Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2012, 21:52   #130
Grzymisław
 
Grzymisław's Avatar
 
Reputacja: 1 Grzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znanyGrzymisław nie jest za bardzo znany
Pilnować razem z bezmózgim troglodytą jeńca! Na równych warunkach! Kapłanka nie znała umiaru w upadlaniu go. Nawet heretyk doskonale się widać bawił obserwując jego tłumioną wściekłość. Jak potrafił ją dostrzec, Virdth nie wiedział. A to również potęgowało jego wściekłość. Błądził po omacku, nie wiedział, co ma robić. Jego cel – powierzchnia – był zbyt odległy, by się nim zająć. A wiadomość do Saerith mogła równie dobrze zaowocować polepszeniem jego statusu, co i szybką śmiercią, lub o wiele prawdopodobniejszymi torturami aż do utraty zmysłów. Względnie życia. Postawił wszystko na jedną kartę i był bezsilny. Kultysta miał przynajmniej tyle szczęścia, że był potrzebny. Już sam ten fakt sprawiał, że kapłan chciał uderzyć go w twarz. Kiedy drań wypowiedział na głos wszystkie jego wątpliwości, zapragnął natychmiast zanurzyć zęby w jego krtani. Więźnia strzegł jednak wyraźny zakaz znęcania się ze strony przywódczyni.

- Twój bóg ci nie pomoże. Wybrałeś sobie zły sposób na uzyskanie potęgi. Ciągle dokonujesz złych wyborów.

Zeshan zacisnął pięści nie zdając sobie z tego nawet sprawy. Heretyk miał rację. Selvetarm mu nie pomoże. Jest przecież pieskiem Lolth. Musi być posłuszny.

Miał ochotę odpowiedzieć „A twój bóg? Nie jest zbyt wielki, skoro pozwolił ci dostać się do niewoli”. Powstrzymał go jednak jakiś wewnętrzny głos. Głos, który najwyraźniej odpowiedzialny był za powoli kiełkujący w jego głowie plan. Przerwało mu jednak jakieś dziecko.

„Zerwij się z łańcucha, piesku”

Dziecko było nad wyraz uparte. Powtarzało zdanie, jakby naprawdę był jakimś jego psem! Nie zamierzał być nigdy więcej niczyim psem! Nigdy! Wiedział już doskonale, co ma zrobić. Odwrócił się do heretyka poskramiając w sobie nienawiść i tłumiąc niechęć na wpół wyszeptał, na wpół wysyczał.

- A gdyby twój bóg zapragnął pomóc ci poprzez moją osobę? Czy jest potężny? Czy w zamian ofiaruje mi część swojej potęgi? Czy wyrwie nas z rąk kapłanek na powierzchnię?

- A może przewidział, że zechcesz pomóc? Niemniej musisz być cierpliwy. Moi... będą blisko, wszak do nich was prowadzę.- odparł w odpowiedzi więzień, uśmiechając się lisio. Dla kapłana był to jednak problem. Wszelka próba pomocy byłaby jawnym odwróceniem się od bóstwa, a co za tym idzie utraceniem jego łaski i przez to mocy kapłańskiej. Może rzeczywiście moc ta nie była zbyt wielka, ale przecież coś by stracił, a nie wiadomo czy zyskałby coś w zamian. Jaki miało to sens?

- To niezbyt wiele. Uważasz, że mi się to opłaci? Co niby zyskam? Niepewną obietnicę? – wycedził przez zęby kapłan. Nie czuł się już jednak zbyt pewnie. Cały czas pulsowało mu w pamięci krótkie, ale piekące jak rozgrzane żelazo zdanie.

„Zerwij się z łańcucha, piesku”

Odpowiedzią na te pytanie był jednak tylko cichy chichot więźnia i słowa.- A co zyskasz nadal liżąc buty kapłanek? Bądź cierpliwy i wyczekuj znaku... I gdy się pojawi,wybierz lepiej niż dotychczas

Lepiej, niż dotychczas… Czyżby kultysta rzeczywiście znał wszystkie jego dotychczasowe wybory? Czyżby jego bóg był naprawdę tak potężny, że przewidział pomoc Virdtha? Może właśnie dlatego więzień czuje się zupełnie bezpieczny? Może zna przyszłość i wie, że pomoc wszystkim przyniesie korzyść? Zostać kapłanem naprawdę potężnego bóstwa… Cóż by to była za miła odmiana… Bóg przecież na pewno wynagrodziłby kogoś, kto uwolni jego wiernego kultystę… Zeshan miał wysokie mniemanie o sobie. Zakładał, że będzie dla heretyckiego boga cennym nabytkiem. Może bóstwo samo pokierowało tak wydarzeniami, by kapłan dojrzał do zmiany wiary? Może kultysta wpadł w ręce drowów tylko w tym jednym celu zamierzonym przez boga: by nawrócić Virdtha Zeshana?

Czy jednak opłaca się zamieniać pewne na niepewne? Jeśli Saerith zgodzi się na jego propozycję, wszystko może się przecież zmienić… Warto będzie w każdym bądź razie mieć tej nocy pod ręką miksturę niewidzialności. Tak na wszelki wypadek.

Uśmiechnął się szatańsko do swoich myśli. Tak, mikstura w razie niebezpieczeństwa powinna ułatwić mu zniknięcie z obozu. A to przecież nie koniec jego możliwości, których Maelstar się nie spodziewa.

- Wszystko okaże się dziś w nocy, więc nie ciesz się zbyt prędko. A znaku będę wyczekiwał, nie musisz się o to martwić – zapewnił pewnym siebie głosem. Miał już plan. A gdy miał plan, nawet głód krwi potrafił odsunąć na dalszy plan. Choć na niezbyt długo.

Więzień wzruszył ramionami – A czy ja się martwię ?

I to było najbardziej niepokojące. Wszak jedyne, co go czekało, to rychły zgon, gdy tylko przestanie być potrzebny. Czyżby naprawdę bóstwo zdradziło mu, że nie musi się niczego obawiać?
 
Grzymisław jest offline