Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2012, 09:26   #7
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Część II

Shiba zachichotał widząc reakcję Grota na komentarz Fausta.
- Mimo wszystko konno moglibyśmy dostać się do celu dużo sprawniej. Choć ciężej byłoby przejść tunelami pod górą gdybyśmy wszyscy posiadali osobiste wierzchowce.
Spojrzał jeszcze raz na panienkę i dopytał.
- Wybacz, ale mam nadzieję, że jadasz mięso? Nie zakupiłem niczego innego. Nie mówiąc o tym, że nie uczyłem się przyrządzać jedzenia, którego nie potrafię wygodnie skonsumować. - Podkreślił to uśmiechem ponownie pokazując ostre, białe kły.
Mina Lirati nieco zrzedła.
- Nie jadam więc nie musisz się tym przejmować - machnęła przy tym dłonią jakby była to nieistotna kwestia.
Murzyn pokiwał głową w zadumie.
- Tak, to dlatego jesteś taka blada - wtrącił się. - Ale nie martw się, potrafię robić świetną zupę z kamienia. Na pewno ci zasmakuje.
- Słodycze są... dobre... jedyna słodycz jaka... mnie spotyka... - Rzekł rycerz pochłaniając jedno z ciastek, jakie podarował mu wcześniej niebieskoskóry.
- A rozkosz? Radość? Spełnienie? - zapytał zaciągając się intensywniej, niemal tak jakby miało to pomóc filtrować jego smutek.
- Co to za... słowa? - wydukał rycerz opuszczając głowę jeszcze niżej
- Słodkie - odparł szybko znajdując odpowednią analogię.
Rycerz przekrzywił nieznacznie głowę.
- Nie miałem... okazji... poczuć... tych słów. - Rzekł rycerz wracając do swojej poprzedniej zgarbionej pozycji.
- Czym trudniłeś się dotychczas? - dym opuścił jego ciało - pozostała tylko połowa papierosa.
- Zabijałem... potwory... niektórzy powiadali... że zabijam... swoich...- Odpowiedział mu rycerz.
- Co odczułeś, gdy osiągałeś swój chwilowy cel - czy to wiwernę, gargulca, czy też inne demoniczne stworzenie? - swoista wymiana pytań trwała dalej.
- Czułem... że wykonywałem swoją powinność... a także żal... tych istot. - Calamity nie miał nic przeciwko odpowiedzią na zadane mu pytania...
Blondyn spojrzał na dwójkę osobników, którzy niewątpliwie mieli coś do powiedzenia w sprawach szczęścia - wspaniałego kucharza zdolnego tworzyć pokarm z granitu, oraz dziewczynę - czyli ucieleśnienie piękna i … szerokopojętego zła. - Czułeś, że spełniasz obowiązek? - zapytał.
- Zgadza... się... moja egzystencja... na tym polega... Powiedział rycerz nie zmieniając swojej postawy nawet o centymetr.
- Jeśli postępowałeś zgodnie z sobą - powinieneś czuć się spełniony. - zarzucił luźnym pomysłem - dziwna istota bardzo szybko zdążyła go zaintrygować. Papieros nie zbliżał się do ust - po prostu dymił w jego ręce.
- Jednak... nie czułem... - odrzekł krótko unosząc głowę w górę,aby zaraz gwałtownie ją opuścić
- Tym co odczuwałeś przez całe istnienie był żal, smutek? - zapytał, zrzucając nadpalony kawałek.
- Żal istot które musiałem... zabić... żal osadników... którzy byli nękani... żal... nad sobą... Ale nie... mogę przekładać... siebie samego... nad tych... którzy potrzebują... pomocy...- Odpowiedział, niemal co słowo wypuszczając obłok pary z hełmu.
- Zabijając ich... Pomagałeś innym, tak? - upewnił się.
Rycerz tylko potwierdzająco pokiwał głową.
- Nie czułeś ich wdzięczności? - kolejne pytanie wypłynęło z ust Fausta IV.
- Czasami mi dziękowali... czasami... wrzeszczeli... odejdź...”potworze”... jednak jakaś mała część... mnie... była rad... że zdjąłem z ich barków... zmartwienie... - Rycerz pierwszy raz był pytany o takie rzeczy, nie widział więc powodów aby nie odpowiadać szczerze.
- Ja, Faust IV w imieniu tych, którzy chcieli Cię przepędzić - przepraszam. Wdzięczność tych, którzy nie mieli okazji jej wyrazić przemawia przeze mnie. Dziękuję. - Mówiąc to schylił się nisko, by po chwili powrócić do poprzedniej postawy.
