Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2012, 18:35   #34
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Detlef zszedł na dół, przyświecając sobie zabraną ze świątyni lampą.
Miejsce było ciche i spokojne, nie krył się tam ani żaden potwór, ani żaden z kapłanów, którym cudem udało się ujść z życiem z napadu.
To była biblioteka.
Pierwszą księgę Detlef zostawił w spokoju. Zapewne kapłan Morra byłby nią zainteresowany, ale on - nie. Podobnie nie sięgnął po księgę, za studiowanie której zabrał się Zybert. Co innego jednak księgi związane, na oko przynajmniej, z astronomią.
Te trafiły do plecaka Detlefa, który postanowił się zapoznać się z nimi bliżej w wolnej chwili. Pozostałe egzemplarze z podziemnego księgozbioru pozostawił do dyspozycji innych członków drużyny. Może oni również chcieliby uzupełnić swą wiedzę. Kto wie. On w każdym razie nie zamierzał im zabraniać takiej przyjemności.

Gdy po zwiedzaniu okolicy wrócili do budynku, w którym znajdowała się kuchnia, Detlef zabrał się za szykowanie kolacji. Nie, nie zamierzał bawić się w kucharza. Chleb, wędzona szynka, kawał kiełbasy, wszystko to podlane odrobiną wina, znalezionego w jednej z szafek. Nic wyszukanego, ale jako posiłek po podróży jak najbardziej na miejscu.
Zabrawszy ze sobą odpowiednią ilość zapasów na czarną godzinę ruszył do góry.
Do niedawna była tu czytelnia, ale w tym momencie została przerobiona na sypialnię. Było tu ciasno, ale bezpiecznie. W każdym razie bezpieczniej, niż pod gołym niebem.

- Obudźcie mnie na ostatnią wartę - powiedział rozkładając swoje posłanie w jednym z rogów pokoju. Pogłoski głosiły, że świt jest najlepszą porą do ataku. Gdyby faktycznie tak było, to napastnicy zastaliby go na nogach i spokojnie przespałby swoje kilka godzin.
Przez chwilę jeszcze słyszał, jak inni rozmawiają, później zmorzył go sen.

Nie dane mu było się wyspać. Przeraźliwy wrzask wyrwał go ze snu. Detlef skoczył na równe nogi, chwytając za leżący obok posłania rapier. Z bronią w ręku zaczął się rozglądać w poszukiwaniu nadciągających wrogów.
Dopiero po chwili okazało się, że mają do czynienia z fałszywym alarmem. Uduszenie Zyberta na niewiele by się zdało. Podobnie jak wyrzucenie czarodzieja przez okno.
- Idź spać - powiedział do przedwczesnego “budzika”. - Mi się już nie opłaca.
Podszedł do okna, by zabrać się za swoje obowiązki.

Czas płynął powoli. Detlef wyglądał na zewnątrz, równocześnie zastanawiając się nieco nad sensem takiego wartowania. Gdyby napastnicy podeszli od drugiej strony, to najlepsza nawet straż niczego by nie dostrzegła. Pewnie trzeba by usiąść na kominie, żeby móc obserwować wszystkie strony świata. Ale nie można mieć wszystkiego.
Zamienił kilka słów ze swym towarzyszem niedoli, ale zbyt wiele rozmawiać nie mogli, żeby nie przeszkadzać tym, którym udało się zasnąć. Zapalić lampę i poczytać też nie można było. Trzeba było cierpliwie czekać.

Nadejście świtu przywitał z prawdziwą ulgą. Można było się ruszyć. I zabrać za budzenie pozostałych, tudzież, między innymi, za śniadanie.
 
Kerm jest offline