Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-08-2012, 22:33   #101
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Braavos i braavosi

Zasłonięcie się było dobrym posunięciem, nóż przeciwnika zaskrzeczał na ukrytym naramienniku. Mając teraz możliwość szybkiej oceny przeciwnika, Rabon trochę się rozczarował. Miał do czynienia ze zwykłym obdartusem, niedożywionym cwaniaczkiem, który w jakiś niewyobrażalny sposób położył łapę na całkiem dobrym ostrzu. Z całego tego zestawu, to właśnie nóż dzierżony przez złodziejaszka wydawał się najgroźniejszy.
Bar poczuł bardziej niż zauważył, że cieśniący się do tej pory dookoła ludzie, rozstępują się, robiąc walczącym więcej miejsca. Tłum w Braavos bardzo szybko reagował na nagłe zwroty akcji.

Spotkanie z człowiekiem interesu

Varys spełnił daną Domericowi obietnicę. Spełnił ją dość sprawnie, może nawet zbyt sprawnie, jak dla młodego dziedzica. Pojawił się osobiście, na kilka minut przed zachodem słońca i z uśmiechem ponaglił:
- Waters je dziś w Al Gasayed. Zje pan dziś z nim - uśmiech eunucha i fakt, że Domeric nie był zupełnie gotowy by spotkać się z nieznajomym, który miał tajemnicze wpływy w tym mieście, były naprawdę irytujące.
Mistrz Szeptów niewiele sobie z tego robił. Był ubrany po rycersku, co jeszcze bardziej dodawało scenie surrealizmu. Dziwne, jak szata może człowieka odmienić - miekkie sadło opasane skórzaną kamizelą najlepszej próby stawało się nagle potężnymi mięśniami, a galaretowaty kark można było łatwo pomylić z karkiem oprycha. Do tego Varys nałożył na twarz jakąś maść, która przyciemniła jego skórę i nadała jej szorstkości.
Al Gasayed okazało się umiejscowionym w najlepszej dzielnicy lokalem ze świetnym wystrojem i oszałamiającym widokiem. W świetle różowych lampionów, nawet wody Czarna Woda wydawała się olśniewającym jeziorem o najczystszej wodzie. Karczma była pusta, poza kłaniającym się w pas właścicielem i jednym, ciemnoskórym sługą, Domeric nie dostrzegł nikogo, aż podążając za odmienionym Varysem nie dotarł do bogato oświetlonej alkowy, w której na atłasowych poduszkach, zajadając rękami dziwne cudzoziemskie potrawy, siedział samotnie, zupełnie nie przystający do elegenackiego otoczenia mąż.
Jegomość był wielki, ponury i emanował spokojem, który można osiągnąć jedynie poznawszy smak śmierci. To był zabójca.
- Aliser Waters - Varys skinął głową, w odpowiedzi otrzymując jedynie pomruk i spojrzenie - Oto młody pan Bolton, macie chyba wspólnych znajomych?
Waters wsadził grube, szorstkie paluchy do miski z wodą i wytarł je w delikatną serwetkę. Wskazał czystą ręką siedzisko obok siebie. Varys również zachęcił Domerica gestem.



Nieśmiały adorator

Plan Arana nie poszedł do końca po jego myśli. Odwrócił co prawda od niego jakiegolwiek podejrzenia o złą wolę, jednak nikt w karczmie nie był mu w stanie powiedzieć co się stało z Arią Risborn. Zdawało się, że opusciła poprzedniej nocy karczmę i jeszcze nie wróciła.

Ta karczma co poprzednio, ułamki sekund później niż wcześniej

Póki co wyglądało na to, że klientela karczmy nie zamierzała rozpoczynać tej bójki. Ale zimne spojrzenia i złudnie spokojne wyrazy twarzy zdradzały skrajne napięcie sytuacji.
Bardzo szybko i bardzo łatwo mogło dojść do eskalacji. Zwłaszcza, że dama z Braavos zaczęła nagle wyglądać na damę w wyjątkowej opresji - oczęta jej się zaszkliły, zaczęła drżeć i zbladła teatralnie.
Brandon zauważył, że mężczyzna niecałe dwa metry po jego lewej, nieco z przodu, sięga powoli do pasa, nie spuszczając oczu z hipnotyzującej twarzy braavoski.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 03-09-2012 o 14:36.
F.leja jest offline  
Stary 24-08-2012, 19:39   #102
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Quentyn syknął i odsunął się nieco od rodaka i jego nowej tarczy, ustawiając się tak, by nie stać plecami ani do niego, ani do wyrosłych nagle, niczym grzyby po deszczu, 'biednych' obrońców ładu i porządku.
Słuchał słów drugiego Dornijczyka jednym uchem, a uwagę i spojrzenie skupiając na kolejnych uzbrojonych zakapiorach.
Sytuację może i faktycznie dałoby się rozwiązać dyplomatycznie, na zasadzie konsensusu, ale Quentyn nie miał ochoty tego sprawdzać. Nie miał ochoty nawet rozważać takiej możliwości.
Wrzał w nim gniew, a ponieważ chwilowo nie mógł wyładować się na jego przyczynie, uznał, że surogaci wystarczą.
- Trzeba było siedzieć na dupach i się nie wtrącać! - warknął drżącym z wściekłości głosem.
Po czym rzucił się na najbliższego siebie zbira.
Samozwańczy utrzymywacz pokoju zdołał zareagować dopiero, gdy Quentyn był już dwa kroki od niego.
Szeroko zamachnął się mieczem, zmylony bezmyślną, wydawałoby się, szarżą.
Tymczasem Sand, nie zwalniając, schylił się, zawirował w półobrocie pod przecinającą ze świstem powietrze klingą, wyprostował się już za plecami przeciwnika i odpowiedział włąsnym cięciem, wzmocnionym mocnym skrętem bioder.
Solidna, wyostrzona stal rycerskiego miecza bez trudu poradziła sobie ze skórą, mięśniami, a nawet kością, zdmuchując głowę zbira z ramion.
Głowa przeleciała kilka cali i spadła na jeden ze stołów, turlając się po nim z głuchym łoskotem.
Quentyn obrócił się w miejscu, unosząc zbroczony krwią brzeszczot.
- Który następny? - zapytał, obnażając zęby jak wściekły pies.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 26-08-2012, 13:15   #103
 
Sir_Michal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodzeSir_Michal jest na bardzo dobrej drodze
Duch powoli zaczynał mieć dość przebiegu tej rozmowy. Nic nie wskazywało na to, żeby grubas miał go okłamywać, zresztą pirata nawet w najmniejszym stopniu nie obchodził życiorys kupca. Z założenia takie mało znaczące pytania miały uspokoić rozmówcę i przygotować go na te znaczące. Skoro się nie udało...

- W takim razie co robił na twoim pokładzie Waxley - rzucił prosto z mostu. - Obawiam się, że nie będę miał okazji zadać mu podobnego pytania. Jesteś kupcem, a przewoziłeś rycerzy, w jakim celu?

- Panie, płyniemy … płyneliśmy do Królewskiej Przystani - grubas przełknął ślinę i żółć - Sir Waxley i jego świta chcieli się tam dostać. Ja ich tylko przewoziłem ...

- Dobrze, ale co ich tam sprowadzało? Płyniecie już parę ładnych dni, z pewnością ze sobą rozmawialiście.

- Nie wiem, panie, oni ze mną tak nie rozmawiają. Znaczy - zawahał sie, ale zaraz utwierdził się w dogłębnym przekonaniu, że nie należy kłamać piratowi, który trzyma twoje jaja w garści - To znaczy, no … Jon Arryn nie żyje, ich pan, więc pewnie ... - wykonał ręką gest oznaczający, że zabrakło mu słów do opisania prostej sytuacji.

- Więc pewnie co?

- Płynęłi złożyć mu hołd? - zapytał bardziej niż stwierdził - Albo po jego ciało? Albo … po jego żonę i dziedzica? - strzelał w ciemno.

- Jesteś pewien, że nie usłyszałeś żadnego bardziej prawdopodobnego powodu? Założę się, że o śmierci Arryna usłyszałeś jeszcze przed wypłynięciem. Tego typu tematy są bardzo chodliwe wśród ulicznych przekupek.



Tłusty kapitan wyglądał, jak ryba wyjęta z wodu, próbując przypomnieć sobie cokolwiek, co mogłoby zadowolić Donchada. Wyglądało na to, że nie odniesie na tym polu sukcesu.

Donnchad dopił wino z kielicha i grzecznie pożegnał się z rozmówcą. Prawdę mówiąc całe to “przesłuchanie” okazało się bezsensowną stratą czasu, właściwie ograniczyć by się mogło do trzech słów - Jon Arryn nie żyje - co dla Ducha i tak nie miało znaczenia.
Teraz kolej na kobietę... Mógłby kazać któremuś ze swoich ludzi ją przyprowadzić, wolał jednak sam ją odnaleźć i zaprosić do swojej kajuty. Tym razem liczył na przyjemniejszą, a przede wszystkim skuteczniejszą rozmowę.
 
Sir_Michal jest offline  
Stary 28-08-2012, 02:48   #104
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Skoro damy nie było w karczmie, znaczyć to mogło, że udała się na jakieś spotkanie. Aran uznał, że raczej nie z pająkiem, gdyż z nim widziała się dosyć niedawno. Mogła pójść do Baelisha, Maestra Pycella, lub po prostu chodzić po mieście. Biorąc pod uwagę fakt, że chciała ona by szpiegować Baelisha, a Pycell nie wydawał się zbyt wpływową osobą.

Dlatego też grajek uznał, że zawsze jest jeszcze tajna broń. Przekupki, ruszył więc znowu w kierunku ryneczku, mając nadzieję, że jego rola adoratora sprawdzi się chociaż tam.
 
pteroslaw jest offline  
Stary 30-08-2012, 20:56   #105
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Pająk nie miał nic przeciwko świcie Domerica. Zatem zabrał on ze sobą Oprawce i sir Tomasa. Dwójka rycerzy dodawała Boltonowi powagi. Zostali oni jednak na zewnątrz. Bolton po wejściu i krótkim zapoznaniu rozmówców przez pająka zajął miejsce.

-Znajomi? Myślę, że cała ta sytuacja to nieporozumienie. Które z pewnością można wyjaśnić. Zarówno kobieta jak i kupiec są moją własnością. Pan Waters zapewne nie wiedział o tym, a wszyscy wiemy jak gwałtowne bywają nieraz sytuacje między “kupcami”. Nie wykluczam też, że mój człowiek równie nieświadomie, mógł naruszyć jakieś interesy pana Watersa.-Domeric skierował rozmowę na grę pozorów. Południowy klimat, południowe zasady. Dał rozmówcy wiele możliwości. Ciekawiło go czy wystarczy dyplomacja i rozsądek z obu stron. Czy jednak poleje się krew między nimi. Był Boltonem nie mógł odpuścić ani kwestii swoich ludzi, ani tym bardziej kwestii złota którego zostawił tu bardzo dużo.

Varys skinął głową w dziwnym geście, który mógł znaczyć prawie wszystko, odwrócił się i odszedł na pewną odległość - usiadł przy jednym z wolnych stołów i spokojnie zamówił wino. Był na tyle daleko, że gdyby Domeric postanowił mówić cicho, zapewne nic by nie usłyszał.
Waters natomiast obserwował Domerica uważnie przez kilka pełnych napięcia chwil.
- Więc to ty jesteś Bolton - brzmiało to bardziej jak pomruk niż ludzka mowa - Nie ukrywam, że po mieszkańcu północy spodziewałem się mniejszego - zamilkł na chwilę szukając odpowiedniego słowa - Nadęcia.Domeric zmierzył wzrokiem Watersa. W jednej chwili udawana uprzejmość znikneła. Zastąpiło ją lodowate spojrzenie. Domeric patrzył tak jak patrzy się na karalucha chwilę przed rozdeptaniem.
-Sporo spędzam na południu. Tu trzeba mieć giętki język.-rzucił swobodnie.-Wiesz po co przyszedłem.

- Hm - usta Watersa wykrzywił delikatny uśmiech - Tak lepiej.
Bękart pociągnął łyk wina.
Kogo obchodzi co myślisz nasunęło się Domericowi.
- Nie wiem gdzie jest Węgorz, a szkoda, bo bardzo chciałby z nim porozmawiać. Natomiast twoja dziewczyna miała wczoraj dość nieprzyjemną przygodę i nie jest w najlepszym stanie.
-Nic o nim nie wiesz powiadasz.- z tego co wiem najwięcej straciłeś na jego zniknięciu- pomyślał Domeric. Najwięcej też mógłbyś zapewne zyskać. Oficjalnie ogłaszając stratę. -Maczasz palce w każdym interesie w tym mieście. Węgorza ktoś usunął i mnie okradł. Póki co ślady wskazują raczej na ciebie.- nie uwierzę że nic nie wiesz gadaj bękarcie, nasuneła mu się myśl. Nikt nie byłby w stanie zrobić tego za twoimi plecami. To byłą spora akcja. Węgorz,służba,straż.... To ty albo wiesz kto to jest bo to jeszcze większa ryba główny rozgrywający.
- Węgorz - brzmiało to jak obelga, zaginiony kupiec napawał Watersa obrzydzeniem - Okazał się wyjątkowo śliski. Z dnia na dzień zapadł się, jak kamień w wodę. Rozmawiałem - okropne wyobrażnie przywoływało to słowo w ustach lichwiarza - Już z każdym, kto mógłby wiedzieć coś o jego zniknięciu. Z marnym skutkiem - spojrzał na Domerica, jakby coś właśnie wpadło mu do głowy. Trudno było jednak uwierzyć, że ktoś taki jak on wcześniej o tym nie pomyślał. Trudno było uwierzyć, że było coś, o czym Waters nie myślał za wczasu - Może to ma związek z interesami, które dla ciebie prowadził?
-Miał pocierać o siebie smoki. I sprawiać by wykluły się nowe. Zamówiłem u niego pewne rzecz. Poza tym miał szukać okazji według uznania. Nie było to jednak nic co mogło wywołać takie kłopoty. Chcesz mi powiedzieć, że człowiek z którym robiłeś spore interesy zniknął i nic nie udało ci się dowiedzieć.-uśmiechał się z lekką kpiną. Czyżby Eunuch chciał marnować mój a co ważniejsze swój czas? Bolton był ciekawy kiedy i kto wkońcu skieruje sprawę na właściwe tory.- Pająk raczej skierował nas na siebie nieprzypadkowo. Skoro jeszcze tu jest zapewne i on ma interes w naszym problemie.
- Hn - Waters uśmiechnął się w kierunu Mistrza Szeptów - Nikt nigdy nie wie w czym tak naprawdę leży interes Varysa. Mam czasem wrazenie, że schował tą obślizgła gnidę tylko po to by zrobić mi na zlość. W każdym razie - machnął ręką - Wiem dobrze jakie interesy prowadził dla ciebie Węgorz, przejąłem je kiedy tylko się zapodział.
-Przejąłeś. To chyba złe słowo z pewnością opiekujesz się nimi dla mnie.
Waters uśmiechnął się szeroko.
- I jak każdy dobry opiekun, oczekuję zapłaty za swój trud.
-Oczywiście. Jedna piąta przychodów.
Waters wyglądał na bardzo zadowolonego.
- Wiesz co lubie najbardziej w mojej profesji? - nalał Domericowi puchar wina - Kiedy zarabia się na cudzym nieszczęściu, nigdy nie można narzekać na brak klienteli - podniósł swój napitek i zaproponował toast - -Zgoda.
-Jeśli okażesz się obrotnym człowiekiem. I nie zawiedziesz mnie, dostaniesz dostęp północy. Jako ktoś kogo mógłbym zarekomendować na dostawcę wielu towarów. Boltonowie mają tam mocną pozycje. Naturalnie podzielimy się zyskami. Chciałbym dostać listę wszystkich interesów w jakich siedzimy.- naturalnie Domeric wyśle swoich ludzi by dokładnie wybadali jakie interesy miał tu Węgorz. Wątpił jednak by ktoś pokroju Watersa dostający tak szczodrą ofertę był na tyle głupi by coś mataczyć. Domeric mógł zaproponować mniej. Dlaczego tego nie zrobił wiedział tylko on sam.
-Umowa obowiązuje. Chciałbym dostać moich ludzi z powrotem. Tych śliskich też.- coś mu mówiło, że Waters ma Węgorza albo wie kto go ma tylko struga idiotę.
- Dziewczynę oddam ci niedługo, musi trochę odpocząć po swojej przygodzie - Waters upił trochę wina - Węgorz natomiast przyjmuje interesantów na dnie Zatoki.
-Cóż widać brakowało mu zręczności.-Domeric jakoś będzie musiał pogodzić się z tą stratą.-Dziewczynę i listę interesów oddasz wskazanemu człowiekowi który zaraz tu przyjdzie. Moi ludzie są pod moją opieką, pomożemy jej. Chce też dostać tego kto ją tak załatwił. Węgorz był śliski rozumiem. Uszkodzenie dziewki jednak zapewne wynikało z niższych pobudek któregoś z twoich ludzi.
Waters spojrzał leniwie w oczy Domerica.
- Nie pomożecie jej, tak jak ja mogę jej pomóc, więc zostanie u mnie, na kilka dni. I nie będziemy o tym więcej rozmawiać.
-Dobrze ale w wskazanym przeze mnie czasie wydasz mi winnego?-Jeśli ja się pogodzę ze śmiercią Węgorza ty też musisz kogoś oddać. Założył też, że Waters wie coś czego Domeric nie wie. Gładka faktycznie mogła też być w ciężkim stanie. Nie obchodziło go to. Był dziedzicem Dredfort. Złoto, zawsze się przyda. Nie miał jednak zamiaru jeszcze bardziej wchodzić w to bagno...
Waters mrugnął spokojnie. Minęło kilka sekund, mrugnął ponownie.
- Ba - klepnął się w końcu w udo i zaśmiał głośno - Skoro nalegasz, przyjacielu.

Bolton wyszedł w towarzystwie Pająka. Ten bękart Waters drażnił go... Z drugiej strony Domeric nie za bardzo chciał się pchać w miejskie gierki. Westchnął... Niech będzie spróbuje, Węgorz był dobrym sługą. Z rozmowy z bękartem wywnioskował kilka rzeczy. Po pierwsze Węgorz miał spore szanse jeszcze żyć. Nie wątpliwie stracił interesy, cześć bądź wszystkich strażników z północy. I mocno się ukrywał... Zbyt intensywnie nawet jak na Watersa. Gdyby faktycznie go zabił, nie mówiłby o nim z takim obrzydzeniem. Widać Węgorz okazał się za śliski żeby go złapać. I ten moment kiedy się zamyślił i brak zwrotu Gładkiej. Chce jej użyć by go znaleźć i/lub przesłuchać. Nieważne Węgorz wiedział kiedy mniej więcej przyjedziemy. Spróbuje się skontaktować jeśli żyje. Dziedzic Dredfort postanowił mu to ułatwić. Wyśle ludzi by połazili trochę po mieście. Po wszystkich znanych punktach kontaktowych. Parada oficjalna w barwach Boltonów, by ułatwić sprawę ludziom których na obserwacje mógł wysłać Węgorz. Wystarczy, że dostrzegą barwy potem znajdą go na zamku. Da znać straży, że oczekuje gościa. Zresztą jego człowiek był sprytny poradzi sobie- o ile naprawdę żyje. Sam uda się na spacer po porcie tam łatwo dotrzeć do kogoś w tłumie. I mieli tam też punkt kontaktowy na wypadek "problemów" wszelakiego typu. Został jeszcze Varys. Domeric miał zamiar wejść w bliższą znajomość z eunuchem. Ludzie tacy jak on byli użyteczni. A i Domeric miał co nieco do zaoferowania...
 
Icarius jest offline  
Stary 01-09-2012, 00:27   #106
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
Rabon wiedział od razu, że przeciwnik wyglądający jak pijaczyna, zbyt dobrze się porusza. Czemu akurat on? Widać zza płaszczu wystające końcówki obu mieczy, więc możnaby zgadywać, że ma jeszcze pod nim kolczugę. Czemu więc taki oprych porywa się, mając niewielkie szansę?
Test?
Zastanowił się w myślach i wzrokiem przeleciał po twarzy obecnych.
Chcą testować moje zachowanie w sytuacjach nagłych?
Ponownie zawahał się i w końcu pomału schował sztylet z powrotem do pochwy.
Aby nie robić wątpliwości wziął zamach odgarniający na chwilę szatę, tak aby ukazać swoje uzbrojenie przeciwnikowi. Dodatkowo wyszarpnął mocno miecz z pochwy i podrzucił go do góry, łapiąc drugą ręką i wycelowywując w przeciwnika.
Pomału rozstawiał nogi tak, by przybrać najbardziej korzystną pozycje do walki, czekając na ruch przeciwnika.
 
BoYos jest offline  
Stary 01-09-2012, 21:34   #107
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Brynden miał nadzieję na pokojowe rozwiązanie tego konfliktu, lub przynajmniej na możliwość wycofania się za nim dojdzie do rękoczynów. Bastard Quentyn miał jednak inne plany. Wywijał swoim mieczem niczym kuglarz, mogło to zrobić wrażenie na nie wytrenowanych czy nieobeznanych dobrze z bronią osobach. Sztuczki techniczne nic nie warte w walce.

Wyglądał na wściekłego, krzyczał ... wprost chciał, aby ludzie się na niego rzucili. Cóż może był niezłym szermierzem, ale z pewnością miał o sobie duże mniemanie. Nawet najlepszy szermierz nie da rady gdy przeciwnik będzie miał dużą przewagę liczebną. Drugi z dornijczyków zdawał się jednak nie zwracać na to uwagi. Ciekawe na co liczył?

Brynden rozczarował się zachowaniem swojego krajana. Liczył, że tamten działać będzie z jakimś rodzajem dyskrecji. Mylił się i to był jego błąd. Ważne, aby nie powtórzyć tego w przyszłości. Chciał opuścić to miejsce razem z kobietą, ale teraz mogło to być trudne ... albo wręcz niemożliwe.

Cóż należało opuścić to miejsce jak najszybciej. Sand spiął się w sobie, nie zamierzał atakować nikogo z pianą na ustach, jeżeli jednak podejdą ... to cóż poznają szybkość jego ostrza. Gdyby udało mu się wyciągnąć kobietę z tego miejsca, cały plan byłby idealny. Jednakże przede wszystkim należało wyjść z tej sytuacji cało i szybko za nim niepowołane osoby, nie zainteresują się tą burdą.

Rycerz podniósł swój miecz ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 04-09-2012, 11:21   #108
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Królewska Przystań


Karczma Pod Wirującym Ostrzem vel Załatanym Bębnem



Przez chwilę na twarzach patronów tego felernego wyszynku rysowała się konsternacja. Rozpłatany i rosnąca wokół niego w zastraszającym tępie plama krwi, przykuł na chwilę uwagę gawiedzi. Bezmyślność cudzoziemca nie mieściła się chyba w wyobraźni obecnych. Miejsce zaskoczenia szybko zajęła jednak furia i szczęk dobywanej broni. Quentyn Sand nie mógł liczyć za bardzo na łaskę. Co więcej. Nie mógł też liczyć na kolejny dobry zamach w pomieszczeniu wypełnionym sprzętami i ludźmi. To że pierwszy imponujący cios mu się udał było niewiarygodnie szczęśliwym trafem. Kolejny zamach spowolniła ława, podwieszony pod sufitem talerz ze świecami oraz topór jednego z wściekłych obywateli Przystani.
Aria Risborn przez chwilę zastanawiała się, czy nie przyśpieszyć nieuniknionego i nie posłać Sandowi nagłej śmierci dzięki jednej ze swoich strzałek. Choć lubiła subtelne metody, to z wielkim ukontentowaniem patrzyła jak zacieśniający się tłum powala Quentyna na ziemię i dźga, kopie, rwie, aż wreszcie roztrzaskuje mężczyzńie głowę żeliwnym kotłem wytaszczonym z paleniska.
Gdy motłoch zajmował się jego pobratymcem, Brynden poczuł delikatną dłoń na swojej, w której dzierżył miecz. Risborn zrobiła krok do tyłu zmuszając go by uczynił to samo.
- Szybko - syknęła - Zaraz zajmą się nami …

W świetle księżyca

Ulice stawały się powoli coraz bardziej opuszczone. Ciemność panowała w Królewskiej Przystani.
Pająk wysłuchał uważnie opowieści Domerica o czarnoksiężnikach i żywych trupach. Cokolwiek myślał o nieprawdopodobnych wydarzeniach, które opisywał Bolton, nie zamierzał się chyba tymi myślami dzielić. Czy mu wierzył? Czy może raczej uznał to za objaw paranoi? Trudno powiedzieć.
- Co do twojej sługi - odparł ostrożnie na pytanie o Gładką - Wiem gdzie może przebywać, jednak odradzam antagonizowanie Watersa.
Wydawało się, że radził szczerze.

W poszukiwaniu kobiety

Słońce powoli zaczynało opadać ku zachodowi, gdy Lerr znalazł przekupki, które jeszcze nie wróciły do swych domów by zająć się mężami i dziećmi. Kobiety siedziały na schodach jednego z domów i rozmawiały głośno o tym, o czym kobiety rozmawiają. Jedna z nich pokazywała między palcami rozmiar czegoś, inne śmiały się radośnie, uderzając się w uda z głośnym trzaskiem. Gdy bard wreszcie zwrócił się do nich ze swoim pytaniem, były w bardzo dobrym humorze.
Jedna z nich, prowodyrka tego małego stada, uśmiechnęła się szeroko czerwonymi zębami i wyciągnęła rękę po parę groszy. Dostawszy monetę pocałowała ją i wcisnęła za gorset sukni.
- Kobieta, której szukasz, kochasiu, była wczoraj Pod Załatanym Bębnem - uśmiech nabrał niepokojącego charakteru. Pod Załątanym Bębnem doszło wczoraj do niezłej burdy, poszły w ruch ostrza, skończyło się na kilku trupach.

Doki Królewskiej Przystani

Robiło się ciemno. Przystań była największym siedliskiem ludzkim, jakie Snow kiedykolwiek odwiedził, a zbieranie plotek okazało się wyjątkowo czasochłonne. Nogi zaniosły barda z północy do portu, tam było przynajmniej troche chłodniej, trochę ciszej i trochę mniej przytłaczająco. Robar odetchnął głębiej, o szybko okazało się złym pomysłem. Może i przystań o tej porze była miejscem spokojnym, ale była też miejscem przesiąkniętym bukietem wyjątkowych woni.
Gdy mężczyzna próbował pozbyć się resztek trującego powietrza z płuc, jego uwagę zwrócił niewielki statek o czarnych żaglach zabijający do portu po cichu i bez pośpiechu. Stateczek, a właściwie łódka, zacumował w cieniu jednego z wielkich okrętów, które obecnie stały niemal puste - nie było chyba w porcie marynarza, który wolałby spędzać noc na statku, gdy w pobliżu burdele aż pęczniały od żywca.
Choć trudno było powiedzieć, że doki są całkiem opuszczone, to jednak przybycie łajby do Przystani odbywało się bardzo dyskretnie, wręcz niepokojąco. Nie minęło kilka chwil a marynarze spuścili trap, po którym przeszła ciekawa procesja. Na początek na ląd zszedł wielki i tłusty mąż o śniadej cerze z przytroczonymi do pasa dwoma zakrzywionymi mieczami. Na plecach niósł szczelnie zawinięty, sporych rozmiarów tobół. Za nim kroczyło dwóch zbrojnych, z krótkimi mieczami i łukami na plecach. Potem, poganiana ostrzem włóczni po trapie przebiegła postać osłonięta przed wścibskimi oczami grubym, brudnym kocem. Jej bose stopy plaskały po deskach przystani, a wtórowało im pobrzękiwanie ciężkich łańcuchów, które pętały jej kostki, dając jedynie tyle swobody ile potrzeba na drobne kroczki. Łańcuchy u nóg łączyły się z tymi, które zaciśnięte były wokół przegubów postaci. Snow był prawie pewien, że pod kocem kryła się kobieta. Nie widział ani twarzy, ani reszty sylwetki, ale wąskie kostki i delikatne dłonie mogły należeć tylko do kobiety albo do eunucha.
Na koniec stateczek opuściło jeszcze dwóch zbrojnych i niewysoki, łysiejący mężczyzna, który nerwowo naciągnął na twarz kaptur długiego płąszcza gdy tylko jego stopy dotknęły pomostu.
Jego głos nie docierał do Robara, ale gesty drygowały pozostałymi. Szybko ustawili się w szyk, najpierw dwóch zbrojnych, potem jeniec, kolejnych dwóch zbrojnych, mężczyzna w kapturze i tłuścioch na koniec. Ruszyli wgłąb lądu, prosto na Snowa, którego do tej pory ukrywał cień jednej z łajb.




