Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2012, 13:44   #109
Fenris
 
Fenris's Avatar
 
Reputacja: 1 Fenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skał
Ulice Królewskiej przystani z każdym kolejnym krokiem Robara stawały się coraz bardziej obrzydliwe. Pogardzał "ucywilizowanymi" miejscami od dawna, a to zdawało się być kolebką wszystkiego czego nienawidził. Z każdej strony osaczały go kamienne i drewniane budynki wywołując w nim uczucie klaustrofobicznego niepokoju. Nie miał przy sobie swojej ulubionej broni, gdyż w tak zatłoczonym mieście i tak do niczego by się przydała, a to jeszcze bardziej wprawiało go w nerwowy nastrój. Robar był zirytowany jak chyba nigdy dotąd.

- Czemu do kurwy nędzy, uległem namowom Domerica, nie trzeba tu było przyjeżdżać. - Pomyślał kopiąc tobołek, który akurat leżał na drodze, a który okazał się być ścierwem jakiegoś zwierzaczka. - To będzie świetna przygoda - mówił kiedy wyruszali. - Przygoda...jasne.

Prawda była jednak taka, że Robar po prostu się nudził. Nie był to zwyczajny teren jego działań, a odkąd opuścił przed wejściem do miasta Domerica, nawet nie miał z kim porozmawiać. Już trzeci dzień krążył po karczmach i gospodach tej kloaki, zbierając najróżniejsze plotki. Jego niski i szorstki głos, tak inny w porównaniu z tutejszymi głosami wymuskanych paniczyków, był dla ludzi miłą odmianą, więc napitku czy jedzenia mu nie brakowało. Jednak mimo tego, wyglądało na to, że przybyli tu z Domericiem w złym czasie. Może i śmierć, czy raczej zabójstwo, namiestnika było doniosłym wydarzeniem, ale wśród prostaczków uchodziło za nie więcej niż ciekawostkę, a już na pewno nie powodowało destabilizacji Królestwa, na co po cichu miał nadzieję. Zastanawiał się przez chwilę czy nie nawiązać kontaktu z Dornijczykami, o których było głośno, ponoć wzbudzali niemałe zamieszanie gdziekolwiek by się nie pojawili. Jak wiadomo Dorne nie było dobrym przyjacielem Królestwa, więc może udałoby się zawiązać choćby nić współpracy, wcześniej jednak musiał dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Wiadomość o olbrzymich długach korony była przyjemna dla ucha, ale nic więcej, nie miał pojęcia o pieniądzach, więc nie miał pomysłu co zrobić z taką informacją. Zbliżał się wieczór kiedy do jego uszu dotarła w końcu rozmowa, która przyciągnęła jego uwagę. Większość ludzi wyśmiałaby ją jako szaleństwo, ale nie on. Jeden z pijaczków zarzekał się, że widział jak ubiegłej nocy jego martwy kolega wstał o własnych siłach. Kiedy Robar postawił mu kubek wina przysięgał na wszystkie świętości, że to prawda. Ta informacja zmroziła krew w żyłach Robara, jeśli Inni, lub ich wysłannicy dotarli tak daleko na południe nie będzie przed nimi ucieczki. Postanowił, że da znać Domericowi, jak tylko go spotka, była to sprawa najwyższej wagi, najpierw jednak musiał dowiedzieć się więcej. Domeric być może nie wyśmiałby go otwarcie, ale jedna historia pijaczyny to za mało, żeby zawracać dupę wielkiemu Boltonowi. Resztę wieczoru spędził pytając tu i ówdzie czy ktoś nie słyszał o podobnych przypadkach, lecz jedyne co udało mu się ustalić to historia, o pewnej kobiecie, której coś zeżarło psa, wyglądało więc na to, że umarli nie rozprzestrzeniali się masowo, co dawało nadzieje, na zduszenie w zarodku tej "epidemii".

- Tej nocy już nie usnę - Pomyślał spacerując nieopodal wybrzeża. Myśl, o tym, że umarli mogliby opanować królestwo nie dawała mu spokoju. - W jaki do cholery sposób przedostali się przez Mur? - Nawet intensywne myślenie nie zbliżyło go jednak do rozwiązania zagadki. W Mur wplecione były pradawne zaklęcia mające upewnić się, że taka sytuacja nie zaistnieje. Robar wiedział, że umarli nie powstają z własnego kaprysu. Nie wiedział jak, ale to Inni wskrzeszali martwe ciała swą obrzydliwą magią? Alchemią? Nie miał pojęcia, był to jednak fakt. Czy to możliwe, że jeden z nich przybył tu za nimi? A może było ich więcej? Przez chwilę nawet rozważał czy nie zabić kogoś w zaułku krótkim mieczem, który nosił przy sobie, aby zastawić pułapkę, szybko porzucił jednak tą myśl zrodzoną z niczego więcej jak z desperacji.

Jego rozważania przerwał nietypowy widok niewielkiego okrętu z czarnymi żaglami wpływającego w absolutnej ciszy do portu. Nie mając nic lepszego do roboty postanowił zaczaić się aby zobaczyć jaki to cenny łup trafi tej nocy do stolicy. Kilkoro uzbrojonych mężczyzn wyprowadziło jeńca, który z tej odległości wydawał się być płcią piękną, a przewodził im niewysoki łysawy człek o którym Robar nie mógł powiedzieć, że wyglądał jakoś szczególnie. Jego strażnicy nie wyglądali jednak na amatorów.

- Pięknie! kolejna niewiasta potrzebuje ratunku - Pomyślał z przekąsem. Jednak już po chwili przeklinał sam siebie w myślach, wiedząc, że nie potrafi się powstrzymać. Na Bogów, tak bardzo potrzebował rozrywki. Uśmiechnął się mimowolnie.

Kiedy cały pochód ruszył w stronę miejsca gdzie się ukrywał, uśmiech zamarł. Rozważał czy nie udawać pijanego i pozostać na miejscu otulając się jakąś przesiąkniętą szczynami derką leżącą nieopodal, jednak uznał, że Ci ludzie nie po to tyle się trudzili, żeby teraz zostawiać świadków. Najciszej jak mógł wpełzł pod odwróconą dnem łajbę, w której cieniu pozostawał do tej pory. Spodziewał się, że kryjówkę muszą mieć niedaleko, taki oddział z pewnością przyciągał uwagę. Jedna rzecz nie dawała mu spokoju. Czemu na jaja Innego potrzeba było aż szczęściu mężczyzn do eskortowania kobiety w łańcuchach, które pobrzękiwały cicho z każdym krokiem tej tajemniczej osoby...
Po chwili jednak pochwycił lekko zmurszałe szmaty, otulił się nimi i lekko zataczając się na wszelki wypadek, ruszył za niczego nie podejrzewającą grupą.
 

Ostatnio edytowane przez Fenris : 05-09-2012 o 20:05.
Fenris jest offline