Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2012, 21:05   #302
Sam_u_raju
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ZiN6t7K7txw[/MEDIA]

Nie było co czekać. Scott musiał zaryzykować, miał nadzieję, że pułapka skończyła się w momencie kiedy zabił tego garou... nie garou tylko fearie bo metalowy pręt okazał się niezwykle skuteczną bronią. Egzekutorowi sprzyjało szczeście, bo w walce z łakiem to mógł tylko liczyć na jakieś fartowne zrządzenie losu. Przykucnięty ruszył w kierunku szurniętego po ziemi karabinu.
Nie mylił się, na dole odprawiany był rytuał, a jego zmysły jasno mu wskazywały, że rytuał nie ma na celu odświeżenia powietrza w kanałach. Dodatkowo jeżeli ktoś ma zamiar złożyć dzieciaki w ofierze, dzieci.... Na to, na to Scott nie mógł pozwolić, co jak co ale dzieci... choćby były małymi łakami albo przedwiecznymi wampirami w ciele dziecka. No dobra przy tych ostatnich by się zawahał i cholera wie co by zrobił.
Gówno by się zawachał, już jedną starą wampirzycę w ciele dziecka wyratował. Chyba.

- Jestem Scott, z pożal się Boże MRu. Co się tam dzieje na dole i kim ty jesteś? - szepnął zbliżając się do Strzelca.

- Karl Vinmayer z MRu, ale chyba jakiegoś innego, bo na pewno nie pożal się boże. Regulator drugiej rangi. Egzekutor. Bierz karabin. jedno z tych na dole idzie tutaj. Moja grupa jest za daleko. Musimy tą regulację załatwić sami. Sprawdzają dwa inne miejsca. Sprawa “Podrzegacz”.

Nic Scottowi nie mówił kryptonim sprawy. Przynajmniej w tej chwili.

Szczęknęła broń.

- Mamy do czynienia z faerie - renegatami oraz z przynajmniej jednym faerie ożywieńcem. Przewodzi im wiedźma - renegatka odpowiedzialna za dwa przywołania demonów w Londynie. Tyle ustaliliśmy.

Scott zerknał na bron i magazynek by upewnic sie jak rozrzutny moze być z pociskami. Odbezpieczył. Podbiegł do barierki i zerknał w dół. Na szczęscie widział cokolwiek bo na dole paliły się pochodnie i dawały blade światło. Określił wysokość na jakieś 10-11 metrów. No, może 12. Jako Egzekutor mógł zaryzykować ze skokiem z wysokosci 10 metrów a i to mogło się skończyć jakimś otwartym złamaniem. Pozostało mu tylko przebic sie przez pedzące na górę Coś i skrócenie sobie drogi skokiem po pokonaniu schodami jakichś 5 metrów dystansu w dół.

- Jakies pomysły co do Wiedzmy? Walimy na zywioł a ten co przetrwa wpada ratowac dzieciaki? - rzucił do Karla gotów rozpoczaąc bieg na dół. Silos wybudowany był na wzorze koła, więc ciągnace się przy ścianie schody tworzyły coś na wzór spirali.

- Plan? Prosty – odezwał się drugi Egzekutor - Strzelamy, jak tylko ktoś znajdzie się w zasięgu wzroku. Wyciągamy ich pojedynczo lub ... lub walimy frontalnie.

To lubię. Żadnego przesadnego kombinowania. Hiperadrenalina w żyłach i smak niewiadomej na końcu języka

- Jak mamy uratowac te dzieciaki na dole to musimy sie tam dostac szybciej - Scott rozejrzał się dookoła ale nie widział nic co by pomogło im sie dostać szybko na dół. Zestawu lin dla alpninisty nie znalazł. Kable, ciagnace się na jednej ze scian wyglądały zachęcająco, jednak nawet jakby zdołał je zerwać to na nic by mu się przydały bo było ich po prostu za mało a na pewno nie dałoby sie ich powiazac ze soba - były za grube.
- Dobra. Nie ma co czekac. Trzymaj górę – Nathan pochylił się i trzymając karabin przy brodzie zacząłem schodzić po schodach w dół.

W tym momencie Vinmayer otworzył ogień w dół. Osłaniał manewr Scotta.
Ten schodził owoli, nie ryzykując upadku, ani nie tracąc okazji do oddania strzału. Ktoś poruszył się na dole schodów. Jakaś niewyraźna, szczupła postać.

