Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2012, 00:25   #211
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Widły

Duży budynek do którego zaprowadziła ich kapłanka, okazał się całkiem dobrze przygotowany do obrony. Ściany miał kamienne a dach wzmocniony. Przy otworach strzelniczych, ustawiono wianuszki strzał i kilka oszczepów. Na środku palił się ogień, ale ujście dymu było zakratowane i nie dało się tamtędy dostać do wnętrza. Do środka prowadziły solidne dębowe drzwi, zamykane od wewnątrz na wielką sztabę. Forteca to nie była, ale jak na niewielką przecież wieś, dawała pewne poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza jeśli w razie czego można się było stąd wydostać poza wioskę…

Budynek nie był bynajmniej pusty, ani opuszczony. Mężczyźni uczestniczyli w walce na palisadzie, lub jak teraz, za umocnieniami. Tuj zaś swoją role miały do odegrania kobiety. Było ich tu na oko koło trzydziestu, wiec było dosyć tłoczno. Na siennikach leżało kilku rannych, od czasu do czasu pojękując z cicha. Ku uldze Alberta wyglądali na faktycznie rannych w boju a nie na ludzi w dalszym stadium znanej mu choroby. Na tyle, na ile potrafił to ocenić oczywiście. Przy ich łożach kręciło się kilka zajmujących się nimi niewiast. Inne pełniły straż przy otworach strzelniczych, szykowały strzały, gotowały jedzenie i prały bandaże. Nieliczne zajmowały się dziećmi, których było tylko troje, w tym jedno przyssane do matczynej piersi niemowlę.

- Zaraza? Jaka zaraza? - zdziwiła się stara kapłanka - Nie wiem nic o żadnej zarazie. Ludzie tutaj cieszą się błogosławieństwem Pani Światła, Ona daje im siłę, aby bronili swych domów, rodzin i dzieci. Ona jest też opiekunką matek i nie może patrzeć jak mordowane są dzieci a matki cierpią. Choć to bogini miłosierdzia, to jednak są na tym świecie istoty, którym ono się nie należy. Dla nich jest tylko żelazo, ogień i śmierć. -

- Pomóżcie nam, ale Ty i twój druh tez je dostaniecie, jak obiecałam. Nie każdy na nie zasługuje, dlatego musiałam poddać was próbie, ale dzięki niemu będziecie chronieni przed chorobami i dostaniecie siłę do walki z pomiotem mrocznych i innym złem, jakiego na tej umęczonej ziemi bez liku. -

- Ze wsi nikt nie uciekł, bo nie spodziewaliśmy się ataku. Wszyscy mieszkańcy są tutaj, lub polegli już w walce. Oprócz dzieci, po które idziemy… Ostatnimi, którzy opuścili wioskę parę dni temu, był jakiś Łowca czarownic i jego orszak. Fanatyk i zły człowiek. Wiem to. Wystarczy mi spojrzeń na człowieka, aby to wiedzieć. Taki mam dar. Zwerbował kilku chłopów, aby jechali razem z nim. Ponoć jakieś czarownicy szukać, co to lokalne wioski jadem i zarazą zatruwa. Ja tam o żadnej nie słyszałam, ale On kilku przekonał i odjechali w stronę Gladbach. Co jak co, ale gadać to On umiał. Niedługo potem nadeszły gobliny. -


Angela zaprowadziła ich w pobliże jednego z filarów podtrzymujących strop budynku. Warte pełni tu dwie wieśniaczki. Mierzwa od razu ocenił, ze przy nich nie musi się obawiać o dające czasem o sobie znać, skutki wypicie magicznego eliksiru. Na Alberta zaś spoglądały tak, że przypomniał sobie o swoje starej niani z dzieciństwa i jej dębowym wałku do ciasta.... Mimo to baby miały w wielkich łapskach topory i wyglądały na takie, które potrafią użyć ich do czegoś innego, niż tylko rąbani drewna. Na znak staruszki wydobył sprytnie ukryte w podłodze łańcuchy i odciągnęły drewnianą klapę prowadzącą w głąb ciemnego tunelu. Powietrze bijące z czarnej dziury było ciężkie i zatęchłe, do tego śmierdziało szczurzymi odchodami.

