Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2012, 12:34   #38
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Detlef, który jako pierwszy był na nogach, dokonał ponownego przeglądu zawartości kuchennych szafek i spiżarki. Efektem tego przeglądu były nie tylko zapasy jedzenia, które dla kogoś, kto lubi dobrze zjeść starczyłoby na dobry tydzień, ale i dwie butelki dobrego wina, oraz niewielka flaszka spirytusu. Zabezpieczywszy szkło przed stłuczeniem Detlef dorzucił jeszcze lampę i zapas oliwy wystarczajacy na dobę palenia się.


Ulewa, jaka dopadła ich godzinę po wyjściu ze świątyni, nie dość, że zmoczyła ich do suchej nitki, to jeszcze zatarła ślady bandy żywych trupów. Z tą suchą nitką (przynajmniej w przypadku Detlefa) to była lekka przesada, ale i tak musiał przyznać, że nie miałby nic przeciwko możliwości osuszenia się. Niestety napotkana wioska nie była w stanie zaoferować mu takich przyjemności i to bynajmniej nie z powodu braku gościnności.
- Najlepiej ich spalić - zaproponował Detlef.
Drewna mieli pod dostatkiem - wystarczyłoby rozebrać kilka płotów i dorzucić jakieś rozwalone drzwi.
Ciał dorosłych nie było. Wniosek był prosty - nekromanta postanowił zwiększyć liczebność swego oddziału. Trzydzieści chat to jakaś setka mieszkańców. Jeśli się odliczy dzieci... Można śmiało założyć, że po okolicy grasowała banda licząca około stu chodzących i mordujących wszystkich trupów. Jak walczyć z czymś takim? Albo znaleźć dobry oddział wojska i zwalczyć plagę ogniem i żelazem, albo dopaść maga.
I jedno, i drugie zdało się Detlefowi trudne do zrealizowania, przynajmniej uwzględniając jego możliwości.


Nieszczęście, jakie dotknęło świątynię i Schtadtdorf, jakimś trafem ominęło faktorię, której mieszkańcy żyli sobie spokojnie, nieświadomi tego, co się dzieje w okolicy. Detlef postanowił zburzyć ten spokój. Nie bardzo obchodziło to, czy ktoś mu uwierzy, czy też nie. Chociaż opowieść o hordzie nieumarłych wyglądała jak bajka, lepiej było ostrzec 'tutejszych' przed złem, które wałęsało się po okolicy.
- Detlef von Halbach - przedstawił się. Może, dla dodania wagi swym słowom powinien się przedstawić jako reprezentant elektorki, ale wolał nie kombinować. - Coś byśmy zjedli, ale są ważniejsze rzeczy. Nieumarli pozabijali kapłanów w świątyni Morra - machnął ręką w stronę, gdzie (teoretycznie przynajmniej) znajdowała się wspomniana świątynia - i wycięli w pień mieszkańców Schtadtdorfu.
- Ale tam mieszkało jakieś osiemdziesiąt osób - powiedział Mort Allintz z niedowierzaniem w głosie.
- Ale już ich nie ma - odparł Detlef, niezbyt się niedowierzaniem przejmując. - Możesz pan kogoś posłać. Zostały same dzieci, które pochowaliśmy. Reszta została uprowadzona, lub zamieniona w chodzące trupy. W tym ostatnim przypadku będzie ich jakaś setka.
 
Kerm jest offline