Scoot z tej odległosci nie był pewien czy postać na dole to wróg czy może jedno z dzieci o których wspominał Karl wiec nie strzelał, jednakże przyspieszył znacznie. Nie wiedział co go dokładnie czeka na dole ale skoro miał mieć choć cień szansy by przeszkodzić w odbyciu rytuału i uwolnić dzieciaki musiał przyspieszyć. O zaskoczeniu tych na nie było już mowy od dawna, ale jakby w połowie drogi zamiast schodów wybrał lot na dół? Jego nadnaturalne umiejetnosci mogły mu w tym pomóc i powiedzmy nie zabił by się ale jak na dole było mrowie przeciwników? Nathan był w stanie zaryzykować i zaryzykował.
Przeskoczył ponad niewysoką, metalową barierką i płynnie wylądował na betonowej, lekko zalanej wodą posadzce. Egzekutorski zmysł zagrożenia rozdzwonił się nagle. Z silosa wydostać się było można czterema szerokim kanałami burzowymi a w jednym z nich płonęły łuczywa wetknięte w szczeliny w betonie i w pęknięcia. To wlaśnie tam, w głębi tunelu, działo się coś niedobrego. Ale ceremonia czy też rytuał nie był pozbawiony ochrony. Z tunelu prowadzącego do miejsca ceremoniału, jak też z pozostałych trzech zaczęły wyłaniać się pokraczne, półzwierzęce postacie. Niewysokie, ale masywne, przynajmniej dwudziestka.



Niektóre chyba martwe i ożywione jakąś nieznaną siłą. Nekromancją Wiedźmy o której wspominał Vinmayer.
Głównego korytarza, zaraz za linią karzełów, chroniła też grupka innych istot. Istot, z ktorych najwyraźniej jedna szła w stronę Natahana, kiedy był na schodach. Teraz ta sama niewyraźna postać byla już bliżej i bez trudu mógł ujrzeć nieco więcej szczegółów - zieloną twarz i wielkie, czerwone ślepia.



Takiego powitania jednak sie nie spodziewał. Nie zamierzał jednak być niegrzeczny i przywitał się krótką serią z karabinu kierując ogień w kierunku stworów wybiegajacych z korytarza oświetlonego pochodniami a dokładnie w kierunku tej wyższej niż pozostałe o zielonej twarzy.

Przydałoby się wsparcie, cholernie by się przydało

Przyspieszył i zamiast wbijac sie w kierunku korytarza do którego dopiero co strzelał.skierował się w kierunku zejścia ze schodów. Uznał, że tu gdzie stoi teraz otoczony jest zewsząd przeciwnikami, których umiejętności walki nie znał a wbijanie się w “główny” korytarz z takim uzbrojeniem jaki miał nie dawało mu zbyt dużych szans przeżycia, nawet jako Egzekutorowi. Na schodach będzie mial przed soba jednego, góra dwóch przeciwników i jezeli nie wyskoczą z jakąś niespodzianką, super zdolnościami to miał szanse się utrzymać aż dołączy do niego Karl jako wsparcie.
Seria skosiła kilka zielonogębnych poczwar. Najwyraźniej ołów działał na nie jak powinien, chyba że Vinmayer wrzucił tam jakieś specjalne kulki. Teraz to nie miało znaczenia. Ważne było, że każda zielona pokraka która spadała na glebę zwiększała ich szansę.
“Asysta” Scotta na górze też nie próżnowała. Nathan widział, jak kilka małych karzełków pada pod ostrzałem.
Pozycję na schodach Scott osiagnął bez problemów, pozbywając się kreatury na jej dole. Teraz widział tylko “karzełki” które nie zważając na ostrzał pędziły w jego stronę. Dla działającego na hyperadrenalinie Nathana ich ruchy zdawały się być jednak niezgrabne i powolne, lecz bardzo zdecydowane na osiągnięcie swojego celu. Jeszcze chwila i w końcu go dojdą.

- Karl!! Potrzebuje ciebie tutaj na dole bo inaczej sie nie przebije. Jest ich tutaj w cholere duzo!! - Scott nie przestawał kosić karzełków zbliżających się w jego stronę, starał się oszczędzać kule jak tylko mógł choć wiedział, że to „pestkowe” eldorado niedługo sie skończy. Jeżeli Karl nie zlezie zaraz do niego to zamierzał zaryzykować i spróbować przedrzeć się do głównego celu, korytarza w którym odbywa się rytuał, odbijajac sie i skaczac za linię pedzacych do niego “maleństw” jak najblizej do oświetlonego korytarza. Bo inaczej to wszystko co dotychczas uczynił pójdzie na marne
 
Sam_u_raju jest offline