Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2012, 15:43   #10
Elas
 
Elas's Avatar
 
Reputacja: 1 Elas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znanyElas wkrótce będzie znany
Calamity i Hana, w drodze na miejsce spotkania.

Rycerz snując się przez targowisko, odstraszał od siebie niemal każdego przechodnia, niczym rekin który wpłynął w ławicę ryb. Już niedługo wyruszy z resztą śmiałków, na bardzo ważną wyprawę, nic go już nie trzymało w tym mieście. Jego cichy marsz przerwał brzdęk metalu, dokładnie jego hełmu pod wpływem trafienia przez niewielki kamień. Odwrócił swe puste obliczę przez ramię szukając “nadawcy”, jednak nie było widać nikogo takiego. Cóż, był przyzwyczajony, do takich przywitań, więc nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Aczkolwiek było to nieco bolesne... nie fizycznie w każdym razie. Jakby tego było mało, chwile później zostałby staranowany przez konia. Cóż, ten na szczęście zachował na tyle własnej inicjatywy, aby wyminąć rycerza, co widocznie zdziwiło Hane, która aż podniosła głowę aby sprawdzić, co się dzieje.
- Hee? - wydała z siebie cichą onomatopeje, wpatrując się w hełm. Zatrzymała wierzchowca, ponieważ wiedziała, że skądś powinna go kojarzyć, jednak w obecnym stanie jej pamięć szwankowała.
- Jesteś... tą... dziewczyną... ze spotkania... - Rzekł Calamity zerkając na dziewczynę, jednak coś w jej wyglądzie mu nie pasowało. W odpowiedzi pokiwała ona głową.
- Wszystko... w porządku? - Zapytał.
Jęknęła cicho, by później do tej odpowiedzi dodać jedno, proste słowo.
- Nie. - stwierdziła, próbując się dokładniej przyjrzeć rozmówcy, jednak skupienie przychodziło jej z trudnością.
Albo naprawdę źle się czuła, albo nie należała do tych rozmownych. Rycerz nieznacznie przekrzywił głowę w bok.
- Ktoś... się chyba... świetnie bawił... - Rzekł, przekręcajac głowę w drugą stronę.
- Na pewno... na targu... posiadają... jakieś specyfiki... na twą... przypadłość...- Zasugerował Calamity.
- Nie wiem, nie pamiętam. - odparła szczerze opuszczając przy tym lekko głowę.
- Musiałabym wiedzieć czym się strułam. A to... to jest skomplikowane.
Calamity sięgnął pod napierśnik i wyciągnął z niego miksturę. To była ta z tych silniejszych, więc mogła przynieść efekt całkowicie odwrotny.
- To mikstura... lecznicza... silne działanie... może ci... się po niej... polepszy. - Rycerz podał butlę prostując się na moment, pokazując jak wysoką istotą on jest. - Ale... może przynieść efekt odwrotny... - Ostrzegł na koniec. Hana już wyciągnęła rękę by ją chwycić, jednak z jakiegoś powodu zawahała się. Zamrugała dwukrotnie, dokładniej przyglądając się rycerzowi.
- Chwila... - powiedziała jakby nieco mniej otumaniona.
- Czy ty w ogóle żyjesz? - zapytała poważnie.
- Wiele... razy... mylono mnie... z nieumarłym... ale moje serce bije... - Powiedział rycerz nie zmieniając tonu swojego głosu od początku rozmowy.
Hana poklepała go po ramieniu, albo raczej zbroi znajdującej się w tamtej okolicy.
- Żyjesz. To dobrze. - stwierdziła. Na jej zmęczonej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Ale mikstura mi raczej nie pomoże. To inna przypadłość. - przygryzła lekko wargi mówiąc o tym. Nawet jej pokręcona moralność płakała teraz, że została wykorzystana.
- Zaniki pamięci... nudności... bladość twojej... skóry... nie... karnacja jest naturalna... ludzie... po libacjach... mają podobną... przypadłość. Nie wiem jednak... jak to... nazywają... - Powiedział Rycerz ciężko wracając do poprzedniej pozycji.
- Z jednej strony tak. Z drugiej strony, to nie pierwszy raz, kiedy się bawiłam. Ale efekty są znacznie inne. Tu chodzi o coś innego. - po tych słowach zmrużyła lekko oczy. Wyraz twarzy wyraźnie wskazywał, że myśli nad czymś intensywnie.
