Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-08-2012, 20:29   #301
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Paszła won, szkarada... - Kenning na próżno usiłował odepchnąć od siebie oblizującego go Puffcia. - Paszoł... Chodź, idziemy poszukać Cypia...
Kundel, początkowo głuchy na wszelkie perswazje, wreszcie raczył się nieco odsunąć i pozwolił magowi na zmianę pozycji z horyzontalnej na pionową.
- Cypio poszedł tam. - Kenning wskazał kierunek. - Chodźmy do...
Puffcio był zdeklarowanym indywidualistą, głuchym na dodatek na jakiekolwiek polecenia. Kenning ledwo zaczął mówić, gdy pies popędził przed siebie, roztrącając i tratując tych, którzy nie zdążyli się na czas odsunąć. Kenning podążył za nim znacznie wolniej, na dodatek nieco okrężną drogą, tak na wszelki wypadek, by nikt nie połączył jego osoby ze sprawcą licznych kolizji i zamieszana. Zajęło mu to nieco więcej czasu, na skutek czego ominęło go spotkanie Puffcia i Cypia. Niezapomniany z pewnością widok...

Wyprawa do tego, co zostało ze Srebrenicy po wizycie mgieł, mogła stanowić źródło nie tylko zysków, ale i kłopotów. Diabli wiedzieli, co może tam czekać na ciekawskich czy żądnych skarbów. A to ostatnie mogło stanowić pewną pokusę nie tylko dla Kenninga, którego stan posiadania po tej wyprawie drastycznie się zmniejszył. Co prawda jakimś cudem ocalił wcale nie tak chudą sakiewkę, ale...
Poza tym pamiętać trzeba było o dwójce zaginionych, w tym organizatorze ekspedycji.
- Naradzimy się i udzielimy odpowiedzi - odparł Kenning na propozycję Snarpa, którego fizjonomia zdecydowanie nie zachęcała do podjęcia współpracy. - To jednak ważna decyzja. Nie można jej podjąć bez namysłu.
Co sobie jego diabelstwo Severus pomyślał, to sobie pomyślał, ale oświadczył, że rozumie i poczeka...

- Ja bym poszedł - powiedział Kenning, gdy czarodziej odsunął się, dając im czas na naradę. - Chociaż niekoniecznie ze Snarpem.
- Zaprowadźmy Romualdo tam, gdzie przebywa Juliano
- dodał - a potem chodźmy do miasta poszukać naszych zgub.
 
Kerm jest offline  
Stary 02-09-2012, 17:55   #302
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Vinc od wydostania się z miasta był jakiś markotny, wyraźnie brakowało mu obecności Katriny. Ponadto był głodny, i to bardziej niż zwykle, klątwa która zwiększyła jego wagę miała chyba jeszcze jeden efekt… zwiększyła też jego potworny apetyt.
- Coś taki osowiały Vinc?-zapytało wieczorem ostrze, gdy chłopak leżał na plecach nie mogąc zasnąć. – Przeżyłeś przygodę, zwiedziłeś trochę świata zobaczyłeś co to znaczy poszukiwanie przygód. Nie było chyba tak źle?
- Myślę o Katrinie i Gacciu, nie sądzę by nas zostawili od tak… coś musiało im się stać. –mruknął rudzielec przewracając się na bok tak by patrzeć na swoją broń.
- Wiesz… takie jest życie poszukiwacza przygód, nie zawsze wszyscy bohaterowie docierają do celu. –westchnęło posmutniałe ostrze. – Ale jestem pewny, że nie chcieliby byś się zamartwiał, znali ryzyko przystąpienia do misji, a ty zrobiłeś co w twojej mocy by wszyscy byli bezpieczni.
Chłopak nie odpowiedział od razu, wywrócił się tylko na plecy i westchnął zamyślony. Dopiero po chwili rozszerzył oczy, jak gdyby zdał sobie z czegos sprawę.- Tak… nie chcieliby bym się martwił, ale wiem czego by chcieli. –stwierdził podrywając się z miejsca. – Panie mieczu, Pan tu zostaje ja musze coś zrobić! –powiedział Vinc i ruszył biegiem w ciemność nocy.
- Ale gdzie… i tylko tyle chłopak usłyszał z krzyku miecza, puszczając się szybszym biegiem.

~*~

Vinc w końcu przy pomocy więzi telepatycznej z Psikusem odnalazł namiot Juliano. Teraz ukryty pod osłoną niewidzialności, (nie ufał on bowiem jedynie ukryciu jakie zapewniała mu noc), poprosiła smoczka by ten wyciągnął szlachcica z jego namiotu. Dla tego też chowaniec, rozpoczął prawdziwy spektakl dokuczliwości, zaczął podgryzać ucho wybrankowi Romualda, lizać go szortkim smoczym językiem, ocierać się łuskami o czubek jego nosa, i podkłuwać malutkim kolcem na ogonie.
- Vinc chce ssssię z tobą zobaczyć. -syczał przy tym śpiącemu Julkowi.
-A gdzie jest?-Juliano spytał cicho smoka. Dookoła szlachcica stało czterech rosłych ochroniarzy. Widać udane porwanie zaostrzyło środki bezpieczeństwa związane z dziedzicem rodu.
- Tam ssssię czai. -zasyczał smoczek i kiwnął głową w stronę swego niewidzialnego Pana, bestia wszak istoty okryte tym zaklęciem widziała. - Chroni go zaklęcie niewidzialnośśści a ma na tyle rozumu w głowie by za blisssko nie podchodzić. Może powiedz, że chcessssz się załatwić, i wtedy do niego podejdź. -zaproponował chowaniec w iście Vincowskim stylu.
-Dobry pomysł.- stwierdził w odpowiedzi Juliano i powiedział, swym ochroniarzom że musi udać się na stronę, w krzaczki. Strażnicy pozwolili mu się oddalić tylko na tyle jednak, by głowa i górne partie ciała Juliano były przez nich widziane.
Smoczek przekazał zaklinaczowi swój genialny plan, a ten szybko udał się w stronę pobliskich krzaczorów, gdzie też Psikus pokierował szlachcica. Gdy tylko Juliano zbliżył się zaklinacz syknął do niego cicho.
- Romualdo nic nie jest, wyciągnąłem go z miasta... -powiedział z nieukrywaną w głosie dumą, ale szybko posmutniał dodając. - Jednak Gaccio i Katrina nie wrócili, no ale pomyślałem sobie, że oni na pewno by chcieli byś w końcu porozmawiał z Romualdo, dla tego tutaj jestem. -wyjasnił po krótce cel swej wizyty.
-To bardzo ciężki czas dla wszystkich.- rzekł smutno Juliano.-Właśnie wiele rodzin utraciło domy, a może nawet i bliskich. Panuje chaos i bezprawie. Trzeba dopiero zapanować nad sytuacją zanim noc się skończy. Trzeba negocjować, rozmawiać z innymi wpływowymi rodzinami, najemnikami, kościołami. Trzeba zorganizować uciekinierów tak by łatwo mogli odnaleźć swych krewnych. To nie czas na... takie rozmowy.Ale...- uśmiechnął się ciepło.- Porozmawiam z nim jak tylko sytuacja się ustabilizuje. Zresztą, ślubu już nie będzie.
- Tylko, że możliwe że Romualdo jak i my jutro już stąd odjedziemy. A wtedy nici z waszej rozmowy jak i poświcenia Gaccia i Katriny! -oburzył się Vincent. - Wiesz jaki on jest. Nie umie walczyć o swoje, łatwiej mu się poddać, i pisać smutne wiersze. Ktoś musi być mężczyzna w waszym związku! -dodał jeszcze chłopak, dobrze zaś, że miecz i mózg zostali w obozie, bowiem na pewno mieli by do tego wiele komentarzy.
-Wiesz... Nie należy mówić... o związku... tak...-Juliano się zarumienił gubiąc słowa.-To jeszcze nie zwią... Ech... Zrozum. Trzeba przedkładać dobro własne nad dobro jednostki. A teraz wielu obywateli cierpi. Stare układy się sypią. Nie mam czasu na flirty. I... nie jestem pewien, czy powinienem... Może Romualdo będzie lepiej beze mnie. Tak czy siak oczekują po mnie potomka. Rodzina oczekuje.
- A ode mnie oczekiwali, że zostanę kupcem tak jak oni, po moim kuzynie zresztą też! A co? On uciekł i został bardem, a ja w końcu zasmakowałem przygody i muszę przyznać że mimo często gorzkiego smaku, jest naprawdę fajnym doznaniem. Sam mówisz miasto upadło, wstaje na nowo. Czy potrzebuje Ciebie by powstać, może to właśnie jest twoja szansa od losu by zacząć wszystko na nowo. -zapytał Vinc, wiedząc, że strażnicy niebawem mogą zacząć dziwnie zerkać na Juliano i jego pojemny pęcherz.
-I nie zastanawiasz się co teraz myśli twoja matka, albo twój ojciec? Nie martwi cię to, że dzieło ich życia upadnie, bo nie ma się kto je podjąć ?- spytał Juliano spoglądając się w gwiazdy.-Nie przejmujesz się tym, że ich zawiodłeś ?
Vinc nabrał powietrza by odpowiedzieć... ale zamilkł na chwile myśląc nad słowami szlachcia, który właśnie uświadomił mu jak samolubnie postępował. Z drugiej strony czy oczekiwania rodziny, zamykania młodego smokowatego w złotej klatce też nie było samolubnością. Chłopak musiał przyznać, że w jakimś stopniu jest na tym polu podobny do Juliano (chodź miał nadzieje że tylko w tym) Po chwili ciszy, w końcu odpowiedział.
- Myślę i myślałem jak oni się czują, co myślą i w ogóle... -zaczął powoli po czym ruszył z kopyta. - Ale to jest właśnie dzieło ich życia a nie moje. Po co im cokolwiek, gdy już odejdą na drugi świat, a mam nadzieje, że to stanie się jak najpóźniej, wtedy nagle spadną na mnie obowiązki i zadania które zamkną mnie w nieszcześciu do końca życia. Oni zaś nic z tego nie będą mieli, po co zmarłym pieniądze czy nazwisko nad drzwiami sklepu. Matka zawsze mi powtarzała jak byłem młodszy, że trzeba żyć tak by być szczęśliwym, oraz tak by rano móc spojrzeć sobie w lustrze w twarz bez wyrzutów sumienia. A uważam, że jeżeli bym został by na barkach nieść dzieło życia moich rodziców, to to lustro było by moim przekleństwem. -zakończył swe przemyślenia i dodał jeszcze krótko. - A list na pewno do nich napisze, by się nie martwili. To w końcu rodzina, nigdy nie miałem zamiaru zrywać z nią kontaktu na stałe, a jedynie pokazać że umiem sam obrać swoją ścieżkę.
Juliano uśmiechnął się lekko.-Bardzo proste myślenie. Jednakże... postaw się na ich miejscu. Czy chciałbyś widzieć jak dzieło twego życia obraca się w ruinę? Czy chciałbyś wiedzieć, że to co kochałeś, twoje dzieci odrzucają?
Wzruszył.- Przemyśl to. A co do Romualdo. Niech będzie cierpliwy. Na razie nie mam czasu na długą rozmowę. Ale jak sytuacja się uspokoi...-odwrócił się i nie patrząc w stronę Vinca rzekł wychodząc z krzaków.-... to odbędziemy taką rozmowę. Przekaż mu to.
Vinc przytaknął po czym odszedł w zamyśleniu w stronę obozu ich tymczasowej drużyny.

~*~

Gdy nadszedł ranek młody zaklinacz przekazał poecie słowa Juliano, w dokładnie takiej formie jak je usłyszał, a potem… podszedł do Keninga i wręczył mu list.
- Da to Pan Katrinie gdy już ją znajdziecie? –zapytał poprawiając na ramieniu plecak po czym wyjaśnił swoją decyzje.
- Wczoraj sobie uświadomiłem, że moi rodzice muszą się martwić. To miała być jedna przygoda i niech tak na razie zostanie. Teraz już czas wracać do domu. Zrobiłem co miałem zrobić… sprawiliśmy że prędzej czy później Romualdo i Juliano się spotkają. – powiedział chłopak i uśmiechnął się po czym odwrócił.


I ruszył w stronę gdzie zaczynała się ich wyprawa. Był czas na przygody, był też czas na powroty, każdy bohater to wiedział… a zaklinacz po rozmowie z Juliano zrozumiał, że czasem trzeba być odpowiedzialnym.
Ta wyprawa dużo dla Vinca znaczyła, zdobył nowych przyjaciół, zobaczyło to znaczy bohaterstwo… ale przede wszystkim przez te paręnaście dni, wydoroślał i to bardzo. W końcu stał się członkiem rodziny Drakkano, który mógł przejąć filie swych rodziców… chociaż tego w planach nie miał.
- I co zamierzasz wrócić od tak i siedzieć za sklepowa ladą? –prychnął arcymag wynurzając się z plecaka.
- Właśnie Vinc, przecież się do tego nie nadajesz. –dodał miecz. – Twoim żywiołem z tego co widziałem jest przygoda!
Vic uśmiechnął się prezentując ostre kły i odparł spokojnym tonem.
- Nie mam zamiaru tego zrobić. Teraz idę wytłumaczyć rodzicom, że to nie dla mnie, chce im powiedzieć jaką drogę obrałem. No i przedstawić im osoby które Zajma się sklepem w przyszłości.
- Kogo takiego? –zapytał miecz zaciekawiony.
-[i] Was![/O]- odparł Vinc ze śmiechem. – Ciebie i Pana mózga. Ty znasz się na handlu, od lat jesteś w naszej rodzinie, a Pan mózg na magii… no i nie możecie umrzeć ze starości. To sprawi że rodzice nie będą musieli martwić się o to że ich dzieło kiedykolwiek upadnie.

Co było potem? To już zupełnie inna historia…
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 04-09-2012, 21:24   #303
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Coś się kończy... Coś się zaczyna.
Drużyna stanęła na rozdrożu. I jak to bywa w takich przypadkach...


