Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2012, 12:04   #5
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Woźnica nosił imię Marrot i w swym życiu zobaczył dość by cuda stolicy nie zrobiły na nim wrażenia. Powoził sprawnie, omijając zarówno ludzi jak i dziury. Jednym i drugim poświęcając dokładnie tyle samo uwagi. Swą powinność pełnił nie tyle dla pieniędzy co z obowiązku. Tak jak jego ojciec przed nim i ojciec jego ojca po nim. On sam nie miał syna. Co prawda w dolinie z której przybył do Manze nie brakowało kobiet, jednak on wolał żyć samotnie i służyć swej pani. Prawdą też było, że do najprzystojniejszych nie należał, a i liczba niewiast taka znów duża nie była by dla niego jakaś się ostała. Ot, ileż ich było? Dwa tuziny? Może nawet jeden... Każda zaś daleko od zamku mieszkająca, na samych obrzeżach księstwa, bezpieczne na tyle, na ile człek żywy bezpieczny mógł być na przeklętej ziemi. Przeto żył sobie sam jeden wraz z młodą panią. Znał swe obowiązki, znał kary i nagrody które mogły na niego czekać. Pani była jaka była, słyszał już o gorszych od niej. Teraz zaś oddawał jej ostatnią posługę, o ile wolno mu było tego wyrażenia użyć. Przybył posłaniec, przyniósł list i odjechał jakby go sto diabłów goniło. Widać jakowyś strachliwy był albo się zbyt wielu opowieści nasłuchał. Możliwe też że to on, Stary Marrot, zbyt długo żyjąc u boku swej pani doszczętnie właściwą ocenę sytuacji zatracił.
Przywiózł ją zatem, jak sama nakazała, zatrzymując się po drodze na posiłki liczne zarówno ją jak i jego sycące, do stolicy królestwa. Tu zaś, jak sama mu rzekła, drogi ich rozejść się miały. Otrzymał z rąk jej pokaźny mieszek wypełniony drogocennymi klejnotami i złotem. Mógł za nie kupić dwór własny i służbę. Mógł się nawet o młodą żonkę postarać która by przymknęła oko na jego brzydotę i powiła mu syna. Nie cieszył się jednak, wręcz mina jego sposępniała bardziej. Zamek Vintrane był mu domem odkąd sięgał pamięcią. Dziewczę zaś, które chwilę temu opuściło karocę, było mu niemal jak córka rodzona. Jakże on stary miał opuścić to wszystko i zacząć nowe życie? Kręcąc głową zawrócił konie i ruszył w stronę gospody co to ją w trakcie jazdy przez miasto wypatrzył. Co będzie to będzie, pomyślał i jeszcze ten raz jeden odwrócił się by skrawek bieli znikający za drzwiami zobaczyć.

Młoda dziewczyna wolna była jednak od smutku rozstania. Rozpierała ją radość i nadzieja dodające blasku i tak już delikatnie lśniącej skórze. Raz czy też dwa mignęła delikatnie jednak szczęściem idący przed nią człowiek niczego nie zauważył. Kusiło ją by zaczerpnąć z niego nieco jednak udało się jej powstrzymać. Sprawa była dla niej zbyt ważna by jeszcze przed startem ryzykować przegraną. Człowiek, który ją prowadził musiał coś wyczuć gdyż odwrócił się do niej nieco nerwowym ruchem. Posłała mu wesoły uśmiech by złagodzić nerwowość młodzika i skupić jego spojrzenie na twarzy osoby, którą prowadził. Obawiała się, że mógłby nieco źle zareagować gdyby dostrzegł, że stopy jej nie dotykają marmurowej posadzki. Z lekką nostalgią pomyślała o czasach gdy nie musiała się martwić takimi drobnostkami. Z drugiej strony były to czasy, w których reakcja młodzika nie miałaby dla niej znaczenia, a on sam nie byłby niczym innym jak drobną przekąską. Machnęła gniewnie dłonią odpędzając owe wspomnienia niczym natrętną muchę. Wszak była tu by zacząć wszystko od nowa, a nie po to by ponownie wkroczyć na drogę ku zagładzie.

W trakcie odprawy siedziała na swym miejscu nieco znudzona tym, co miał im do powiedzenia nieznany jej mężczyzna. Dopiero wraz z chwilą wspomnienia przez niego o pomocy w osiągnięciu celów, ożywiła się nieco. Owa obietnica była bowiem tym co sprawiło, że opuściła swój zamek i swoje królestwo. Złoto nie miało dla niej znaczenia, miała go dość by nie potrzebować więcej. Tylko ta obietnica, ta słodka nadzieja, która wypełniła duszę radosnym oczekiwaniem. Tylko to się liczyło, nic więcej...
Po zakończeniu nie spieszyła się zbytnio z opuszczeniem komnaty. Informacje których im udzielono były dość... Zdecydowała się na delikatne określenie i nazwała je w myślach pobieżnymi. Nie podobał się jej sposób w jaki ich potraktowano. Nie wiedziała jak pozostali, ona jednak była osobą szlachetnie urodzoną, księżniczką Vintrane i nawet będąc tym czym obecnie była, zasługiwała na coś więcej niż los służby której zleca się zadania i zostawia z ciężarem na barkach. Doprawdy, w dawnych czasach błękitną krew traktowano z o wiele większą uwagą i zaszczytami. Gdyby tylko mogła... Jednak nie mogła i to drażniło ją jeszcze bardziej, a każdy kto miał okazję ją poznać wiedział doskonale, że nie wróżyło to dobrze nikomu i niczemu co żywe. Gniew ów sprawił, że ponownie zamigotała, tym razem na dłużej niż jedno mgnienie oka. Gdy nieco się uspokoiła wstała od niegościnnego stołu i ruszyła za pozostałymi. Jej białe włosy zafalowały niczym niesione podmuchem wiatru. Płaszcz o tym samym kolorze, którym wcześniej była okryta, zniknął nagle nie pozostawiając po sobie śladu istnienia. Została jedynie prosta sukienka bez ramion, z nielicznymi złotymi ozdobnikami, podobnie jak płaszcz, biała. Skóra dziewczyny zdawała się mieć delikatny, kremowy odcień, jednak ustalenie dokładnego koloru utrudniała perłowa poświata, która ją otaczała. Na szyi zaś połyskiwał złotem solidny łańcuszek, którego zwieńczeniem był spoczywający między piersiami dziewczyny, szafir. Wygląd uzupełniały oczy o głębokiej barwie błękitu i buciki do kolan, wiązane złotymi tasiemkami. Nie miała przy sobie żadnego bagażu, ani broni, ani nawet sakiewki przypiętej do pasa. Sprawiała wrażenie niegroźnej, delikatnej istoty, która raczej niczym przysłużyć się nie mogła w trakcie wyprawy, którą im zlecono. Ba! Wszak ledwie podmuch wiatru mógł swobodnie zdmuchnąć ją z drogi. Niemal miało się wrażenie, że zaraz zniknie, rozpłynie się w powietrzu, przestanie istnieć. Uśmiechnęła się sama do siebie. Ach te pozory, stanowiły broń groźniejszą niż machiny wojenne i bardziej zabójczą niż sztylet w sercu.

Z zamku wyszła jak inni i podobnie jak oni skierowała się w stronę straganów. Ileż tu było lśniących wspaniałości. Każda zaś na wyciągnięcie dłoni. Czy można ją było winić za to, że paru z nich skosztowała? Powiedzmy nieco więcej niż paru... Wszak w takim tłumie nikt nie mógł jej przyłapać na gorącym uczynku i donieść królowi. Była w raju!
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline