Crothar rozważał propozycje, podczas gdy jedna z kelnerek masowała jego kark. Uwielbiał Waterdeep. Jedyne miasto, w którym było obojętne, kim jesteś grunt byś miał złoto. Gdy kelnerka zeszła z karku na plecy był wniebowzięty. Propozycja była kusząca. Nie z powodu pieniędzy te są ulotne i zawsze szybko je wydawał. Ale na tym targu jeszcze nie był. Podmrok sam w sobie jest kuszący. Walka niebezpieczeństwo to jest to, a po wszystkim powrót do przytulnej karczmy z dobrze zarobionym złotem.
Następnego dnia obudził się skoro, świt spojrzał na kelnerkę, nawet nie wiedział jak ma na imię, nie ważne to, delikatnie odgarnął rudy kosmyk z jej twarzy i w stał. Sprawdził sprzęt, zapakował wszystko, co potrzebne i ruszył na miejsce spotkania.
Przybył pierwszy. Uśmiechnął się paskudnie na słowo „Szlachetnych”. Oparł się o ścianę tak by moc obserwować zarówno przechodniów jak i nowo przybyłych. Z kolei przechodnie i nowo przybyli mieli niemiłą przyjemność podziwiać go. Ciemno niebieska skóra i białe oczy oraz zęby. Pierwsze rzucały się w oczy. Gdy ktoś w końcu wchodzący mógł się skupić na całej sylwetce dostrzegał, że PółOrk ma lekko ponad sześć stóp wzrostu. Ani grama tłuszczu a za to prężące się wszędzie mięśnie. Włosy lekko ciemniejsze niż skóra swobodnie opadały mu wokół całej głowy.
Obok niego ostrzem do góry stał oparty o ścianę topór.
Była to naprawdę dobry kawał stali i drewna. Na sobie miał ubranie podróżnika.
Gdy usadowił się wygodnie zwrócił się do Kupca, który go wynajął.
- Crothar tak rozumie umowa. Ty płacisz za ochronę siebie i towar. Crothar Chroni cię i towar w tej kolejności. Crothar słucha tylko twoich poleceń. Crothar Chce też wiedzieć, co będzie zabijać.
Ork wypowiadał się płynnie z lekka akcentując r. Jak to mówił zdawał się być bardziej pochłonięty obserwowaniem tłumu niż swym rozmówcą. Ręce bezwiednie obracały mały klocek drewna.