Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2012, 17:52   #2
Nadiana
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Spóźniła się. Oldschoolowy zegarek bezlitośnie pokazywał trzy po, kiedy parkowała swoje cacko na miejscu wskazanym przez komputerowego ciecia. Jaskrawo czerwone litery nie pozostawiały wątpliwości: „Parking dla gości”. I to dla tych gorszego sortu, bo drugiego piętro podziemnego parkingu od windy dzielił jeszcze spory kawałek.
Dla Jack nie był to specjalny problem, podobnie jak rewizja osobista i przeszukanie torby na parterze, ot uroki korporacji.

W rezultacie, gdy dotarła już na miejsce wszyscy już tam byli i nie potrzebowała instrukcji sztywnej sekretarki by widzieć, gdzie usiąść.
Stolik zresztą zaraz wyświetlił jej imię, oczywiście w pełnej formie. Pieprzone C-T; nigdy się nie nauczy. Skrzywiła się nieładnie by zaraz wzruszyć ramionami i skupić się na czym innym.

Elektroniczny papieros? Wielkie czerwone nie.
Szklaneczka Whisky? Podobnie.

Niech jej ktoś jeszcze raz powie, że one spełniają wszystkie potrzeby.
Odrywając wzrok od pulpitu Jack otwarcie rozejrzała się po pozostałych. Tylko jeden garniak, wyśmienicie. Stosunkowo duża liczba kobiet, to gorzej. Wolała pracę z mężczyznami, byli mniej chimeryczni.
Na dłużej zatrzymała wzrok na kobiecie pokrytej tatuażami. Tak o pomyłce nie mogło być mowy, ciekawe w sumie.

Po tej krótkiej lustracji Evans rozluźniła się wyraźnie i rozsiadła nieelegancko acz wygodnie. Gdyby ktoś teraz jej się przyjrzał zobaczył by dobrze zbudowaną, wysoką blondynkę o włosach przyciętych krótko i niedbale.
Pod czarną motocyklową kurtką miała zgniłozielony podkoszulek, pod którym znać było jakieś metalowe blaszki. Na nogach Jack nosiła wysoko wiązane wojskowe buty, do których wpuszczone były bojówki moro. Na ustach kobiety błąkał się lekki uśmiech sprawiający równie nonszalanckie wrażenie co jej pozycja. Zmieniła ją dopiero wtedy, gdy poproszono ją do środka, ale i wtedy w miarę wygodnie rozgościła się na krześle. Później zaś wyjęła holo komputer i całą uwagę skupiła na średnio imponującym Alanie.

67 godzin, trochę ponad dwa dni. Wystarczająco wiele, jeśli się wie gdzie zacząć. Jack szybko notowała informacje, które uznała za ważne.
Gdy pojawił się kontrakt ustawiła go pod wygodnym kątem i rozpoczęła dokładną analizę. Skrzywiła się parokrotnie na prawniczy bełkot, ale wszystko wyglądało mniej więcej ok. Nic nie wskazywało, że będzie musiała się zgodzić na eksperymentalne biowszczepy po podpisaniu tego.
Po chwili grzebania w torbie wyjęła prawo jazdy i odbiła je w odpowiednim miejscu. Nie lubiła podłączać swojego komputera do sieci korporacyjnej, nawet mimo świadomości, że średnio utalentowany haker byłby w stanie w pięć minut obejść jej zabezpieczenia.
Po co jednak ułatwiać im sprawę?

Swoją drogą Alan nie powiedział kto jest szefem, a zawsze ktoś musi być szefem. Jack rozejrzała się po zebranych by ocenić kto się nadaje na bossa. Obstawiała azjatkę lub czarnego. Byle by nie garniak.
Zresztą takie sprawy lepiej rozwiązywać na bieżąco.
- W warunkach polowych mamy szefa z przydziału czy trzeba ciągnąć słomki? Po drugie możemy dostać zdjęcie tego cacka?
- Myślę, że się dogadacie, prawda? Nie mi mówić, kto i czy ktoś w ogóle ma rozkazywać. Co do zdjęć, to to co widzieliście to tylko analogiczny pojemnik do przewożonego, nie otrzymałem dokładnych zdjęć poszukiwanego, prócz informacji, które wam przekazałem.
- Mhm- skrzywiła się lekko. Trąciło to straszną amatorką, ale niech będzie. Nie miała za wiele opcji.
 

Ostatnio edytowane przez Nadiana : 30-08-2012 o 18:03.
Nadiana jest offline