Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2012, 19:48   #55
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Krasnolud przysłuchiwał się z niemałym zdziwieniem. Z jednej strony cesarskim zlecającym zbudowanie czegoś takiego bez jakiejkolwiek zbrojnej ochrony, a z drugiej niefrasobliwości krasnoludów. Pięciu zaginionych lub nieżywych to chyba dostateczny powód do tego aby zaprzestać roboty i skupienie się na rzeczywistych problemach. W gardzieli zniknęła zawartość pierwszego kubka. Potem powstrzymał gestem Minaka przed opróżnianiem robotniczej manierki i sięgnął za pazuchę po flaszkę.

- Prosto z Ostlandu, specyfik podobno ze śliwek robiony... mocny i dość dobry jak na ludzkie wynalazki. Za spotkanie! - Trzasnęli się kubkami. Ghartsson nie chciał opijać odciętego od dostaw krajana. - A nie macie tu żadnych zbrojnych, bo chyba jak tak dalej pójdzie to jeszcze tydzień i nie będzie kim tutaj robić. - Zaczął brodacz. - Mnie to śmierdzi na imperialną milę... gorzej niż gówno śnieżnego trolla. Albo komuś bardzo się nie podoba to, żeście tutaj zabrali się za takie budowy... albo rzeczywiście jakieś skurwysyństwo zalęgło się w okolicy. Chociaż musiałoby to być sprytny pomiot skoro tyle wypadków a nie po prosta młócka. Było tutaj coś zanim zabraliście się za porządkowanie terenu przed budową, jakie ruiny albo kurhany może? Śladów czyjej obecności nie znaleźliście?

Konrad początkowo bardziej się przyglądał budowli, niż wsłuchiwał w słowa krasnoluda. Jedna rzecz przyszła mu do głowy niemal natychmiast.
- Szczur... Jeśli ruszysz się gdzieś na krok, to osobiście cię powieszę na najwyższym maszcie, zrozumiałeś? - zwrócił się do najmłodszego uczestnika ‘ekspedycji’. - Nie myśl sobie, że jak po masztach łazisz, to i tu ci wolno po rusztowaniach skakać.
Potem spojrzał na ich krasnoludzkiego rozmówcę.
- Albo komuś idea, jak to było?, semaforów, nie podoba i świnię wam podkłada, w sprytny sposób skądinąd, albo to, że krasnoludy dostały tę robotę mu przeszkadza. Niejeden na to krzywo patrzy i płacze, że krasnoludy, innymi słowy waszą nację nazywając, chleb odbierają porządnym ludziom. Może więc to konkurencja jakaś. A może też być, że diabelstwo jakieś w okolicy się zalęgło. Co tu stało przedtem? Te bloki już tu były, jak przyszliście? Może faktycznie w czyjeś wierzenia się wpakowaliście, miejsce kultu czy inne coś.
Wypił zawartość stojącego przed nim kubka.

- Nie w ochronie szkopuł - odparł krasnolud. Wahał się tylko przez bardzo krótką chwilę przed podsunięciem kubka pod bukłak ze śliwkowym specyfikiem. - To, że my ekipa inżynieryjna, nie znaczy że do zadów nakopać nie możemy
To rzekłszy wskazał na rynsztunek krasnoludów ustawiony pod ścianą. Nie brakowało tam toporów, kusz, tarcz, ani nawet kolczug.
- My o siebie zadbać umiemy - Zniżył się nad stolikiem, bo na zewnątrz dało się posłyszeć inne krasnoludy. - Sęk w przesądach. Nasi rodacy z Gór Szarych mają jakąś zakorzenioną niechęć do gabra. Jakoby nienaturalna konformacja warstwowa tej skały. Niby tak, ale to gabroid więc czegóż się spodziewać? - spojrzał na Gomrunda jakby dla obu było oczywiste w czym rzecz, a potem na Konrada i po chwili wahania wyjaśnił - No że według nich działa jak gąbka na złą magię. Dowodów naukowych na to nie ma, ale szarogórcy wiedzą swoje. Widać to zresztą po nich niezgorzej niż tępotę na ogrzej gębie. No i z tego się wzięło to bajanie o gremlinach, od którego nadąsani siedzą całe wieczory. No a gabro skąd się wzięło? Ano z ruin, któreśmy tu zastali. Papier od głównego geologa mamy, że fundament ruiny stabilny, a gabro jak to gabro. Punkt topnienia w chuj wysoki, twardość wymarzona. Krótko mówiąc idealne pod palenisko semafora. A co to za ruina? Tego w papierach nie ma. Śladów nikogo nie uświadczyliśmy. Najbliższa wieś dzień drogi stąd, a jedyna cywilizacja na Reiku.
Przerwał na chwilę wąchając polaną przez Gomrunda przepalankę.
- Uhhh... iście niezłe to jak na ludzkie - przyznał smakując zawartość kubka, po czym skinął na Konrada - za przeproszeniem się ma rozumieć.

