Rad był, że w końcu wesoła kompania ruszyła w drogę. Trzymał się przodu drużyny. Kiedy jeszcze nieznany Hildebrandowi z imienia znawca sztuki łuczniczej wyznaczał kolejne punkty trasy, on rozglądał się na boki zwłaszcza kiedy podróżowali przez las w poszukiwaniu znaków świadczących o tym, że można się tu spodziewać zasadzki. Oczy Hildebranda były wyczulone na tego typu rzeczy. Cóż w końcu wiele lat miał do czynienia z bandytami i ich zasadzkami, znał większość taktyk jakich używano w trakcie napadów oraz słabe punkty każdej z nich, większość pułapek i oraz najlepsze miejsca do ich zastawienia. Ale nikomu nie zamierzał się przyznawać co robił, to już przeszłość.
Przez całą podróż wydawał się być znudzony. Nic bardziej mylnego, dopiero w dziczy odżywał. Nie rozmawiał z nikim by być całkowicie skupiony na badaniu terenu. Dopiero kiedy dotarli do rzeki odetchnął i kroczył spokojnie przy brzegu.
Na wieść o tym, że mają rozbijać obóz niedaleko wody musiał zaprotestować - W nocy zwykle nad wodą zlatują się natrętne owady. Poza tym dzikie zwierzęta mogą wędrować do wodopoju. I nie powiadam wcale o płochliwej zwierzynie łownej. Mam na myśli groźniejsze dla nas istoty. A jak wyczują zapach naszego prowiantu i zdemolują obozowisko to nie będziemy zachwyceni - założył ręce na tors - Dodam jeszcze to, że teren jest nieosłonięty od wiatru - rozejrzał się wokół.
__________________ "W moim pokoju nie ma bałaganu. Po prostu urządziłem go w wystroju post-nuklearnym." |