Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2012, 14:27   #138
Yzurmir
 
Yzurmir's Avatar
 
Reputacja: 1 Yzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie cośYzurmir ma w sobie coś
Nie wydając żadnego okrzyku ani innego głosu, Sigfrid pognał w stronę rycerzy atakujących Carolusa i z impetem uderzył w jednego barkiem osłoniętym tarczą. Heretyk upadł na ziemię, ale jego refleksy nie osłabły — natychmiast po trafieniu Sigfrid zamachnął się tasakiem, lecz wróg przetoczył się i ostrze z głuchym dźwiękiem uderzyło w podłogę.

Udało mu się odwrócić uwagę wojowników od dwóch sojuszników, lecz teraz Procarz zastanawiał się, czy jemu samemu uda się ujść z tego z życiem. Kątem oka dostrzegł, jak Gruber spogląda na prowadzące na piętro, gdzie znajdował się von Ahle, schody. Po chwili wahania jednak postanowił pomóc swojemu podwładnemu i dołączył do walki.

Gdy pomagał mu sierżant, Sigfrid mógł wreszcie przejść do ofensywy, jednak rycerz, z którym się pojedynkował, zasypywał go takim gradem ciosów, że Münch głównie dawał radę tylko się zasłaniać tarczą. Przez szczęk broni zdołał dosłyszeć jakby mamrotanie, znajome melodyjne inkantacje. Obejrzał się na Carolusa, który, pół leżąc na podłodze i krwawiąc, machał rękami i coś recytował. Po chwili zabrzmiał dziwny dźwięk i... ognista wstęga pojawiła się w powietrzu dookoła nich, zawisając tuż pod sufitem. Rozległ się strzał i głośny szelest, jakby ktoś gwałtownie rozwinął belę materiału, i ze wstęgi spuściła się zasłona ognia. To był niesamowity widok, gdyż efekt tego zaklęcia podważał prawa natury. Zdawało się, że zasłona była materialna — jej część nawet spoczywała na podłodze, gdyż była zbyt długa, by w pełni się rozwinąć — a jednak składała się wyłącznie z płomieni. Przez czarny dym Sigfrid mógł spojrzeć na drugą stronę, gdzie Carolus, podtrzymywany przez kulejącego pachołka, właśnie zmierzał ku wyjściu.

"Dureń nas tu zamknął!", pomyślał strażnik, rozglądając się po ognistej klatce, w jakiej się znaleźli. Miała ona miała mniej więcej kolisty kształt i jakieś cztery metry średnicy. "Zamknął nas z tymi mordercami i zwiał!"

Niespodziewanie uwięzieni, rycerze zaczęli walczyć jeszcze zacieklej. Sigfrid i Gruber także zdwoili wysiłki, ale Sigfrid zaczynał się już męczyć i wiedział, że nie nadąża za swoim przeciwnikiem. Po jakiejś minucie wreszcie popełnił pierwszy poważny błąd, pozwalając wrogowi na wyprowadzenie udanego ataku. Ten był błyskawiczny; w ciągu sekundy zabrzmiały trzy uderzenia. Pierwsze miało chrupki dźwięk, gdy miecz spiskowca uderzył w bok strażnika, łamiąc mu żebra. Drugie było metalicznym szczękiem, gdyż trafiło w rękojeść tasaka, który unosił Münch, przechodząc przez palec i tworząc szczerbę w uchwycie. Trzecie, wreszcie, to był ogłuszający łomot spowodowany łupnięciem w tarczę, którą wreszcie zdołał się zasłonić Buldog.

Sigfridowi lewa ręka zdrętwiała, druga bolała jak diabli, a na dodatek nie mógł oddychać. Przebiegło mu przez myśl, że to już może być koniec; że umrze. Spojrzał na sierżanta, któremu szło trochę lepiej. Gruber, choć z rozwaloną głową i paroma cięciami na rękach i nogach, wciąż się jakoś trzymał, odpierając ataki wroga i zadając własne. Rycerz wyprowadził głębokie pchnięcie, a potem parę następnych ciosów, spychając strażnika w stronę ognia. Gruber obejrzał się na moment, po czym wystrzelił do przodu, zdzielił rycerza po hełmie i złapawszy go uzbrojoną rękę, zakręcił się i to jego pociągnął ku magicznej zasłonie. Wróg krzyknął z bólu, gdy sparzyły go płomienie, a Buldog wykończył bękarta szybkim pchnięciem w otwór hełmu.

Zainspirowany, Sigfrid wytężył siły i zamachnął się na swojego własnego wroga. Gdy tamten sparował atak, Münch kopnął go w goleń i walnął tarczą. Równocześnie z tyłu zaszedł go Gruber i wbił mu swój kord w bok, aż wyszedł drugą stroną. Rycerz odskoczył, krwawiąc obficie, i znalazł się tuż obok ognistej bariery. Przez chwilę Sigfrid myślał, że już go mają, ale wtedy, w desperackim ruchu, heretyk przeskoczył przez płomienie. Po drugiej stronie przetoczył się po ziemi, gasząc cokolwiek, co mogło się zająć ogniem, i trzymając się za bok, pobiegł w stronę schodów.

Ani Gruber, ani Sigfrid nie mieli zamiaru powtarzać jego wyczynu; zamiast tego stali wewnątrz magicznego kręgu i zgrzytali zębami. Sigfrid opuścił miecz i spojrzał na swoją zakrwawioną dłoń. Nie zauważył, nawet nie nie poczuł tego w zamęcie i podnieceniu walki, ale teraz wyraźnie widział, że cios rycerza odrąbał mu pół palca serdecznego. W głowie mu się kręciło; rozejrzał się dookoła, szukając swojej zguby, po czym usiadł na podłodze.

Tymczasem płomienie tworzące zasłonę zaczęły lekko przygasać.
 
Yzurmir jest offline