Po opuszczeniu klasztoru Durin rozsiadł się wygodnie na wozie, tam gdzie przeważnie to robił. Stalowa tarcza, młot i topór leżały obok, by w razie potrzeby można je było prędko dobyć i z nich skorzystać. Khazad rozglądał się uważnie. Coraz częściej miewał wrażenie, że jego wyprawa z grupą napotkanych najemników zmieni go z historyka w wojaka. Często łapał się na tym, jak rozgląda się przy załatwianiu potrzeb fizjologicznych gdzieś na boku. Znacznie wyostrzyła mu się czujność. Nie był tak beztroski jak jakiś czas temu. Wstawał wcześnie i nie czuł się taki zmęczony jak do niedawna. Może dlatego, że przyzwyczaił się do tępa jazdy na wozie.
-Ej panie Detlefie!- rzucił gromko -Widziałem, jak strzelasz z kuszy... Jakoś nigdy nie było mi dane obsługiwać tej broni... Pokazałbyś mi jak z tego strzelać w wolnej chwili?- spytał.
Humor zepsuł mu deszcz, który nie tylko przemoczył go do ostatniej nitki, ale i niszczył zbroję. Co prawda nie tak nagle, ale gdyby khazad przestał dbać o pancerz prędko mógłby stracić ten, który miał. Apropo humoru, to było dość dziwne. Mimo iż zmierzali w kierunku, w którym udała się horda ożywieńców, on miał dobry humor. No, do czasu jak nie spadł na nich deszcz.
Schtadtdorf okazało się bardzo ciekawym i kolorowym miejscem. Durin zauważył jak czarne żarty Boćka zaczęły mu się udzielać. Krew i ślady trupów. Czyli, to co grupa najbardziej lubiła. Brodacz rozglądał się po okolicy, nie schodząc z wozu. Gdyby zaszła potrzeba ucieczki powrót na wóz mógłby okazać się zdecydowanie opóźniony przez Durina.
-Całkiem tu przytulnie... Tylko gdzie wszyscy mieszkańcy?- spytał na głos, lecz odpowiedź była mu dobrze znana. Tak samo jak i reszcie kompanów. Ożywionych trupów musiało być więcej. Znacznie więcej.
Kiedy w końcu opuścili to wielkie pobojowisko, krasnolud odetchnął z ulgą. Nie żeby odczuwał niemały stres będąc na miejscu narodzin kolejnej hordy zombich. Po prostu nie podobała mu się aura miasta. Gdy dotarli do faktorii, w której mieszkańcy nie byli świadomi horroru, jaki toczył się niedaleko, Durin milczał. Wiedział, że towarzysze lepiej się wygadają niż on sam. Zaparł się o drzewiec młota i spoglądał na Detlefa, który jako pierwszy wziął się do gadania.
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |