Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-09-2012, 20:47   #31
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Na nocną siedzibę wybrano budynek, w którym znajdowała się biblioteka, kuchnia i spiżarnia. Detlef w pełni popierał ten wybór. Na piętrze łatwiej było się bronić (gdyby zaszła taka konieczność) poza tym pod ręką były zapasy na wypadek ewentualnego oblężenia. Względy bezpieczeństwa zdecydowanie przeważały nad minusami (takimi jak brak wygodnego łóżeczka), a jeśli ktoś chciał się wyspać w łóżku, to mógł sobie zamieszkać w domku mieszkalnym, albo przynieść sobie posłanie do biblioteki.
Ewidentnym minusem było to, iż świątynia nie posiadała stajni, więc żeby zabezpieczyć konie trzeba by było je wprowadzić do wnętrza kuchnio-biblioteki, a najlepiej zaprowadzić na piętro, by noc spędziły ze swymi właścicielami. Z pewnością nie byłyby szczęśliwe, ale dałoby się to zrobić. Strzałka co prawda koniem cyrkowym nie był, ale nikt nie mówił o wjeżdżaniu. Wystarczyło go wprowadzić, nagradzając postęp marchewkami. Nawet pomoc Marko nie była potrzebna.
Ciekawe, czy udałoby się je skłonić do szarży w dół, na zgraję ożywionych trupów.... Lepiej by było nie sprawdzać, czy ta metoda by się sprawdziła...

Trupów w swym życiu Detlef widział już wiele i jeden mniej, jeden więcej, nie robił na nim najmniejszego wrażenia. I szlachcic nie widział powodu, dla którego miałby nie skorzystać z zawartości spiżarni. W dzisiejszych czasach jakoś łatwiej znaleźć truposza na gościńcu niż dobrze zaopatrzoną kuchnię i warto było z tego skorzystać. Detlef pootwierał szafki, posprawdzał zawartość półek. Parę dni dałoby się wytrzymać. Kapłani Morra bynajmniej nie głodzili się.
Chyba, że częstowali podróżnych.

W ramach penetrowania terenu Detlef wybrał się na zwiedzanie budynku, który - jak się zdawało - stanowił mieszkanie kapłanów Morra.
Pierwsze wrażenie było słuszne. Pytanie było tylko jedno - skoro używanych cel było jedenaście, a w świątyni i okolicy znaleźli dziewięć trupów, to co się stało z pozostałą dwójką? Byli gdzieś w podróży, czy też udało im się uciec przed żywymi truposzami? Co prawda duchowni Morra powinni walczyć z nekromantami i nieumarłymi, ale niekoniecznie popisywać się głupotą. Czasami lepiej zarządzić odwrót i zgromadzić większe siły.
W każdym razie informacja o tym, że gdzieś zapewne zapodziało się dwóch kapłanów Morra, zasługiwała na podzielenie się nią z innymi.

Czterdzieści otwartych grobów świadczyło o tym, że napotkane przez ich grupkę truposze stanowiły niewielką cząstkę większej grupy. Napotkanie takiej chmary ożywionych trupów w tym momencie byłoby zdecydowanie mało pomyślnym zdarzeniem. Pięciu na jednego...
Co prawda wszystko wskazywało na to, że owa grupa sobie poszła w siną dal, ale to nie znaczyło, że nie wrócą. Czy porządne zamknięcie drzwi wystarczyłoby? To coś, co rozwaliło ołtarz, z pewnością rozwaliłoby każde drzwi w drobny mak. A oni nie daliby sobie rady mimo wzmocnienia grupy, jakie stanowił czarodziej. Zapewne nie najwyższych lotów, bowiem tacy nie włóczyli się po trakcie. Ale, prawdę mówiąc, nie należało narzekać. Lepszy taki, niż żaden.
 
Kerm jest offline  
Stary 03-09-2012, 12:13   #32
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Keriann nie miała zbyt długiej drogi do przebycia. Tym razem nie musiała uważać na ślady przez co po chwili ponownie przekroczyła próg świątyni. Strzałę trzymała przy tym nałożoną na cięciwę żeby w razie niebezpieczeństwa móc szybko zareagować. Jak się jednak okazało dwóje zostawionych w sali nie dość, że nie zaznali walki to na dodatek znaleźli sobie kompana.
- Kim jest wasz towarzysz? - zapytała podejrzliwie gdyż wciąż w jej uszach brzmiały słowa Marko, a i własne obawy nie dawały jej spokoju.
Zebedeusz spojrzał na elfkę, która wparowała do świątyni, lekko ze zdziwioną miną i rzekł całkowicie, jak na niego nie poważnie:
- To jest... nekromanta właśnie go zaprosiłem na herbatkę - rzekł sakrastycznie
- Widzę, że przynajmniej jednej osobie humor dopisuje - odparła, podobnie jak on z lekką nutką sarkazmu w głosie. - Skoroś taki wesoły to może pójdziesz do pozostałych i pomożesz im przy nieumarłych, których szczątki należy spalić. Kim jesteś? - tym razem zadała pytanie bezpośrednio w kierunku nieznajomego.
Zebedeusz wzruszył rękami tylko lecz nigdzie nie zamierzał się wybierać. Spojrzał raz jeszcze na elfkę i uśmiechnął się tylko słodko. Tak słodko jak to on potrafił. Znów był piętnastolatkiem. Chciał coś jej odpowiedzieć ale już się powstrzymał czekając aż ich nowy “nabytek” się przedstawi.
- Zybert Nachtmann, uczeń czarodzieja - mężczyzna zmrużył oczy, przyglądając się przepytującego go kobiecie. Coś mu w niej nie pasowało... Może te spiczaste uszy? Elfka! Reiklandczyk nie lubił elfów - według niego jakimś sposobem łamali prawa natury. Nie przemijali w przeciwieństwie do ludzi. No bo czy ktoś kiedyś widział starego elfa?
- Przybyłem odwiedzić tę świątynię... lecz jak widać przybyłem za późno, coś zdążyło ją odwiedzić przede mną.
- W jakimż to celu uczeń czarodzieja miałby odwiedzać przydrożną świątynie? - elfka najwyraźniej nie porzuciła swej nieufności względem nowopoznanego.
Zybert nie dał po sobie poznać swojego zdegustowania. Minę miał tak samo kamienną jak przedtem. - W sumie nie dziwne - pomyślał - wszak elfy czarują zupełnie inaczej.
- Szkolę się na ametystowego czarodzieja. Nie wiem czy wiesz, lecz użytkownicy shyish mają dość silne związki z kultem Morra.
- Cóż, twój wybór nie był zbyt korzystny - nie było do końca wiadomo czy elfka mówi o wyborze świątyni czy drogi życiowej. - Rozumiem, że zostaniesz z nami na nocleg? - zapytała po chwili.
- Najpewniej. Intryguje mnie ta sprawa. Poza tym mistrz pewnie by mi nie darował gdybym nie odkrył kto jest za to odpowiedzialny - mówiąc wskazał na trupy. Musiał znaleźć sprawcę, tego był pewien.
Elfka skinęła głową po czym rzekła:
- Chodźmy zatem do pozostałych. Noc bliska, a przed udaniem się na spoczynek należy zadbać o bezpieczeństwo.
- I sprawdzić co się kryje pod tą klapą...
Tym razem na twarzy elfki odmalował się wyraz zaskoczenia.
- O jakiej klapie mówisz?
- Nasz przyjaciel Zebedeusz ją odnalazł, niechaj więc on coś o niej rzeknie - stwierdził były akolita Morra. Jak zawsze obojętny... z zewnątrz. Tak naprawdę był niezwykle ciekaw sekretów które kryła pod sobą tajemnicza klapa.
Wzrok elfki skierował się na wymienionego z imienia towarzysza podróży. Wyraźnie czekała na jego odpowiedź, jednak ograniczyła się jedynie do spojrzenia.
Zebedeusz spojrzał na maga a potem elfkę i rzekł:
- No tak - gestem ręki kazał im iść za nim w miejsce gdzie była klapa - o mamy klapę. Niestety nie powiem wam nic więcej o niej gdyż nie otwierałem jej. Sądzę że może prowadzić do kazamat lub innych tego typu podziemi. Warto jednak poczekać na resztę grupy i jeśli mamy otworzyć ją, i udać się na dół, za czym jestem, to pójdźmy w większej sile niż elfka, mag i uczony.
- Dobrze zatem, pójdę i zwołam tych, którzy będą chcieli sprawdzić co znajduje się pod ową klapą. Wartko ją sprawdzić aby uniknąć ewentualnego zagrożenia, które mogłoby się czaić w podziemiach świątynnych. - Co mówiąc obrzuciła jeszcze raz nieufnym wzrokiem maga, po czym skierowała swe kroki w stronę z której przybyła.
Zebedeusz zastanawiał się przez chwilę czy zostać z Zybertem czy też udać się z elfką bo a nóż coś na nią jeszcze wyskoczy. Przez chwilę wahał się lecz jednak postanowił zostać. Ona była dziwna i nie miała poczucia humoru. Jakby Zebedeusz je miał.
Elfka niechętnie zostawiała towarzysza sam na sam z nowo poznanym, jednak klapę należało sprawdzić, a nie była pewna czy gdyby wysłała Zebedeusza ten przekazałby wiadomość pozostałym we właściwy sposób. Młodzieniec coraz bardziej ją niepokoił, a jego zachowanie utwierdzało w przekonaniu by jednak trzymać się od niego z daleka.
- Zebedeusz znalazł klapę, którą należałoby sprawdzić nim udamy się na spoczynek. - Oznajmiła gdy już dołączyła do pozostałych, słowa swe kierując głównie w stronę Marko i Detlefa. - Odnalazł również maga, który twierdzi, że przybył odwiedzić tą świątynię. - Dodała nie kryjąc swej nieufności względem nowego.
Keriann miała cichą nadzieję, że przeszukiwanie podziemi nie zabierze im zbyt dużo czasu. Planowała wszak sprawdzić pozostałe budynki, a wolała zająć się tym nim nastanie ciemność. Rankiem zaś czekało ją szukanie śladów istot odpowiedzialnych za masakrę w świątyni. Doprawdy, na brak zajęć nie mogła narzekać.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 03-09-2012, 16:17   #33
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Po dokładnym zbadaniu okolicy, spaleniu martwych ciał i przygotowaniu schronienia na noc, wszyscy zebrali się przy klapie. Zebedeusz… Detlef… Bociek… sceptycznie nastawiony do tego pomysłu Franc… merdający radośnie ogonem Borys i pozostali dzielni bohaterowie. Każdy dzierżył broń, część była zaopatrzona w pochodnie, byli gotowi… byli gotowi, by sprawdzić co kryje się pod skrytą klapą.

Z uwagą patrzyli, jak Zebedeusz otwiera przejście. Przyjęli pozycję obronną, byli gotowi, by zareagować. W głowie żaka kołatały myśli ostrzegające go przed niebezpieczeństwem. Oczyma przyszłości widział, jak to jest ostatnia czynność jaką dokona w życiu… zginie… czy go coś pogryzie… czy go coś wciągnie… czy może uruchomi pułapkę… tego nie wiedział. Ciekawość sugerowała, by otworzył kryptę, zdrowy rozsądek mówił NIE. Mimo to, mimo ostrzeżeń zrobił to… Przywitało ich złowieszcze skrzypienie i… nic po za tym. Spojrzeli w dół… schody… jakieś pomieszczenie… ciemno… Zerknęli na siebie niepewnie. Następnie wszyscy na Zebedeusza, czekając aż wykona kolejny krok… Nachylił się, rozjaśnił sobie drogę i pomieszczenie, do którego miał zejść. Również żadnych złowieszczych -wrrrr - czy – ghrrr . Niewielkie pomieszczenie, a w nim regały z księgami i stół. Prawdopodobnie druga biblioteka. Tylko w tej bibliotece znajdowały się już cenniejsze dzieła, nie tylko notatki zakonników.

Zaraz za żakiem, na dół zeszła reszta odważnych. Zapalili lampy, szybko rzuciła im się w oczy pewna księga. Była ona wielka, oprawiona czarną skórą, z pokaźnych rozmiarów złotym krukiem na okładce. Z pewnością warta jest wiele, wiele koron. Zybert natomiast znalazł Księgę zaklęć, szybko jednak zrozumiał, że nie są to zwykle zaklęcia jakich uczą magów w kolegiach. Inkantacje w niej zapisane wskazywały na to iż są to czary z tradycji nekromanckiej. Zaklęcia jednak nie były pełne, prawdopodobnie było to zabezpieczenie, by zbyt łatwo takiej wiedzy nie posiąść. Z pewnością potrzebna była kolejna, czy też nawet kolejne księgi, tworzące jedną całość. Zebedeusza zaciekawiło za to co innego, niewielkie ołowiane pudełko, znajdujące się za jedną z ksiąg. Żak niegdyś czytał, że w takich skrzynkach często chowane były przedmioty o magicznych zdolnościach. Pudełko było zamknięte, zabezpieczone, by nikt niepowołany się do niego nie dostał. Było tu jeszcze parę ksiąg, które można było z pewnością za pokaźną sumkę sprzedać. Między innymi „Furere Luna Morsliebi, czy Gesamtes des Wahrheite uber das Mondes, których wartość mogła wynieść koło dwustu koron. Mogli odetchnąć z ulgą. Borys dokładnie przeniuchał cały pokój, dla niego jednak nie było tu nic ciekawego. Żadnego chodzącego mięska. Siknął więc na ścianę i ruszył za swoim panem na powierzchnię.

***

Gdy zbliżał się czas snu, wszyscy znaleźli się w jednym pokoju. Na wszelki wypadek klapę zamknęli, układając na niej prowizoryczny, aczkolwiek z pewnością skuteczny alarm, tak by losu swą nieostrożnością nie kusić. Zastawione regałami okna, alarmy z garnków, konie, które musieli minąć by dostać się do pokoju. Z pewnością zaskoczone miejscem w jakim przyjdzie spędzić im noc. Gdyby ktoś się tu zjawił, pewniakiem zdziwiłby się widząc te nowe zwyczaje. Strzelcy skrupulatnie poprawili swoje pozycje oraz upewnili się, że mają łatwy dostęp do amunicji. Warty zostały podzielone. Byli gotowi.

***

Trzecią wahtę mieli Zybert i Keriann. Oboje zaczynając ją spojrzeli na złowieszcze obliczę, będącego niemal w pełni Morrslieba. Następnie Nachtmann zwrócił wzrok ku cmentarzowi. Keriann w przeciwnym kierunku. Jak dotąd spokojnie… Jak dotąd…

Nagle Zybert się przebudził. Przebudził?! Zasnął?! Jak to możliwe?! To co spostrzegł przeraziło go jeszcze bardziej. Stał przy oknie, przy którym zaczął wartę. Ale tylko on był w budynku. Reszta walczyła na zewnątrz.

Keriann raz po raz puszczała cięciwę. Znacznie szybciej niż, stojący parę metrów od niej Detlef wystrzeliwał bełty. Albert pędził z miejsca na miejsce szaleńczo ciął każdego nieumarłego, który się nawinął. Krasnolud zasłaniał się przed uderzeniem tarczą, by młotem, który z jakiegoś powodu świecił w ciemności obcinać wrogom kolejne członki. Największe spustoszenie jak zwykle siał Franc, który swym scyzorykiem, jednym zamachem odcinał parę łbów. Niewiele gorzej szło Boćkowi. A Zebedeusz? Zebedeusz padł pierwszy. Stał z tyłu jak zwykle, ale w pewnym momencie z jego ciałem stało się coś dziwnego. W momencie się zestarzało! Jako pierwszy zakończył walkę, walkę przeciw zgrai nieumarłych. Było ich kilkadziesiąt! Byli wszędzie! W dodatku nie wyglądali jak Ci, którzy spłonęli wieczorem. Niektórzy mieli długie rogi, inni wydłużone, ostre zęby. Jeden, największy, miał cztery, wyglądające na nieprawdopodobnie silne, ręce. A nad nimi władzę sprawował czarnoksiężnik. Zybert Kojarzył tą sylwetkę, nie mógł sobie przypomnieć skąd, ale go kojarzył.

Franca dopadł czwororęki. Mimo iż stracił jedną ze swych kończyn, to ponad dwumetrowemu stworowi, nie stworzyło wielkiego problemu przebicie płytówki Maurera. Chwilę po tym oczy wojaka zaszły krwią. To był chyba zwiastun końca, a Zybert wciąż stał w miejscu. Przeklęta magia! Strzelcy, mimo iż szybcy, nie nadążali z powalaniem wrogów. Szczególnie iż przeciwnicy nie padali po jednej celnej strzale, ani nawet po dwóch bełtach. Rzucili się do odwrotu. Ten był jednak odcięty, za nimi też stali nieumarli… Durin z Albertem również się nie obronili, zbyt wielka przewaga. Najdłużej na nogach trzymał się Marko, pędził na czarnoksiężnika licząc na ostateczny cios. Nie dobiegł, a na jego leżące już po chwili ciało, rzuciła się cała chmara ożywieńców.

Gdy z Boćka niewiele już zostało, wszyscy nieumarli w jednym momencie spojrzeli na Zyberta. A on… on wciąż nie mógł się ruszyć, nie mógł uciekać. W końcu czar puścił. Czarodziej od razu pobiegł w kierunku schodów, otworzył drzwi:


***

Krzyk Zyberta zbudził wszystkich. Zerwali się na równe nogi, chwytając leżące przy nim oręże. Czarodziej był cały zalany potem. Zasnął?
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 03-09-2012 o 16:30.
AJT jest offline  
Stary 03-09-2012, 18:35   #34
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Detlef zszedł na dół, przyświecając sobie zabraną ze świątyni lampą.
Miejsce było ciche i spokojne, nie krył się tam ani żaden potwór, ani żaden z kapłanów, którym cudem udało się ujść z życiem z napadu.
To była biblioteka.
Pierwszą księgę Detlef zostawił w spokoju. Zapewne kapłan Morra byłby nią zainteresowany, ale on - nie. Podobnie nie sięgnął po księgę, za studiowanie której zabrał się Zybert. Co innego jednak księgi związane, na oko przynajmniej, z astronomią.
Te trafiły do plecaka Detlefa, który postanowił się zapoznać się z nimi bliżej w wolnej chwili. Pozostałe egzemplarze z podziemnego księgozbioru pozostawił do dyspozycji innych członków drużyny. Może oni również chcieliby uzupełnić swą wiedzę. Kto wie. On w każdym razie nie zamierzał im zabraniać takiej przyjemności.

Gdy po zwiedzaniu okolicy wrócili do budynku, w którym znajdowała się kuchnia, Detlef zabrał się za szykowanie kolacji. Nie, nie zamierzał bawić się w kucharza. Chleb, wędzona szynka, kawał kiełbasy, wszystko to podlane odrobiną wina, znalezionego w jednej z szafek. Nic wyszukanego, ale jako posiłek po podróży jak najbardziej na miejscu.
Zabrawszy ze sobą odpowiednią ilość zapasów na czarną godzinę ruszył do góry.
Do niedawna była tu czytelnia, ale w tym momencie została przerobiona na sypialnię. Było tu ciasno, ale bezpiecznie. W każdym razie bezpieczniej, niż pod gołym niebem.

- Obudźcie mnie na ostatnią wartę - powiedział rozkładając swoje posłanie w jednym z rogów pokoju. Pogłoski głosiły, że świt jest najlepszą porą do ataku. Gdyby faktycznie tak było, to napastnicy zastaliby go na nogach i spokojnie przespałby swoje kilka godzin.
Przez chwilę jeszcze słyszał, jak inni rozmawiają, później zmorzył go sen.

