— W porządku, to bezdomny pójdzie do świątyni — stwierdził Zagrak. — Nie sądzę, jednak, aby kapłanon spodobało się, że prześladujemy ludzi, którzy się u nich chronią. Proponuję, by reszta z nas chodziła po mieście i ostentacyjnie pytała się o gang tego... jak mu tam. Bel... coś tam. W każdym razie, jak znam życie, wkrótce sami zwrócimy jego uwagę. Ten żałosny złodziejaszek to nie żadna gruba ryba, to się raczej nie ma co go obawiać.
Gdy później wychodzili z kasyna, Drugnarson zaczepił Dojana.
— Jestem Zagrak Drugnarson — przedstawił się. Widać było, że traktuje go z większą przychylnością niż innych, gdyż wcześniej mówił raczej chłodnym tonem, a teraz dało się wyczuć sympatię. — Skąd przybywasz, bracie? |