Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2012, 20:51   #137
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Wrota umieszczone w murze posiadłości zamieniły się w dymiącą stertę drewna i poskręcanego metalu, gdy jeden z Magistrów, prawdopodobnie Gotfryd z Nuln, trzasnął w nie sporych rozmiarów kulą ognia. Zaraz potem magowie wraz ze swoimi pachołkami przekroczyli zgliszcza i skierowali się ku znajdującemu się w głębi posiadłości dworkowi. Wyciskacze ruszyli ku bramie, podobnie strażnicy. W wąskim, zawalonym resztkami bramy, gorącym i zadymionym przejściu zaczęła się kotłowanina. Każdy z mężczyzn przepychał się, każda z dwóch grup chciała wedrzeć się na teren posiadłości pierwsza. Ci, którzy już znaleźli się za murem, biegiem ruszyli na swoje pozycje. Chłopaki Burtheizena skierowali się w prawo, pod murem kierując się na tyły posiadłości, które jak teraz można było dostrzec porośnięte były niezbyt wysokimi, ale dość gęsto rosnącymi drzewami. Buldodzy natomiast pobiegli w lewo, zajmując miejsca w równych odstępach i tworząc kordon wokół frontu dworku.

Z samego dworku, gdy tylko wrota padły pod perswazją magicznej siły wybiegło kilku ludzi. Trzech z nich było zwyczajnymi służącymi, którzy natychmiast, gdy zorientowali się, że dworek jest atakowany wróciło pędem do środka. Pozostałych trzech było znanymi już niektórym mężczyznami w czerni. Jeden pognał w kierunku przylegającego do dworu budynku. Dwaj skryli się za kolumnami podtrzymującymi wysunięty ganek. Pierwszy wystrzelony bełt dosięgnął jednego z sług czarodziejów, który fiknął kozła i zarył w ziemię z bełtem sterczącym z piersi.

Jans podążając za Burtheizenem, znalazł się po chwili w cieniu ciężkich od śniegu, chylących się ku ziemi gałęzi. Wyciskacze zajmowali sprawnie swoje pozycje, otaczając dworek od tyłu. Gdy z przodu dobiegł ich huk eksplozji, Wolf uniósł rękę i dał znak swoim ludziom. Wyciskacze szybko zaczęli zbliżać się do budynków. Nim jednak do niego dotarli, okno na piętrze otwarło się i wystrzelona z łuku strzała zaryła w śnieg kilka kroków od Jansa.
- Kryć się – wrzasnął Burtheizen, kuląc się jeszcze bardziej i zakosami pędząc do dworku. Wokół Skalpa nie było żadnego miejsca, gdzie mógłby się ukryć. Popędził więc za szefem, już po chwili ciężko dysząc i opierając się o ścianę.

Kolejna kula ognia pofrunęła w kierunku dworku, rozbijając się na ganku. Ogień rozprysnął się na wszystkie strony, przyklejając do ścian, kolumn i ziemi. Ktoś wrzasnął. Jakaś postać mignęła Sigfridowi w oknie na piętrze. Zaraz potem usłyszeli męski, silny głos.
- To jest napaść! Żądam wyjaśnień! Jakim prawem wchodzicie na moją posesję? Księżna niezwłocznie się dowie o napaści na swego, lojalnego i zaufanego urzędnika! – głos musiał należeć do Dietricha von Ahle, który najwidoczniej starał się ratować swoją skórę.
- W majestacie prawa i zgodnie z rozkazem wydanym przez... – odkrzyknął Gruber, lecz jego dalsze słowa utonęły w kolejnej eksplozji, która zmiotła część ściany na piętrze. Carolus pędził przez śnieg w towarzystwie dwóch pachołków w kierunku wejścia dla służby, zlokalizowanego z boku budynku. Skierował się w stronę zmierzających do głównego wejścia trzech Magistrów. – Panowie! Spokojnie! Nie tak nerwowo! Przecież nie chcemy skrzywdzić nikogo postronnego! – żaden z magów nie był łaskaw mu odpowiedzieć.
- Nie no, kurwa mać! Spalą go żywcem! Pieprzeni magowie! – warczał Gruber. Wyciągnął kord i spojrzał na Sigfrida. – Idziemy. Trzeba go dorwać żywcem, postawić przed koncesjonowanym łowcą czarownic. Nie czas bawić się w samosądy.

Burtheizen rozglądnął się wokoło, szukając możliwości dostania się do wewnątrz. Kolejna strzała ugrzęzła w ziemi między drzewami. Zauważył okno, do którego podbiegł i łokciem wybił szybę. Przez chwilę manipulował przy skoblu i gdy okno było już otwarte, wskoczył do środka.
- Za mna! – zakomenderował. Jako, że poza Jansem nikogo nie było w pobliżu, Zingger uznał, że rozkaz skierowany jest do niego.

Sigfrid nie mając innego wyjścia, popędził za sierżantem w kierunku domu. Stark już zniknął w środku, podobnie jego dwóch ludzi. Nim strażnicy dopadli do wejścia, jeden z pachołków wybiegł trzymając się za twarz. Spomiędzy palców tryskała krew. Zatoczył się i upadł w śnieg. Ze środka dobiegały odgłosy walki. Gdy Sigfrid i Gruber wbiegali do wąskiej sieni zobaczyli dwóch czarnych atakujących desperacko broniącego się maga i jego pachołka. Rycerze mieli widoczną przewagę. Ich miecze zataczały zabójcze łuki, które broniący się z trudem parowali. Było kwestią sekund aż ulegną.
 
xeper jest offline