Nie dane mu było się wyspać. Przeraźliwy wrzask wyrwał go ze snu. Detlef skoczył na równe nogi, chwytając za leżący obok posłania rapier. Z bronią w ręku zaczął się rozglądać w poszukiwaniu nadciągających wrogów.
Dopiero po chwili okazało się, że mają do czynienia z fałszywym alarmem. Uduszenie Zyberta na niewiele by się zdało. Podobnie jak wyrzucenie czarodzieja przez okno.
- Idź spać - powiedział do przedwczesnego “budzika”. - Mi się już nie opłaca.
Podszedł do okna, by zabrać się za swoje obowiązki.

Czas płynął powoli. Detlef wyglądał na zewnątrz, równocześnie zastanawiając się nieco nad sensem takiego wartowania. Gdyby napastnicy podeszli od drugiej strony, to najlepsza nawet straż niczego by nie dostrzegła. Pewnie trzeba by usiąść na kominie, żeby móc obserwować wszystkie strony świata. Ale nie można mieć wszystkiego.
Zamienił kilka słów ze swym towarzyszem niedoli, ale zbyt wiele rozmawiać nie mogli, żeby nie przeszkadzać tym, którym udało się zasnąć. Zapalić lampę i poczytać też nie można było. Trzeba było cierpliwie czekać.

Nadejście świtu przywitał z prawdziwą ulgą. Można było się ruszyć. I zabrać za budzenie pozostałych, tudzież, między innymi, za śniadanie.
 
Kerm jest offline  
Stary 04-09-2012, 10:27   #35
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Noc była spokojniejsza, niż się spodziewał, co dobrze wpłynęła na samopoczucie Marka. Dobrze przygotowany obóz dawał poczucie bezpieczeństwa i przekonanie, że na ewentualny atak są gotowi. Warta minęła, jak zwykle warta, na nudzie i wpatrywaniu się w ciemność. Jedynym ekscesem tej nocy były okrzyki Zyberta. Bociek nie przejął się, czasem ludzie szaleli w warunkach bojowych, nie wytrzymywali ze stresu. Poza tym ci magicy, czy kapłani (kimkolwiek właściwie był czarno odziany przybysz) miewali różne wizje. Jego sprawa, jak zechce, sam opowie.

Rankiem zjadł, co miał zjeść, wypił, co miał wypić, zadbał o swoje zwierzęta i zagaił do drużynowego żaka:

- Zebedeuszu - spytał przyjaźnie Marko. - Te księgi w podziemiach to nie są tanie rzeczy. Myślisz, że byłbyś w stanie zorganizować na nie pasera w wielkim mieście?
Zebedeusz spojrzał uważnie na Boćka i rzekł cicho:
- To nie będzie problemem, choć część ksiąg lepiej oddać grafitowym. Sądzę, że oni nas równie dobrze wynagrodzą. Poza tym zależy, którą księgę chcesz sprzedać ? - uśmiechnął się szeroko. Po raz drugi tego dnia.
- Wiedziałem, że jesteś mądrym człowiekiem. Z mordy było widać. Co do wyboru ksiąg - zdaję się na fachowca. Ty zajmujesz się logistyką, a ja się ochroną inwestycji, a zyskami dzielimy się po połowie, co nie?
- Furere Luna Morsliebi, czy Gesamtes des Wahrheite uber das Mondes, można spokojnie sprzedać a te dwie co Zybert zajął się studiowaniem lepiej oddać grafitowym. Gdyby ktoś się dowiedział, że to sprzedajemy lub przyłapał nas na tym, mogło by się to skończyć niedobrze. Zważywszy że nasz mag “łapczywie” je studiuje to mogę wnioskować że mają one dużo wspólnego z magią, a od niej lepiej trzymać się z daleka drogi Boćku - ton Zebedeusza zrobił się bardziej poważny
- Człowiek rozważny, doceniam to - odparł Marko już bez uśmiechu - Chodźmy więc do biblioteki, weźmy to, czego jeszcze nie rozszabrował łapczywy czarodziej. Ukryję księgi w znanym sobie schowku, a w mieście pójdziemy je razem sprzedać. Nie martw się, nie sprzedam ich sam. Nie umiem czytać - uśmiech znów pojawił się na twarzy giermka.
- Nie martwię się. Pieniądze to nie wszystko. Czasem istnieje coś ważniejszego - ton Zebedeusza zrobił się całkowicie poważny - A ja nie umiem walczyć, więc się dogadamy - tym razem uśmiech się pojawił na pochmurnym obliczu żaka
- Pieniądze nie są celem, a środkiem do realizacji celów. Jednym z wielu możliwych środków. Chyba nie uważasz mnie za jakiegoś oprycha, który podrzyna gardła dla złotej korony... Ja zwykłem podrzynać z ważniejszych powodów - Marko byłby się obraził, ale z jego wesołą osobowością było to trudne - Chodźmy, zanim reszta wyniesie wszystko przed nami.
Zebedeusz poklepał po plecach Marko i rzekł:
- Prędzej za... kogoś kto umie wykorzystywać nadarzające się okazje.

