Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2012, 15:50   #11
Zajcu
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Chaos na bramie
Shiba zbliżał się do bramy w powolnym tempie. Co prawda początkowo szedł za Grotem ale jakimś cudem zgubił go w tłumie.
Gdy znalazł kolejną równie wielką sylwetkę okazał się to być Calamity.
Zdziwiło go jak wiele razy można spotkać tą samą osobę czystym przypadkiem, ale z drugiej strony tego typu olbrzyma nie trudno przypadkiem przegapić.
Jeśli trudno coś przegapić to chyba łatwo to znaleźć, prawda?
- Hej! Calamity! - Krzyknął do olbrzyma podchodząc powoli - Właściwie zaplątałem się tutaj nieco, którędy do głównej bramy? - Przyznał się spokojnie, gdy w końcu podszedł bliżej.
Spojrzał też w bok i ujrzał małą piękność. Zastanowił się gdzieś pan puszka znalazł tego typu osóbkę i...Przypomniał sobie, że należy ona do grupy!
- Oh, mój błąd, że wcześniej nie spostrzegłem! - Rzekł do niej - Shiba Tabipuru z szlachetnego domu pogody - przywitał się puszczając chwilowo wodze konia aby wykonać wyćwiczony ukłon - Do usług!
- Hana. Moje imie znaczy tyle, co kwiat. - przedstawiła się kolejny raz tego dnia, niemalże w ten sam sposób. Jej fiołkowy wzrok utkwił w nowoprzybyłym, wyraźnie go oceniając.
- Witaj... niestety... sam... nie jestem... pewien... Odpowiedział Shibie, wzruszając ramionami.
- W takim razie musimy się przekonać. Masz, potrzymaj! - Powiedział wyjmując z kieszeni płaszcza mapę, po czym wciskając mu ją w ręce. - Mógłbym chwilę pobłądzić, ale nie wypada wprawiać panią w problemy. - Ocenił i po chwili gmerania w kieszeniach wydobył kompas. Hana uśmiechnęła się lekko po tych słowach.
- Jestem przyzwyczajona do błądzenia.
- Główna brama jest na północy? - Spytał.
Calamity rozwinął mapę i przybliżył ją do otworu w hełmie. Wpatrywał się w nią szukając zaznaczonej na mapie bramy. Po ponad kilkunastu sekundach ciszy w odpowiedzi twierdząco pokiwał głową.
Po chwili milczenia Shiba dał spokojną odpowiedź.
- To idziemy dobrze. - Po tych słowach schował kompas i odebrał Calamity jego mapę.
- A więc Hana oznacza kwiat? Pasuje do ciebie. - Powiedział spokojnie do Hany. - Można wiedzieć, czemu zdecydowałaś się nam towarzyszyć?
- Można. - odparła krótko z lekkim uśmiechem, jednak nie dodała nic więcej.
Rycerz sam był tego ciekaw, jednak nie odezwał się słowem na ten temat. Nie chciał być natarczywy.
- Z chęcią się kiedyś dowiem - skomentował odpowiedź.
Spojrzał na Calamity, po czym znów na Hanę. Nie miał jednak nic istotnego do powiedzenia.
Widać długi dzień na hałaśliwym targu powoli zaczynał być męczący.
W pewnym momencie spostrzegł, że zbliżają się do bramy. Będą mogli trochę odpocząć czekając na resztę.
Widząc że są na miejscu, Calamity wbił swój miecz w podłoże, po czym ciężko przysiadł opierając się o niego plecami. Zrobił dzisiaj wiele kilometrów więc należało mu się złapać parę oddechów.
Hana nie zatrzymała się odrazu. Zrobiła dosyć szerokie kółko dookoła swych towarzyszy, potem następne, by dopiero wtedy pozwolić wierzchowcowi się zatrzymać, chociaż nie wyglądało na to, żeby miała zamiar schodzić.
- Widzę, że nie tylko ja odnalazłem drogę - blondyn powiedział, po raz kolejny zamykając książkę, tylko po to, by zatrzymać swój wzrok na chwilę na każdym z nich. się tym, którzy właśnie do niego dołączyli. Poznał każdego z nich, dziewczyna i wielki rycerz byli najbardziej interesującymi istotami w drużynie, zaś jednoręki... póki co pozostawał niewiadomą.
- Widziałeś resztę... Faust? Szaleństwo... samo się... nie powstrzyma... - rzekł zniecierpliwiony rycerz patrząc się w niebo i wzdychając ciężko.
- Nie od naszego poprzedniego rozstania. - odpowiedział całkowicie szczerze, w końcu nie zawsze jest po co zakładać maskę, o ile takowa istnieje...
- Nie podoba mi się to, że mamy wampira w drużynie... - powiedziała niby do siebie, jednak nie było problemem dla postronnych by to usłyszeć.
- Hmm? - jeszcze przed chwilą zanurzony w pokrytej informacjami księdze odziany w kolczyki-krzyże wydawał się z trudem łączyć elementy należące do realnego świata. Możliwe, że zamierzał rzucić pierwszy odważnik na korzyść ksiąg w walce z empirycznością naszego życia.
- Wiedziałem... że gdzieś... widziałem... takie... zdolności... materializacji. - Oznajmił Calamity nie zmieniając swojej pozycji, całkiem jakby zamienił się w posąg.
- Zaraz, to mamy długowiecznego w drużynie? - Spytał zdziwiony. - Niby, od kiedy stworzenie dbające wyłącznie o własną wygodę miałoby spróbować pomóc ogółowi? - Zdziwił się spoglądając na Hanę. Znał co prawda tylko jednego wampira, ale to nie było specjalnie istotne. Choć fakt posiadania ów stworzenia w drużynie zwiększał jego poczucie szansy na sukces. Wątpił, aby nieumarły ruszał w wielką podróż do nieistniejącej wyroczni. Ta wiadomość miała, więc i dobre strony.
- Żywi się energią życiową na zasadzie podobnej do wampirzej. Tylko, że nie wbija nigdzie kłów. Wystarczy jej kontakt fizyczny. - pogładziła się po prawej dłoni, wciąż pamiętając, jak to właśnie tym miejscem została pozbawiona części... samej siebie?
- Czyli jest tym samym, co wampir. Różni się tylko sposób w jaki się żywi a nie to, czym się żywi.
- Dobrze wiedzieć, że mamy w drużynie kogoś zaznajomego z takimi istotami - uśmiech, który z całą pewnością mógłbyć fałszywy, wyśmiewny, tym razem wydawał się być szczery. Jego wzrok spoczął na Hanie, która odpowiedziała głośnym prychnięciem.
- Nie musisz mi wierzyć. - stwierdziła a jej fiołkowe oczy wbiły swój wzrok w niego, wyraźnie zagniewane.
- Czemu miałbym wątpić? - odparł, chcąc się usprawiedliwić.
- Sprawiłeś takie wrażenie.
- Zmysły, zmysły. Czasem zwodzą. - jego słowa najwyraźniej rozbawiły go w ten, czy inny sposób. - W każdym razie, przepraszam - dodał po chwili teatralnie kłaniając się.
- Wątpię, aby ktoś zwątpił osobie o tak inteligentnym wyrazie twarzy! - Stwierdził Shiba wchodząc w dyskusję. - Z pewnością weźmiemy sobie to ostrzeżenie do serca. Możesz jednak wyjawić imię owej istoty? Boję się, że nie odgadnę. - Przyznał.
- Lirati. - wyjawiła imie, wypowiadając je z sporą dawką czegoś, co możnaby nazwać nienawiścią.
- Jakieś rady? - mężczyzna schował książkę za siebie, tak że zniknęła z widoku pozostałych, bez możliwości ujrzenia jej tytułu.
- Po prostu zabić? - odparła.