- Skąd wiesz, że to nie jest moja naturalna karnacja? - zapytała, blednąc przy tym jeszcze bardziej.
- Nie jesteś... zwykłym człowiekiem... nie zrozum... mnie źle... Ale po prostu to... widać... - Rzekł Calamity wystawiając przed siebie rękę w uspokajającym geście. Hana w odpowiedzi fuknęła jedynie, niczym urażona kotka.
Rycerz ukłonił się mówiąc.
- Najszczerzej... przepraszam jeżeli... cię uraziłem... nie miałem... takiego zamiaru... Calamity uniósł głowę. - Rzadko... z kimś rozmawiam... dlatego... zdarza mi się...- Rycerz wziął głęboki wdech i dodał - Powiedzieć... coś głupiego...
Hana nie powstrzymała lekkiego uśmiechu.
- Jesteś bardzo szczery. - stwierdziła a w jej głosie słychać było lekkie rozbawienie tym faktem.
- Ostatecznie nic się nie stało... - dodała po chwili cichszym tonem, odwracając jednak przy tym wzrok.
Calamity zacharczał dziwacznie, jednak miał to być wydech z ulgą.
- Jestem... rad...- Powiedział rycerz, dodając po krótkiej pauzie. - Jak... ci na imię?
Przeniosła wzrok z powrotem na niego, mimo kiepskiego stanu wyprostowała się dumnie i postarała się ukryć przynajmniej troche zmęczenia.
- Hana. Znaczy ono tyle, co kwiat. - powiedziała głośno, by po chwili przytulić się do końskiej szyi, jednym okiem wpatrując się w rycerza.
- A twoje?
- Calamity... znaczy ono... tyle co... nieszczęście... - Hana mogła pomyśleć, że ją przedrzeźnia ale nie miał takiego zamiaru. Podczas przedstawienia się opuścił nieco głowę.
- Kto ci nadał takie imie? - zapytała, unosząc przy tym lekko głowę.
- Ludzie... utożsamiali mnie z tym... słowem... to pewnie... przez mój... wygląd... - Odpowiedział na pytanie. - Może i miałem... kiedyś... imię... ale nie pamiętam... go...
- Nie dołuje cie to? Czy to imie nie sprawia, że czujesz się gorzej? Przecież imie to... naprawdę ważna rzecz.
Czy go nie dołuje? Calamity rzadko się śmieje, w zasadzie nigdy tego nie robi. Ale gdyby, to właśnie byłby ten moment.
- Nie mogę się... czuć gorzej... - Z trudem wzruszył ramionami, towarzyszyło temu ciche skrzypnięcie zbroi.
- Ale czy nie byłbyś szczęśliwszy z jakimś radośniejszym imieniem? Przecież o to w życiu chodzi. By się bawić! - stwierdziła, uśmiechając się przy tym lekko. Aż nadto widoczne było, że głupia dla innych kwestia imienia, dla Hany była conajmniej ważna.
Rycerza ogarnęła wewnętrzna złość, że nie może odwzajemnić uśmiechu. Ale w żadnym wypadku nie dał tego po sobie poznać. Kobieta wyprostowała się i puściła wierzchowca, po czym przez chwile starała się utrzymać równowagę. Nawet jej się to udało!
- Poza tym. - stwierdziła a końcówka jej języka na chwile pojawiła się na wargach, przejeżdżając po nich. Wyciągnęła ręce w kierunku rycerza i oparła się o jego ramionach, blednąc przy tym lekko. Sekunde trwała w tej pozycji, by później jednym, szybkim ruchem spróbować zdjąć hełm, bez żadnego ostrzeżenia.
Calamity nagle zatopił się w podłoże, tak jakby wpadł w ruchome piaski, z tym że wyglądało to jakby zatapiał się w purpurowe bagno i to znacznie szybciej. “Wypłynął” na powierzchnie dwa metry obok. Jego nagłe zniknięcie sprawiło, że Hana straciła równowagę. Bęc i była na ziemi.
- Nie możesz... tego zobaczyć... nie chcesz tego... zobaczyć... - Rzekł rycerz łapiąc się za głowę wolną ręką.
- Chce! - stwierdziła twardo, wciąż jednak leżąc na ziemi. Dopiero po chwili zebrała nieco sił i podniosła się.
- Chce to zobaczyć. - powtórzyła nieco głośniej.
Calamity pierwszy raz widział, żeby ktoś z własnej woli tego chciał. On już widział swoje odbicie i nie chciał aby ktokolwiek je zobaczył. Wtedy to już całkiem ktoś mógł uznać go za wynaturzenie.
- Jeżeli... ściągnę teraz hełm... i ktoś... mnie zobaczy... wybuchnie panika... rzuci się... na mnie straż... wtedy będę musiał się... bronić... - Rzekł rycerz, a co słowo z jego otworu w hełmie buchnęła para. - Jesteś... pewna? - dodał.
- Tak, ale w takim wypadku nie koniecznie tutaj. - chwyciła konia za uzde i reką skinęła na rycerza, kierując się w kierunku jednego z pobliskich zaułków. Zatrzymała się tuż przed nim.
- Wejdź pierwszy, wierzchowiec nas zasłoni. - stwierdziła a jej fiołkowe oczy wręcz płonęły.
Calamity postawił chwiejne kroki w stronę zaułka, oglądając się przez bark, czy nikt go nie widzi. Kobieta weszła zaraz za nim, wierzchowcem zasłaniając wejście.
- Nie... krzycz... tylko... - Wycedził i wbił swój miecz w podłoże obok siebie. Drżącymi rękoma zaczął powoli ściągać swój hełm... a pod nim była.... Twarz była mrocznie purpurowa, a na niej było widać wiele blizn, tak jakby ktoś zrobił sobie z jego twarzy układankę. W jego oczodołach były tylko dwa świecące się na fioletowo punkciki, z których bez przerwy kapała maź podobnego koloru, tak jakby bez przerwy łkał. Usta były raczej ludzkie, ale wewnątrz nich znajdował się rząd zębisk, które przypominały bardziej jakiejś bestii niż człowieka. A także z każdym wziętym oddechem z jego ust wydobywała się para. Włosy były zaś czarne, posklejane i sięgające nieco za podbródek, przysłaniając święcące ślepia. Hana widząc to, otworzyła lekko usta, jakby chcąc coś powiedzieć, jednak nic nie stwierdziła. Przyglądała mu się z uwagą, nie wiedząc, co innego mogłaby zrobić. Nie mogła się przecież odwrócić czy zacząć cofać. Wzięła głęboki oddech i zmobilizowała całą odwage - której posiadała zresztą całkiem sporo.
- Rozumiem. - powiedziała cicho.
- Przykro mi. Przez to nawet nie możesz czerpać z życia. - dodała po chwili, przełamując się przy tym do innej rzeczy. Podeszła do niego powoli, czując, że to właśnie powinna zrobić. A następnie objęła go ramionami, stając przy tym na palcach.
Nie wrzasnęła? Nie uciekła? Calamity był naprawdę zaskoczony reakcją dziewczyny.
W żadnym wypadku nie spodziewał się takiej reakcji. Odwzajemnił uścisk kładąc swoją wielką rękę na plechach Hany.
- Jesteś... dobrym człowiekiem... Hana... nie zawaham się... unieść miecza... w twej obronie.- Rzekł opuszczając dłoń. Zaraz po tym kobieta cofnęła się, starając się przy tym - całkiem skutecznie swoją drogą - ukryć obawe, że dziwne coś kapnie jej na twarz.
- Współczuje ci. - stwierdziła krótko.
Rycerz nie wypowiadając jednego słowa, chwycił za hełm i go założył. W jego otworze znów pojawiła się pustka.
- Wolałbym... więcej tego... nie robić... - powiedział wyciągając z ziemi swój miecz, po czym oparł go na barku. Dopiero w tym momencie zauważył dziwny oręż, który spoczywał na jej plecach.
- To twoja.. broń? - Zapytał rycerz wskazując palcem na przedmiot.
- Nie. To znaczy tak. To znaczy... eh. - westchnęła cicho. Rycerz okazał jej wiele zaufania a podstawowa sztuczka psychiczna działała także na nią. Czuła, że powinna się odwdzięczyć tym samym.
- Tak, używam tego pręta jako broni. Ale równie dobrze może to być... cokolwiek innego.
- Ciekawy... oręż... -Stwierdził rycerz beznamiętnie, następnie zatoczył się i odwrócił w stronę wyjścia z alei.