Zeszli więc do podziemi i przejrzeli zawartość biblioteczki. Dwóch ksiąg, o których mówił żak, już nie było. Podręcznik mrocznej magii zabrali, na czas podroży ukrywając w bezpiecznym miejscu. Wzięli go z myślą o oddaniu Grafitowym - Bociek nie poznał jeszcze owych tajnych sługów Cesarstwa, ale taki dar pewnie będzie dobrym zawiązaniem znajomości. Zwłaszcza, że bohaterowie postarają się, by zapłacili. Wbrew przewidywaniom Boćka, pozostały księgozbiór nie zawierał mrocznych grimuarów i ksiąg wiedzy tajemnej. W ręce szabrowników wpadły prace o balsamowaniu zwłok, zielarstwie i pokrewnych dyscyplinach. Marko zwłaszcza cieszył się z jednego tomiszcza pod tytułem (jak mu wyjaśnił Zebedeusz) „Naturalis historia”. W księdze tej było dużo obrazków (więc pewnie była droga), a na nich różne ładnie przedstawione zwierzątka, a nawet całkiem goła baba. Lektura miała dostarczyć giermkowi zajęcia na najbliższe postoje.

Słońce wstawało coraz wyżej, gdy Bociek, stojąc na podwórzu, spojrzał na swojego węszącego po ziemi psa. Zastanowił się i spytał Keriann:

- Nie chcesz wiedzieć, dokąd poszli ci wygrzebańcy?
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.

Ostatnio edytowane przez JanPolak : 04-09-2012 o 11:43.
JanPolak jest offline  
Stary 04-09-2012, 16:37   #36
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Durin spał dobrze i mocno. Może nawet za bardzo. Kilka razy budził się w nocy rzucony jakimś lekkim przedmiotem przez kompanów. Pewnie chrapał jak jaki wynalazek swych kuzynów inżynierów. Krzyki nowo poznanego osobnika lekko zaniepokoiły historyka, jednak Durin zwyczajnie wytłumaczył to sobie złym snem i już. Rankiem zjadł śniadanie, korzystając z zapasów spiżarni pomordowanych braci. Wierzył, że ci nie zezłoszczą się na grupę, wszak wysłali w niebyt ożywieńców, które konsumowały ich ciała, więc jakaś wdzięczność się należała.
Kiedy Durin słuchał z boku słów Marka i Zebedeusza, poczuł jak ciarki go przechodzą. Księgi o których tak swawolnie rozprawiali pewnie należały do jakich przeklętych i zakazanych, oni zaś chcieli je wziąć i zwyczajnie spieniężyć.
-Nie żebym się wtrącał w wasze interesy, ale skoro ktoś schował te księgi to pewnie nie bez powodu... Fakt, faktem że to wy je będziecie mieć przy sobie, ale kto nam uwierzy, kiedy powiemy że nie wiedzieliśmy o tym, że je macie?- wzruszył ramionami. Wątpił by to przekonało resztę ale spróbować zawsze było warto.
Niedługo potem Durin wyszedł za Boćkiem na zewnątrz rozglądając się dookoła. Słysząc słowa kamrata wtrącił swe trzy miedziaki.
-Ja chętnie się dowiem...- zadeklarował chęć pomocy.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 06-09-2012, 10:29   #37
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Reszta nocy przebiegła spokojnie. Gdy tylko Morrslieb zniknął z nieboskłonu, a pozostali zajęli się ewakuacją koni z budynku, a także gromadzeniem zapasu na drogę, Keriann szukała tropu wygrzebańców. Mimo iż noc była deszczowa, znalezienie go nie stanowiło problemu dla elfki. W końcu szpiczastoucha szukała śladów kilkudziesięciu nieumarłych, a nie na przykład jednego zwierzęcia. Do tego po chwili wspomógł ją w tym Bociek.
-Udali się w stronę Schtadtdorfu – stwierdzili. Podążyli więc za tropem. Z tego co im się wydawało, to powinna być również droga w stronę Nuln.

Godzinę po opuszczeniu świątyni rozpętała się olbrzymia ulewa. Nawałnica była krótka, aczkolwiek bardzo intensywna. Była ona też na tyle skuteczna, by zatrzeć kolejną część śladów. Gdy się skończyła poruszali się już bardziej po omacku, nie byli pewni czy nieumarli podążali tą samą drogą, czy już nie.

Po niespełna dwóch godzinach dotarli do Schtadtdorfu. I tu zrozumieli, że wciąż podążali jednak trasą ożywieńców. Mieszkańcy niewielkiej wioski byli całkowicie wyrżnięci. Przynajmniej na to wskazywały ślady walki wewnątrz budynków. Praktycznie w każdym z nich krew znajdowała się na podłogach, a meble były porozrzucane i poniszczone. Gdzieniegdzie na zewnątrz podeszczowe błoto miało inne zabarwienie niż zwykle, było bardziej krwiste. W wiosce nie znaleźli żadnych ciał, prawie żadnych. Znaleźli kilka, widząc które nawet tym najmniej wrażliwym, ścisnęła się krtań. Malutkie dzieci, niemowlęta, maluszki mające najwyżej sześć lat. One zostały w wiosce, martwe, nikogo starszego. Prawie trzydzieści opustoszałych, wiejskich budynków.