Calamity poczuł jakieś ciepło pod napierśnikiem.
- Jesteś dobrym człowiekiem Faust... nie zawaham się... unieść “Despair” w twojej obronie. - Rycerz odwzajemnił ukłon.
Blondyn zrzucił dopalającego się papierosa, po czym zadeptał pozostałości zdolne wykrzesać jakikolwiek ogień. Z zaciekawieniem patrzył na miecz - “Rozpacz” - wedle jednego z antycznych języków.
- Powinieneś mu raczej doradzić by następnym razem zabił tych, którzy go przepędzali, miast brać na siebie wdzięczność i przepraszanie. To mu w niczym nie pomoże - Lirat strzepnęła nieistniejący pyłek z idealnie czystej sukni.
- Nie jestem pewien - wiatr delikatnie poruszył srebrne krzyże pełniące rolę kolczyków. - Rycerze mają pewien cel i chcą go spełnić - luźno założył pierwszą tezę. - Ludzie zaś... Powiedzmy, że mord należy do naszej natury - dodał nieco smutniej.
- A cóż ma do tego ludzka natura? - wyraziła swe zdziwienie.
- Ludzie... to kruche istoty...kto inny może... pomóc im... jak nie jakiś inny... potwór...- Rzekł rycerz.
- Zgadzam się z tobą, aczkolwiek owe pojęcie pomocy może się nieco różnić w zależności od istoty, która owej pomocy udziela . - Usta dziewczyny ułożyły się w złośliwy uśmieszek.
- Pomoc istotą słabszym jest... dobra? - bardziej zapytał niż stwierdził. - Ale po co kłopotać się i złoczynić komuś, kto nigdy nie będzie w stanie ci zagrozić? - kolejne pytanie skierowane było o unoszącej cię nad ziemią dziewczyny.
- Kto tu mówi o kłopotaniu? Toż to sama przyjemność. Na dodatek z pożytkiem dla owych słabych istot. Widać jednak nieco inaczej spoglądamy na owe zagadnięcia co niejako jest naszym prawem, nieprawdaż?
- Konfrontacja poglądów może tylko wzmocnić. - potwierdził.
- Całkiem jak poznanie wroga przed zadaniem ciosu. - zgodziła się dość chętnie z takowym stwierdzeniem.
- Dokładnie - podsumował. Po chwili, widząc że tematy przypadkowej zbieraniny zaczynają się kończyć - odszukał sobie miejsce nieco na uboczu. Wygodnie rozsiadł, by po chwili otworzyć księgę.
Również Lirati postanowiła znaleźć sobie jakieś zajęcie. Biorąc pod uwagę że z owymi istotami spędzi dość czasu, uznała że ciekawiej będzie pospacerować jeszcze po mieście. Wszak od lat nie miała okazji zakosztować takowej atrakcji. Szkoda by się ów czas zmarnował. Nie tłumacząc się więc nikomu ruszyła powolnym krokiem w stronę straganów.
Gort natomiast raczej po krótszej niż dłuższej chwili zamknął oczy i zwyczajnie zaczął chrapać. Wyglądało na to że słuchanie rozmowy na tak poważne tematy musiało go błyskawicznie uśpić na co wskazywał balonik z glutów zwisający z nosa, który leniwie unosił się i opadał w rytm jego oddechów. Zaś chwilę po tym gdy zapadła cisza, balonik ów pękł budząc swojego właściciela z objęć morfeusza.
- Uaaa...? - zapytał przecierając oczy. - Skończyliście już? Raaaaany, to było nuuudne...
Wielkolud ziewnął tak przeciągle iż miało się wrażenie że mógłby jednym haustem pochłonąć całe powietrze w atmosferze.
- To co? Idziem porobić coś ciekawszego? Może spotkać się z resztą tych tak zwanych bohaterów. Jeśli dobrze liczę zostało ich jeszcze - murzyn wyciągnął przed siebie dłonie i zaczął intensywnie liczyć na palcach, co najwyraźniej sprawiało mu niemały wysiłek psychiczny - dwóóóch... a może trzeeech.... zróbmy z tego pięć... a pal licho szczegóły! Idziem stąd i wsiora wno!
Gort podirytowany pomaszerował przed siebie z groźną miną, nie zwracając najmniejszej uwagi na to co robi reszta nowopoznanych.
Chłopak zaśmiał się w duchu widząc maniery senne Gorta.
Przyjrzał się Faustowi i zdecydował, że może uzyskać nieco odpowiedzi od tego człowieka.
Gdy Shiba się zbliżył młody człowiek mógł odczuć problemy z czytaniem. Nie o tyle przez cień, jaki rzucał chłopak, co raczej wrażenie, że ktoś ukradł część światła w niewielkiej okolicy.
- Wydaje mi się, że jesteś nieco bardziej pojętny od naszych gigantów. - Stwierdził czy może i pochwalił. - Wiesz może, czemu królestwo postanowiło wynająć przypadkową bandę zamiast zorganizować specjalny oddział wojskowy? Od kiedy tu jestem potwornie mnie to nurtuje.
- Czy ja wiem? - bez oporów wyraził swą niepewność. - Tak jest bezpieczniej, taniej - dodał po chwili jednym z bardziej oczywistych argumentów. - Ci, których poznałem są wystarczająco kłopotliwi by wysłać ich na samobójczą misję i - tutaj czytelnik wziął głębszy wdech, przełożył zakładkę i odłożył książkę na bok.- Nie żałować klęski - ostatnie słowa wypowiedział z lekkim rozbawieniem.
- Źle to świadczy o tym królestwie - stwierdził Shiba spoglądając w stronę zamku. - Choć z drugiej strony stawia to pytanie: Czy oni w ogóle chcą walczyć? Mogą nie wierzyć w zwycięstwo, góra tysiąca pytań może być zaledwie mitem. Co prawda nie znam tego kontynentu. - Przyznał, po czym znów podjął - No i w temat wchodzi samo szaleństwo. Może wydawać się straszne...Ale właściwie wygląda jakby zarażeni zaczynali robić po prostu to, czego dogłębnie pragną.
- Chyba właśnie odpowiedziałeś na swoje pytanie - zauważył rozbawiony Faust. - Czemu ktokolwiek miałby iść zginąć za “ojczyznę”, “królestwo”, czy tych którzy zdołali wykupić się z poboru?
- To nie tak, że mieliby od gadania - spostrzegł - tutaj tematem jest król i jego doradca. Oni urządzili tą wyprawę tak nie inaczej jak gdyby sens walki z tą umysłową zarazą nie istniał. - Stwierdził, po czym przytaknął - choć w sumie masz rację. Sam odpowiedziałem sobie na większość zagadnienia.
- Jeśli szaleństwo faktycznie odwołuje się do tłumionych żądz to samozwańcza “armia” - właściwie to większość standardowych wojsk zamieniła by się w grupę dezerterów. - Możliwe że chciał być miły, lub też temat po prostu zaciekawił go. - Jeśli się nie mylę, to każdy tutaj ma własny... powód ? - zakończył pytaniem.
- Najprawdopodobniej - przytaknął - Taki czy inny, ale raczej nikt nie idzie na tą wyprawę od tak. - Co prawda w myślał czuł jakby nieco kłamał do siebie samego. Nie miał wyraźnego powodu jednak nie miał też potrzeby wracać. Równie dobrze mógł zostać i zrobić, co w jego mocy, aby powstrzymać tą zarazę.
Usta Fausta rozszerzyły się, demonstrując przy tym olśniewającą biel jego zębów niemal zapraszając do wyjawienia swego powodu. Z drugiej strony - mógł on po prostu wyśmiewać niebieskiego mężczyznę, wszystko zależało od jego interpretacji.
- Swoją drogą, jaki jest twój powód? - Spytał - Wydajesz się być jakimś zwykłym uczonym, może studentem magii? Nie wyglądasz na kogoś, kto miałby specjalny pretekst skończyć swoje życie poszukując źródeł mądrości w jakiś zapomnianych górach.
- Powiedzmy że będzie to swoisty sprawdzian? - zapytał wdając się w rolę domniemanego uczonego.
- Ohh? - Niebieskoskóry zdziwił się odpowiedzią Fausta. - Cóż...W takim razie życzę owocnych wyników. - Odparł, po czym odwrócił się spokojnie i zaczął podążać za powoli znikającym w oddali Grotem. Pirat był duży i nie mógł mu tego odmówić.
Może i faktycznie natkną się na resztę ekipy albo i nie. Wtedy po prostu doją do bram miasta.
- Co to... za księga? -Zapytał milczący dłuższą chwilę rycerz, wskazując zbrojoną ręką na trzymany przez Faust’a przedmiot.
- “Naród a Społeczeństwo” - odparł bez namysłu. Okładka głosiła dokładnie ten sam tytuł - niezależnie od tego, czy był on prawdziwy, czy też nie.
 
__________________
"My common sense is tingling..."

Ostatnio edytowane przez Deadpool : 03-09-2012 o 09:37.
Deadpool jest offline