Maureen
Zdezorientowana i nieco przestraszona patrzyła na Anzelma. Krótki pocałunek i mnich ruszył w stronę Basta i Nathiela zostawiając ją z butlą oliwy w ręku. Wyglądało to trochę jak pożegnanie. Czyżby przeczuwał, że może zdarzyć się coś złego? Że już nie wróci? - "Zivilyn, proszę, dodaj mu sił i odwagi"- pomyślała szybko łowczyni. Szkoda, że nie dostała w końcu amuletu od Sylvana. Ale skoro każdy kto ma szczere intencje może prosić Matkę o wstawiennictwo... Nie, Anzelm nie zginie. Po prostu nie może. Maureen mu na to nie pozwoli.
Z rozmyślań wyrwał ją trzeźwy, rzeczowy i skupiony głos Fosht'ki, która mimo obrażeń dzielnie trzymała się na nogach.
- Wyjaśnij mi dokładnie, co mam zrobić - poprosiła czarownicę - Podbiec do robaka jak się wynurzy spod ziemi, zwabić go nieco bliżej Ciebie, polać oliwą, najlepiej w ranę, po czym oddalić się? Czy jakiś inny sposób masz na myśli? I w razie czego... masz jakiś plan awaryjny? - starała się uśmiechnąć, choć wypadło to raczej blado. |