Inne miejsca

Wino w Braavos

Mężczyzna, widząc uzbrojenie Rabona zbladł nagle, zrobił chwiejny krok do tyłu mamrocząc coś pod nosem, rzucił nóż pod nogi młodego Bara i uciekł z podkulonym ogonem, przedzierając się przez tłum, który z kolei nagrodził pokaz radosnymi okrzykami i gwizdami.
- Chodź przyjacielu! - ktoś podszedł nieco bliżej do młodzieńca, jednak nie na tyle blisko by narazić się na wybuch jego temperamentu - Zasłużyłeś na najlepsze wino w Braavos!



Na morzu

Donchad szukał dziewczyny prawie wszędzie. Gdy wreszcie zajrzał do ładowni, jego uwagę przykuł okrąg światła gdzieś pomiędzy skrzyniami i beczkami z zaopatrzeniem. Migotliwemu światłu, pochodzącemu najprawdopodobniej ze świecy, towarzyszyły głosy, które znał z pokładu swojego statku - jego ludzie.
- No to rzućmy monetą - mówił jeden.
- A pieprzyć to, nie będę czekał na swoją kolei. Taki jesteś obrzydliwy, że nie możemy na raz? Coś ci się we mnie nie podoba?
- Śmierdzisz, ot co.
- Wszyscy śmierdzimy, jesteśmy piratami na cholernym statku!
Dyskretne kroki zaniosły kapitana w stronę rozmowy. Gdy tylko widok przestały mu przesłaniać beczki z solonymi śledziami, znalazł swoją zgubę. Dziewczyna leżała związana na deskach w kręgu światła rzucanego przez kaganek. Nad nią stało dwóch psubratów, zabierających się właśnie za rzemienie przy spodniach. Ich zdobycz miałą w usta wepchniętą jakąś szmatę i cienką strużkę krwi zaschniętą pod nosem. W jej oczach natomiast lśniła nienawiść. Słabnący sztorm przechylił pokład tak, że i dziewczyna i kaganek przesunęły się tam i z powrotem po pokładzie.
- Co za pogoda - zaczął narzekania jeden z oprawców.

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 05-09-2012 o 00:53.
F.leja jest offline  
Stary 05-09-2012, 13:44   #109
 
Fenris's Avatar
 
Reputacja: 1 Fenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skałFenris jest jak klejnot wśród skał
Ulice Królewskiej przystani z każdym kolejnym krokiem Robara stawały się coraz bardziej obrzydliwe. Pogardzał "ucywilizowanymi" miejscami od dawna, a to zdawało się być kolebką wszystkiego czego nienawidził. Z każdej strony osaczały go kamienne i drewniane budynki wywołując w nim uczucie klaustrofobicznego niepokoju. Nie miał przy sobie swojej ulubionej broni, gdyż w tak zatłoczonym mieście i tak do niczego by się przydała, a to jeszcze bardziej wprawiało go w nerwowy nastrój. Robar był zirytowany jak chyba nigdy dotąd.

- Czemu do kurwy nędzy, uległem namowom Domerica, nie trzeba tu było przyjeżdżać. - Pomyślał kopiąc tobołek, który akurat leżał na drodze, a który okazał się być ścierwem jakiegoś zwierzaczka. - To będzie świetna przygoda - mówił kiedy wyruszali. - Przygoda...jasne.

Prawda była jednak taka, że Robar po prostu się nudził. Nie był to zwyczajny teren jego działań, a odkąd opuścił przed wejściem do miasta Domerica, nawet nie miał z kim porozmawiać. Już trzeci dzień krążył po karczmach i gospodach tej kloaki, zbierając najróżniejsze plotki. Jego niski i szorstki głos, tak inny w porównaniu z tutejszymi głosami wymuskanych paniczyków, był dla ludzi miłą odmianą, więc napitku czy jedzenia mu nie brakowało. Jednak mimo tego, wyglądało na to, że przybyli tu z Domericiem w złym czasie. Może i śmierć, czy raczej zabójstwo, namiestnika było doniosłym wydarzeniem, ale wśród prostaczków uchodziło za nie więcej niż ciekawostkę, a już na pewno nie powodowało destabilizacji Królestwa, na co po cichu miał nadzieję. Zastanawiał się przez chwilę czy nie nawiązać kontaktu z Dornijczykami, o których było głośno, ponoć wzbudzali niemałe zamieszanie gdziekolwiek by się nie pojawili. Jak wiadomo Dorne nie było dobrym przyjacielem Królestwa, więc może udałoby się zawiązać choćby nić współpracy, wcześniej jednak musiał dowiedzieć się o nich czegoś więcej. Wiadomość o olbrzymich długach korony była przyjemna dla ucha, ale nic więcej, nie miał pojęcia o pieniądzach, więc nie miał pomysłu co zrobić z taką informacją. Zbliżał się wieczór kiedy do jego uszu dotarła w końcu rozmowa, która przyciągnęła jego uwagę. Większość ludzi wyśmiałaby ją jako szaleństwo, ale nie on. Jeden z pijaczków zarzekał się, że widział jak ubiegłej nocy jego martwy kolega wstał o własnych siłach. Kiedy Robar postawił mu kubek wina przysięgał na wszystkie świętości, że to prawda. Ta informacja zmroziła krew w żyłach Robara, jeśli Inni, lub ich wysłannicy dotarli tak daleko na południe nie będzie przed nimi ucieczki. Postanowił, że da znać Domericowi, jak tylko go spotka, była to sprawa najwyższej wagi, najpierw jednak musiał dowiedzieć się więcej. Domeric być może nie wyśmiałby go otwarcie, ale jedna historia pijaczyny to za mało, żeby zawracać dupę wielkiemu Boltonowi. Resztę wieczoru spędził pytając tu i ówdzie czy ktoś nie słyszał o podobnych przypadkach, lecz jedyne co udało mu się ustalić to historia, o pewnej kobiecie, której coś zeżarło psa, wyglądało więc na to, że umarli nie rozprzestrzeniali się masowo, co dawało nadzieje, na zduszenie w zarodku tej "epidemii".