Konrad machnął ręką.
- Wszyscy wiedzą, że trunki waszym dziełem będące mocą przebijają wszystko - stwierdził. - Podobnie jak i wiele rzeczy, co spod rąk krasnoludów wychodzą. Jak będę chciał twierdzę zbudować, to do krasnoludów pójdę, ale jak muzyki słuchać, to już do ludzi się obrócę. Malarza do ścian też wśród ludzi poszukam. A co do złej magii...
Znów zajął się zawartością kubka.
- Nie wiem, czy w gabro wchodzi, nie znam się na tym. Ale że jest, to wiemy aż za dobrze. - Spojrzał na Gomrunda, potem znów na Minaka. - Tyle że wykryć jej nie potrafi nikt z nas. Gdyby demon się objawił, to co innego, ale wtedy wszyscy by już mądrzy byli. Kapłan albo i mag by się zdali, ale tu takiego nie znajdziecie, nawet gdybyście chcieli. Poza tym byle jaki magus, co to się po gościńcach włóczy, na nic by się tu nie zdał, a inszego nie uświadczysz.

- Ano więc właśnie - kiwnął głową Minak - Dlatego wyglądamy konwojentów co to mają do nas zawitać. Za pięć dni zgodnie z planem. Z jednej strony tylko pięć. Z drugiej aż pięć.

- W takim tempie to za pięć dni...
- Konrad przerwał i splunął przez lewe ramię. - Na psa urok... Powiadomiliście o wypadkach? Pewnie nie, skoro dopiero za kilka dni przybędą. Zostawicie robotę na ten czas, czy zmierzycie się z tym, co was tu dręczy?
Nie dziwił się, że tamta dwójka chciała odpłynąć. Tylko w czym oni mogli tu pomóc... Wszak straży trzymać nie będą.

- To już od Aynjullsa zależy - odparł Minak. - To krańcoświatowiec i też nie wierzy w brednie o gremlinach. Ślepy jednak nie jest i choć ambitny to na pewno rozważa porzucenie roboty.

- Sam nie wiem.
- Płonący Łeb zdawał się coś mielić w głowie… jakieś myśli. – Też mi się czasem zdaje, że te krasnoludy z kontynentu to jakby z innej skały są wykute. No ale nie moja to rzecz w nie swoje rzeczy się mieszać i jakimiś głębszymi sensami życia się zajmować… tudzież naturą krasnoludzką. - A jak to powiedział to rozlał jeszcze po jednym. – Popołudnie już jest i nie wiem czy sens jest nam dalej płynąć… skoro mamy tutaj jaką przystań. Pewnie ona tak samo bezpieczna ja krzaki parę mil dalej. A przynajmniej z kim pogadać będzie przy ognisku i kieski nie trzeba będzie pilnować. Rzecz jasna na bajaniach się nie wyznaję a na przesądy lekarstwa nie mam… ale łeb na karku mam i moi kompanii też… tedy może przez noc coś nam się rzuci w oczy za czym wam się nie chciało zerkać. Być może… z kapitanem muszę jeszcze obgadać i resztą załogi. - Klepnął w plecy Konrada dość serdecznie i podał mu kolejny kubek. – Łykaj… to ci może wreszcie broda wyrośnie.
- A i ja bym też chętnie z szarogórcami porozmawiał
- mówił dalej - bo pisma jakoweś wiozę do jednego ze starszych nad klanem. Miano jego to Gorim Wielki Młot i być może który z twoich druhów o nim będzie słyszał… a to zawsze lepiej jechać i wiedzieć do kogo w gości się jedzie. A nim szychtę skończymy to można by się po cyplu rozejrzeć… tym bardziej że dziś trzeba będzie pożegnać kolejną długą brodę co to już nie zostanie piwem nigdy splamiona.

- Świeże spojrzenie na stare sprawy może się przydać - powiedział Konrad, bynajmniej nie uciekając od kolejnego kubka. I sprawdzając, czy na pewno Szczur gdzieś się nie zmył. - A nigdzie się nie spieszymy, chyba że ciebie czas goni. - Spojrzał na Gomrunda. - Wełna z głodu nie umrze, a przystań jest niezła. Skąd mają przyjść ci konwojenci? - spytał Minaka. - Może by im na przeciw wypłynąć?
- A broda mi zbędna, przynajmniej na razie
- rzucił pod adresem Gomrunda. - Widziałem w Altdorfie, ostatnio, jednego magistra, co sobie bródkę jak koza zapuścił. Lepiej już nie mieć. A bez wąsów i brody lepiej się dziewki całuje.

- Z Altdorfu mają przypłynąć. Pewno jeszcze nie wyruszyli. Co zaś się tyczy waszej propozycji to zacna jak najbardziej. I miejsce i jadło się dla was znajdzie. Aynjulls na pewno na to chętnie przystanie, bo przyda się dziś towarzystwo kogoś spoza naszej zafrasowanej gromady. A co do tego Gorima to iście popytać musisz. Ja o nim nie słyszałem.

- To ja się przejdę do naszych i powiem, że zostaniemy do jutra.
- Konrad wstał od stołu.
 
Kerm jest offline