Ręka mu drżała. Ostatnio często miał taki odruch, jeszcze nie do końca panował nad swoimi nowymi mocami.
Dla Garo ostatnie dni przeminęły tak szybko i chaotycznie, że niewiele z nich pamiętał. Z jednej strony to dobrze, bo lepiej takie wspomnienia wyprzeć z pamięci i nigdy o nich nie mówić, jednak z drugiej strony to był bardzo ważny dla niego czas.
Czas w którym zawarł pakt z diabłem. I dla kogo? Dla wioski, którą być może uratował od śmierci głodowej. Wioski, która się go wyparła i w podzięce wygnała.
I został sam ze swoim głosem w głowie. I drżącą ręką.
Nie spieszył się, bo nie miał dokąd. Pamiętał, że w okolicy jest niewielkie miasteczko Emberdawn i spokojnie zdąży tam dotrzeć przed zmierzchem. Szlak był w miarę spokojny, tylko sporadycznie przejeżdżały wozy z zaopatrzeniem. Na te okazje Garo schylał głowę i pozdrawiał woźnicę, a ten odwzajemniał pozdrowienie. Ludzie na szlaku byli dla siebie mili, póki nikt nie robił nerwowych ruchów przy broni.
Doszedł w końcu do miasteczka, w którym było, jak na gust Garo, niemałe poruszenie. Z czystej ciekawości diablę chciało sprawdzić co to było.
Ktoś szarpnął go lekko za płaszcz.
- Pan to ma śmieszne oczy! - powiedział dzieciak, który go zaczepił. Zaraza, że też ludzie muszą być tacy wścibscy.
- Synku, nie przeszkadzaj panu. - naraz przybiegła matka dziecka, jednak sama przez dłuższą chwilę patrzyła Garo prosto w oczy.
~Zaraz znowu się zacznie. Cholera, miałem nadzieję chociaż noc tu spędzić, ale chyba trzeba będzie się wynosić... ~ pomyślał momentalnie. Jednak, ku jego zdziwieniu, kobieta uśmiechnęła się i zaczęła zachwycać się jego "niezwykłością".
Naraz zbiegli się inni ludzie wypytujący o jego pochodzenie, zachwalający jego rzekomo szarmancki wygląd. Niewiadomo kiedy okrzyknięto go "Wielkim Magiem z Południa". Jakim magiem?! Nigdy nie parał się żadną magią...
Zanim się zorientował, jakaś młoda i wcale ładna dziewka się do niego przysunęła i wsunęła rękę pod jego ramię i spytała, czy zabierze ją tam skąd pochodzi, że jest bardzo ciekawa świata i że...
- Państwo drodzy, ja nie jestem żadnym magiem! - krzyknął nagle, po czym delikatnie, acz stanowczo wyswobodził się z objęć dziewczyny. - Znam kilka magicznych sztuczek, jednak nikomu nie przyniosą one nic dobrego. Potrafię tylko... niszczyć. - powiedział lekko łamiącym się głosem.
Efekt był taki, że tłum był nim jeszcze bardziej zafascynowany i uradowany jego obecnością. Jednak Garo nic z tego nie rozumiał - właśnie powiedział tym ludziom, że nie potrafi robić nic pożytecznego, a oni się z tego cieszą.
~Gdzie ja trafiłem, jakiś cholerny zakład psychiatryczny, czy jakie licho? ~ pomyślał, jednak stwierdził że skoro wszyscy są tym tak zafascynowani to niech tak będzie.
Uchylił ludziom rąbka tajemnicy z tego co potrafi robić, jednak część z zawieraniem paktu z diabłem zachował dla siebie.
Wnet zaczęto go prosić, żeby zademonstrował i wysadził tą beczkę, albo walnął w ten głaz, albo pozbył się niewygodnego teścia...
Na szczęście burmistrz Bernand przybył w samą porę - tłum się nagle uspokoił, zaś Garo i paru innych, nieznanych mu podróżnych, zostało zaproszonych do tawerny na "darmową kolejkę". Diablę nie było w miejscu do kwestionowania darmowego kufla piwa, nawet w towarzystwie nieznajomych, jednak miało się na baczności... |