- Tej nocy już nie usnę - Pomyślał spacerując nieopodal wybrzeża. Myśl, o tym, że umarli mogliby opanować królestwo nie dawała mu spokoju. - W jaki do cholery sposób przedostali się przez Mur? - Nawet intensywne myślenie nie zbliżyło go jednak do rozwiązania zagadki. W Mur wplecione były pradawne zaklęcia mające upewnić się, że taka sytuacja nie zaistnieje. Robar wiedział, że umarli nie powstają z własnego kaprysu. Nie wiedział jak, ale to Inni wskrzeszali martwe ciała swą obrzydliwą magią? Alchemią? Nie miał pojęcia, był to jednak fakt. Czy to możliwe, że jeden z nich przybył tu za nimi? A może było ich więcej? Przez chwilę nawet rozważał czy nie zabić kogoś w zaułku krótkim mieczem, który nosił przy sobie, aby zastawić pułapkę, szybko porzucił jednak tą myśl zrodzoną z niczego więcej jak z desperacji.

Jego rozważania przerwał nietypowy widok niewielkiego okrętu z czarnymi żaglami wpływającego w absolutnej ciszy do portu. Nie mając nic lepszego do roboty postanowił zaczaić się aby zobaczyć jaki to cenny łup trafi tej nocy do stolicy. Kilkoro uzbrojonych mężczyzn wyprowadziło jeńca, który z tej odległości wydawał się być płcią piękną, a przewodził im niewysoki łysawy człek o którym Robar nie mógł powiedzieć, że wyglądał jakoś szczególnie. Jego strażnicy nie wyglądali jednak na amatorów.

- Pięknie! kolejna niewiasta potrzebuje ratunku - Pomyślał z przekąsem. Jednak już po chwili przeklinał sam siebie w myślach, wiedząc, że nie potrafi się powstrzymać. Na Bogów, tak bardzo potrzebował rozrywki. Uśmiechnął się mimowolnie.

Kiedy cały pochód ruszył w stronę miejsca gdzie się ukrywał, uśmiech zamarł. Rozważał czy nie udawać pijanego i pozostać na miejscu otulając się jakąś przesiąkniętą szczynami derką leżącą nieopodal, jednak uznał, że Ci ludzie nie po to tyle się trudzili, żeby teraz zostawiać świadków. Najciszej jak mógł wpełzł pod odwróconą dnem łajbę, w której cieniu pozostawał do tej pory. Spodziewał się, że kryjówkę muszą mieć niedaleko, taki oddział z pewnością przyciągał uwagę. Jedna rzecz nie dawała mu spokoju. Czemu na jaja Innego potrzeba było aż szczęściu mężczyzn do eskortowania kobiety w łańcuchach, które pobrzękiwały cicho z każdym krokiem tej tajemniczej osoby...
Po chwili jednak pochwycił lekko zmurszałe szmaty, otulił się nimi i lekko zataczając się na wszelki wypadek, ruszył za niczego nie podejrzewającą grupą.
 

Ostatnio edytowane przez Fenris : 05-09-2012 o 20:05.
Fenris jest offline  
Stary 05-09-2012, 17:30   #110
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Spacer w świetle księżyca


Doświadczenie Robara w ukrywaniu się okazało się przydatne nawet w tym nieprzyjaznym mu otoczeniu. Poza tym, śmierdzący pijaczyna chyba nie figurował w świadomości śledzonych przez niego ludzi wysoko na liście potencjalnych zagrożeń.
Grupa wybierała wąskie, ciemne, mało uczęszczane uliczki. Z jednej strony było to zupełnie zrozumiałe - nie chcieli zwracać na siebie uwagi. Z drugiej, stwarzało szansę dla kogoś, kto chciałby ich zaatakować - wąskie uliczki nie sprzyjały walce w grupie. Jeniec chyba zdawał sobie z tego sprawę, gdyż zatrzymał się nagle w wąskim przesmyku między zamkniętymi już kramami. Co zamierzała, w krępujących ruchy kajdanach? Pierwszy z podążających za nią strażników zamachnął się, dzierżoną w ręce pałką, by zmotywować ją do dalszego spaceru ...
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172