Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2012, 09:14   #22
arm1tage
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
Pan Posłuszny rozparł się za stołem jak basza, po przeciwnej stronie Janikowskiego na którego niechętnym i złym okiem co chwila łypał. Po jego prawicy zajął miejsce Pan Winnicki. Posłuszny trunków już poszukiwać zaczął, ale one miały się pojawić dopiero po wejściu gospodyni.

Pani Ksymena u progu sali wieczernej stanęła i pod boki się podparła rękami chudymi i sękatymi jak konar drzewa. Za nią wsunęła się bokiem bladawa dziewka, z jasną kosą sięgającą połowy ud, chłopka u Patulskich do stołu posługująca, na deskach połozyła saganek pełen czerwonych raków, misę, w której pyszniły się wielkie kapelusze borowików, niczym wyspy w oleistej mazi zalewy. Pani Ksymena zasiadła obok pana Odloczyńskiego, a dziewka powróciła po chwili, węgrzyna i gorzałkę niosąc.

- Jedzcie i pijcie, waszmościowie. Wy także, panie Janikowski, i cobyś nie gadał, że cię Patulscy jako pohańcy w niewoli trzymali, o głodzie i chłodzie, i o pysku suchym, bez poszanowania twego urodzenia.

I, zabawna sprawa, pan Kmita zaraz przemówił i o pohańcach prawić począł!

- Wcześniej waszmościm i waćpani nie wspominałem, bo to wróg i poganin, a i myślałem że Ezechiel sobie poradzi - Kmita przerwał zalegającą ciszę - otóż Kleczkowskiego syn wrócił z Siedmiogrodu i turczyna jako sługę ze sobą przywiózł. Powiadają że ten psi syn wielce na sztuce medycznej zna się. Może by po niego posłać, by pannę odratować?

Pan Posłuszny, który od kiedy przyjechał, jako i wcześniej jednako, za kołnierz nie wylewał, łypnął na Pana Kmitę wzrokiem półprzytomnym. Ale zaraz ozwał się głosem zadziwiająco składnym, wcale nie bełkotliwym a w oku jego cosik zabłysło. Niemal stół wywracając wyrwał się ku przodowi, zakołysały się jego policzki na których wyszły już wcześniej jakie brunatne plamiska i uniósł w górę brudny paluch. A z nim, całe cielsko Pana Andrzeja zaczęło się podnosić.

- Turczyn?!!! Turczyna waszmość chcesz pod dach przyjaciół sprowadzać?! - kręcił przy tym głową na boki a spierzchnięte wargi telepały się - Z pohańcem może jeszcze ja, Posłuszny, z rodu defensorów Pospolitej Rzeczy, mam do jednego stołu zasiadywać?!!! VETO!!!

Jako że w międzyczasie głos się nieco Posłusznemu uniósł, szlachcic golnął sobie jeszcze zacnego węgrzyna, co go nieco uspokoiło jakby i przysiadł na zydlu.

- No fakt...- powiedział jakby do siebie - ...że też niewiasty nie godzi się bez pomocy ostawiać. Ale przecie insze sposoby jeszcze są, a jeśli głowy obytej posłuchacie może rzecz bez pogańskich psów się załatwi. Panie Winnicki!

Znów jakoby ogień w Posłusznym zapłonął.

- Pamiętasz, jak to w podobnych opałach dzięki mej radzie krewniaczka samego hetmana koronnego odratowana się ostała? Jako to hetman chciał mi po wdzięczności wielkiej ziemię ze dworem w ziemi przemyskiej darować, alem rzecz jasna ze skromności nie przyjął?

Winnicki pokiwał skwapliwie głową, ale widać było po minie że nijak okoliczności takich sobie przypomnieć nie może. Ot, ułomna pamięci ludzka...

