Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2012, 21:54   #5
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Dziewczyna była nieodwracalnie oszpecona. Uśmiech wypisany na jej twarzy nożem silnie kontrastował ze strachem, który łatwo było zauważyć w oczach. Nawet jednak bez blizn, brunetka nie była ładna - wychudła, niska i o figurze chłopca. Z drugiej strony było to nawet zrozumiałe - burdelmama nie chciała psuć dobrego towaru, a jednocześnie mogła solidnie zarobić na resztkach.

Francesca przez chwilę przyglądała się dziewczynie z uwagą. Ta natychmiast spuściła wzrok szukając czegoś niewidzialnego na podłodze. Burdelmama szybko to podchwyciła i zaraz złapała ją za rękę.
- To jest właśnie Morgana. Jeśli sobie życzysz, zaprowadzi cię do pokoju. Są jeszcze inne dziewczyny.
- Nie, wybieram tę. Oczywiście jeśli się zgodzi - dodała uprzejmie, choć dobrze wiedziała, że oszpecona nie miała wyboru.
- Dobrze, w takim razie zostawiam was same. Miłej zabawy! - dodała wesoło na odchodne. Morgana uśmiechnęła się do niej niepewnie. Zapewne obawiała się, co tym razem ją spotka. Francesca wyczuła u niej coś jeszcze. Nie była dokładnie pewna, bo tak dobrze nie znała się na kobiecych uczuciach, ale wyglądało to jej na podniecenie. Tak, wystarczyła jej chwila, żeby upewnić się, że dziewczyna stojąca obok niej jest wyraźnie podniecona jej obecnością.
- Chodźmy, tam jest pokój - dziewczyna odważyła się zabrać głos, dopiero po zniknięciu burdelmamy.
- Dobrze to chodźmy - uśmiechnęła się wampirzyca i spokojnym krokiem ruszyła za Morganą. Pokój był naprawdę przytulny. Ściany obwieszone płótnem, do tego wielkie miękkie łóżko. Liskowi rzuciły się w oczy elementy niepasujące, czyli łańcuchy, bicz i kilka innych rzeczy, których zastosowania nawet nie mogła sobie za bardzo wyobrazić. W burdelach wciąż wymyślano nowe zabawki urozmaicające czas klienteli. Można było rzec, co burdel to obyczaj. Trzeba była naprawdę wnikliwego rozeznania, aby się z tym wszystkim połapać. Francesca była pewna, że znalazłaby takie osoby dla których byłoby to możliwe.

-Da mi pani jakieś wskazówki? - Morgana wciąż nie była pewna czego ma się spodziewać po swojej klientce. Zaczęła już się rozbierać, powoli rozpinając guziczki swojej sukienki, kiedy Francesca przerwała jej.
- Spokojnie. I nie żadna pani, tylko Francesca. Nie jestem tutaj w celu przyjemności. Chciałam spędzić z tobą trochę czasu... i jak się domyślasz zadać ci kilka pytań. Dokładnie jedno. Gdzie znajdę Damazę?
Oczy dziewczyny rozszerzyły się ze strachu. Wbiła spojrzenie w swoje stopy i odpowiedziała:
-Nie wiem, pani - mimo słów rudowłosej, najwyraźniej bała się nazywać klientkę po imieniu. -Nie wolno nam pytać klientów o imiona. Pani imię też zapomnę - zapewniła.
-Oszczędźmy sobie te ceregiele. Znam Damazę równie dobrze, jak ty. Los jednak obdarzył mnie darem regeneracji. Musze się z nim zobaczyć jak najszybciej. Jeśli mi nie powiesz, przyjdzie tu ponownie któregoś dnia i będzie was katował. Jeśli będziecie miały szczęście to przeżyjecie. Zrozum moja obecność w Novigradzie ułatwi wam życie. Obie możemy sobie pomóc. - Francesca wlepiła wzrok w kobietę, patrzyła na nią dłuższa chwilę, wpatrując w jej wewnętrzne miotanie się.
Dziwka wydała się bać de Riue, ale z drugiej strony sprawiała wrażenie, jakby strach był jej codziennością.
-Jak... jak on wygląda? - spytała cicho.
-Pół elf, średniego wzrostu, całkiem przystojny... dlaczego pytasz?
Oszpecona dziewczyna zadrżała na całym ciele, na słowa wampirzycy.
-My... my nie znamy imion. Ale wiem który to - jej ręka bezwiednie powędrowała do blizny. -On niewiele mówi, ale... Mówił coś o siedmiu świecach. Że będzie dzisiaj przy siedmiu świecach. I...i jeszcze mówił coś o robocie. Nic więcej nie wiem, naprawdę - zapewniła.
-To wystarczy, dziękuje. - Francesca nie bardzo wiedziała co powiedzieć. Szkoda było jej tej dziewczyny i miała ochotę zemścić się na Damazie. To jednak nie był na to dobry czas. Była jednak pewna, że kiedyś on nastąpi. - Jeśli czegoś potrzebujesz to znajdziesz mnie w Starych Łukach. Teraz muszę iść.
-Nie, proszę nie. Jeśli teraz pani pójdzie, to stwierdzą, że pani nie zadowoliłam - w oczach dziewczyny pojawiły się łzy. Kara za nie wypełnienie zachcianek klienta musiała być nieprzyjemna. Francesca westchnęła, po czym położyła się na łóżku.
- W takim razie mamy jeszcze trochę czasu. Może opowiesz mi do czego służą te przedmioty... jestem bardzo ciekawa...- Francesca wskazała na komodę, na której leżały obce jej przedmioty.


-Wkłada się je do otworów ciała i kręci śrubą. Wtedy się rozwierają - wytłumaczyła dziwka. Przedmiot bardziej chyba nadawał się do lochu niż do łóżka, ale ludzie najwyraźniej mieli różnorakie potrzeby. Francesca zmrużyła oczy, ta zabawka zdecydowanie nie przypadła jej do gustu.
-Hmm, a macie jakieś takie bardziej... przyjemne?
-Mamy drewniane kuśki różnych wielkości - odparła po dłuższym namyśle. Większość rzeczy jakie widziała Francesca w pokoju raczej nie była tworzona z myślą o przyjemnościach.
- Niektóre jestem w stanie zaakceptować... - wzrok wampirzycy powędrował na niewielki bicz - inne jednak ciężko byłoby mi znieść, znam jednak i takie osoby, którym ból sprawia przyjemność. Czy ty do nich należysz?
-Robię to, czego chcą klienci. Nie jestem tu dla przyjemności - odparła nadspodziewanie szczerze. Kobieta chwilę na nią spoglądała. Czas okropnie się wydłużał. Miała ochotę już iść i wyrwać się od wizerunku Morgany. Im dłużej przebywała w jej obecności tym bardziej napełniała się nienawiścią do Damazy. Tego jednak nie chciała, półelf mógł jej naprawdę pomóc. Stwarzanie sobie kolejnego wroga raczej nie ułatwiłoby jej życia.

Godzina minęła bardzo powoli, co klientom burdeli nie zdarzało się często. No, ale Francesca nie zaliczała się do klienteli takich przybytków, bo i te nie miały jej w większości niczego do zaoferowania. A nawet jeśli w jakimś zamtuzie pracowali mężczyźni, to co to w ogóle za pomysł by ktoś wyglądający jak de Riue miał płacić za chędożenie?
Tak czy siak, teraz trzeba się było przebrać stosownie do poszukiwań.