- Mówiłam, że nie będzie miło. Tylko starszyzna wiedziało jego istnieniu i nikt nie używał go od lat. Idę po jeszcze dwie baby. Obydwie to matki porwanych. Potem, jeśli chcecie możemy ruszać. -

Bitwa

- Bramę?! Teraz chcesz za bramę, jednooki? A kto wtedy będzie kozojebne obsrajtuchy? Chowającym się za palami i świńskim gnojem, tchórzliwym gównojadem? A może siedzieć se za tymi balami, aż po nas też przyjdą i zarżną? Nie bratku, chcieliśta się bić, to będziemy się bić. Tu i teraz! Dalej chłopy! -

Odpowiedz kowala nie pozostawiała wątpliwości, co do możliwości schronienia się za bramą. Szaleństwo w jego oczach również. Rządza krwi aż kipiała z tego człowieka, podobnie jak z tych, co za nim podążali.

Taktykę dalszej walki ustalono błyskawicznie. Oliwa poszła ruch. Vogel, samozwańczy przywódca chłopskiej armii prowadził do boju. Szybko okazało się, ze aby użyć oliwy, zgodnie z ich zamysłem przeciw obydwu atakującym formacją, trzeba było więcej rąk do pracy. Na szczęcie te zapewniło chłopstwo. Wielki kowal bez widocznego wysiłku zdjął z wozu największą beczkę - ogromną kadź, w której z powodzeniem mogło się wykąpać dwóch ludzi i biegiem zataszczył ją na pozycje. Inni czynili to samo z większymi i mniejszymi pojemnikami. Kierowani przez Gislana, Felixa, Vogla i Bruna, szybko rozlali dwie linie, tylko czekające na podpalone już strzały elfa i Hainza. Na wozie została ledwo trzeci część ładunku, ale tym mało kto oprócz Gottriego się teraz przejmował. Gobliny nadchodziły.


Pierwsza miała wejść do walki formacja jeźdźców. Atak okazał się jednak zadziwiająco dobrze skoordynowany, bo choć zielna jazda poruszała się dużo szybciej od pokracznej falangi, to miała sporo dłużysz dystans do przebycia. W efekcie, miała uderzyć pierwsza, ale mogła liczyć na szybką pomoc i posiłki.

Manewr Vogla, za którym ostatecznie podążyli chłopi i osłaniający ich przodówce Lothar, spowodował, że przed samym atakiem wilcza jazda rozdzieliła się. Część goblinów atakowała chłopów, część pognała ku wozom. Zepsuło to nico palny z ich przysmażeniem, mimo to jednak, kiedy tyko pierwszy wilk wkroczył w rozlaną na polu bitwy naftę, strzała Moperiola podpaliła mu ziemie pod łapami. To samo, po drugiej stronie atakującej kolumny uczynił Hainz.

Przez pole bitwy przetoczył się skowy i kwik palonych życiem stworzeń. Część goblinów została podpalona na miejscu, część wpadała w ścianę ognia nie mogąc wyhamować na czas, lub w desperacji próbując ją przeskakiwać. Mimo rozdzielenia atakujących sztuczka udała się, zabawiając lub ranić co najmniej czwartą część szarżującego oddziału a wśród reszty powodując totalny chaos. Od razu wykorzystał go Vogel prowadząc atak z flanki. Atakował śmiało, wiedział, że zmierza po zwycięstwo. Przeciw niemu, Lotharowi i chłopom stanęło zaledwie kilku wilczych jeźdźców. Reszta atakowała wozy i tam sprawa wyglądał dużo gorzej.

Powożąca pojazdem z „przesyłką” na pokładzie Elise ruszyła do przodu jak jej kazano. To samo zrobił Bruno na czas walki oddelegowany do powożenia drugim pojazdem. Gobliny, które przetrwały ognistą niespodziankę opanowały szok i opadły ich chmarą. Te nie miały wielkiej, ciężkiej broni. Zamiast tego operowały z wilczych karków krótkimi włóczniami. Leo i Moperiol zdjęli po jednym, zanim dopadły wozów, ale obaj musieli też uważać na drugą formacje goblinów, aby zapalić w odpowiednim momencie rozlaną naftę. W ruch poszły miecze i topory. Gottri i Bruno walczący przy wozie z naftą, mieli łatwiejsze zadanie, bo zielone pokraki wyraźnie skupiły się na drugim pojeździe. Ściętą goblinia głowa i rozwalany młotem wilczy czerep szybko ostudziły atakujących. Elise dwoiła się i troiła, aby ochronić muły przed napastnikami, ale było to bardzo trudne a oszalałe ze strachu zwierzęta wyrwały się do przodu, najszybciej jak mogły. Pędziły bez opamiętania, prosto na wciąż płonąc ścianę ognia! Gislan wpadł w dziwny szał, wyjąc tak samo wściekle jak atakujące go wilki, toczył pianę ust, wymachując na prawo i lewo żelazem. Trup wokół krasnoluda kładł się gęsto, ale khazad w swym szale nie zważał na nic, w tym na odjeżdżający wóz. Na nim Felix, dwoił się troił, aby odegnać wilki, ale te wręcz opadły klatkę, wczepiając się w burty i dźgając w najemników na oślep.

- Podpalać! Podpalać drugą linie! -

Darł się w niebogłosy nadchodzący z odsieczą Vogel, widząc, że falanga weszła właśnie w rozlaną naftę. Moperiol spróbował wycelować, ale uczepiony wozu goblin, złapał go za nogę i obaj spadli z coraz bardziej rozpędzonego pojazdu. Po krótkiej szamotaninie, elf zadźgał zielonego sztyletem i wstał gotów do dalszej walki, ale do wozu miał już spory kawałek.

Leo wycelował raz, ale uderzony trzonem włóczni chybił. Nie zważając na atakując, nałożył kolejna strzałę. Ostatnią, tego był pewien. Musiał trafić teraz, albo wszystko pójdzie na marne. Wycelował, wstrzymał oddech, na moment zdołał zgrać się z rytmem pędzącego wozu i puścił cięciwę. Zaraz potem poczuł ból w prawej nodze, ugodzonej włócznią goblina. Nie zdołał utrzymać równowagi i runął na ziemie, podobnie jak wcześniej elf.

Krzyki palących się stworów były straszliwe. Zbite w ciasną formacje gobliny, były wręcz idealnym celem, do takiego ataku. Nafta zapłonęła tuż pod ich stopami, w jednej chwili podpalając całą formację. Falanga rozpadła się w sekundzie, buchać na dookoła żywymi pochodniami, uciekającymi na wszystkie strony. Połowa pokrak stanęła w ogniu od zaraz, albo zajęła się nim wkrótce. Pozostałe przy życiu biegały po polu bitwy we wszystkich kierunkach, w totalnym nieładzie. Tylko niewielka część uderzyła w samobójczej szarzy na chłopów i najemników, dając im jakieś zajęcie. Ci mieli jednak inny problem.

Rozpędzonym wóz z dziewczyną środku wpadł w ścianę ognia, co jeszcze bardziej przeraziło ciągnące go zwierzęta i teraz nie sposób było je opanować. Elise dwoiła i troiła na koźle, starając się utrzymać pojazd w pionie. Obok niej, kurczowo uczepiony burty Felix spoglądał jak w ślad za wozem kolejne sylwetki dosiadające wilków przeskakują nad ogniem, podrażając za pojazdem.

Za ścianą płomieni został zaś drugi wóz i reszta wciąż związanych walką najemników…


-------------------------------------------------------

MAPKA
 
malahaj jest offline