Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2012, 17:40   #92
Issander
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Kiedy zapadł zmrok, zaklęcia zaczęły działać. Pierwsze, proste, otworzyło wszystkie klatki. Drugie, trudniejsze, przeteleportowało na środek obozu trzy wielkie fororaki.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=YKDjkSJPNQc[/MEDIA]

Z początku było cicho. Dopiero po chwili rozległy się alarmujące krzyki goblinów, skrzeki bestii, odgłosy ucieczki i walki, płacz dzieci i krzyki matek, wszystko zlewające się w jeden wielki chaos.

Kiedy otworzyły się klatki, atakujący Arabellę mężczyzna zorientował się co się stało i zniknął w ciemnościach. Kobieta podniosła jego broń. I poszła uwolnić kuszników. Fororaki rozbiegły się między namiotami, raz po raz miażdżąc któregoś z goblinów dziobami albo chwytając go w szpony. Wszędzie były uciekające gobliny - jeden nawet wpadł na nią, lecz zaraz potem pozbierał się i pobiegł dalej. Wreszcie stanęła naprzeciwko związanych mężczyzn - zebrali się w ciasną grupkę, próbując wypatrywać przeciwników w ciemnościach. Już miała do nich podejść, kiedy z ciemności wybiegła jedna z bestii, porywając stojącego najbliżej mężczyznę, za chwilę znowu znikając. Szybko przecięła więzy jednemu z nich podniesioną bronią mężczyzny-pająka, zostawiła mu ją, kazała uwolnić resztę i skierować się do wozów.

Wszyscy pozostali przy życiu członkowie karawany zebrali się przy wozach. Nie było śladu po zwierzętach, ale przedmioty leżały, zgodnie z obietnicą, nieruszone - łącznie z ich bronią.

Jednak stan grupy nie prezentował się najlepiej. Ankarian ledwo co trzymał się na nogach, ale odpoczywał przygotowując się do tego celu i mimo gorączki był w stanie iść. Vernon wydawał się być w jakimś transie. Popychany - szedł, ale bez tego bodźca nie robił zupełnie nic, tylko stał. Zender musiał go pilnować. Alnin zaś lekko zataczał się, musiał podpierać się laską, którą zostawiła Arabella, jednak z każdą sekundą czuł się coraz lepiej. Ze zdziwieniem zorientował się, że trucizna zaatakowała też jego narząd wzroku - połowę pola widzenia zakrywały mu ciemne plamy, choć na razie i tak panowały ciemności. Jakkolwiek, chwycili swoje przedmioty i powzięli próbę wydostania się z obozu goblinów. Ankarian w skrytce w zydlu znalazł także sakiewkę, która była wszakże niewielka, ale wypełniona jedynie złotymi monetami o najwyższych nominałach.

Kiedy przechodzili przez obóz, musieli kryć się w ciemnościach, bowiem gobliny zaczynały się już na powrót organizować. Tu i ówdzie zbierały się grupki łuczników którym dowodzili szamani. Przy drodze w stronę Highmarket jednej z tych grupek udało się nawet zabić jednego z fororaków. Wydawało się, że nie uda im się przejść, lecz wtedy na tą grupkę wypadł z ciemności kolejny fororak. Z jego ciała wystawało kilka strzał i widać było, że wpadł w berserk, bardziej tratując gobliny, niż próbując je zabić i zjeść. Grupa wykorzystała tą szansę do przejścia.

Potem było już tylko gorzej, bowiem gdy tylko wyszli z obozu, stracili jakiekolwiek źródła światła poza gwiazdami - choć w tym akurat szczęście im sprzyjało, gdyż noc była niemal bezchmurna. Szli powoli, będąc świadomymi tego, że po ich prawej stronie znajduje się przepaść. W górskiej, nocnej ciszy jeszcze długo słyszeli odgłosy walki. Kilka razy nawet wydawało się, że gobliny wysłały za nimi jakiś pościg, który jest już tuż za nimi, innym razem ogłosy przypominające fororaka wydawały się być niebezpiecznie blisko. W pewnym momencie Vernon, który powoli wybudzał się z transu, potknąl się o skałę i upadając uderzył w nią głową.To ostatecznie go obudziło, ale poskutkowało brzydkim rozcięciem na czole. Wkrótce po tym dołączył do nich Barry, a droga zaczęła opadać, wreszcie schodząc aż do doliny. Mogli trochę przyspieszyć, po tych paru godzinach marszu zaczynali czuć się względnie bezpiecznie.

Po kolejnych dwóch godzinach zaczęło się rozjaśniać. W pierwszych promieniach słońca ujrzeli miasteczko Highmarket nieco poniżej ich pozycji. Dolina była płaska i całkiem szeroka, powoli opadająca w dół. Na północnym wschodzie rozciągało się duże jezioro, którego wody zabarwiały się na złoto z pomocą promieni słonecznych. Nie było tu drzew, jedynie szerokie połacie trawy - zadziwiająco intensywnie zielonej - i nieliczne kępki gęstych krzewów. Z północy wiał lodowaty wiatr.

Samo miasteczko wyglądało niemal bajecznie z daleka, zaś z bliska znacznie straciło na urodzie. Domki były niskie, drewiane - jedynie "kamienice" przy rynku miały murowane piwnice, w połowie zakopane w ziemi, w połowie wystające powyżej, cecha charakterystyczna budowli na skalistym podłożu, wyżej jednak także były drewniane. Dużo domów było opuszczonych i powoli zamieniało się w rudery - podczas wchodzenia do miasta minęli wręcz całe opuszczone osiedle. Mimo tego i wczesnej godziny ich wejście spowodowało zebranie się sporej grupki gapiów. Na czoło wystąpił mężczyzna w średnim wieku.

- Witajcie, podróżnicy. Czy udało wam się przedostać przez przełęcz? Wybaczcie nam takie powitanie, ale wkrótce się dowiecie, jak bardzo istotne jest dla nas wasze przybycie. Nazywam się Paul McTorney i jestem aktualnym burmistrzem Highmarket. Och, ależ jesteście w strasznym stanie! Zapraszam was do mojego domu, pewnie też jesteście głodni... A poza tym, koniecznie musimy porozmawiać, zanim wyruszycie w dalszą drogę.
 
Issander jest offline