Po pochowaniu ciał malutkich ruszyli dalej. Początkowo nie było żadnego problemu ze znalezieniem właściwej drogi. Ścieżka była z początku praktycznie cała zabarwiona krwawym błotem. Z czasem jednak ślad był coraz słabszy. Aż ponownie całkowicie znikł. Ponownie szli tylko przed siebie, przypuszczając, że tą samą drogą poszli Ci, których ścigają. W pewnym momencie dostrzegli odchodzącą w lewą stronę ścieżkę. Ścieżkę, która prowadziła w stronę gęsto zalesionego wzgórza, na którym dostrzegli zarys budynku. Prawdopodobnie faktorii handlowej.

Udali się do niej… Gdy się zbliżyli wyglądała normalnie. Nic nie zapowiadało, by mieli zobaczyć widok, jak w Schtadtdorfie. Z dala zobaczyli kilku mieszkańców. Po krótkiej obserwacji doszli do wniosku, że to normalni ludzie, nie ożywieni w jakiś magiczny sposób. Podeszli więc do nich...
- Witajcie podróżnicy - przywitał ich głos. - Jestem Mort Allintz, szef tej faktorii. Czego wam potrzeba? - zapytał.

Oprócz gospodarza w faktorii był jeszcze Hubert – kucharz, Adolf – skryba, Marcel – szef ochrony, a także trzech ochroniarz Arnold, Bruno i Alexander.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 06-09-2012 o 10:33.
AJT jest offline  
Stary 06-09-2012, 12:34   #38
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Detlef, który jako pierwszy był na nogach, dokonał ponownego przeglądu zawartości kuchennych szafek i spiżarki. Efektem tego przeglądu były nie tylko zapasy jedzenia, które dla kogoś, kto lubi dobrze zjeść starczyłoby na dobry tydzień, ale i dwie butelki dobrego wina, oraz niewielka flaszka spirytusu. Zabezpieczywszy szkło przed stłuczeniem Detlef dorzucił jeszcze lampę i zapas oliwy wystarczajacy na dobę palenia się.


Ulewa, jaka dopadła ich godzinę po wyjściu ze świątyni, nie dość, że zmoczyła ich do suchej nitki, to jeszcze zatarła ślady bandy żywych trupów. Z tą suchą nitką (przynajmniej w przypadku Detlefa) to była lekka przesada, ale i tak musiał przyznać, że nie miałby nic przeciwko możliwości osuszenia się. Niestety napotkana wioska nie była w stanie zaoferować mu takich przyjemności i to bynajmniej nie z powodu braku gościnności.
- Najlepiej ich spalić - zaproponował Detlef.
Drewna mieli pod dostatkiem - wystarczyłoby rozebrać kilka płotów i dorzucić jakieś rozwalone drzwi.
Ciał dorosłych nie było. Wniosek był prosty - nekromanta postanowił zwiększyć liczebność swego oddziału. Trzydzieści chat to jakaś setka mieszkańców. Jeśli się odliczy dzieci... Można śmiało założyć, że po okolicy grasowała banda licząca około stu chodzących i mordujących wszystkich trupów. Jak walczyć z czymś takim? Albo znaleźć dobry oddział wojska i zwalczyć plagę ogniem i żelazem, albo dopaść maga.
I jedno, i drugie zdało się Detlefowi trudne do zrealizowania, przynajmniej uwzględniając jego możliwości.


Nieszczęście, jakie dotknęło świątynię i Schtadtdorf, jakimś trafem ominęło faktorię, której mieszkańcy żyli sobie spokojnie, nieświadomi tego, co się dzieje w okolicy. Detlef postanowił zburzyć ten spokój. Nie bardzo obchodziło to, czy ktoś mu uwierzy, czy też nie. Chociaż opowieść o hordzie nieumarłych wyglądała jak bajka, lepiej było ostrzec 'tutejszych' przed złem, które wałęsało się po okolicy.
- Detlef von Halbach - przedstawił się. Może, dla dodania wagi swym słowom powinien się przedstawić jako reprezentant elektorki, ale wolał nie kombinować. - Coś byśmy zjedli, ale są ważniejsze rzeczy. Nieumarli pozabijali kapłanów w świątyni Morra - machnął ręką w stronę, gdzie (teoretycznie przynajmniej) znajdowała się wspomniana świątynia - i wycięli w pień mieszkańców Schtadtdorfu.
- Ale tam mieszkało jakieś osiemdziesiąt osób - powiedział Mort Allintz z niedowierzaniem w głosie.
- Ale już ich nie ma - odparł Detlef, niezbyt się niedowierzaniem przejmując. - Możesz pan kogoś posłać. Zostały same dzieci, które pochowaliśmy. Reszta została uprowadzona, lub zamieniona w chodzące trupy. W tym ostatnim przypadku będzie ich jakaś setka.
 