- Otóż Waćpanno...- Posłuszny znów zamachał paluchem i wybałuszył gały - ...i waszmościowie...Otóż gdym jeszcze pod rozkazami hetmana wojował, dwunastoletnia kuzynka jego strasznie zaniemogła biedaczka. Się legła z wieczora a rano nijak dobudzić jej nikt nie mógł. Ciało gorące miała niczym piec, oczy błędne jako to zawsze są u waćpana Kmity, i od rzeczy niby Janikowscy gadała. Cyrulik kazał natrzeć ją gorącym octem i napoić wódką z piołunem. Ale na nic wszystko, bo nie tylko nie domogło, ale i po wódce sine plamy na dziewczęciu wystąpiły. Zesrożył się hetman straszliwie i kazał medyka w wódce właśnie utopić, alem chłopa odratował - przekonując wodza że nie godzi się dobrej gorzałki na takie ścierwo marnować. Tfu!

Posłusznemu zaschło w gardle więc zwilżył gardło i ciągnął, wodząc dookoła tryumfalnym wzrokiem.

- Ja! - krzyknął chrapliwie - Ja, łaskawy panie sposób znam, zawołałem. Od znachorki znamienitej co to w lasach obok włości moich rezyduje, żem go poznał i z powodzeniem już nie raz stosował. A że hetman w wielkim poważaniu moją osobę i wiedzę ma, jak raz się zgodził. No to wziąłem się do roboty. Najpierw niebogę sadłem wysmarowałem i podłogę oplułem dookoła łoża jak należy.

Brwi pani Ksymeny podjechały na pół czoła już przy wzmiance o sadle. Puchar nietknięty na ławę odstawiła, i ozwała się do pana Odloczyńskiego głosem ściszonym, jakim się tajemnice wyjawia i wyznania czyni:

- Jakżeby mi na gorsze poszło, mości Odloczyński, to brata mego nie słuchaj i bratankom postaw się takoż... ja wiem, że oni mnie miłością czułą darzą, a kto kocha, ten brzytwy się łapie... Jednakże, jak mi na gorsze pójdzie i zlegnę, to uczyń mi waści przysługę, i księdza do mnie wołaj, nie pana Posłusznego...

- Potem zaś zakrzyknąłem do pachołków i gospodyni...- perorował już na całą izbę Pan Andrzej - - Napalcie, kumo, w piecu do chleba! Trza dziewczyninie na dobre poty zadać, przeto choróbsko jak ręką odjął odstąpi!

- Jezu Chryste Nazareński! - jęknęła pani Ksymena i pana Odloczyńskiego uraczyła spojrzeniem wymownym. Jeszcze wymowniejsze by może ono było, gdyby pani Kusznierewicz nagły paroksyzm nie złapał i nie zgiął w pół nad ławą... Pan Posłuszny perorował zacięcie, a Ksymena kaszlała okrutnie, aż na chusteczce pośród flegmy krew się objawiła i wreszcie jej przeszło.

- No i napalili! A my...- tu Posłuszny przewracając pusty dzban pokazał posuwisty ruch wdłuż stołu - ...szast, prast, na sosnowej desce ułożoną dziewoję - do pieca - na trzy zdrowaśki!

Sapnął i zadowolony z siebie popatrzył dookoła.

- I co? I co?! - ryknął - Panie Winnicki, pan opowie co się stało...- ale nie czekając na Winnickiego rozochocony sam się poderwał z miejsca - i...choroba odeszła! Jak niepyszna! Dziewczyna jeno przez miesiączek jeszcze bardziej rumiana była, przez co tylko większe powodzenie u p c i męskiej miała! No to jak? - chwycił gąsiorek jak do toastu - Widziałem, że tu piec porządny macie...Wrzucim chorą na trzy zdrowaśki? Kuracyję jej sami, bez Turczyna, urządzim?!

- Wielce to zmyślny sposób, panie Posłuszny, przyznaję - ozwała się pośród zapadłej ciszy z lekka słabym głosem pani Ksymena, na jej twarzy wybiły suchotnicze krwawe rumieńce. - Niemniej, zauważyć muszę, że dobre one dla naszych białogłowych, które, jak to wszyscy waćpanowie wiecie najlepiej, nie tylko najpiękniejsze są i najgładsze pośród wszystkich narodów, które Bóg Wszechmogący na ziemi ustawił, ale i natury z przyrodzenia są silnej i twardej. Tedy i taki sposób zadać im bez strachu można. Tu zaś mamy... ciężko rozeznać, ale coś mi się widzi, iże cudzoziemkę tu mamy, Francuzkę tudzież Niemkę może... A wszyscy wiemy, że pludracy ciency są w uszach, ledwie wiatr powieje, a tych już choroba składa, ledwie się w palec drasną, juże ranni śmiertelnie. Wniosek z tej znajomości natury pludraków i na pludraczki w tej sytuacji musimy z ostrożności przesunąć, i sposoby stosowniejsze i ostrożniejsze do miękkiej konstytycji ciała i ducha dobrać... Rację mam, panie Posłuszny?

- Ech...- przysiadł Posłuszny i ciężko się o bieloną ścianę oparł - ...o tym jednym żem przepomniał...Racja to, przecie pludrackie to chuchro i gotowe nie tylko żaru pieca, a nawet smarowania sadłem nie przetrzymać...Sam nie wiem...

- Pani Ksymena słusznie prawi! - wyrwał się jakby zaniepokojony jeszcze Winnicki - I waszmość słusznie prawisz, panie Andrzeju! Nie dla ras ułomnych nasze, z Polszczy, znamienite i światłe metody.

Pan Posłuszny pociągnął z gąsiora, aż zatrzęsły się jego kudły i nieco smutny pokiwał łepetyną.

- Tedy myślę, że może i słuszną jest pana Kmity propozycja, i ku niej przychylam się. Ze znajomości mojej ras i narodów, która, rzecz jasna, pana Posłusznego obznajomieniu do pięt nie dorasta, wynika, iże wielce sprawne w sztukach medycznych są skośnookie pohańce. Miałam ja niegdyś z panem Kusznierewiczem domownika, Lipka boćwinę. Zmyślne to było diablę, nie powiem... jako nam się klacz trzeci dzień i noc ze źrebcem męczyła i porodzić nie mogła, ten pod grabem rozłożystym zasiadł, butelczynę gorzałki wychynął, a potem rękę klaczy w zad wsadził, zakręcił, pokręcił, i pół pacierza nie przeszło, a żrebak jako z armaty wystrzelił, ha! - pani Ksymena ożywiła się, jak zawsze, gdy do prawienia o koniach przyszło. - Tatarzyn to był, nie Turczyn, i szlachcic polski, chocie nie wyglądał, ale takoż pohaniec przecie! Tedy ja myślę - poślijmy zaraz co tchu po Turczyna. Aldonkę ode chorej odprawimy, bo nie widoki to dla panieńskich oczu... a ja Turczyna będę przy pracy doglądać, by chorej naszej jakiegoś pogańskiego bezeceństwa nie uczynił. W tym ja najlepiej z waćpanów obeznana... - zachichotała złośliwie. - Boście wszyscy koguty bezżenne. Jam trzech mężów miała i bezeceństwo od pierwszej chwili rozeznać umiem. Pan Posłuszny zaś, jako człek światowy i bywały, dopilnuje, aby Turczyn przechera jakowegoś bluźnierstwa w naszych progach nie uczynił.


Stan Posłusznego zmieniał się w czasie przemowy Pani Ksymeny parukrotnie. Widać było, że na pochwały łasy bo i gdy jego znajomość świata podkreślona została, pokraśniał i z powagą pokiwał głową. Potem, gdy rzecz o wsadzaniu ręki w klaczy zad była, trzasnął się brudnymi łapami o uda i zarechotał straszliwie na całą okolicę, długo jeszcze nie mogąc swojego rozbawienia uspokoić. Ale przy końcu spochmurniał i pociągnął parę razy z naczynia, spod byka na wszystkich spoglądając.
- Nie dopilnuje...- powiedział wreszcie - ...bo też i pod jednym dachem z pohańcem gnić Posłuszny nie będzie. Sama Waćpanna rzekła, co inszego Lipek, do tego szlachcic polski, a co inszego Turczyn.

Splunął na podłogę z obrzydzeniem.

- Przeto niech sobie pohaniec swoje sztuczki wyczynia, może i pannie pomogą, ale nie przy mnie. Ja i tak...- wymownie spojrzał na szlachciankę - ...urzędowe interesa mam do załatwienia w okolicy. Tak to jako obiecałem, sługę mojego Winnickiego tu ostawię by sprawie pomógł. Ale zanim poganin próg przestąpi, ja w strzemionach już będę.
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "
arm1tage jest offline