Każdy z nich obrał własną drogę wynosząc z wspólnej wędrówki własne doświadczenia. Ale też i nie widząc powodu kontynuowania jej. W końcu nikt im nie płaci za dalszą współpracę.



Venettica kusiła. Co prawda przemieniona i niebezpieczna, ale kusiła Kenninga. Bogactwem i tajemnicą. Zapomnianymi skarbami, do których nikt już nie mógł zgłaszać swoich roszczeń i tym co Srebrne Mgły przyniosły ze sobą.
Kenning więc został tutaj. W końcu na wyprawie nie zarobił wiele, a dużo stracił.
Został na miejscu, dołączył do innej grupki odkrywców chętnych na przygodę wśród zaułków odmienionego miasta. Czas pokaże czy to była dobra decyzja. I oby Tymora okazała się łaskawsza tym razem.



Krisnys też została, ale jej czuły nos zwąchał że większe zyski może zarobić bez narażania swojego zgrabnego tyłeczka wśród ruin miasta. Gaspaccio zaginął i być może nigdy go nie odnajdą. Po co więc dalej marnować swój czas i narażać zdrowie?
Wszak tyle się działo dookoła. Życie towarzyskie i polityczne się rozkręcało. I było wiele gąsek do oskubania. Nawet jeśli czasami trzeba było się poświęcić i wskoczyć wielmoży do łóżka, to czyż nie było warto ?
Zwłaszcza, gdy majątek do ukradnięcia byłby spory, a wielmoża niekoniecznie brzydki. Bardka rozpoczęła taniec wśród bogactwa i splendoru, przeskakując od pochlebstwa do szantażyku, od zabawy do hulanki, od łóżka do kielicha... Jak to się zakończy? Zapewne albo konopną obręczą na szyjce, albo złotą na paluszku.
Choć... i uciec spod stryczka jak i ołtarza niejednej pannie się zdarzało.


Porywy serca są nieokiełznanym rumakiem, pchającym ludzi i nieludzi nie zawsze tam, gdzie chcą podążyć. Choć miasto kusiło pełne przygód i ciekawych miejsc to jednak... Cypio udał się za głosem serduszka za swym Romualdo. Problem w tym, że poetę ciągnęło do Juliano. A ten się nie bardzo temu upierał.
Nie zostali jednak oficjalnie parą. Na to sobie Juliano pozwolić nie mógł.
Ale Romualdo to wystarczało. Że był blisko swego ukochanego, że mógł na niego patrzeć, że mógł słuchać, a czasem w nocy... lądować razem z nim łożu.
W takich chwilach Cypciowi serduszko krwawiło. Owszem, ta wyprawa zbliżyła go do poety. Stał się jego powiernikiem, jego uczniem, jego pomocnikiem … jego najbliższym przyjacielem. Ale niczym więcej.
I choć serduszko kendera było jasne i czyste, to... powoli sączył się w nie jad zazdrości.
No bo... cóż trudnego, dosypać czegoś do kielicha Juliano podczas wieczerzy?
Cóż trudnego... prawda?



Vincent wielce wydoroślał przez tą podróż, wiele się nauczył, wiele doświadczył. Poznał smak zwycięstwa, poczuł ból prawdziwych ran, poznał strach i stratę... Zrozumiał, że książki o przygodach niewiele mając wspólnego z rzeczywistością. Że bajki nie oddają trudów i wysiłku jaki trzeba włożyć w jakąś sprawę, by osiągnąć sukces... a i nawet ów wysiłek nie gwarantuje zwycięstwa. Zrozumiał, że podział między dobrem i złem nie jest ostry. Zrozumiał co to odpowiedzialność za innych i że konsekwencje działań jednej osoby mogą odczuwać inne osoby z nią związane.
Poznał smak prawdziwej przygody i połknął jej bakcyla. Nie zamierzał już zejść ze szlaku na który wszedł, ale też i nie mógł zostawić spraw niedokończonych. Czekała go ciężka batalia o prawo do życia wedle własnych zasad. Batalia w której ni miecz (nawet Pan Miecz), ni magia nie pomogą.
Batalia którą musiał wygrać, by żyć wedle własnych zasad. Batalia na argumenty, batalia toczona przeciw ojcu i matce.

***


Starzec spoglądał w karty próbując odczytać z nich los. Odpowiedzi jakie widział, były pokrętne i wieloznaczne.


Los jeszcze się nie rozstrzygnął do końca. Starzec zgasił palący się kaganek i zebrał karty ze stołu.
To była długa opowieść, a jutro wszak czekają kolejne... do opowiedzenia.

THE END
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 05-09-2012 o 18:02. Powód: poprawki
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172