jękiem, jaki wydawała z siebie leżąca na ziemi istota. Prawdopodobnie ktoś właśnie wykrwawia się na śmierć leżąc w korytarzu dziwnego, podziemnego więzienia... |