Creap spojrzał w sufit i splunął siarczyście. Rzucił jeszcze okiem na rzucającego się na świecidełka rycerzyka, na nieprzytomną czarodziejkę oraz na ciało inkwizytorki. Bezwiednie zdarł z pleców tarczę i rzucił ją Fungiemu.
-Łap. Przyda ci się.
Sam wiking zaś zrzucił z pleców juki, zostawiając prz boku tylko miecz. Jego wierny plecak, posłanie z niedźwiedziej skóry, sakiewka z zębami wrogów których do tej pory zabił. Wszystko to mogło spowolnić go w ucieczce.
A musiał być szybki.
Rzucił się tylko jeszcze w stronę dwóch leżących kobiet. Nie wiedzieć czemu, pierwszą jego myślą było zabranie ciała inkwizytorki i pochowanie jej w godnym miejscu. Pamiętał jedno. Niedaleko mostu gdzie napadli ich rozbójnicy.
Tak. Kobieta zasługiwała na pogrzeb godniejszy niż bycie przysypaną gruzami w leżu demona.
-No chłopy! Spierdalamy!- kiedy wiking wyprostował się, na jego ramieniu wisiała bezwładna niczym worek z ziemniakami białogłowa. Na szczęście była lekka. Obie były lekkie.
A znając życie i tak po wszystkim Viriana zwyzywa Creapa, że w czasie ucieczki została posiniaczona z powodu nie delikatnego sposobu transportu.
Ech, życie.
W czasie ucieczki wiking spojrzał jeszcze jeden, ostatni raz na leżącą pomiędzy spadającymi głazami Pe'lan, z Imari.
__________________ Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die... |