Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2012, 15:29   #9
Kawairashii
 
Kawairashii's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znany
Gdy Caris wydostała się z bunkra, reszta już czekała na zewnątrz. Ubuntu był lekko umorusany siwą glebą. Ender i Gharsham zmierzyli dziewczynę skrępowanym wzrokiem podczas gdy Ubuntu zbierał resztki swej godności, po niefortunnym upatku, poprzez wpatrywanie się w krajobraz i nie zwracanie na trójkę uwagi. Miasto nie wyglądało w żaden pozaziemski sposób. Prócz braku kolorów. Normalne zabudowania przypominające najzwyczajniejszą pustynną aglomeracje miejską. Budynki niewyrastające powyżej drugiego piętra, płaskie dachy, prawie każdy skonstruowany w inny prowizoryczny sposób, jeden z blachy, inny z drewna, strzechy bądź innego materiału. Tak jakby przedtem istniało w tym miejscu miasteczko, jednak po przejściu kataklizmu, odejściu tubylców i przybyciu nowych mieszkańców, rejon ponownie został zasiedlony. Każdy starał się żyć zachowując tyle dumy ile obecnie posiadał.
Przed nimi stał najsolidniej wyglądający budynek z kilkoma wejściami, jednak po napisach oraz ich braku z zaledwie jednym małym okienkiem wnioskować można że znajdowali się na zapleczu jakiegoś swojskiego centrum handlowego. Przy bramie dostawczej jednego z nich stał wąsaty mężczyzna po pięćdziesiątce, wpatrujący się w czwórkę przy baraku. Jego wąsy choć obszerne i łączące się z bokobrodami były równo okrojone i starannie pielęgnowane. Miał na sobie dość normalny ubiór, najwyraźniej miał sporo szczęścia przy losowani bądź uzbierał własny zestaw ubrań z ciał tych którzy już ich nie potrzebowali. Wąsacz spojrzał na dziewczynę i kiwną ku niej, delikatnie chwytając za róg swojego melonika. Po czym kontynuował konsumpcję jabłka odkrajając kawałeczki przy pomocy brzytwy. Ender poprowadził trójkę na prawo, mijając wąsacza mdłym uśmiechem.
-Samson. Nasz Chirurg Golibroda, jeśli macie jakiś problem z zębami także się tym zajmie.
Znajdowali się na głównej drodze, po lewej front salonu fryzjerskiego z kręcącym się charakterystycznym biało czerwonym lizakiem przy wejściu i lekko zakrwawionym stołem chirurgicznym za kurtyną na tyłach salonu. Przy nim dość spora dwupiętrowa posiadłość z obszernym balkonem. Na parterze znajdował zabarykadowane deskami drzwi i okna. Za posiadłością kolejny, przyłączony budynek którego zaplecze, Ubuntu zdołał spamiętać. Było tam małe zejście oraz szyld z napisem „Bar”. Z przodu było widać pewne renowacje oraz dwóch mężczyzn z młotkami i gwoździami obracającymi się w ich stronę. Jeden z nich chodził o kuli, a drugi miał charakterystyczną koloratkę na szyi wskazująca na powiązania z kościołem.
-Hitklif i Clark. Pastor Barman i Lokaj byłego Opata i obecnej Ksieni, także lokalna Złota Rączka.
Rzucił Ender machając do nich dłonią. Pastor kiwną subtelnie głową po czym wrócił do pracy, na co kaleka hojnie odwdzięczył się o wiele żwawszym powitaniem, odprowadzając grupkę wzrokiem przez krótką chwilę.
Po prawicy natomiast stał dość spory budynek z małym ogródkiem wygospodarowanym w miejscu byłej szopy, umiejscowiony nieopodal sklepu z narzędziami. Nikogo jednak nie było wewnątrz. Dalej kolejny zadekowany budynek, ten wyglądał na zamieszkany. Okna były czyste, a wewnątrz paliła się świeczka. Dachy wszystkich zabudowań były połączone grubymi kablami, a w centrum placu gdzie krzyżowały się trzy drogi, na środku zniszczonej fontanny stał wbity pal w którym łączyły się wszystkie kable.
W jednym z budynków znajdował się sklep w którego wnętrzu pewna kobieta z dzieckiem dokonywała zakupu. Osoba za ladą nawiązywała właśnie z nią rozmowę, razem wyglądali na szczęśliwych, podczas gdy trzymany za nadgarstek dzieciak próbował dotknąć jak najwięcej towaru. Nie wyglądał na zainteresowanego ludźmi na zewnątrz.
-Omar, Dora i tego małego nie pamiętam. Dora zajmuje się kulturą, czyli obecnie przedszkolem. Także jeśli macie jakieś sprawy papierkowe może wam pomóc. Jest dobra z prawa. Omar opiekuje się naszymi dobrami, wszystko co na stanie magazynów podlega jego władzy.
Miasteczko powoli się kończyło, pozostało jedynie kilka innych budynków jednak Ender nie objaśniał ich wszystkich. Prócz jednego który zasługiwał na dodatkowy opis. Był pusty, ale nie zadekowany, wewnątrz było widać broń wszelkiej maści i kombinezony do nurkowania. Całość wyglądała na budkę lokalnego szeryfa.
-Od kiedy zniknął były Opat i jego zastępca, w mieście brakuje nam chętnych na wyprawy w nieznane. Nikt nie chce ryzykować, a w pojedynkę nie wolno się wybierać. Sam bym się zgłosił ale pracuje na farmie u Liry. Prócz tego nie pozwoli mi wychodzić, od zawsze nowi przejmowali pałeczkę. Gdyby nie wy, sprawy mogłyby się potoczyć w nieciekawym kierunku. Jestem pewien że wkrótce zobaczycie wnętrze bazy wypadowej.
Na końcu jednej z trzech głównych drug w mieście znajdował się budynek przypominający szopę oraz ogrodzone niskim płotem pole z nagrobkami, wzgórzem oraz kościołem na samym szczycie. Kościół przypominał bardziej dom rodzinny, ciemne chmury pędzące zza horyzonty w tle kościołka nadawały mu dość ponury wygląd. Ender poprowadził nowo przybyłych na sam szczyt wzgórza i zapukał do drzwi. Z niego, trójka mogła rozejrzeć się po mieście. Trochę dalej od głównej drogi znajdowały się także inne domki i szopy. Na horyzoncie nic tylko piach i spalone drzewa. Co jakiś czas szczątki ludzkie i czaszki zwierząt, wraz z porywanymi wiatrem suchymi krzakami. Po jednej stronie przepaść, a po drugiej odległe góry z czarnymi chmurami przeszywanymi piorunami. Wszystko w czerni i bieli. Cienie budynków robiły się coraz dłuższe, a kilka pominiętych przez Endera osób w tle zwiększało tempo marszu oglądając się w stronę gór.

***

Drzwi otworzyła kobieta o łagodnych rysach i czarujących oczach. Jej włosy nie były w pełni siwe jednak wychudzone dłonie oraz wyraźna linia ust wskazywały na powagę wieku. Ender nic nie mówił, czekając na reakcję kobiety. Ta zmierzyła wszystkich wzrokiem, szybko zauważając pewien problem.
-Lubisz róż?
Spytała Gharsama, po czym chwyciła go za nadgarstek i poprowadziła za sobą.
-Zdejmuj to, wyglądasz jak pajac. Właźcie, właźcie. Myślałam że już nigdy się nie obudzicie. Ludzie zaczęli się niecierpliwić, brakuje nam pieprzu, cukru, nici. Gharsam, chyba mam tu coś dla ciebie.
Starsza Pani otworzyła szafę na odzież i zaczęła chaotycznie wyjmować różne ciuchy. Wreszcie trafiła na flanelową koszulę w kratę, podarowała ją Gharsamowi, po czym wskazała na Caris palcem i poprowadziła do następnego pokoju.
-Widzisz że dziewczyna nie ma co na siebie włożyć, a mimo to sam paradujesz w damskich ciuszkach. Ubieraj się w to, a ten golf daj dziewczynie. Bez dyskusji. Ender, jesteś świadkiem, podarowałam mu koszulę, a golf idzie do dziewczyny, jasne?
-y.. tak, oczywiście. Gharsam, Caris, Ubuntu, poznajcie Lirę, naszą Ksieni. Razem z Orlando pomagamy z uprawą roślin w mieście.
-Nie mądrzyj się, jak będą ciekawi to sami się spytają.
-em.. tak, przepraszam.
Lira stanęła na chwilę, opierając nadgarstki o biodra, wpatrując się w czwórkę.
-Jedliście już? Pewnie nie. Caris dziecinko jesteś już gotowa? Pomożesz mi w kuchni. Ender nakryj do stołu i zawołaj Orlando. Albo nie, Ubuntu nakryj do stołu, naczynia masz w szafie, weź głębokie talerze, pięć, albo sześć talerzy. Gharsam zawołaj Orlando, jest w szklarni. Ender ty biegnij po Samsona.. albo zwołaj lepiej trzech mężczyzn, eh.. Matylde także jeśli będzie się upierała i patrolujcie teren. Idzie burza, trzymajcie gardę póki nie przejdzie. Później zapraszam na obiad. Będzie pomidorowa.
W pokoju w którym znalazła się Caris znajdowało się duże łóżko, komoda i szafa na długość ściany. W oknach były wstawione kraty. Na ścianie tapeta w kwiecistych wzorach oraz fotografie tubylców z czego w kilkunastu miejscach tapeta była jaśniejsza. Kilka z ramek było zdjętych.
Pokój gościnny znajdował się tuż przy wejściu, zaraz przy schodach na drugie piętro. Wewnątrz znajdowało się wystarczająco wiele foteli sof i puf by usadowiać połowę miasta, najwyraźniej było to miejsce narad, bądź kobieta bardzo ceniła sobie obecność gości. Na każdym fotelu, lustrze, karniszu, czy wazonie, mnóstwo falbankowych podstawek i zwisających, wzorzystych dekoracji. Stół jadalny znajdował się w kuchni, a w samym jej centrum, olbrzymi piec kaflowy na węgiel. W kuchni znajdowało się wyjście na zewnątrz, już z progu było widać obszerne pole za domem i trzy szklarnie z czego jedna nieskończona. Wewnątrz jednej z nich, jakiś ruch, to pewnie Orlando.
 
__________________
Kawairashii jest offline