Kerm jest offline  
Stary 06-09-2012, 20:44   #39
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Po opuszczeniu klasztoru Durin rozsiadł się wygodnie na wozie, tam gdzie przeważnie to robił. Stalowa tarcza, młot i topór leżały obok, by w razie potrzeby można je było prędko dobyć i z nich skorzystać. Khazad rozglądał się uważnie. Coraz częściej miewał wrażenie, że jego wyprawa z grupą napotkanych najemników zmieni go z historyka w wojaka. Często łapał się na tym, jak rozgląda się przy załatwianiu potrzeb fizjologicznych gdzieś na boku. Znacznie wyostrzyła mu się czujność. Nie był tak beztroski jak jakiś czas temu. Wstawał wcześnie i nie czuł się taki zmęczony jak do niedawna. Może dlatego, że przyzwyczaił się do tępa jazdy na wozie.
-Ej panie Detlefie!- rzucił gromko -Widziałem, jak strzelasz z kuszy... Jakoś nigdy nie było mi dane obsługiwać tej broni... Pokazałbyś mi jak z tego strzelać w wolnej chwili?- spytał.

Humor zepsuł mu deszcz, który nie tylko przemoczył go do ostatniej nitki, ale i niszczył zbroję. Co prawda nie tak nagle, ale gdyby khazad przestał dbać o pancerz prędko mógłby stracić ten, który miał. Apropo humoru, to było dość dziwne. Mimo iż zmierzali w kierunku, w którym udała się horda ożywieńców, on miał dobry humor. No, do czasu jak nie spadł na nich deszcz.
Schtadtdorf okazało się bardzo ciekawym i kolorowym miejscem. Durin zauważył jak czarne żarty Boćka zaczęły mu się udzielać. Krew i ślady trupów. Czyli, to co grupa najbardziej lubiła. Brodacz rozglądał się po okolicy, nie schodząc z wozu. Gdyby zaszła potrzeba ucieczki powrót na wóz mógłby okazać się zdecydowanie opóźniony przez Durina.

-Całkiem tu przytulnie... Tylko gdzie wszyscy mieszkańcy?- spytał na głos, lecz odpowiedź była mu dobrze znana. Tak samo jak i reszcie kompanów. Ożywionych trupów musiało być więcej. Znacznie więcej.
Kiedy w końcu opuścili to wielkie pobojowisko, krasnolud odetchnął z ulgą. Nie żeby odczuwał niemały stres będąc na miejscu narodzin kolejnej hordy zombich. Po prostu nie podobała mu się aura miasta. Gdy dotarli do faktorii, w której mieszkańcy nie byli świadomi horroru, jaki toczył się niedaleko, Durin milczał. Wiedział, że towarzysze lepiej się wygadają niż on sam. Zaparł się o drzewiec młota i spoglądał na Detlefa, który jako pierwszy wziął się do gadania.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 06-09-2012, 22:10   #40
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Bociek opuszczał świątynię w całkiem dobrym humorze. W dużej mierze z powodu bogatego łupu, jaki wiózł. Wbrew obawom Durina (który jakoś podsłuchał naradę z Zebedeuszem), nie zamierzał sprzedawać księgi mrocznych zaklęć pierwszemu lepszemu kupcowi. Pomniejsze książki - to tak, ale magiczny tom był, za namową żaka, przeznaczony dla Grafitowych. Pozwoli wkupić się w ich łaski, udowodnić swą wartość, a i zarobić. Dobrze jest łączyć przyjemne z pożytecznym.

Jednak im dłużej jechali, tym bardziej humor giermka się psuł. Raz, że padało. Dwa, że przed nimi maszerowała armia żywych trupów. Trzy, że wino, które znalazł w świątyni zupełnie mu nie smakowało. Nijak nie umywało się do tileańskiego, które przywiózł w bukłaku, a które zdążył już wypić. Tu, w Imperium nie potrafili robić wina - zawyrokował Marko. Być może to kwestia mniejszego nasłonecznienia, może gorszych winogron, a może braku kultury wytwórstwa. Dość powiedzieć, że giermek krzywił się popijając trunek i coraz bardziej rozumiał Franza, przezywającego winko szczynami.

Był i czwarty powód. Schtadtdorf. Trupy. Dzieci. Być może von Storch był beztroskim łotrem, ale takiego widoku nie potrafił przyjąć lekko. Spalili je - cóż było począć? Po widoku pomordowanej dziatwy, Bociek zmarkotniał jeszcze bardziej i, zapewne ku uciesze Durina, całkiem darował sobie czarny humor. Na postojach metodycznie i z zacięciem drapał za uchem psa, nie bardzo wiadomo, czy chcąc uspokoić jego, czy siebie.

Faktoria. Pierwsi żywi ludzie, nieświadomi zagrożenia. Bociek przywitał się:
- Marko von Storch - podobnie jak Detlef, nie dodał wagi swoim słowom... choć w rodzinnych stronach zwykł używać formuły "Marko von Storch. Pieniądze albo życie."

Przeszedł do konkretów:
- Wy tu, Allintz, mało wiecie, co się dookoła dzieje. Powiedzcie, dawno gościliście jakichś wędrowców?
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.

Ostatnio edytowane przez JanPolak : 06-09-2012 o 22:42.
JanPolak jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172