Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2012, 21:24   #303
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Coś się kończy... Coś się zaczyna.
Drużyna stanęła na rozdrożu. I jak to bywa w takich przypadkach...


Każdy z nich obrał własną drogę wynosząc z wspólnej wędrówki własne doświadczenia. Ale też i nie widząc powodu kontynuowania jej. W końcu nikt im nie płaci za dalszą współpracę.



Venettica kusiła. Co prawda przemieniona i niebezpieczna, ale kusiła Kenninga. Bogactwem i tajemnicą. Zapomnianymi skarbami, do których nikt już nie mógł zgłaszać swoich roszczeń i tym co Srebrne Mgły przyniosły ze sobą.
Kenning więc został tutaj. W końcu na wyprawie nie zarobił wiele, a dużo stracił.
Został na miejscu, dołączył do innej grupki odkrywców chętnych na przygodę wśród zaułków odmienionego miasta. Czas pokaże czy to była dobra decyzja. I oby Tymora okazała się łaskawsza tym razem.



Krisnys też została, ale jej czuły nos zwąchał że większe zyski może zarobić bez narażania swojego zgrabnego tyłeczka wśród ruin miasta. Gaspaccio zaginął i być może nigdy go nie odnajdą. Po co więc dalej marnować swój czas i narażać zdrowie?
Wszak tyle się działo dookoła. Życie towarzyskie i polityczne się rozkręcało. I było wiele gąsek do oskubania. Nawet jeśli czasami trzeba było się poświęcić i wskoczyć wielmoży do łóżka, to czyż nie było warto ?
Zwłaszcza, gdy majątek do ukradnięcia byłby spory, a wielmoża niekoniecznie brzydki. Bardka rozpoczęła taniec wśród bogactwa i splendoru, przeskakując od pochlebstwa do szantażyku, od zabawy do hulanki, od łóżka do kielicha... Jak to się zakończy? Zapewne albo konopną obręczą na szyjce, albo złotą na paluszku.
Choć... i uciec spod stryczka jak i ołtarza niejednej pannie się zdarzało.


Porywy serca są nieokiełznanym rumakiem, pchającym ludzi i nieludzi nie zawsze tam, gdzie chcą podążyć. Choć miasto kusiło pełne przygód i ciekawych miejsc to jednak... Cypio udał się za głosem serduszka za swym Romualdo. Problem w tym, że poetę ciągnęło do Juliano. A ten się nie bardzo temu upierał.
Nie zostali jednak oficjalnie parą. Na to sobie Juliano pozwolić nie mógł.
Ale Romualdo to wystarczało. Że był blisko swego ukochanego, że mógł na niego patrzeć, że mógł słuchać, a czasem w nocy... lądować razem z nim łożu.
W takich chwilach Cypciowi serduszko krwawiło. Owszem, ta wyprawa zbliżyła go do poety. Stał się jego powiernikiem, jego uczniem, jego pomocnikiem … jego najbliższym przyjacielem. Ale niczym więcej.
I choć serduszko kendera było jasne i czyste, to... powoli sączył się w nie jad zazdrości.
No bo... cóż trudnego, dosypać czegoś do kielicha Juliano podczas wieczerzy?
Cóż trudnego... prawda?



Vincent wielce wydoroślał przez tą podróż, wiele się nauczył, wiele doświadczył. Poznał smak zwycięstwa, poczuł ból prawdziwych ran, poznał strach i stratę... Zrozumiał, że książki o przygodach niewiele mając wspólnego z rzeczywistością. Że bajki nie oddają trudów i wysiłku jaki trzeba włożyć w jakąś sprawę, by osiągnąć sukces... a i nawet ów wysiłek nie gwarantuje zwycięstwa. Zrozumiał, że podział między dobrem i złem nie jest ostry. Zrozumiał co to odpowiedzialność za innych i że konsekwencje działań jednej osoby mogą odczuwać inne osoby z nią związane.
Poznał smak prawdziwej przygody i połknął jej bakcyla. Nie zamierzał już zejść ze szlaku na który wszedł, ale też i nie mógł zostawić spraw niedokończonych. Czekała go ciężka batalia o prawo do życia wedle własnych zasad. Batalia w której ni miecz (nawet Pan Miecz), ni magia nie pomogą.
Batalia którą musiał wygrać, by żyć wedle własnych zasad. Batalia na argumenty, batalia toczona przeciw ojcu i matce.

***


Starzec spoglądał w karty próbując odczytać z nich los. Odpowiedzi jakie widział, były pokrętne i wieloznaczne.


Los jeszcze się nie rozstrzygnął do końca. Starzec zgasił palący się kaganek i zebrał karty ze stołu.
To była długa opowieść, a jutro wszak czekają kolejne... do opowiedzenia.

THE END
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 05-09-2012 o 18:02. Powód: poprawki
abishai jest offline