Główna wada Neuroshimy to to, że Trzewik musiał zagrać w za dużo postapokali. O co chodzi? Mamy Molocha, mordercze roboty, jak SkyNet w Terminatorze. Mamy mordujące promieniowanie jak chociażby w Falloucie. Mamy mutanty, też jak w F, acz na większą skalę. Mamy neodżunglę, mordującą i rozrastającą się. Mamy ludzi, którzy rypią się jak leci jak w typowych mniej-scifi klimatach. Rozumiecie, o co mi chodzi?
Autorzy nawalili wszystkiego ile się da, dowalili jeszcze do tego Tornado... I mocno przegięli. Stworzyli świat, który w każdym scenariuszu zginie. Pamiętacie Terminatora? Tam też były problemy, ale tam ludzie jakoś się jednoczyli (chyba, z tego co pamiętam :P). A tutaj? Tutaj mamy 10 razy więcej problemów, a populacja USA ciągle walczy ze sobą. Gangi, walki o miasta... To największe przegięcie Neuroshimy, przynajmniej na mój borsuczy rozum.
Waga Molocha- no nie rozśmieszaj mnie
Bortasz. Teraz mamy tam pustkowia na których raz na jakiś czas pojawi się wielki "komputer" czy fabryka. A poza tym to pustkowia i maszyny. PU-STKO-WIA! Moloch i jego parę potworków waży conajmniej 1/3 tego, co dawniej wielkie zabudowania na tamtym terenie. Ameryka nie jest pustą przestrzenią, pełno tam wielkich i "ciężkich" miast- napewno więc Moloch nie zrobi żadnej różnicy.
Co do magazynów- wyobraź sobie, że Moloch nie celował w każdy magazyn. Nie. On walił w stolice, w wielkie bazy wojskowe, nie szukał do cholery magazynów żywności czy zakopanych parę metrów pod ziemią magazynów broni. Skąd miałby tyle milionów rakiet?:P
Mechanika jest w miarę- dość dobrze odwzorowuje to wszystko, poza paroma great bugami, ale jest strasznie pokomplikowana. Gram więc na d20 modern
Co do przetrwania- są tabletki, jest żarcie, jest woda. W każdej mieścinie coś zjesz, coś wypijesz czy kupisz słynne tabletki z Morycem. Co tu tak trudnego do zrozumienia?
Pozdr, Kutak