- Oh? - W jego głosie więcej było zawodu niż zdziwienia - cóż to tłumaczy, czemu nie lubi mięsa. Ah, racja zapomniałem spytać! Czy panienka lubuje się w potrawach mięsnych? Nie potrafię przyrządzać warzyw, więc zakupiłem głównie różnorakie rodzaje mięsiwa...Alternatywą są paczki przypraw. - Wzruszył ramionami kończąc odpowiedź.
- Bardzo lubie mięso. Lubie wszystko, co jest smaczne. - stwierdziła i uśmiechnęła się lekko do niego, jakby sprawa Lirati nigdy nie istniała.
- I krwiste - Faust zażartował a chwile później poleciało w niego jabłko, które Hana wydobyła z juków, tylko po to, by wylądować w jego ręce. - Dziękuję.
- Nie róbmy... niczego pochopnego...- stwierdził rycerz, dziwnie trzęsąc głową.
- Takie istoty... są przebiegłe... o mało... nie zginąłem... przez...wampira... - dodał po chwili z brakiem jakichkolwiek uczuć w głosie.
- Z drugiej strony, nie zasługują na żadną sekunde życia. Ich miejsce jest pod ziemią. - stwierdziła twardo, przenosząc wzrok na rycerza.
- Może będzie to oczywiste, zbędne pytanie, ale myślę że trzeba je zadać. - mówiąc to lekko pogładził się po brodzie. - Ale czy, by zostać wampirem konieczna jest śmierć? - było to coś trywialnego, jednak każda sekunda poświęcona na analizę tego faktu podsuwała inne możliwości.
- Temat względny - zaprotestował Shiba - potrafią koegzystować wraz z innymi, jeżeli tylko tego chcą. - Spostrzegł niebieskoskóry. Jakby na to nie spojrzeć każda jednostka danej rasy ma własny sposób rozumowania.
- Porzucić... człowieczeństwo... z własnej woli? - Rycerz zwrócił swój pusty wzrok na blondyna. - To by było... głupie... - wywnioskował rycerz.
- Ktoś, kto żywi się siłami życiowymi innych, nie zasługuje na życie. - powiedziała, podnosząc przy tym głos.
- “Porfiria”... tak chyba... nazywa się choroba... wampiryzmu... ale jak... stajesz się... krwiopijcą... to umarłeś... - Rzekł rycerz odpowiadając jak tylko mógł na pytanie Fausta.
- Umarł człowiek w tej istocie - powiedział, wykorzystując słowa dzierżyciela rozpaczy jako trampolinę dla jego słów, wrzucając je na.... akceptowalny poziom. - Ale istota, dusza sama w sobie jest ta sama, czyż nie? - zapytał, spoglądając na główne źródło kwitnącej w jednym, jasno określonym kierunku.
- Nie jest! - jej słowa były głośniejsze niż poprzednim razem, teraz podchodząc niemalże pod krzyk.
Wzrok tymczasowego worka treningowego przeniósł się na niebieskoskórą istotę. - A.... Shiba? - spytał.
- Zdefiniuj duszę - zaproponował - jeżeli chodzi o charakter i mentalność ta również ulega zmianą pod napływem nowych możliwości jak i konieczności. Chociażby potrzebie picia krwi. - spostrzegł Shiba. Wiedział, że jego doświadczenia z wampirami muszą być dramatycznie różne od doświadczeń Hany. - Choć jestem pewien, że nasza Hana ma powody dla swojej nienawiści. Jakkolwiek by nie było stworzenia wampirze z reguły zachowują się agresywnie względem ludzi. Choć powinniśmy dać Lariti szansę. Być może ma swoje cele, przez które będzie nam pomagać.
Spojrzał na Hanę i uśmiechnął się.
- Jeżeli stracisz do niej zaufanie mogę ci pomóc się jej pozbyć. Lecz chwilowo proszę o zachowanie ogłady.
Prychnęła głośno. Widać było, że coś się w niej wręcz gotuje.
- Ja... - zaczęła normalnym tonem - przynajmniej w kwestii jego głośności, gdyż mieszanka wielu uczuć, od niepewności do nienawiści, daleka była od jej normy.