Ubrała się na tę okazję w wyjątkową kreację. Chciała dla niego wyglądać zjawiskowo, dlatego prawie połowa pękatej sakiewki przeznaczona została na poczet tego spotkania. Sukienka była dopasowana idealnie, nie krępowała ruchów, a Francesca czuła się w niej niezwykle swobodnie. Co prawda nie mogła zabrać ze sobą swoich ulubionych sztyletów, ale na tę okazję spięła sobie włosy dwoma wykałaczkami w barwie srebra, które od biedy mogły posłużyć jako broń. Chabrowy kolor doskonale zgrywał się z jej jasną karnacją i rudymi włosami, podkreślając jeszcze bardziej ich intensywność. Przód kreacji zdobił dość niewielki dekolt, który misternie, ale z nutką tajemnicy uwypuklał, jej niczego sobie biust. Na szyi zawiesiła naszyjnik z czarnych kamieni, który kończył się gdzieś między piersiami. Tył kreacji... cóż, nie można było wiele o nim powiedzieć, bowiem suknia pozbawiona była pleców, odsłaniając skórę wampirzycy aż do lędźwi.

Wampirzyca, słusznie, założyła że Siedem Świec musiało być jakąś karczmą, albo tawerną. Nie wiedziała jednak, gdzie się ona znajduje, toteż musiała o to chwilę popytać. Naprawdę chwilę, bowiem okazało się, że Siedem Świec znaleźć bardzo łatwo. Wystarczało skierować się ku najbardziej rzucającej się budowli Novigradu – Wielkiej Świątyni. Kiedyś była elfim pałacem, ale ludzie zrobili z nią jedną z dwóch rzeczy, które d'hoine wyczyniali z napotkaną architekturą Starych Ras – przebudowali ją na swoją modłę. I tak lepsze to niż alternatywa, czyli zrównanie z ziemią.
Szpica, bo tak miejscowi zwali świątynię, była pierwotnie zbudowana w całości z marmuru. W zamysłach pierwszych budowniczych miała to być baszta, ale w wyniku ingerencji ludzi dobudowano do niej sale medytacyjne, mniejsze wieżyczki i wyszło coś znacznie bardziej skomplikowanego i dużego. Niemniej, dla oczu budowla była przyjemna, a i u wiernych pewnie wzbudzała należyty respekt.
Trochę mniejszy respekt czuli przekupnie, którzy na świątynnych schodach usiłowali wcisnąć komu się dało dewocjonalia Świętego Ognia. Na pytanie o Siedem Świec, Francesca prawie została zasypana wszelkim woskowym badziewiem, a i zdarzył się srebrny kandelabr, rzekomo poświęcony ręką wysokiego kapłana. Może i Lisek była złodziejką, ale uczciwą, a udający pobożność kupcy próbowali opchnąć łój ze sznurkiem za cenę godną wiecznego zbawienia. No i prawie ją poparzyli tym przeklętym metalem.

Poszukiwana tawerna znajdowała się jednak bardzo blisko, bo tuż na wschód. Wystarczało obejść krąg kupieckich domostw wybudowanych wokół jakiejś fontanny i już Francesca mogła podziwiać cel swoich poszukiwań.


Front budynku skierowany był ku Nowemu Miastu, a tak bliżej to na plac na którym handlowano miejscowymi wyrobami. Tyły budynku musiały zatem być skierowane ku wspomnianej fontannie, której z tego miejsca nijak de Riue zobaczyć nie mogła. Szybko jednak zauważyła, że w Siedmiu Świecach coś się działo.
A uderzenie serca potem, zobaczyła znajomą, półelfią sylwetkę przeskakującą niski murek. Damaza miał zaciągnięty nisko kaptur, ale rozpoznała go bez trudu. Gdy zaś ich spojrzenia się spotkały, w oczach mężczyzny również zabłysnęła iskierka. Z impetem nie przystającym doświadczonemu rzezimieszkowi, wpadł na Liska, prawie obalając ją na ziemię. Kobieta poczuła, jak za suknię, tuż nad miejscem w którym plecy traciły szlachetną nazwę, półelf wsunął jakiś chłodny krążek.
-Po zmroku, przy bramie Zbożowej - wyszeptał jej do ucha i pomknął w dół ulicy.
Damaza irytował de Riue z każdą godziną coraz mocniej. Tak się dla niego stroiła, a on co? Uciekł!

____________________________________
domek z balkonem by ~rojobe
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 22-12-2012 o 13:38.
Zapatashura jest offline