- Reszta... pewnie się niecierpliwi... Niechciałbym zawieść... niektórych...- Powiedział Calamity oglądając się na Hanę przez bark.
- Rozumiem. - stwierdziła krótko i zaczęła wyprowadzać konia z zaułka, co nie było tak łatwe jak się spodziewała. W końcu jednak wierzchowiec opuścił to ciasne miejsce a chwile później Hana wskoczyła na niego.
Rycerz swoim charakterystycznym krokiem postępował naprzód, jednak ciekawiła go jedna rzecz. Zapytał więc.
-[i] Poznałaś już... kogoś z... drużyny?[i]
- Można tak powiedzieć. - stwierdziła a jej ton oziębł momentalnie. Chociaż nazwa wampir zdenerwowała tamtą istote, to jednak wciąż była najtrafniejsza. A to miało inne konsekwencje.
- Nie licząc ciebie, dwie osoby.
- Faust... Gort... Ty... Shiba... Lirati... - Zaczął wymieniać rycerz.
Na twarzy Hany pojawił się wyraźny grymas przy piątym imieniu.
- Coś... nie tak?- Zapytał Calamity widząc reakcję dziewczyny.
- Lirati to wampir. Istoty tego pokroju nie zasługują na to, żeby żyć. - stwierdziła chłodnym, dosyć obojętnym tonem, jakby była sędziną, która wydaje wyrok na sali sądowej.
Na słowo “Wampir” Miecz rycerza uderzył o wykładaną kamieniami drogę, a on sam wyprostował się, zaciskając zbrojoną dłoń na rękojeści.
- Wampir... straszne... stworzenia... - Rzekł, po czym spojrzał na dziewczynę. - Jesteś... pewna?
- Tak. To była cała sytuacja. Nie przyjęła ode mnie podarunku, jakim była owoc, tłumacząc się, że nie może ich jeść. Gdy zapytałam się czym się żywi, powiedziała, że jak podam jej ręke to mi pokaże. Zabrała część mojej energii życiowej. Chociaż nie jest to zwykły wampir, to działa na tej samej zasadzie. Zabiera życie innych dla swych korzyści. - mówiąc te słowa, Hana patrzyła przed siebie wyprostowana. Miała już cel.
- A moje zasady nie pozwalają mi zostawiać takich istot przy życiu.
Calamity wysłuchał uważnie co miała do powiedzienia. On sam raz musiał się zmierzyć z taką istotą, więc wiedział teraz kogo ma w drużynie.
- Jesteśmy... drużyną... narazie. - Pomimo braku wszelkich uczuć w wypowiedziach rycerza, ostatnie słowo wyszczególnił na swój sposób.
- Między dziewiątką a ósemką jest różnica zaledwie jednego pociągnięcia. - rzuciła dwuznacznością, z powodu której aż uśmiechnęła się lekko.
- Nie wiem... jak inni... mogą to... odebrać... ale masz… moje wsparcie... Rzekł łapiąc lecący w jego stronę kamień i miażdżąc go na proch, płosząc oburzonego jego obecnością wieśniaka.
- Będę... miał ją... na oku... - dodał spoglądając na przestraszonego osobnika.
- To dobrze. Wygląda na to, że mamy podobne zasady. - uśmiech na jej ustach powiększył się nieco.
- Coś co... krzywdzi niewinnych... nie zasługuje... na żywot... - Skwitował Rycerz charcząc dziwacznie.
- Tak. - rzuciła, choć w jej głosie nie było słychać szczególnego przekonania. Po chwili przeniosła wzrok na rycerza, wbijając w niego wzrok. W jej fiołkowych oczach ponownie widoczne było coś, co możnaby nazwać ogniem.
- Zasługujesz na lepsze imie. Aktualne przynosi ci nieszczęście. - stwierdziła.
- Widziałaś... jak wyglądam... co innego... przychodzi... tobie na myśl? - Zapytał nieco zaskoczony, garbiąc się ponownie i zarzucając na plecy oręż.
- Uhm... - wydała z siebie cichy dźwięk, jakby kompletnie zgaszona.
- Coś wymysle. Z pewnością. - dodała po chwili.
- Czekam... niecierpliwie... - Rzekł przekręcając głowę w bok, następnie kontynuował przemarsz.
 
Elas jest offline