- Nie mogę jej zaufać. Nie mogę dać jej szansy. - stwierdziła w końcu, zeskakując przy tym z wierzchowca.
- Zresztą, tacy... - zamilkła nagle. Ugryzła się w język. Dosłownie.
- Jeśli chodzi o mnie - zaczął spokojnie, jakby nie chciał brnąć dalej w niewygodnym dla niego, jak i dla dobra tej samozwańczej misji. - To masz moją zgodę. - powiedział patrząc na dziewczynę-kwiat.
- Zostałeś... mianowany dowódcą? - Wypalił nagle rycerz. To pytanie było skierowane do osobnika w czerwonej koszuli.
- Nie. - krótka i rzeczowa odpowiedź była czymś, co nie wypływało z jego ust zbyt często.
- Rozdajesz... zgody... wybacz, ale coś źle... skojarzyłem... - Dodał Calamity, robiąc delikatny wymach ręką w stylu “nieważne”.
- Nic się nie stało. - odpowiedź po raz kolejny była... neutralna. Całkowicie. Nawet ton jego głosu był... nie łączył się z nikim. - Po prostu lepiej jeśli wszystko załatwicie zanim zacznie się robić... - tutaj wziął wdech, jakby potrzebował zebrać otaczającą go energię by wypowiedzieć kolejne słowo. - Ciekawie! - to zaś było czymś, co sprawiło, że uśmiech na jego twarzy rozszerzył się jeszcze bardziej.
W tym czasie Hana krążyła w kółko, próbując przynajmniej częściowo się wyładować. Oddychała gniewnie a każdy jej krok łączył się z wzbijającym się w niebo kurzem, po tym, jak specjalnie uderzała w ziemie.
- Spokojnie Panienko! Z nami nie musisz się obawiać byle wampirów! - Palnął prosto z mostu poczym wzruszył ramionami spoglądając na Calamity - to raczej oczywiste, że nie będziemy mianowali nikogo dowódcą. - Stwierdził - walczymy przeciw szaleństwu a nie ma nic wprowadzającego większy chaos niźli szalony król. - główną nauką w jego królestwie było wpajanie wszystkim egoizmu jednostek i samego faktu, że nikt nigdy nie działa priorytetowo dla innych. - Jeżeli już mieliłbyś dawać komuś koronę to przynajmniej trzem osobą.
- Trzem? - Zapytał poprawiając kawałek granatowej tkaniny na jego zbroi.
Hana zaprzestała wędrowania bez celu, jednak nie wyglądało na to, aby spowodowane było to uspokojeniem. Może wręcz przeciwnie? Szybkim krokiem podeszła do Shiby i stanęła przed nim, naruszając przy tym coś, co zwane jest prywatną strefą. Uniosła głowę by móc spojrzeć na jego twarz, napierając przy tym lekko swoim ciałem. Jej skóra pobladła lekko.
- Nie. Mogę. Się. Uspokoić. Wiedząc. Że. Muszę. Współpracować. Z. Wampirem. - wypowiedziała każde słowo powoli, tak dobitnie, jak tylko potrafiła.
- Zabij więc - Faust zaśmiał się gorzko.
- Rozumiem. Ale czy nie lepiej jest denerwować się wypoczywając niż...Rwąc nerwy? - Jakkolwiek dziwacznie brzmiało to zdanie coś w nim było - To nie tak, że cokolwiek ci to pomoże. Po prostu zastanów się jak minimalna ta współpraca będzie! - Shiba wyjął z wewnętrznej kieszeni płaszcza mapę, rozwinął ją i pokazał spokojnie Hanie - Musimy dojść do Witlover, aby przedostać się górami. Później będziemy mieli wiele dróg prowadzących do celu. Oczywiście rozdzielimy się, aby poprawić nasze szanse przeciwko szaleństwu. Funkcjonuje ono jak zaraza, więc większe grupy są bardziej narażone. - Niebieskoskóry uśmiechnął się delikatnie - Zaparzyć panience herbaty?
Prychnęła głośno, jakby była urażoną kotką.
- Nie. - odparła krótko, obracając się na pięcie i odchodząc pare kroków.
- Zabiłeś... kiedyś wampira... Faust? - Odezwał się rycerz, dodajac po krótkiej pauzie.
- Jeżeli tak to wiesz... że to nie... jest takie... proste... - Zakończył wypowiedź głębokim westchnięciem.
- Zabić, to zabić, nieprawdaż? - odpowiedział pytaniem na pytanie, nieco zdziwiony. Uśmiech na chwilę znikł z jego twarzy. - Jeśli wampir ma być wyzwaniem, to lepiej, byście zwiali z otrzymanymi pieniędzmi. - tym razem ton jego głosu był smutny.
Calamity został chyba źle zrozumiany, ale to była tylko jego wina, gdyż dziwnie ubierał swoje wypowiedzi w słowa.
- Wyzwanie... czy nie... ucięcie... głowy pomaga... - Rycerz sam sobie jakby zaprzeczył przez tą wypowiedź, dopiero po chwili to do niego dotarło. Skomentował to uderzając się lekko w hełm. - Może... już się... nie będę... odzywał?- rzekł to w taki sposób jakby coś spartolił. Choć ciężko z jego wypowiedzi wychwycić jakiekolwiek odczucia.
- Wybacz. Nie chciałem urazić - nawet jeśli ich wzrost nie był porównywalny, to potulne schylenie głowy miało raczej znaczenie kulturowe. Gest skruchy był tak powszechny, że niemal każdy, niezmiennie od znanych mu krain rozumiał go.
- Co racja to racja - przyznał Faustowi. Chciał podejść do Hany i jakoś ją uspokoić jednak nie miał pojęcia, co zrobić. Więc postanowił nic nie robić.
- Nie powinniśmy się przejmować tego typu wyzwaniami. Prędzej czy później trafimy na coś potężniejszego niż wampir. - Zaśmiał się lekko spoglądając na Calamity - Pomyłki się zdarzają. Nie są powodem, aby przestać mówić.
- Nie liczy się potęga. Tu chodzi o zasady. - stwierdziła głośno po czym tam, gdzie stała, usiadła na trawie. Albo raczej nie tyle usiadła, co pozwoliła ciału upaść do siadu. Chwilę później położyła się, zamykając przy tym oczy, chociaż jej klatka piersiowa wciąż unosiła się gniewnie.
Blondyn jakby niechętnie ruszył w kierunku leżącej dziewczyny. Gdy tylko zbliżył się, przykucnął, a jego ręka w magiczny sposób wylądowała w jej włosach. Właśnie w tym momencie stało się coś, co jedni nazywają magią, inny, którym nieco bliżej do ciapków zjawiskiem “pacu-pacu”. - Oi, oi. Nie ma co się unosić - odparł, chcąc uspokoić nieco sytuację.
- Licze do trzech. - stwierdziła krótko, najwyraźniej niezadowolona.
- Raz.
- Dwa! - roześmiał się. - Stało się coś dobrego? - dodał po chwili chcąc by śmiech zmył z twarzy kwiatu złość.
Rycerz przyglądał się w ciszy całej sytuacji, od czasu do czasu przekręcając głowę to w jedną to w drugą stronę.
Wbrew temu, co zamierzał - Faust wycofał się niepewnie. - Ojou-sama - dodał pytająco.
- Nie. - odparła gorzko po czym wzięła głęboki oddech.
- Zdecydowanie nie. - dodała po chwili cichszym głosem.
-Daj jej spokój - zaproponował - Nikt nie ma obowiązku ufać komukolwiek. Tak długo jak nie oszaleje przez swoją nienawiść to nie nasz problem. - Spojrzał na nią z uśmiechem jednak nic nie powiedział. Odpowiedź Hany nie była specjalnie błyskotliwa, ale za to bardzo treściwa - po prostu głośny dźwięk, pomiędzy parsknięciem a burknięciem.
Faust niechętnie wycofał się, niemal tak, jakby reakcja dziewczyny na jego zabieg była dla niego jakąś urazą, czy też... odebraną zabawką.
Calamity z dźwiękiem obijających się blach w jego zbroi podniósł się, po czym wyciągnął “Despair” z ziemi. Nie zarzucił go na bark tylko... zaczął wykonywać nim rozmaite wymachy i sztychy. Po prostu zaczął sobie ćwiczyć. Jego ruchy przy tym stylu walki przypominały te, podczas jego poruszania się, czasami wyglądało to tak, że to miecz nim steruje. Robił to w pewnej odległości, aby przypadkowo nie zranić nikogo w pobliżu.
- Nie przeszkadzajcie mi, póki wszyscy się nie zbiorą. Albo nie pojawi się Lirati. Wtedy mnie obudźcie. - niechęć przy wypowiedzeniu tego imienia była aż nadto widoczna. Po swych słowach, Hana z pleców przewróciła się na lewy bok, zwinęła w kłębek niczym szczenie i starała się zasnąć.
- Niepoprawnie kolorowych snów - zarzucił widząc zachowanie swoistej atrakcji dla reszty drużyny - dziewczyny o wybuchowym charakterze. Po chwili rozejrzał się po reszcie, jakby szukając kogoś, kto chociaż przyrzuci dziewczynę pledem.
- Zgoda - odparł szeptem Shiba, po czym zręcznym ruchem zrzucił z siebie płaszcz i złapał go w swoją jedyną dłoń. Spokojnie podszedł do Hany i okrył ją delikatnie.
Następnie wrócił do grupy.
- Właściwie długo tutaj siedziałeś? - Spytał Fausta.
- Tylko kilka stron - odparł przelotnie, uśmiechajac się do postaci, której charakter z całą pewnością nie będzie tak błękitny, czysty jak jego skóra. - Gdzie znajduje się ta kraina... - zapytał, usilnie próbując coś sobie przypomnieć. - Pogoda? - dodał.
"Ciekawa miara" pomyślał Shiba.
- Pogoda to nazwa domu - powiedział - Coś jak...Ród? - Spróbował znaleźć coś podobnego - głupotą jest oddawać władzę jednemu królowi, prawda? Każdy najpierw myśli o własnych celach a potem o reszcie. Stąd właśnie domy. - Objaśnił pytanie, które wydało mu się zabawne. Z drugiej strony nie było dziwne. Niewielu przedstawicieli jego rasy oddalało się od rodzinnych stron.
- Po prostu nie spotkałem nikogo takiego jak ty. - odparł z rozbrajającą szczerością, obnażając przy tym swe białe zęby. - Im mniej władzy, tym lepiej? - Faust kontynuował dopiero po dłuższej chwili, jakby jego myśli raz płynęły wolniej, innym razem przyśpieszały niczym obroty w kosiarce należącej do ogrodnika.
Shiba przytaknął.
- Władza to jedna z największych sił. Nie powinno się ofiarować się jej więcej niż to absolutnie wymagane. - Mrugnął parę razy w zastanowieniu - Być może uważasz inaczej?
- Być może. - odparł nieco neutralnie.
"Czyżbym był dla niego zbyt mało dosłowny?" Zapytał się w myślach Tabipuru podchodząc do tego raczej negatywnie.
- Pytał chcąc poznać twoje zdanie, jeżeli jest inne. - Poprawił się.
- Władza jest zła. - odpowiedział nieco niechętnie. - Ale lepsze to niż władza w rękach idiotów - dodał po chwili.
Shiba ponownie przytaknął ruchem głowy.
- Im więcej osób ma odłam władzy tym łatwiej idiotów zdominować. - Skomentował podsumowując swoją opnie. - Mógłbyś powiedzieć mi, dlaczego zdecydowałeś się na tą podróż? - Zapytał. - Wydajesz się osobą dosyć...Prostą? Może to tylko pozory.

Poszedł limit.
 
Zajcu jest offline