Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2012, 02:10   #80
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
PLAŻA

Alchemik po raz kolejny obrócił szkarłatny kryształ w palcach, podziwiając tańczące na nim promienie słońca. W wiosce był chciwy, chciał go dostać i postawił na swoim. Jednak zamiast zacząć go studiować i poznawać potencjał tego, w mniemaniu chłopaka, artefaktu, jego myśli błądziły wokół rozdzielenia się, które miało miejsce z samego rana. Nie dawał po sobie znać, ale był niespokojny o ich dalsze losy. Na ratunek wilkom ruszyła większość jego przyjaciół, wszyscy myśliwi razem z Ronnielem i Kesą. Nie zatrzymywał ich, mimo że chciał. Na próżno też miał nadzieję, że noc wybije im z głowy ten szaleńczy pomysł. Nic więc dziwnego, że jakoś nie potrafił wykrzesać z siebie choćby odrobiny radości z powodu posiadania medalionu. Zwłaszcza, że jak na razie przyniósł skutek odwrotny od zamierzonego.

* * *


- Nie rozumiesz. - Warknął Aaron w stronę Orika, kiedy kwestia medalionu wróciła po raz kolejny.

Poprzedniego wieczoru skwitował wybuch młodego kowala jedynie bąknięciem, że „porozmawiają o tym później”. Coraz szybciej gęstniejąca ciemność wokół nich i zmęczenie dające się we znaki skutecznie odroczyło nieuchronne starcie. To jest, do momentu rozdzielenia się przyjaciół. Na drodze wzdłuż rzeki nie było sposobu na uniknięcie rozmowy i alchemik chcąc, nie chcąc, musiał podjąć rękawicę, mając za widzów Begusa i Taelryna.

- Medalion jest magiczny. Magiczny i niebezpieczny w niepowołanych rękach. - Oznajmił, obdarzając Orika spojrzeniem, w którym powoli zaczynały tańczyć zielone iskry. - Ta cała wróżka już raz została zamknięta w klatce, a lud, który rzekomo miała bronić, porwany. Sama mi powiedziała, że w tym tutaj... - Wskazał palcem na naszyjnik, schowany pod koszulą. - Drzemie potęga. Jak myślisz, co stałoby się, gdyby Abadiel go dostał w swoje ręce?

Głos Aarona z każdym kolejnym słowem wzbogacał się o tony, które świadczyły o narastającej złości. Miał ochotę krzyczeć, jednak zadowolił się jedynie podniesionym tonem.

- A dostałby, gdybym oddał go Nutpthys. Pokazała już, że zupełnie nie nadaje się na opiekunkę i strażniczkę czegokolwiek. - Wbił wzrok w Orika, nie zwracając zupełnie uwagi na pozostałą dwójkę. - I gdyby tak się stało, jak myślisz, czy Beldar i reszta przeżyliby swoją wyprawę? Wątpię. Przy odrobinie szczęścia, Abadiel dowie się, kto posiada amulet i skoncentruje się na nim. Skieruje uwagę gdzie indziej i szanse naszych przyjaciół wzrosną.

- Więc nie tylko okradłeś kobietę, która prosiła cię o pomoc, ale też zaplanowałeś jej rolę przynęty? - Odparł Orik. - A bezpieczeństwa naszych przyjaciół w to nie mieszaj. Wszystko, co mówisz to przypuszczenia i mętne wykręty. Przypuszczasz, że Nutpthys nie podołałaby zadaniu, przypuszczasz, że twój czyn odwróci uwagę Abadiela. Fakty, Aaronie. Fakty są takie, że zabrałeś tą rzecz, bo chciałeś. Przedłożyłeś magiczne pokusy nad zrobienie tego, co właściwe.

- Skąd wiesz, co jest właściwe? - Zripostował alchemik. - Za dużo kucia metalu, za mało czytania ksiąg. I nie, nie tych, gdzie rzeczy są albo czarne, albo białe. Tak łatwo w życiu nie ma, za dużo odcieni szarości. Czasami dobre uczynki mają katastrofalne skutki i na odwrót. Wróżce nie zaufał nikt z naszych przyjaciół, dlaczego ja miałbym postąpić inaczej? Kto wie, co stałoby się, gdybym oddał jej amulet. Mogłaby zwrócić się przeciwko nam. Byłbyś gotów wziąć na siebie taką odpowiedzialność?

Przerwał na chwilę, pozwalając słowom zapuścić korzenie i kontynuował, zanim Orik zdążył odpowiedzieć.

- Jakbyś się czuł, gdyby polała się krew? Byłaby na twoich rękach. Nadal czułbyś się dumny, że nie skalałeś swojego honoru? - Pokręcił głową. - Rozumiem cię, Orik, naprawdę. Postaraj się zrozumieć mnie. Jesteś księciem na białym rumaku, co do tego nikt z nas nie ma wątpliwości. Dla takich ratowanie księżniczek i zarzynanie smoków jest czymś naturalnym. Podejmowanie trudnych decyzji - już nie. Jeśli chcesz prawić kazania, jak wielce podłą rzecz zrobiłem, proszę bardzo. Nie mam nic przeciwko. Wolę mieć plamę na honorze, niż martwych przyjaciół. Nigdy nie widziałeś, jak wiele jest brzydkich sposobów na śmierć.

- Za dużo ksiąg alchemiku, za dużo obracania słowami i ich znaczeniami. Wszystko, co mówisz - to przypuszczenia. Każda twoja wymówka opiera się na „co by było gdyby?”. I na każde „co by było gdyby?” odpowiadasz sobie „na pewno byłoby źle, gdybym nie ukradł naszyjnika”. To paskudna logika, bo każdą zbrodnię możesz rozgrzeszyć wizją wyimaginowanych alternatyw. Fakty, Aaronie! Fakty są takie, że popełniłeś podły czyn na osobie, która ci zaufała.

Orik machnął ręką, jakby odganiał muchę.

- I jeśli, jak sam mówisz, możesz żyć z plamą na honorze - proszę bardzo - żyj.

* * *

Od tamtej chwili Aaron zdawał się trzymać z dala od Orika. To jest, na tyle, by być w zasięgu wzroku i słuchu. Wymiana słów, jeśli tylko takowa nastąpiła, była niezwykle skromna. I mimo, że czarnowłosemu nie przypadło to do gustu, rozumiał. Minie wiele czasu, zanim ta różnica zdań przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie.

Teraz jednak nie było czasu na oziębłe milczenie. Tratwa sama w sobie była niegroźna, za to jej pasażerowie mogliby się tacy okazać. Zwłaszcza, że ostrza tych z wiosłami wyglądały na całkiem dobrze naostrzone.

- Poczekajmy. W tym tamtym... - Wskazał wzniesioną na pokładzie budkę. - Może siedzieć więcej ludzi. Zobaczmy, co zrobią.

Zielone oczy uważnie śledziły każdy ruch tratwy i jej załogi. Zagryzione wargi świadczyły o tym, że Aaron analizuje sytuację i jak to miał w zwyczaju, układał plany co do ewentualnych działań.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline