Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-08-2012, 14:50   #131
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Sigfrid uważnie rozglądał się po domu, w którym wylądowali, próbując dojść do tego, czemu jego właściciel miał w piwnicy przejście prowadzące do rozległych podziemnych tuneli. Czy korzystali z niego przemytnicy? A może gromadzili się tu niegdyś kultyści czczący tego samego szczurzego boga, którego wyznają skaveni, kimkolwiek takie zakazane bóstwo by było? Strażnik uznał, że to ciekawe.

Czekaj! Czekaj! — krzyknął za Carolusem, gdy ten szybko pożegnał się i ruszył w swoją stronę. — Ta mapa. Przerysuj ją i wyślij strażnikom, dobra? To się nam bardzo przyda.

Następnie Münch poszedł na północny-wschód, kierując się ku Dystryktowi Prawnemu. Nie był pewien, jak dużo czasu spędzili w podziemiach, ale to, co wiedział, to że Zinggerowie na Starej Zaspie mogli już równie dobrze być martwi. Ostatnio bardzo się o nich martwił, w końcu byli jedynymi ludźmi, przy których czuł się trochę jak w rodzinie. Mimo to nie mógł zignorować swoich obowiązków, toteż niechętnie postanowił złożyć najpierw raport sierżantowi.

Jednak najpierw zboczył trochę z drogi, wszak całkiem niedaleko znajdowało się jego mieszkanie i uznał, że warto byłoby się przebrać. Do jego ugnojonych butów lepił się śnieg, tworząc kleiste, brudne bryły. Naprawdę mu to dokuczało, nie mówiąc o smrodzie, do którego zdążył się już na szczęście przyzwyczaić.

Zostawiwszy w domu swoje cudowne wysokie buty, które zakupił jakieś pół roku temu w Wurzen — teraz potwornie brudne — w starych, dziurawych trzewikach, marznąc, ruszył na posterunek. Tam z przyjemnością dowiedział się, że Jansowi udało się uruchomić tę biurokratyczną, zardzewiałą maszynę, o której trybikach mówił Gruber. Mimo to wciąż nie sądził, aby sierżant zrozumiał jego metody, toteż zapytany o Wittbacha, zrobił zaciętą minę i nie odzywał się.
No? — spytał jego dowódca, nieprzyzwyczajony do bycia ignorowanym.
Były pewne podejrzenia, Herr Gruber — odparł strażnik wymijająco. — Trza było podjąć działania dla dobra misji. Pełny raport złożę jutro — wykręcił się desperacko.

Miał teraz trochę nadzieję, że do jutra wszyscy zginą i nie będzie musiał opowiadać o tym całym zajściu.

Jest tutaj — powiedział do niego jakiś strażnik, gdy Gruber powrócił na chwilę do swojego biura. Münch kojarzył go, nazywał się chyba Wolfgang. — Ten młody. — Machnął ręką, z lekkim uśmieszkiem wskazując na drzwi do sąsiedniego pomieszczenia. — Wparował tu z tym drugim i zaczął wołać, byśmy go zabili.
Sigfrid zacisnął pięści.
Zrobiłeś sobie śmiertelnego wroga ze szczeniaka — zaśmiał się Wolfgang. — Uważaj teraz na swoje plecy.
 
Yzurmir jest offline  
Stary 30-08-2012, 19:49   #132
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Skalp przyjął puchar z rąk Burtheizena i wychylił do dna. Nawet nie poczuł smaku. Za dużo dzisiaj przeszedł, aby rozkoszować się bukietem dobrego trunku. Bezceremonialnie poprosił o następny.
Z wyraźnym rozbawieniem Burtheizen nalał mu kolejny, nie omieszkując napełnić też swego pucharu.
Skalp przyjrzał się baczniej swemu pracodawcy. Zingger spotykał w życiu złodziei wyglądających jak rajcy miejscy, rajców wyglądających jak proszalne dziady, nierządnice wyglądające jak królewny, królewny wyglądające jak cielne krowy i hrabiów wyglądających jak złodzieje. Wolf Burtheizen z wyglądu był jednak podobny do nikogo, choć postawę i maniery miał iście monarsze.

W jego szarych oczach Skalp odczytywał jedynie świadomość własnych możliwości.

- Widzisz Jans, przypadłeś mi do gustu - ciągnął ze spokojem człowiek, który trzymał za jajca całe Łojanki i okolice, w tym również okolice klejnotów rodowych wszystkich Zinggerów. Człowiek, który nie wahał się skrócić paru szlachetnych głów w swym jakże słusznym gniewie.
- Dlatego przemyśl sprawę, choć wiesz zapewne co mówią o mnie przekupki na ulicy... - dał wybrzmieć swym słowom.

Skalp przytaknął skwapliwie, że zna krażącę na temat Wolf Burtheizena plotki.
Gangster zmienił temat.

- Wiesz Skalp... A taka to była spokojna okolica.. Łojanki. Nawet skrzaty z rzadka jeno szczały tu babom do mleka. A teraz rozejrzyj się dokoła. Zamieszki, straż miejska, podatki, szczury wielkości osłów, chaos się szerzy. Silną ręka, ot co, Jans. Potrzeba temu miastu silnej ręki. A gdy rządzi nami baba, powiedz, jak ona ma mieć silną rękę?

Jans nie odpowiedział. Nie lubił meandrów wielkiej polityki. Wolał pewniejszy grunt. Złożony ze złotych imperialnych karli.

- Panie Burtheizen, a co to za praca? Bo ja jestem zwyczajnym paserem o gołębim sercu. Sprzedają różne fanty i prochy. Tylko to robić umie. Moja rodzina w Starej Zaspie jest na moim utrzymaniu, toteż mam zobowiązania...

- Wyjaśnię Ci po drodze, mój Ty paserze o gołębim sercu - odparł Burtheizen. - A teraz chodźmy!

- Oczywiście szefie. Ale gdzie? Chyba nie do pałacyku von Ahle? Nie zaryzykujemy frontalnego ataku?
 
kymil jest offline  
Stary 31-08-2012, 18:08   #133
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Jans

- Grubszy kaliber, jak to mawiają w Nuln – odparł Wolf na pytanie odnośnie pracy. – Widzisz Jans, ostatnimi czasy wielu moich ludzi do piachu poszło przez ten pomiot Chaosu w ludzkiej skórze, niech będzie przeklęty. Parę posad się zwolniło, a ja potrzebuję oddanych, zaufanych ludzi, żeby mi interesów pilnowali. Zważ też, iż nie tylko my ponieśliśmy straty. Na pewno pojawiły się luki, które można zająć. Wiesz co mam na myśli?

Wyglądało na to, że Burtheizen dzielił skórę na niedźwiedziu, który jeszcze miał się całkiem dobrze. Wyciskacz, jeszcze zanim wyszli z domu przy Luftergasse 7, założył na siebie skórzaną kurtę obszytą stalowymi płytkami, przypasał długi kord i zatknął za pas dwa skałkowe pistolety. Tak wyekwipowany poprowadził Jansa ku wyjściu.
- Nic się nie bój. Znajdziemy arcyłotra. Informacja poszła w świat, wszyscy się teraz za nim rozglądają. To kwestia paru minut... No może, parunastu – odpowiedział, spoglądając w błekitne, bezchmurne niebo. – Bogowie patrzą. Sprawmy im radość dobrym uczynkiem.

W towarzystwie kilku innych Wyciskaczy, którzy obecni byli w kwaterze głównej gangu, pomaszerowali przez Łojanki, w kierunku Dzielnicy Kupieckiej. Po drodze napotkali zbrojny oddział pod dowództwem podstarzałego sierżanta. Większość żołnierzy była ranna i nie wyglądali na zbyt skorych do ataku. Jednak widząc grupę zbliżających się szybko, uzbrojonych mężczyzn ustawili się w szereg i skierowali lufy muszkietów ku Wyciskaczom.
- Nie strzelać – krzyknął Burtheizen i pokojowo, z rękami wysuniętymi na boki wystąpił do przodu. – Któż dowodzi?
- Sierżant Otton Weissbrucken
– odpowiedział dowódca. – Odłóżcie broń i rozejdźcie się! Inaczej będziemy strzelać. Takie mamy rozkazy!
- Dobry człowieku
– odpowiedział Burtheizen, lekko się uśmiechając. – Twoje rozkazy gówno warte. Spójrz naokoło, co te rozkazy uczyniły. Talabheim płonie, brat brata morduje w imię jakichś durnych rozkazów. Wiesz kto owe rozkazy wydał? Kultysta, czciciel Chaosu! Wiem co mówię. Dowody mam i właśnie jako Straż Obywatelska idę je przedstawić Księżnej Pani. Daj mi jeno przejść w spokoju!
- Rozkaz jest rozkaz
– odparł sierżant grobowym tonem. – Kazano nam porządek przywrócić, ale moi ludzie nie strzelali do niewinnych obywateli. Jeno w obronie własnej walczyliśmy gdy rozjuszona tłuszcza się na nas rzuciła. Ale mówisz waść, że chaośnik i heretyk. To wiele wyjaśnia, bo chwilę temu jakieś bestie futrzaste nas napadły, spod ziemi nagle wyrosły. Trzech ludzi straciłem, a kilku rannych zostało. Teraz za tymi poczwarami się rozglądam. Wolimy z nimi walczyć, bo to jakieś stwory Chaosu i tak porządek przywracać.
- To jak, przejść możemy?
– spytał Wyciskacz, czując że stary sierżant nie ma serca aby ich zatrzymywać.
- Możecie – westchnął i uniósł rękę, dając znać swoim ludziom, żeby się rozstąpili. Jans wraz z Wyciskaczami przeszli szpalerem żołnierzy.

- Są na tym świecie jeszcze ludzie, którzy w porządek i sprawiedliwość wierzą – mruknął Burtheizen. Gdy wychodzili przez osmaloną, częściowo zabarykadowaną bramę na ramieniu Burtheizena wylądowało czarne ptaszysko. Wyciskacz uśmiechnął się szeroko i wyciągnął z tulei przymocowanej do nogi ptaka, wiadomość.
- I tak oto, drogi Jansie wiemy gdzie się udać – zwrócił się do towarzyszącego mu Skalpa.Kawki krakają, że szanowny kultysta von Ahle przebywa w swoim dworku, w Dzielnicy Pałacowej. Panowie oczy i uszy dookoła głów.

Pod otoczony wysokim murem, zwieńczonym stalowymi szpikulcami, dworek dotarli kilkadziesiąt minut później, nie zatrzymywani przez nikogo. W ostatnim momencie dostrzegli wyłaniającą się zza zakrętu grupę kilkunastu Buldogów. Jans wśród strażników wypatrzył idącego na przedzie sierżanta Grubera i podążającego za nim Sigfrida.

Sigfrid

Pozostawiając wyjaśnianie sprawy Wittbacha na później, Sigfrid miał tylko nadzieję, że młody strażnik nie został wyznaczony do misji pojmania von Ahle’go wraz z nim. Odetchnął z ulgą, gdy okazało się, że Wittbach zostaje na posterunku. Gruber do zadania wyznaczył nieco bardziej doświadczonych Buldogów, którzy powoli gromadzili się przed budynkiem.
- Patałachy, kozie syny! Szybciej! – darł się Gruber, wyzywając opieszałych strażników. – Nim się zbierzecie, Dietrcich von Ahle zdąży umrzeć ze starości!

W końcu oddział się zebrał. Poza sierżantem i Sigfridem było w nim dziesięciu ludzi. Wszyscy w poplamionych, obszarpanych mundurach, z opatrunkami i bandażami. Widać było, że aktywnie brali udział w walkach na ulicach, których sprawcą był szlachcic. Gdy byli już gotowi, Gruber dał rozkaz do wymarszu i oddział powędrował w kierunku Dzielnicy Prawnej.

- Widzisz, Sigfrid – zwrócił się do Procarza Gruber. – Twoja pomoc była nieoceniona, ale to jeszcze nie koniec. Teraz musimy pojmać łotra przeklętego, a żeby to zrobić potrzebujemy nakaz. Takowy wystawić może parę osób, w tym nasz Kapitan. Już został zawiadomiony, ale potrzebował czasu, żeby sporządzić dokument. Musimy odebrać nakaz w Wielkim Sądzie Edyktów. Gdy już to zrobimy, możemy w majestacie prawa pojmać von Ahle. Ale tutaj pojawia się kolejny problem. Nie wiemy gdzie nasz gagatek się znajduje... Do Pałacu nie pójdziemy, tam kto inny władzę sprawuje – Kapitan zajmie się przeszukaniem pałacu, więc to miejsce odpada. Moim zdaniem powinniśmy sprawdzić jego dom. Zgodzisz się ze mną? Wiesz gdzie to jest?

Gruber był wyjątkowo rozgadany i miły, co Sigfridowi niezbyt się podobało. Podejrzewał jakiś podstęp. Dotarli do Sądu Edyktów, aby odebrać nakaz, który już na nich czekał. Gruber schował papier do kieszeni munduru. Dowiedzieli się też, że zgodnie z planem, Pałac został ostrzeżony i ktoś ma tam szukać von Ahlego. Oni tymczasem zmierzali do Dzielnicy Pałacowej. Kierując się wiedzą Sigfrida i pytając kilku przechodniów, w końcu odnaleźli dworek Dietricha.

Wyłaniając się zza rogu Sigfrid zobaczył sporą grupę uzbrojonych ludzi, z Jansem na czele. Skalp szedł obok postawnego, łysego mężczyzny i o czymś rozmawiał.

***

Nim jednak ktokolwiek zdołał zareagować, z uliczki pomiędzy zbliżającymi się do siebie Buldogami i Wyciskaczami, wyłoniła się trzecia grupa. Składała się z czterech odzianych w długie szaty mężczyzn, którym towarzyszyło kilku pachołków. Jans i Sigfrid rozpoznali wśród czterech Ognistych Czarodziejów Carolusa Starka.
 
xeper jest offline  
Stary 01-09-2012, 13:19   #134
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Jans stojący po prawicy Burtheizena błysnął w uśmiechu, gdy zobaczył Sigfrida całego i zdrowego.

- Ranaldowi, niech się wiedzie w interesach w niebiesiech! Kogóż ja tu widzę? Czcigodny Wuj Troll, jakem go poznał w Wurzen wieki temu, he, he.

Zwrócił się do Wolfa.

- Szefie. Ja jednego Buldoga dobrze znam. O i tamtego magika, też poznaję. Dogadam się z nimi i może połączymy siły. W kupie raźniej. W końcu kupy nikt nie rusza, nie?

To mówiąc skierował swe kroki ku Munchowi, machając mu ręką, by uczynił to samo.
Gdy tylko podeszli do siebie, serdecznie wpadli sobie w ramiona.

- Stary byku! Ha, ha! Żyjesz, psubracie!
- cieszył się Skalp. - Przywiodłem ja Ci Straż Obywatelską na pomoc w pacyfikowaniu heretyka! Pan Burtheizen i cała jego sól tej pięknej ziemi. Łojanek!
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 01-09-2012 o 13:31.
kymil jest offline  
Stary 02-09-2012, 15:46   #135
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Tak, tak, wiem, gdzie to jest, tak mniej więcej — odpowiedział Sigfrid swojemu przełożonemu na pytanie, czy zna położenie posiadłości ich wroga. — Dyć mnie dziwi, że Stary Tab tak chętnie wystawił nakaz na von Ahle'a. Przecie oni obaj szlachta. Hmm... — Sigfrid zaczął skubać sobie wargę w zamyśleniu, po czym dodał enigmatycznie: — Ciekawe, czy znajdą ci von Ahle'a tam w Pałacu.

Zapadło milczenie, ale po paru minutach znowu zaczęli rozmawiać. Tym razem to Münch zagadał do sierżanta.
Myślę, że za mało mamy ludzi. A jeszcze wszyscy zdają się ranni...
No, może i tak — odparł Gruber poirytowanym głosem — ale innych do dyspozycji nie mamy. Wszyscy starają się opanować zamieszki, co się pojawiły poza Łojankami. Nie mamy czasu, by każdego zwołać, a nawet jakbyśmy mieli, to nie byliby wcale w lepszym stanie, Münch.
Hm.
A co, spodziewasz się dużego oporu? Twój znajomy napomknął coś o jakichś rycerzach.
Ta, tego właśnie się obawiam — stwierdził Procarz szczerze i opowiedział dowódcy w szczegółach o zdolnościach bojowych czarnych rycerzy. — Co gorsza, są jeszcze te potwory, a z takimi zwierzoludźmi to nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać, nie?

Dotarłszy pod dworek von Ahle'a, rzeczywiście dostrzegli czekającą tam zbrojną grupę. Za przykładem sierżanta wszyscy strażnicy wyciągnęli broń.
Kim jesteście? — krzyknął Gruber ze stosownej odległości. Ale tamci ludzie już ich dostrzegli i, również naśladując swojego przywódcę, unieśli ręce do góry, wskazując na to, że nie chcą walczyć. Buldogi zaczęły zbliżać się ostrożnie, a po chwili ich sierżant wykrzyknął ze zdziwieniem:
Burtheizen! — Dwaj mężczyźni niespecjalnie wpadli sobie w ramiona. — Co taki... przedsiębiorca, jak ty, robi tutaj... z tymi wszystkimi ludźmi?
Ach... Gruber. Gruber, nie oszukujmy się. Obaj jesteśmy tu po tego Ahle'a... Prawda?
Tak — odparł szybko sierżant. — Mam nakaz aresztu dla niego... Zaraz, a co...? Co kurwa oni...?

Niespodziewanie na scenie pojawiła się także kolejna grupa, w której znajdowali się odziani w szaty czarodzieje. Sytuacja zaczęła stawać się dziwna.
O, Ranaldzie — westchnął Sigfrid. Ten zbieg okoliczności mógł być dla nich szczęśliwy, ale na razie sprawiał tylko wiele kłopotów.

Chwalić Sigmara, panowie! — zwrócił się uprzejmie do wszystkich obecnych jeden z magów, starzec o długich włosach i dużej, acz przystrzyżonej, brodzie, obydwa w rudym kolorze z siwymi pasmami albo odwrotnie. — Jesteśmy tutaj, by spotkać się z Dietrechem von Ahlem, podejrzanym o herezje i inne zbrodnie. A teraz, jeśli pozwolicie nam przejść...
Magister z pewnością siebie zaczął iść w stronę bramy, ale zdążył zrobić tylko kilka kroków, gdy Gruber wystąpił i krzyknął:
Nie tak szybko!
Ja... — Poczerwieniałemu magowi aż odebrało słowa.

Nagle zapadła cisza, gdy wszystkie partie zorientowały się jak grząski był grunt, po którym kroczyły. Milczenie przerwał Jans, który jak gdyby nigdy nic wyszedł na środek ulicy i machnął ręką na Sigfrida.
Co pan powie na to, byśmy to omówili? — zwrócił się Procarz do swojego dowódcy.

Podszedł i przywitał się z Zinggerem.
Jans — pokręcił głową — obawiam się, iże sierżant Gruber nie przyjmie pomocy „Straży Obywatelskiej”.
Witajcie, panowie! — oznajmił Carolus, który dołączył do nich po tym, jak czarodzieje naradzili się krótko w swojej grupie. — Szanowny i Potężny Mistrz Magii Albertus Silny, Uczony i Oświecony Gotfryd z Nuln oraz Czcigodny i Mądry Franz Donnegut przesyłają swe pozdrowienia. Powiedzieć także pragną, że bardzo cenią sobie pracę naszej dzielnej straży miejskiej — ukłonił się lekko w stronę Sigfrida — jak również... — Spojrzał na Jansa i stojącą za nim bandę oprychów. — Eee... Tak. W każdym razie magowie uważają, iż oni to powinni jako pierwsi do posiadłości wkroczyć. Gdy natomiast z niesławnym Dietrichem von Ahle już porozmawiają, jego aresztowanie strażnikom pozostawią.

A zatem wiedzieli już mniej więcej, co ich przełożeni chcą, a czego nie chcą. Pozostało wrócić do nich i spytać się, na jakie ustępstwa byliby w stanie pójść. Cała trójka kręciła się tak — wracali do swych grup, a potem ponownie się spotykali — parokrotnie. Szturm na dom heretyka zamienił się w jakieś rozbuchane negocjacje, aż w końcu Sigfrid spodziewał się, że Gruber oznajmi arystokratycznym tonem: „Ściąć posłańca! Nie lubimy wieści, które nam przynosi! I więcej ciasta!”.

Ale Gruber powiedział coś zupełnie innego.
Do diabła, Münch, nie mamy całego dnia! To jest jakaś farsa. Czemu w ogóle ci uczeni chcą iść przodem? Nie powinni czytać książek czy coś?
No, magowie tak się już zachowują. Znam jednego osobiście, to wiem. Herr Gruber, może dajmy im to, czego chcą? Oni przecie mają tę swoją... magię, co wielkie spustoszenie potrafi zrobić. A nasi ludzie ranni i zmęczeni są, niedobrzy do walki. Wystawmy strażników dookoła domu, żeby łapali każdego, kogo czarowniki wypłoszą.
Münch, zrozum ty, ja muszę aresztować osobiście tego skurwiela. Nie mogę po prostu, kurwa, zostawić roboty komu innemu!
No to pan pójdzie z magami. Ja z panem pójdę, dla pomocy. Albo mogę zostać i pokierować resztą.
Co z tymi oprychami Burtheizena? — spytał Gruber zrezygnowany.
Przez ten mur nie widać dobrze dworku... ale pewno jest duży. Możemy im kazać otoczyć dom z drugiej strony, co strażnicy. Tylko ich szef będzie chciał iść z nami.

Buldog westchnął głośno.
Dobra, Münch, idź i spytaj się, co reszta o tym sądzi. Ja jeszcze to przemyślę.
 

Ostatnio edytowane przez Yzurmir : 02-09-2012 o 15:58.
Yzurmir jest offline  
Stary 02-09-2012, 19:42   #136
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Gdy Sigfrid przekazał Jansowi plan sierżanta Grubera, Skalp westchnął ciężko i podreptał do nowo uformowanej Straży Obywatelskiej. Tam spokojnie wyłuszczył sposób schwytania von Ahle'a jaki wykluł się po stronie Buldogów.

Burtheizen szybko kiwnął głową na znak, że się zgadza.

Gdy Zingger ponownie powrócił do swoich, mistrz nad rzezimieszkami z Łojanek mówił swoim chłopcom.

- Czekamy aż magowie wejdą do środka. Obstawiamy tył willi. Z przodu czekać będą pieski. I teraz tak, gdy zacznie się jatka na mój znak wchodzimy do środka. Macie złapać wielmożę i przyprowadzić do mnie. Sam wymierzę sprawiedliwość. Zrozumiano? - powiódł wzrokiem po podkomendnych.

- Nie wdawać mi się tam w żadne rozmowy, nie słuchać rozkazów Buldogów czy magików. Pamiętajcie jedno, po akcji będą nas wszystkich chcieli wsadzić do ciupy. Sztama obowiązuje tylko do czasu rozwiązania sprawy heretyka. Jasne?

- Jasne - odpowiedział mu chór głosów.

- No to do piekła. Tylko się nie pchać. Starczy miejsca dla wszystkich.


Jans nie zdążył spytać o zmianę planu. Burtheizen sam mu odpowiedział.

- Widzisz, paserze. Buldog nie patrzy dalej niż swoja micha z żarciem. Magowie sami są odmieńcami, nie wiadomo jak też potraktują odmieńca. Tedy sól tej ziemi musi wydać osąd, pomścić martwych chłopaków. Poza tym skurwiel miał swoje podziemne przejścia pod murem. Muszę je poznać. Wszystkie. Zanim umrze. Kapujesz? - puścił do Skalpa oko.

Jans, zrozumiał aż za dobrze.
 
kymil jest offline  
Stary 02-09-2012, 20:51   #137
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Wrota umieszczone w murze posiadłości zamieniły się w dymiącą stertę drewna i poskręcanego metalu, gdy jeden z Magistrów, prawdopodobnie Gotfryd z Nuln, trzasnął w nie sporych rozmiarów kulą ognia. Zaraz potem magowie wraz ze swoimi pachołkami przekroczyli zgliszcza i skierowali się ku znajdującemu się w głębi posiadłości dworkowi. Wyciskacze ruszyli ku bramie, podobnie strażnicy. W wąskim, zawalonym resztkami bramy, gorącym i zadymionym przejściu zaczęła się kotłowanina. Każdy z mężczyzn przepychał się, każda z dwóch grup chciała wedrzeć się na teren posiadłości pierwsza. Ci, którzy już znaleźli się za murem, biegiem ruszyli na swoje pozycje. Chłopaki Burtheizena skierowali się w prawo, pod murem kierując się na tyły posiadłości, które jak teraz można było dostrzec porośnięte były niezbyt wysokimi, ale dość gęsto rosnącymi drzewami. Buldodzy natomiast pobiegli w lewo, zajmując miejsca w równych odstępach i tworząc kordon wokół frontu dworku.

Z samego dworku, gdy tylko wrota padły pod perswazją magicznej siły wybiegło kilku ludzi. Trzech z nich było zwyczajnymi służącymi, którzy natychmiast, gdy zorientowali się, że dworek jest atakowany wróciło pędem do środka. Pozostałych trzech było znanymi już niektórym mężczyznami w czerni. Jeden pognał w kierunku przylegającego do dworu budynku. Dwaj skryli się za kolumnami podtrzymującymi wysunięty ganek. Pierwszy wystrzelony bełt dosięgnął jednego z sług czarodziejów, który fiknął kozła i zarył w ziemię z bełtem sterczącym z piersi.

Jans podążając za Burtheizenem, znalazł się po chwili w cieniu ciężkich od śniegu, chylących się ku ziemi gałęzi. Wyciskacze zajmowali sprawnie swoje pozycje, otaczając dworek od tyłu. Gdy z przodu dobiegł ich huk eksplozji, Wolf uniósł rękę i dał znak swoim ludziom. Wyciskacze szybko zaczęli zbliżać się do budynków. Nim jednak do niego dotarli, okno na piętrze otwarło się i wystrzelona z łuku strzała zaryła w śnieg kilka kroków od Jansa.
- Kryć się – wrzasnął Burtheizen, kuląc się jeszcze bardziej i zakosami pędząc do dworku. Wokół Skalpa nie było żadnego miejsca, gdzie mógłby się ukryć. Popędził więc za szefem, już po chwili ciężko dysząc i opierając się o ścianę.

Kolejna kula ognia pofrunęła w kierunku dworku, rozbijając się na ganku. Ogień rozprysnął się na wszystkie strony, przyklejając do ścian, kolumn i ziemi. Ktoś wrzasnął. Jakaś postać mignęła Sigfridowi w oknie na piętrze. Zaraz potem usłyszeli męski, silny głos.
- To jest napaść! Żądam wyjaśnień! Jakim prawem wchodzicie na moją posesję? Księżna niezwłocznie się dowie o napaści na swego, lojalnego i zaufanego urzędnika! – głos musiał należeć do Dietricha von Ahle, który najwidoczniej starał się ratować swoją skórę.
- W majestacie prawa i zgodnie z rozkazem wydanym przez... – odkrzyknął Gruber, lecz jego dalsze słowa utonęły w kolejnej eksplozji, która zmiotła część ściany na piętrze. Carolus pędził przez śnieg w towarzystwie dwóch pachołków w kierunku wejścia dla służby, zlokalizowanego z boku budynku. Skierował się w stronę zmierzających do głównego wejścia trzech Magistrów. – Panowie! Spokojnie! Nie tak nerwowo! Przecież nie chcemy skrzywdzić nikogo postronnego! – żaden z magów nie był łaskaw mu odpowiedzieć.
- Nie no, kurwa mać! Spalą go żywcem! Pieprzeni magowie! – warczał Gruber. Wyciągnął kord i spojrzał na Sigfrida. – Idziemy. Trzeba go dorwać żywcem, postawić przed koncesjonowanym łowcą czarownic. Nie czas bawić się w samosądy.

Burtheizen rozglądnął się wokoło, szukając możliwości dostania się do wewnątrz. Kolejna strzała ugrzęzła w ziemi między drzewami. Zauważył okno, do którego podbiegł i łokciem wybił szybę. Przez chwilę manipulował przy skoblu i gdy okno było już otwarte, wskoczył do środka.
- Za mna! – zakomenderował. Jako, że poza Jansem nikogo nie było w pobliżu, Zingger uznał, że rozkaz skierowany jest do niego.

Sigfrid nie mając innego wyjścia, popędził za sierżantem w kierunku domu. Stark już zniknął w środku, podobnie jego dwóch ludzi. Nim strażnicy dopadli do wejścia, jeden z pachołków wybiegł trzymając się za twarz. Spomiędzy palców tryskała krew. Zatoczył się i upadł w śnieg. Ze środka dobiegały odgłosy walki. Gdy Sigfrid i Gruber wbiegali do wąskiej sieni zobaczyli dwóch czarnych atakujących desperacko broniącego się maga i jego pachołka. Rycerze mieli widoczną przewagę. Ich miecze zataczały zabójcze łuki, które broniący się z trudem parowali. Było kwestią sekund aż ulegną.
 
xeper jest offline  
Stary 03-09-2012, 14:27   #138
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Nie wydając żadnego okrzyku ani innego głosu, Sigfrid pognał w stronę rycerzy atakujących Carolusa i z impetem uderzył w jednego barkiem osłoniętym tarczą. Heretyk upadł na ziemię, ale jego refleksy nie osłabły — natychmiast po trafieniu Sigfrid zamachnął się tasakiem, lecz wróg przetoczył się i ostrze z głuchym dźwiękiem uderzyło w podłogę.

Udało mu się odwrócić uwagę wojowników od dwóch sojuszników, lecz teraz Procarz zastanawiał się, czy jemu samemu uda się ujść z tego z życiem. Kątem oka dostrzegł, jak Gruber spogląda na prowadzące na piętro, gdzie znajdował się von Ahle, schody. Po chwili wahania jednak postanowił pomóc swojemu podwładnemu i dołączył do walki.

Gdy pomagał mu sierżant, Sigfrid mógł wreszcie przejść do ofensywy, jednak rycerz, z którym się pojedynkował, zasypywał go takim gradem ciosów, że Münch głównie dawał radę tylko się zasłaniać tarczą. Przez szczęk broni zdołał dosłyszeć jakby mamrotanie, znajome melodyjne inkantacje. Obejrzał się na Carolusa, który, pół leżąc na podłodze i krwawiąc, machał rękami i coś recytował. Po chwili zabrzmiał dziwny dźwięk i... ognista wstęga pojawiła się w powietrzu dookoła nich, zawisając tuż pod sufitem. Rozległ się strzał i głośny szelest, jakby ktoś gwałtownie rozwinął belę materiału, i ze wstęgi spuściła się zasłona ognia. To był niesamowity widok, gdyż efekt tego zaklęcia podważał prawa natury. Zdawało się, że zasłona była materialna — jej część nawet spoczywała na podłodze, gdyż była zbyt długa, by w pełni się rozwinąć — a jednak składała się wyłącznie z płomieni. Przez czarny dym Sigfrid mógł spojrzeć na drugą stronę, gdzie Carolus, podtrzymywany przez kulejącego pachołka, właśnie zmierzał ku wyjściu.

"Dureń nas tu zamknął!", pomyślał strażnik, rozglądając się po ognistej klatce, w jakiej się znaleźli. Miała ona miała mniej więcej kolisty kształt i jakieś cztery metry średnicy. "Zamknął nas z tymi mordercami i zwiał!"

Niespodziewanie uwięzieni, rycerze zaczęli walczyć jeszcze zacieklej. Sigfrid i Gruber także zdwoili wysiłki, ale Sigfrid zaczynał się już męczyć i wiedział, że nie nadąża za swoim przeciwnikiem. Po jakiejś minucie wreszcie popełnił pierwszy poważny błąd, pozwalając wrogowi na wyprowadzenie udanego ataku. Ten był błyskawiczny; w ciągu sekundy zabrzmiały trzy uderzenia. Pierwsze miało chrupki dźwięk, gdy miecz spiskowca uderzył w bok strażnika, łamiąc mu żebra. Drugie było metalicznym szczękiem, gdyż trafiło w rękojeść tasaka, który unosił Münch, przechodząc przez palec i tworząc szczerbę w uchwycie. Trzecie, wreszcie, to był ogłuszający łomot spowodowany łupnięciem w tarczę, którą wreszcie zdołał się zasłonić Buldog.

Sigfridowi lewa ręka zdrętwiała, druga bolała jak diabli, a na dodatek nie mógł oddychać. Przebiegło mu przez myśl, że to już może być koniec; że umrze. Spojrzał na sierżanta, któremu szło trochę lepiej. Gruber, choć z rozwaloną głową i paroma cięciami na rękach i nogach, wciąż się jakoś trzymał, odpierając ataki wroga i zadając własne. Rycerz wyprowadził głębokie pchnięcie, a potem parę następnych ciosów, spychając strażnika w stronę ognia. Gruber obejrzał się na moment, po czym wystrzelił do przodu, zdzielił rycerza po hełmie i złapawszy go uzbrojoną rękę, zakręcił się i to jego pociągnął ku magicznej zasłonie. Wróg krzyknął z bólu, gdy sparzyły go płomienie, a Buldog wykończył bękarta szybkim pchnięciem w otwór hełmu.

Zainspirowany, Sigfrid wytężył siły i zamachnął się na swojego własnego wroga. Gdy tamten sparował atak, Münch kopnął go w goleń i walnął tarczą. Równocześnie z tyłu zaszedł go Gruber i wbił mu swój kord w bok, aż wyszedł drugą stroną. Rycerz odskoczył, krwawiąc obficie, i znalazł się tuż obok ognistej bariery. Przez chwilę Sigfrid myślał, że już go mają, ale wtedy, w desperackim ruchu, heretyk przeskoczył przez płomienie. Po drugiej stronie przetoczył się po ziemi, gasząc cokolwiek, co mogło się zająć ogniem, i trzymając się za bok, pobiegł w stronę schodów.

Ani Gruber, ani Sigfrid nie mieli zamiaru powtarzać jego wyczynu; zamiast tego stali wewnątrz magicznego kręgu i zgrzytali zębami. Sigfrid opuścił miecz i spojrzał na swoją zakrwawioną dłoń. Nie zauważył, nawet nie nie poczuł tego w zamęcie i podnieceniu walki, ale teraz wyraźnie widział, że cios rycerza odrąbał mu pół palca serdecznego. W głowie mu się kręciło; rozejrzał się dookoła, szukając swojej zguby, po czym usiadł na podłodze.

Tymczasem płomienie tworzące zasłonę zaczęły lekko przygasać.
 
Yzurmir jest offline  
Stary 04-09-2012, 11:34   #139
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Jans wparował do ciemnego pomieszczenia dla służby zaraz za Wolfem Burtheizenem. Pomimo, iż parę lat młodszy od swego chlebodawcy Zingger z trudem dotrzymywał mu pola. Wolf był szybki, silny i zdecydowany.

Gdy tylko wpadli do pustej, choć brudnej służbówki padła komenda:

- Za mną! Do garkuchni, a potem rozpierzchnąć się i znaleźć mi drania!
- kto jest owym draniem Skalp nie miał cienia wątpliwości.

Potężnym kopniakiem szef Wyciskaczy rozwalił drzwi do kuchni. Widać było, że jeszcze przed chwilą służba pichciła jakieś potrawy. Na piecu wciąż wesoło bulgotał grzybowy bulion. Jansowi od razu podeszła ślinka do gardła, ale zganił się w duchu za słabość.

- Gdzie jest von Ahle?! - ryknął zeźlony Skalp, ale kuchcik chowający się pod kuchennym stołem, jedynie przecząco pokręcił głową.

- Gdziiiee?! - Burtheizen niczym buchaj przyszedł z pomocą paserowi. Zbielały ze strachu chudy jak patyk drugi sługa wskazał palcem sufit.

- Jest na piętrze! - zgadł Jans i już miał lecieć na schody, gdy silna dłoń Wolfa osadziła go na miejscu.

- Co jest?
- spytał zdziwiony.

- Bierz się za rosół, Skalp. Łap za kociołek. Ja wezmę warząchew
- gruby paluch Wyciskacza wskazywał na podrygujący w takt buzującej wody garnek. - Tylko się nie poparz!

Jans pochwycił ostrożnie za kociołek. Wyraźnie widział, że spód jest rozgrzany do czerwoności.

- Po co to?

- Broń niekonfesjonalna - padło nietuzinkowe wyjaśnienie. - Uczyłeś się kiedy szermierki, fechtunku, Jans?

- Nie, skąd niby.

- No właśnie, a nasi przeciwnicy niestety tak. I są w tym, skurwysyny dobre. Musimy zatem mieć przewagę. To jest nasza przewaga.

- Rosół? - wyjąkał Jans. Zupa pachniała wręcz nieprzyzwoicie dobrze.

- Rosół. Chodźmy.

Burtheizen z mieczem w jednej dłoni, z warząchwią w drugiej wyleciał przez na wpół otwarte drzwiczki do salonu. Za nim stękając z cicha, uważając by nie oblać się parującą zupką, lekko oszołomiony taktyką bojową szefa paser Zingger.

I od razu przyszło im swą nową broń wypróbować w praktyce. Na schodach czaił się czarny rycerz.

Bez momentu zawahania Burtheizen cofnął się do Jansa i nabrał do pełna dymiącego bulionu wraz talarkami krojonej marchwi.
Następnie podbiegł ku zdezorientowanemu niecodziennym zachowaniem napastników rycerza i cisnął w niego gorącą cieczą.

- Teraz Ty! - wrzasnął Wyciskacz, gdy czarny ruszył na niego. - Gdy skurwiel się zbliży. Polewaj! Szeroko, Jans!

No to, Skalp polewał. Szeroko.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 04-09-2012 o 11:36.
kymil jest offline  
Stary 05-09-2012, 10:20   #140
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Ogłuszający huk zatrzymał wszystkich znajdujących się wewnątrz dworku. To magowie wdarli się głównym wejściem roztaczając wokół siebie Armaggedon. Nie można powiedzieć, że ich metody były subtelne. Może skuteczne, ale na pewno nie subtelne. Teraz, gdy wszyscy zamarli na moment, przewagę miał ten, kto zareaguje pierwszy.

Jans wziął zamach i chlusnął całą grzybową zawartością kociołka na stojącego naprzeciw niego rycerza. Oblany zupą mężczyzna wrzasnął przeraźliwie, upuścił miecz i złapał się za poparzoną twarz. Wolf posłał go na ziemię kopniakiem i pobiegł dalej. Jans za nim. Za Jansem pozostali Wyciskacze.

Palca nie było nigdzie widać. Sigfrid rozglądał się po podłodze, ale nie był w stanie zlokalizować brakującego kawałka własnego ciała.
- Owiń sobie rękę – Gruber rzucił Procarzowi kawałek szmaty i wychylił się wyglądając na schody. Nikogo nie było, bo gestem wskazał Sigfridowi, żeby szedł za nim. Wbiegli na piętro. Gdzieś z głębi dworku dobiegał trzask płomieni. Widać było, że korytarze powoli zapełniają się dymem.

Schody były puste. Jans niczym cień podążał za Burtheizenem na górę. Wbiegli do wąskiego korytarza, po obu stronach widzieli drzwi. To gdzieś tu, w jednym z tych pokoi musiał przebywać strzelec, który chwilę wcześniej szył do Wyciskaczy zbliżających się do dworku.
- Sprawdźcie te drzwi – rozkazał Wolf i jego chłopcy posłusznie ruszyli wykonywać rozkaz. Sam Burtheizen wypruł do przodu, w kierunku większych drzwi, które widniały na końcu korytarza. Za sobą Jans usłyszał odgłosy walki, zakończone krzykiem.

W polu widzenia zarówno Sigfrida znajdującego się z jednej strony, jak i Jansa z drugiej, pojawili się dwaj magowie. Przeszli przez kłęby dymu, które buchały z parteru.
- Dietrichu von Ahle – zakrzyknął jeden z nich. – Nie masz gdzie uciec! Poddaj się po dobroci!
- Nie weźmiecie mnie żywcem!
– odkrzyknął ktoś z głębi. Sigfrid zorientował się, że głos dobiega z pomieszczenia po prawej stronie.

Do gabinetu, po skutecznym wywarzeniu drzwi wbiegli najpierw Sigfrid i Gruber, zaraz za nimi pojawili się Albertus Silny i Gotfryd z Nuln, ostatni byli Jans z Burtheizenem, którzy musieli pokonać najdłuższą drogę aby dotrzeć do gabinetu. Jakiś mężczyzna w czerni, przypuszczalnie sam von Ahle wychodził przez okno. Drugi z obecnych w gabinecie, w momencie wkroczenia intruzów rzucił się na nich w samobójczym ataku, kupując jednak szlachcicowi wystarczająco dużo czasu, by ten zniknął za oknem.

Z dołu słychać było krzyki i bieganinę. Von Ahle sprawnie zsunął się na dach powozu zaprzężonego w dwa konie. W jego kierunku pędzili teraz strażnicy miejscy, wymachując bronią. Siedzący na koźle rycerz strzelił batem i kareta ruszyła przed siebie, roztrącając stojących jej na drodze strażników. Jeden z magów posłał za pojazdem ognistą kulę, ale ta roztrzaskała tylko tylną część powozu, który płonąc i dymiąc podskoczył na resztkach bramy i zniknął za murem. Von Ahle uciekł.
 
xeper jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172