Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2012, 15:46   #135
Yzurmir
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Tak, tak, wiem, gdzie to jest, tak mniej więcej — odpowiedział Sigfrid swojemu przełożonemu na pytanie, czy zna położenie posiadłości ich wroga. — Dyć mnie dziwi, że Stary Tab tak chętnie wystawił nakaz na von Ahle'a. Przecie oni obaj szlachta. Hmm... — Sigfrid zaczął skubać sobie wargę w zamyśleniu, po czym dodał enigmatycznie: — Ciekawe, czy znajdą ci von Ahle'a tam w Pałacu.

Zapadło milczenie, ale po paru minutach znowu zaczęli rozmawiać. Tym razem to Münch zagadał do sierżanta.
Myślę, że za mało mamy ludzi. A jeszcze wszyscy zdają się ranni...
No, może i tak — odparł Gruber poirytowanym głosem — ale innych do dyspozycji nie mamy. Wszyscy starają się opanować zamieszki, co się pojawiły poza Łojankami. Nie mamy czasu, by każdego zwołać, a nawet jakbyśmy mieli, to nie byliby wcale w lepszym stanie, Münch.
Hm.
A co, spodziewasz się dużego oporu? Twój znajomy napomknął coś o jakichś rycerzach.
Ta, tego właśnie się obawiam — stwierdził Procarz szczerze i opowiedział dowódcy w szczegółach o zdolnościach bojowych czarnych rycerzy. — Co gorsza, są jeszcze te potwory, a z takimi zwierzoludźmi to nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać, nie?

Dotarłszy pod dworek von Ahle'a, rzeczywiście dostrzegli czekającą tam zbrojną grupę. Za przykładem sierżanta wszyscy strażnicy wyciągnęli broń.
Kim jesteście? — krzyknął Gruber ze stosownej odległości. Ale tamci ludzie już ich dostrzegli i, również naśladując swojego przywódcę, unieśli ręce do góry, wskazując na to, że nie chcą walczyć. Buldogi zaczęły zbliżać się ostrożnie, a po chwili ich sierżant wykrzyknął ze zdziwieniem:
Burtheizen! — Dwaj mężczyźni niespecjalnie wpadli sobie w ramiona. — Co taki... przedsiębiorca, jak ty, robi tutaj... z tymi wszystkimi ludźmi?
Ach... Gruber. Gruber, nie oszukujmy się. Obaj jesteśmy tu po tego Ahle'a... Prawda?
Tak — odparł szybko sierżant. — Mam nakaz aresztu dla niego... Zaraz, a co...? Co kurwa oni...?

Niespodziewanie na scenie pojawiła się także kolejna grupa, w której znajdowali się odziani w szaty czarodzieje. Sytuacja zaczęła stawać się dziwna.
O, Ranaldzie — westchnął Sigfrid. Ten zbieg okoliczności mógł być dla nich szczęśliwy, ale na razie sprawiał tylko wiele kłopotów.

Chwalić Sigmara, panowie! — zwrócił się uprzejmie do wszystkich obecnych jeden z magów, starzec o długich włosach i dużej, acz przystrzyżonej, brodzie, obydwa w rudym kolorze z siwymi pasmami albo odwrotnie. — Jesteśmy tutaj, by spotkać się z Dietrechem von Ahlem, podejrzanym o herezje i inne zbrodnie. A teraz, jeśli pozwolicie nam przejść...
Magister z pewnością siebie zaczął iść w stronę bramy, ale zdążył zrobić tylko kilka kroków, gdy Gruber wystąpił i krzyknął:
Nie tak szybko!
Ja... — Poczerwieniałemu magowi aż odebrało słowa.

Nagle zapadła cisza, gdy wszystkie partie zorientowały się jak grząski był grunt, po którym kroczyły. Milczenie przerwał Jans, który jak gdyby nigdy nic wyszedł na środek ulicy i machnął ręką na Sigfrida.
Co pan powie na to, byśmy to omówili? — zwrócił się Procarz do swojego dowódcy.

Podszedł i przywitał się z Zinggerem.
Jans — pokręcił głową — obawiam się, iże sierżant Gruber nie przyjmie pomocy „Straży Obywatelskiej”.
Witajcie, panowie! — oznajmił Carolus, który dołączył do nich po tym, jak czarodzieje naradzili się krótko w swojej grupie. — Szanowny i Potężny Mistrz Magii Albertus Silny, Uczony i Oświecony Gotfryd z Nuln oraz Czcigodny i Mądry Franz Donnegut przesyłają swe pozdrowienia. Powiedzieć także pragną, że bardzo cenią sobie pracę naszej dzielnej straży miejskiej — ukłonił się lekko w stronę Sigfrida — jak również... — Spojrzał na Jansa i stojącą za nim bandę oprychów. — Eee... Tak. W każdym razie magowie uważają, iż oni to powinni jako pierwsi do posiadłości wkroczyć. Gdy natomiast z niesławnym Dietrichem von Ahle już porozmawiają, jego aresztowanie strażnikom pozostawią.

A zatem wiedzieli już mniej więcej, co ich przełożeni chcą, a czego nie chcą. Pozostało wrócić do nich i spytać się, na jakie ustępstwa byliby w stanie pójść. Cała trójka kręciła się tak — wracali do swych grup, a potem ponownie się spotykali — parokrotnie. Szturm na dom heretyka zamienił się w jakieś rozbuchane negocjacje, aż w końcu Sigfrid spodziewał się, że Gruber oznajmi arystokratycznym tonem: „Ściąć posłańca! Nie lubimy wieści, które nam przynosi! I więcej ciasta!”.

Ale Gruber powiedział coś zupełnie innego.
Do diabła, Münch, nie mamy całego dnia! To jest jakaś farsa. Czemu w ogóle ci uczeni chcą iść przodem? Nie powinni czytać książek czy coś?
No, magowie tak się już zachowują. Znam jednego osobiście, to wiem. Herr Gruber, może dajmy im to, czego chcą? Oni przecie mają tę swoją... magię, co wielkie spustoszenie potrafi zrobić. A nasi ludzie ranni i zmęczeni są, niedobrzy do walki. Wystawmy strażników dookoła domu, żeby łapali każdego, kogo czarowniki wypłoszą.
Münch, zrozum ty, ja muszę aresztować osobiście tego skurwiela. Nie mogę po prostu, kurwa, zostawić roboty komu innemu!
No to pan pójdzie z magami. Ja z panem pójdę, dla pomocy. Albo mogę zostać i pokierować resztą.
Co z tymi oprychami Burtheizena? — spytał Gruber zrezygnowany.
Przez ten mur nie widać dobrze dworku... ale pewno jest duży. Możemy im kazać otoczyć dom z drugiej strony, co strażnicy. Tylko ich szef będzie chciał iść z nami.

Buldog westchnął głośno.
Dobra, Münch, idź i spytaj się, co reszta o tym sądzi. Ja jeszcze to przemyślę.
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 02-09-2012 o 15:58.
Yzurmir jest offline