- Ty również nie wydajesz się odbiegać od tego.... zadania? - odpowiedź Fausta była prosta. Z zaciekawieniem rozglądnął się po okolicy jeszcze raz, nikt dziwny nie zbliżał się, znaczy że muszą jeszcze poczekać.
Ostrze rozpaczy przecinało powietrze z głośnym świstem, gdy rycerz kontynuował swoje poczynania. Jednak w ułamek sekundy zastygł... i wrócił do swej pokracznej postawy. Powolnym krokiem zbliżył się do towarzyszy wyprawy, po czym zrobił ponownie to co przedtem. Opierając się o “Despair”, spoglądał na Fausta i Shibę, nie był pewien o czym rozmawiali.
- Poniekąd - przyznał - Najwidoczniej moja opinia wybiega po prostu od tego, że znamy się wyłącznie powierzchownie. - Uśmiechnął się nieco czując, że jego poprzednie pytanie było dosyć głupkowate.
- Zaufanie jest... dosyć ważne... podczas takiej... wyprawy... jednak trzeba... uważać kogo... się nim... obdarowuje...- Odezwał się dzierżyciel rozpaczy, starając się aby nie znów nie powiedzieć niczego głupiego.
- Zaufanie? - zapytał nieco zdziwiony. - Przywiązanie się do kogoś tylko po to, by go zabić, gdy oszaleje? - Faust po raz kolejny ukazał biel swych zębów śmiejąc się z ironii losu.
- Wtedy... zabijasz... tą osobę... ratując ją... przykro mi jednak... że z góry... zakładasz... coś takiego... - Rzekł rycerz przekręcając głowę w bok.
Lekko zdziwiony Shiba spojrzał na Calamity.
- Tego typu zasada może być dobrym wytłumaczeniem dla nerwów naszej śpiącej królewny.- Odparł - Nie jest to również wartość bezwzględna - spojrzał na z tymi słowami na Fausta. - Mamy zaufanie, przyjaźń a nawet miłość. Tego typu określenia to po prostu stopnie tej samej rzeczy. Nie musisz się do kogoś przywiązywać, aby z kimś współpracować.
- Rycerzu, zaufanie jest wielkim słowem dla kilkugodzinnej znajomości - choć była to rzecz bardzo prosta, oczywista, to dopiero teraz zostałą ona powiedziana na głos.
- Szybko... zyskuje zaufanie... jednak... czasem się mylę... wtedy zaufanie pęka... jak kręgosłup. Nic... nie tracę...wtedy - Rzekł Calamity, w strasznie dziwny sposób.
- Ja zareagowałbym... smutkiem? - blondyn bardziej stwierdził niż zapytał. - Mam nadzieję, że okażę się kimś godnym twojego. - dodał po chwili.
- Tego... uczucia... nie musiałem... wymieniać. - Powiedział rycerz, a po krótkiej chwili dodał
- Ufam tobie... - krótko rzecząc obejrzał się za siebie, czuł że zaraz znów oberwie kamieniem.
Shiba postanowił zmienić temat spoglądając na Calamity.
- Właściwie skąd się wzięło twoje imię? - Zapytał - oznacza zagładę, prawda? - Uniósł leko brew w zastanowieniu mrugając parę razy. W sumie miał o to zapytać na poprzednim spotkaniu.
- Spójrz na... mnie... jestem chodzącym... nieszczęściem... “Calamity” to właśnie... oznacza... - Odpowiedział rycerz znów zastygając jak posąg w siedzącej pozycji.
Niebieskoskóry uśmiechnął się.
- My wciąż używamy tego języka - powiedział. - Znaczy się, Sidhe. To główny język na naszym kontynencie. Szkoda, że tutaj wymarł. - była to dosyć interesująca ciekawostka dla Tabipuru.
- Ciekawe... to ludzie... mnie tak... nazwali... a twój lud... to rzadkość... na tych ziemiach... - Rzekł rycerz, przy każdym słowie wypuszczając nieco pary z otworu w hełmie.
- Co jest tego przyczyną? - zarzucił by podtrzymać rozmowę.
- Nie wiem... nie zastanawiałem... się nad tym... - Rycerz pokręcił głową, w mało energiczny sposób.
- Różnic. - Odparł Shiba - Nasz kontynent jest pokryty lodem. Mi tutaj osobiście potwornie gorąco. Mam nadzieję, że nie wejdziemy w "pustynie" czy jakkolwiek to nazywacie. - Podrapał się w tył głowy, po czym kontynuował - no i aby się tu dostać trzeba opłacić łódź, nauczyć się waszego języka...Mnóstwo roboty. Nie wszyscy mają ku temu powód.
- W takim razie twój powód na bycie tutaj, udział w tym zadaniu musi być dużej wagi - odparł blondyn, uśmiechając się niemal tak, jak łowiec wyczuwający swą zwierzynę.
- Ogólnie zagrożenie dotyczy wszystkich nie tylko was. Wypadało, aby kogoś wysłać. Tak się składa, że członkowie domów mają w obowiązku naukę języka. - Odpowiedział Shiba - choć oczywiście mam też swoje pobudki. Inaczej wysłaliby kogoś z innego domu. - Przyznał bez wahania. W końcu sam wcześniej stwierdził, że każdy dba priorytetowo o swój biznes. - No, ale to raczej logiczne.
- W takim razie musiałeś zostać do tego dobrze przyszykowany - zauważył przywdziany w czerwoną koszulę samiec. -W końcu jeśli masz coś bliskiego sobie na szalach tej wagi, będziesz się starał - dodał po chwili całkiem uczciwie.
- Jakie... pobudki... ty masz Shiba? Jeżeli... można wiedzieć... - Zapytał odwracając głowę w stronę niebieskoskórego.
Shiba spojrzał pod skosem na śpiącą Hanę i przyłożył palec do ust nakazując milczenie. Następnie nieco ściszonym głosem odparł
- Wasze kobiety! Ładne, delikatne i żywe! Nie to, co nasze wiedźmy! - Mówiąc to zacisnął dłoń w pięść. - ‘Przed wyjazdem uczyłem się robić delikatne potrawy z mięs, powinno zadziałać. Miałem nadzieję poznać jakieś interesujące panie. I są interesujące! - Uśmiechnął się. Być może brzmiało to naciągnie ale póki co na tym się kończyło.
- Przybytek rozkoszy był na... ul. Szerokiej - zaśmiał się nieco głośniej niż zamierzał.
- Zaskakujące... nie wróć... zrozumiałe... wiele tutaj... pięknych niewiast...- Calamity opuścił głowę, grzebiąc szponem na zbrojnej rękawicy w piachu |